STRONA
GŁÓWNA
Kwestya ruska wobec Austrii i Rosji
Franciszek Rawita-Gawroński
"Kwestya ruska wobec Austryi i Rosyi ” – Kraków 1913 r.
/fragmenty/
Austrya, tak samo jak i Prusy—jeszcze więcej niż Prusy,— z
braku kolonii dusi się państwowo. Potrzeba utrzymania się na stanowisku
wielkiego państwa bez posiadania wielkich dochodów doprowadza
Austryę do samoniszczenia się, do ruiny materyalnej. Przemysł bez
odbytu, handel bez ożywienia, państwo bez źródeł dochodowych,
ludność robotnicza, zwiększająca się rok-rocznie, nie ma pola dla sił
swoich, do zużytkowania pracy, zmuszona widmem głodu szukać chleba za
oceanem. Źródła przyrodzonego bogactwa i produkcyi są
przeciążone podatkami. Nasuwa się konieczna potrzeba przerąbania okna,
wylotu na zewnątrz czarno-żółtych słupów. Austrya stanęła
na przełomie: albo stać się musi dużą Szwajcaryą, drugą federacyą
ludów w środkowej Europie, albo wyjść ze swojej długowiekowej
bierności i szukać rozszerzenia się na zewnątrz. W dwóch
kierunkach nastręczało się rozwiązanie tego problematu: ku Bałkanom i
ku Dnieprowi. Na Bałkanach oparcie się o morze, stworzenie wylotu dla
handlu, dla własnej produkcyi i ku Dnieprowi — przez otworzenie
nowych dróg handlowych na Wschód rosyjski i Wschód
turański.
Najbystrzejszy chart może naraz złapać tylko jednego zająca; jeżeli
goni dwa — obydwa uciekną. Austrya słowianizuje się — to
jest rzeczą absolutnie pewną i tylko na tej drodze może mieć
przyszłość. Skupiają się koło niej Słowianie środkowo i
południowo-europejscy, lecz ci tylko, którzy należą do kultury
łacińskiej. Od pewnego czasu mówi się coraz głośniej o możności
dotarcia do Dniepru i oparcia się o brzegi tej wielkiej rzeki,
którą niegdyś uważano za granicę między Azyą a Europą. Tu nie
małą rolę odgrywają zarówno bałamuctwa ukraińskie,
jak nieznajomość dziejów,
charakteru narodowego i dzisiejszego stanowiska ukrainizmu.
Niektóre sfery, może nawet i urzędowe lub półurzędowe w
Wiedniu, osobliwie te, które niechętnie patrzą na państwowy
wpływ Polaków w Austryi, łączą hałaśliwość Rusinów
galicyjskich z nastrojem i pragnieniami ludu ruskiego z tamtej strony
Zbrucza. Gorzkie to złudzenia i gorzkie
mogą być omyłki. Austryę nietylko dzieli od tego nawskróś
ludowego społeczeństwa ruskiego kultura, lecz także religia. Wiadomo,
że im społeczeństwo stoi na niższym stopniu kultury, tern religia
odgrywa większą rolę czynnika politycznego; im mniejsza świadomość
narodowa, im mniejsze napięcie tej świadomości, tern religia staje się
większym czynnikiem odrębności, tern łatwiej da się użyć jako hasło
wojenne. Pod tem hasłem zawsze Wschód'walczył z Zachodem: Rosya
i Kozaczyzna z Rzptą polską, Tatarzy z Polską, Turcy z Austryą i
Węgrami. To nie znaczy bynajmniej, ażeby religię chrześcijańską na
Wschodzie rozumiano piękniej i lepiej, niż na Zachodzie, ale że forma
jej była, jako różnica, jedynie dostępną dla prawie pierwotnych
społeczeństw. Ukraińskie społeczeństwo jeszcze dotychczas stoi na tym
samym poziomie. Kto nie jest wyznawcą jego obrządku — jest
niewiernym. Pierwszy lepszy „manifest do narodu" krzyknie: bij
niewiernych — i z pewnością rozpocznie się wojna najbardziej
bezwzględna.
Nie trzeba brać przykładu z obojętności religijnej ruskiego
duchowieństwa w Galicyi. Unia religijna na gruncie galicyjskim jest
przeżytkiem, resztką marzeń religijnych, złudzeniem metropolity
Szeptyckiego, któremu się zdaje, że połączy Wschód i
Zachód. Księża uniccy w Galicyi po większej części tem tylko
różnią się od prawosławnych, że brodę golą i w innych sukniach
kapłańskich chodzą. W danej chwili oni opuszczą unię i przejdą na
bliskie ich duchowi prawosławie z taką łatwością, z jaką przechodzą z
jednej, gorszej pod względem materyalnym, parafii, do lepszej. Idą tam „ne dla Isusa a dla chliba kusa".
W razie starcia się Rosyi z Austryą, jak cała ludność ruska, tak i popi
uniccy znajdą się w obozie rosyjskim z tych samych pobudek, z
których unici dzisiejszych gubernii: wołyńskiej, podolskiej i
kijowskiej przeszli na prawosławie. A któż pomagał tępić unię na
Podlasiu i w Chełmszczyźnie ? Czyż nie księża eks-uniccy z Galicyi byli
siepaczami tego męczeńskiego ludu? Ludność ruska tak
w Galicyi, jak i na całem środkowem
Przeddnieprzu aż do morza Czarnego, jest fanatyczną i nie trzeba brać
tego na seryo, co wypisuje Mychajło Łozynskij w swojej broszurze p. t: Duchowieństwo i kultura narodowa.
On reprezentuje tylko siebie, jest tylko wyobrazicielem obłudy
politycznej i religijnej ukraińskiej intełigencyi w Galicyi. Jako
redaktor Diła, dziękuje on
metropolicie Szeptyckiemu za obronę narodowości ruskiej, ale
równocześnie pisze artykuły i broszury, poniewierające wyznanie
i religię, która jest wspólną narodowi ruskiemu w Galicyi
i księdzu metropolicie. Dziwny naród, dziwne przedstawicielstwo, dziwni obrońcy tego narodu. Ojcowie
ich jeszcze byli Polakami i wyznawcami rzymskiego katolicyzmu, a
synowie poczęli już budować państwo ukraińskie i bryzgać śliną na
gniazdo ojcowskie. Zaręczyć można, że z taką samą łatwością
znajdą się wszyscy ci panowie tam, dokąd poszli Naumowycze i Głowaccy i
odgrywają taką samą rolę, jaką odgrywali galicyjscy księża uniccy w
Chełmszczyźnie — pionierów prawosławia, jeśli nie gorszej
jeszcze.
Wątpić należy, ażeby z takimi czynnikami moralności publicznej i
chrześcijańskiej Austrya w starciu z Rosyą odnieść mogła zwycięstwo. Z
chwilą pierwszego niepowodzenia dzisiejsi jej przyjaciele staną się
skrytymi nieprzyjaciółmi, tajemnymi intrygantami, obłudnymi
podszczuwaczami na niekorzyść państwa austryackiego. Będzie to wynikiem
nie chwilowego usposobienia, ale po prostu z jednej strony tradycyjnem
działaniem pierwiastków anarchicznych, warcholskich, tkwiących .
w tem społeczeństwie, z drugiej — naturalnem ciążeniem ku
źródłom swojej kultury wspólnej z Rosyą i wspólnej
z nią do niedawna religii. Jednem słowem, jeśli kiedykolwiek Austrya da
się złapać na podszepty politycznych awanturników
ukraińsko-galicyjskich i zechce w czyn wprowadzić swoje marzenie
— posunięcia się ku Dnieprowi, stać się to może dla niej klęską
państwową. Może utracić całą Galicyę, a następnie Rosya przetnie jej
wpływy na Bałkanie, a może nawet zamknie je na zawsze. Byłoby to
rozwiązanie kwestyi ruskiej, względnie ukraińskiej, między Rosyą a
Austrya, w tem chyba jedynem znaczeniu, że przestałaby ona, jako
kwestya polityczna istnieć. Stałaby się wówczas wyłącznie i
nieodwołalnie sprawą wewnętrzną Rosyi, która zamknęłaby ją
granicami Karpat raz na zawsze.
Jak długo wszakże istnieje Austrya, jak długo Rusini zamieszkują cząstkę Galicyi, jako dawnego państwa polskiego, tak długo
rozbudzone na terenie Austryi marzenie ukraińskiego państwa nie
przestanie niepokoić Rosyi z powodów zupełnie słusznych: bo
jeżeli względem Polski Ruś stanowiła tylko cząstkę terytoryum,
zdobytego drogą zabiegów dyplomatycznych i dynastycznych, to dla
Rosyi ta Ruś, według późniejszej klasyfikacyi Małorosya, stanowi
kolebkę państwową.
Mogą sobie „Ukraińcy" lepić
swoją historyę nawet od Adama i Ewy i mieć pretensye nietylko do
Kijowa, to wszakże nie ulega żadnej wątpliwości, że owe plemionka
słowiańskie, osiadłe koło Kijowa, w bliższej lub dalszej odległości,
nie posiadały wówczas ani jednolitej narodowej nazwy ani
tembardziej nie nazywało się żadne z nich „narodem ukraińskim".
Jest to formacya pierwiastków etnicznych o wiele
późniejsza, związana z terrytoryum Rurykowiczów
bynajmniej nie państwowo i połączona z dynastyą normańską jedynie
istnieniem dotychczas tych samych miast, których założycielami
byli Waregowie, tej samej ziemi, którą niegdyś w większej lub
mniejszej mierze posiadali Rurykowicze.
Ale nie będziemy się spierać o prawa, wynikające z fantazyi
historycznej. Największe, najsłuszniejsze i najdawniejsze prawa
historyczne i dynastyczne do Rusi kijowskiej i jej rozgałęzień ma
dzisiaj Rosya. Jak ona, ze stanowiska swego dzisiejszego politycznego i
państwowego będzie się zapatrywać na zachcianki ukraińskie —
tworzenie odrębnego narodu, literatury a nawet państwa, na jej obecnem
terytoryum — to rzecz nie nasza. Przypuszczać jednak wolno, że
zechce ona stoczyć o to z Austryą wojnę o wiele dotkliwszą, krwawszą,
dłuższą, niż stoczyła z Japonią. Na dalekim wschodzie chodziło o
ambicye państwa, tu chodzi o całość pro-wincyi, o które kilka
wieków walczono z Rzptą polską, zanim je zdobyto; tam szło o
spłacheć Sachalinu i drogę do Chin, tu — o całość państwa
nowożytnego, o jego jednolitość polityczną, o połączenie z morzem i
Europą reszty państwa, słowem — o przyszłość Rosyi. Austrya
musiałaby się długo namyślać nad tem, czy warto swoją całość i
przyszłość stawić na kartę w walce o cudze marzenia. Obecna polityka
wewnętrzna Rosyi stoi na gruncie jedności plemiennej z Małorusinami.
Robi zabiegi o to, ażeby w Galicyi ludność ruską pozyskać dla siebie,
posiada tu nawet stronnictwo, dążące do jedności kulturalnej i
plemiennej z Rosyą. Ludność ruska cała prawie z Rosyą sympatyzuje, o
ile sztucznie nie wyzyskują lub nie tworzą jej sympatyi wodzowie tej
ludności. Austrya, chwiejąc się ustawicznie między autonomią
krajów a ludów, kraje te zamieszkujących, pozwoliła
sztucznie wysunąć się na arenę polityczną swoim Rusinom, mimo to, że w
pierwszych latach po zaborze używała ich jako hamulca w celu
paraliżowania irredentycznych zamiarów polskich. W ten
sposób nietylko stworzyła wojnę domową w Galicyi, ale kopiąc
coraz większy przedział między obu narodowościami, zamieszkującemi ten
kraj, nie spostrzegła się, że galicyjscy Rusini urośli nie tyle na
nieprzyjaciół Polaków, ile, przeobraziwszy się na
Ukraińców, jako czynnik anarchiczno-polityczny stali się
drażniącym i niepokojącym pierwiastkiem w życiu Rosyi nowoczesnej,
wysunąwszy na czoło swoich marzeń najniespodziewaniej pretensye
państwowe. Jeżeli były dla niej niepożądane aspiracye Brzuchowieckiego,
a później Mazepy, dążące nie do państwa własnego, lecz raczej do
autonomii kozackiej, tembar-dziej mogą być niepożądane pretensye
teraźniejsze, jakkolwiek papierowe tylko, bo Małorosyanie skorzy zawsze
do awantur i wybuchów indywidualnych, nie dali nigdy
dowodów, że pragną walczyć i zdobyć walką wolność państwową.
Zbyt takie walki są kosztowne. Chętniej niż szablą, od dwóch
wieków reprezentująca ich kozaczyzna, walczyła intrygą i
anarchią.
Skutkiem fałszywej polityki austryackiej wobec Rusinów
galicyjskich, . powstała tedy kwestya ruska między Rosyą a Austryą.
Niema prawdopodobieństwa, ażeby na drodze walki z Rosyą rozwiązaną ona
została na korzyść Habsburgów; przegrana zaś Austryi byłaby
klęską państwową tak wielką, że zachwiałaby podstawami monarchii, a
polityce nadaćby mogła zupełnie nieoczekiwane, odmienne od dzisiejszych
i szkodliwe kierunki. Między Polską a Rosyą istniała kwestya ruska
oddawna, jako terytoryalna najprzód, później nadano jej
barwę religijną, w chwili zaś przyłączenia się Bohdana Chmielnickiego
do Rosyi była ona na wskroś klasową — chodziło o autonomię
kozaczyzny, o nic więcej. Przedstawiciel tej kozaczyzny, Tetera, w
mowie do cara Aleksieja Michajłowicza położył nacisk na to, że
przyłączają się do jedności państwowej z Rosyą. Była mowa o prawach
kozaczyzny, ale o odrębności narodowej i autonomii
politycznej nie mówiono. Politycznego znaczenia
kwestya ruska nie miała aż do drugiej połowy XIX. w. Pierwszy zarys jej
pod nazwą Cyrylo-Metodyjskiego bractwa powstał w Kijowie — o bardzo niewyraźnych
celach— federacyi narodów. Nie będziemy wszakże dotykać
historycznego rozwoju tej kwesty i w Rosy i, gdyż nie nabrała ona tam
dotychczas wybitnego politycznego charakteru. W tym mniej więcej
okresie poczęła się ona wyłaniać na gruncie galicyjskim. Stworzyło ją i
zawładnęło jej kierowaniem duchowieństwo unickie dla celów
utylitarnych przedewszystkiem: Chodziło o utrzymanie przy sobie
owieczek unickich. Żadnej innej inteligencyi społeczeństwo ruskie w
Galicyi w owym czasie nie posiadało. Żadnej literatury nie było. Żadnej
łączności z Rusią rosyjską nie było również. Językiem ludowym
mówił tylko lud. Gramatyka rodziła się dopiero (Łozińskiego
łacińskim alfabetem pisana), pisownia nie ustalona, alfabet nie
ustalony również. Pierwociny literackie nosiły wszelkie cechy
naiwnej prostoty myśli, uczuć, obrazów, wystarczających zaledwie
dla ludzi zupełnie niewykształconych. Tak się ubogo przedstawiały
zarodki idei odrębności narodowej ruskiej w Galicyi.
Obecnie we wschodniej Galicyi mieszka mało co wyżej nad 2 miliony
Rusinów, wśród których mieszka również
około 1,600.000 Polaków i przeszło pół miliona
Żydów, którzy w żaden sposób nie pragną
wspólności z Rusinami. Dzieli ich nietylko religia, lecz
historya także, gdyż w trądycyach narodowych i religijnych przechowują
ze zgrozą pamięć rzezi i męczarni, rabunków i nienawiści,
przecierpianych od hajdamaków i kozaków. Dziś jeszcze
śród ludności wiejskiej ruskiej, jako gorące pragnienie, objawia
się chęć — „rizaty żydiw". Dopuszczano się też tego z dziką
rozkoszą w Kiszyniewie, Odessie, Białostoku. Dopiero w najnowszych
czasach poczyna się między nimi wytwarzać łączność na gruncie
socyalnego rewolucyonizmu.Rusini we wschodniej Galicyi nie posiadają
własności ziemskiej wielkiej i średniej, nie posiadają własnego
przemysłu i handlu, obracają nader szczupłymi kapitałami —
słowem, nie posiadają żadnych zasobów cywilizacyjnych. Dziwić
się temu nie należy, gdyż jest to społeczeństwo zbyt młode, jest to nie
naród we wszystkich swoich częściach, lecz masa ludowa, na poły
ciemna i wyposażona wszystkiemi przymiotami ciemnoty. To samo można
powiedzieć o stanie umysłowym i kulturalnym tego zupełnie jeszcze
pierwotnego społeczeństwa. Posiada ono ogromnie bujne zarodki na
przyszłość, dużo poezyi w sobie, ale dziś jeszcze żadnych pozytywnych
zdobyczy na polu umysłowem nie ma i nie posiada ani sformułowanych
jasno pragnień i ideałów narodowych, ani potrzebnej
do życia politycznego równowagi. Jest to tedy społeczeństwo na
wskroś ludowe z pierwiastkami dziedzicznego anarchizmu, przesiąknięte
sztucznie podniecaną przez wodzów zbyt egoistycznych nienawiścią
klasową, żółciowem lekceważeniem wszystkiego, co ponad tłum
ludowy podnosi się inteligencyą, wykształceniem, powagą, władzą,
zdobytym pracą i nauką lub prawem dziedzictwa dobrobytem. I te cechy
ujemne ruskiego społeczeństwa ujawniają się w każdej pracy publicznej
pod hasłem: kto nie jest nam równy, jest naszym wrogiem, kto nas
nie chwali, jest naszym nieprzyjacielem.
Chłop ruski jest jednako zjadliwie usposobiony dla swego księdza,
który reprezentuje ubogą inteligencyę tego społeczeństwa, jak i
do Polaków, których wyższość kulturalna drażni go,
większa pracowitość i większa zasobność materyalna pobudza do zadrości.
Sędzia Rusin z tego stanowiska pojmuje sprawiedliwość, urzędnik z tego
stanowiska spełnia funkcye swoje, nauczyciel takim duchem owiany
pracuje w szkole. Taki nastrój da się doskonale zrozumieć, ale
on wprowadza anarchię w stosunki państwowe, kształci nie dodatnie
przymioty umysłowe i moralne ludności, lecz ujemne. Łatwo sobie
wyobrazić, czemby takie rządy stać się mogły dla Galicyi wschodniej, do
jakiego stopnia wywołałyby ogólne rozdrażnienie wzajemne i jaki
wpływ wywierałyby na spokój państwowy. Nic przeto dziwnego, że
nawet Austrya, która chętnie podsyca tajemnie niezgodę między
Polakami a Rusinami, na podział Galicyi na wschodnią i zachodnią
pozwolić nie może. Szkoda z tego wynikająca, stałaby się już nietylko
dla Polaków w Galicyi, lecz dla państwa austryackiego groźną. I
dlatego też poza pewne granice drażnienia nawet rząd austryacki nie
idzie. Ba, ale w Galicyi, w mąceniu narodowości bierze udział także
agitacya dziennikarska, z Berlina biorąca kierunek i natchnienie,
która wyzyskuje naiwność polityczną austryackich Rusinów,
podtrzymując ich pretensye względem Polaków, podkreślając ich
domniemane krzywdy narodowe, rozmyślnie stawiając ich aspiracye
narodowościowe na równi z aspiracyami narodów politycznie
dojrzałych i mających prawo do życia państwowego.
Motywy postępowania Prusaków bardzo widoczne: nie mogąc wobec
Europy niczem usprawiedliwić swego krzyżackiego barbarzyństwa względem
Polaków, swojej gwałtownej polityki przerobienia Polaków
na Niemców, pragnęliby bodaj wmówić we wszystkich, kto
tylko interesuje się sprawami ludzkości, że Polacy w
Galicyi krzywdzą w czemś Rusinów. Bajania Rusinów o krzywdach są niczem innem, jak pretensyą do praw bez zasług, bez uzdolnienia do korzystania z praw.
Tam, gdzie można w sposób mniej lub więcej brutalny walczyć o
urojone prawa, Rusini występują w sposób gwałtowny; tam zaś
gdzie brutalność pokonywa się brutalnością — oni milczą, stając
się pokornymi służkami rządu. Nie jest przecie dla nikogo tajemnicą, że
2 miliony Rusinów w Galicyi, to zaledwie 1/10 część tej
wielkiej, szarej ludowej masy, która zajmuje terrytoryum
południowej Rosyi aż do Dońca. Ale, ponieważ stanowczość rządu
rosyjskiego nie pozwala w granicach swego państwa na zbyt wybujałe
agitacye narodowościowe ukrainofilskie, zwolennicy odrębności Ukrainy
— w dzisiejszem pojęciu galicyjskich polityków —
przenieśli działalność swoją na grunt obcego państwa, Austryi,
która nie dostrzegała kłopotów z takiej agitacyi dla
siebie, a rada była, gdy sąsiadowi przyczyni nieco kłopotów w
jego własnym domu. Patrzono przeto długi czas przez palce na
agitatorską działalność przybyszów z za Zbrucza.
Jak tylko błysła konstytucyjna gwiazda w Galicyi, Włodzimierz Antonowicz, późniejszy profesor kijowskiego uniwersytetu i ojciec
duchowy całej szkoły historycznej, opartej na przewrotnem użytkowaniu
aktów i dokumentów historycznych, próbował
stworzyć poetycką syntezę kozaczyzny i hajdamaczyzny — krwawych
ruchów ludowych, podszytych nienawiścią klasową, a mających
wybitny charakter swawoli w państwie, posiadającem mało wojska dla
stłumienia takiej swawoli. Główną cechą tej syntezy był
sentymentalny, romantyczny pogląd na lud wiejski, apoteoza swawoli
państwowej i nadawanie jej charakteru bohaterstwa — o ile to
wszystko odbywało się w granicach dawnej Rzptej polskiej.
Następnie Dragomanow, przyjaciel polityczny W. Antonowicza i
Kowalewskij, pierwszy od r. 1874., drugi później nieco,
przeszczepili agitacye radykalną wśród ludu i nielicznej
inteligencyi ruskiej w Galicyi, wspierając radami swemi i wpływem (jak
Dragomanów), pieniądzmi (jak Kowalewskij), młodzież i prasę
radykalną w Galicyi. Nie będziemy wchodzić w szczegóły. Dość, że
przy pomocy sił zakordonowych utworzono nareszcie grupkę
radykałów z Pawlikiem i Iwanem Franko na czele. Była to grupa
bez widomych jeszcze wodzów, bez pretensyi politycznych, bez
jasno określonego programu. Większą rolę odgrywał tu temperament,
podobny do konia stepowego, niż świadomość polityczna i drogi wiodące
do niej. Byli to wodzowie bez armii. Stanęli na podwyższeniu,
wykrzykiwali głośno i głośne hasła o wszechwładztwie ludu, o jego
doskonałości i nieomylności, o jakiejś krzywdzie dziejowej,
która mu się stała. Nic wszakże o wadach tego ludu, o jego
nieświadomości narodowej, o braku wszelkich pragnień politycznej
odrębności, o jego bierności umysłowej, o jego nieprodukcyjności
fizycznej, o zalążkach anarchizmu, tkwiących w jego dziejowej
przeszłości i objawiających się przy lada sposobności, o krwawych
instynktach napoły dzikiego człowieka, nie mówili.
Prowodyrowie nie uznawali drogi ewolucyi w rozwoju narodów, ale
raczej drogę rewolucyi. Wszystko od razu. Stąd też wypływała skrajność
ich przekonań i czynów, niczem nie hamowana. W ten sposób
przygotował się materyał i grunt do dalszego życia. Żadnej zmiany w
taktyce i metodzie postępowania tej grupy radykalnej nie było aż do
doby najnowszej. Zawsze miała ona charakter radykalizmu ludowego,
opartego na najniższych instynktach ciemnoty umysłowej i wyzyskującego
te instynkty, nie tyle istotnie w interesie ludu, ile w interesie
wodzów. Doktryna socyalistyczna, podszyta anarchizmem, była
główną cechą tego ruchu, noszącego wszelkie znamiona mało
planowej roboty, raczej wybuchu energii, nie umiejącej znaleźć dla
siebie własnego koryta.
Cały ruch radykalny ruski w Galicyi był poniekąd gwałtowną opozycyą
przeciwko wszystkiemu, co polskie, był, mimo całej gwałtowności, źle
utajoną zawiścią, mającą źródło swoje w niższości kulturalnej i
umysłowej ruskiego społeczeństwa. Przywódcy jego za pewne
osobiste ustępstwa i synekury, godzili się nieraz zaprzestać opozycyi i
pozwolić wspólnie pracować dla rozwoju i przyszłości obu
szczepów słowiańskich, zamieszkujących Galicyę. Ale zgoda
niedługo trwała zwykle. Pod byle jakim pozorem opozycyą wybuchała
znowu. Opierała się ona zwykle o drobne pretensye, o lokalne swary, o
małe ambicye jeszcze mniejszych dygnitarzy tej lub owej grupy
politycznej. Uważano wprawdzie Galicyę za teren, na którym można
pracować dla przyszłości Ukrainy, ale pojęcie tej przyszłości, jak i
pojęcie Ukrainy były nader niewyraźne i mgliste, bujające w obłokach
nieokreślonych fantazyi politycznych. Brakło po prostu różnym
grupom polityczno-społecznym Rusinów galicyjskich człowieka,
któryby z tej radykalnej mgławicy potrafił coś stworzyć. A
widocznem było jedno — że grupy radykalne wysuwają się na czoło
ruchu ruskiego.
Człowieka takiego sprowadzili i dali „ukraińcom" sami Polacy.
Zanim o nim pomówimy, zastanówmy się jeszcze nad ideałami
ukrainizmu. Aby otworzyć nieco oczy na przyszłość t. zw. kwestyi
rusko-ukraińskiej, musimy sobie zdać sprawę z tego, jakie są ideały
moralne i polityczne Ukraińców, gdyż tylko w ten sposób
będziemy mogli ocenić wartość i charakter dzisiejszego materyału dla
przyszłości. Pragnąc jednym wyrazem scharakteryzować to stronnictwo,
które zapuszcza korzenie w najczarniejszą i najmniej
wykształconą masę ludową, wyzyskując lub budząc najgorsze jej
przymioty, musimy powiedzieć, że jest ono stronnictwem wywrotowem,
antipaństwowem, anarchicznem. Żadnej pozytywnej pracy wśród
własnego społeczeństwa ono nie przeprowadziło dotychczas. Jeżeli
ostatniemi czasy daje się spostrzegać pewne usiłowanie realne ku
podniesieniu się ekonomicznemu, to tylko dzięki inicyatywie polskiej,
pomocy polskiej lub usiłowaniom jednostek wykształconych za polskie
pieniądze, w polskiej szkole. Są to jednostki umiarkowane, a bardzo,
niestety, nieliczne. Niezadowolenie ze wszystkiego, opozycya zawsze i
wszędzie, żywiołowa chęć do niepokoju i do walki, bezwzględność i brak
wszelkiej wyrozumiałości dla najbliższych sąsiadów, w
szczególności zaś do żydów, czynią z grupy
ukraińców materyał szkodliwy dla każdego państwa. —
Szkodliwość ta wzrasta w miarę zdobywania wolności politycznych, gdyż
nie umiejąc ani oceniać, ani używać takiej wolności, identyfikują ją ze
swawolą polityczną. Przydatność ich państwowa jest w odwrotnym stosunku
do posiadanych wolności politycznych: tam są najlepsi i
najspokojniejsi, gdzie nie posiadają żadnych praw. W stosunku do samych
siebie, uważają za ideał jakąś dziką równość wszystkich;
społeczeństwo Ukraińców, jako doskonałość przyszłości, ma być
„bez chłopa, bez popa i bez pana". Nie analizuję nawet tego
ideału, tak on jest — naiwny.
Z życia historycznego ruskiego narodu nie potrafili oni nic wydobyć,
coby było drogowskazem na przyszłość, a to, co starają się podnieść do
znaczenia bohaterstwa, jest wobec zwykłej etyki czemś niesłychanie
wstrętnem. Bohaterstwo w pojęciu Ukraińców tak zbliża się do
rozbójnictwa, że się prawie wydzielić z niego nie da.
Najwstrętniejsze potwory ludzkości, jakich tylko mogą wydać mąciny
społeczne ciemne i dzikie, czczone są przez Ukraińców jako
bohaterowie narodowi. Taką aureolą otoczeni są zbóje Gonta i
Żeleźniak, którzy wylewali krew żydowską i polską, gdzie tylko
bezbronnych napadać mogli, którzy rabowali z równą
dzikością cerkwie prawosławne, jak bożnice i kościoły, a obrabowawszy
domy boże, szli nawracać Żydów na wiarę Chrystusową. Setki
takich zbójeckich watażków naliczyć można, którzy
rabunek i zbójnictwo uczynili celem życia swego,
szczególnie w połowie XVIII, w., gdy Rzpta polska, osłabiona
wewnętrznie i politycznie, nie miała siły, ażeby zgnieść krwawy
bandytyzm. Oczywiście naród ożywiony takimi ideałami, a
kierowany takimi hohaterami, nie rokuje dla kultury i przyszłości
wielkich nadziei.
Przymioty duchowe i charakter, zarówno ruchu politycznego
wśród Ukraińców w Galicyi, jak i tego samego ruchu w
przeszłości dobrze jest znany. Społeczeństwo to, jak widzimy,
odziedziczyło po metysach stepowych ten niepokój ducha, tę
bezwzględność we wszystkiem, brak wszelkiego hamulca dla pragnień i
chęć do czynów awanturniczych, które cechowały ruchy
kozackie XVII. w. Watażkowie i hetmani kozaccy, jak dwie krople wody
podobni są do dzisiejszych „prowodyrów" ukraińskich:
żadnych stałych punktów oparcia, zła wiara we wszystkiem, brak
wszelkiej stałości przekonań— nastrój miotał nimi od
brzegu do brzegu, od państwa do państwa, od ostateczności swawoli do
ostateczności niewolniczej pokory. Społeczeństwo z takim charakterem,
wodzowie takim duchem ożywieni przyczynili się do rozbicia państwa
polskiego niewątpliwie bardzo wiele. Ale rozbiwszy Polskę, nic dla
siebie zbudować nie potrafili. Oderwawszy się od Rzptej polskiej,
poddali się Rosyi, ale we dwa lata potem Chmielnicki usiłował oderwać
się od Moskwy tak samo, jak oderwał się od Rzptej. Następca jego
Wyhowski umową Hadziacką (1659) znowu się z Polską połączył, a w kilka
lat potem znowu rwał się w inną stronę. Po śmierci Chmielnickiego
Puszkarenko nie chciał uznać hetmanem Wyhowskiego i rozpoczęli wojnę
domową. Jerzy Chmielnicki, syn Bohdana, przerzucał się kilkakrotnie od
Moskwy do Polski i odwrotnie, aż dopóki z ręki Turków,
którym się poddał, nie zakończył nędznego życia. Paweł Tetera,
poseł Chmielnickiego do cara A1eksieja, witał połączenie się
Kozaków z Rosyą jak gwiazdę szczęścia dla przyszłości, ale już w
r. 1662. został hetmanem z ramienia Polski, zdradziwszy cara. Martyn
Bruch o wieki r. 1662. został hetmanem, pojechał do Moskwy z pokłonem
poddańczym, został mianowany bojarem, namawiał cara do powściągnięcia
swawoli kozackiej, w końcu zdradził cara i zamordowany został (1668) z
namowy innego pretendenta do buławy hetmańskiej,
Doroszenka. Walczył on z początku z Moskwą, ale dostawszy
„pomiestje", zakończył tam życie w bezczynności. Po
Mnohohresznym, Samojłowicz przysiągł na wierność — i rozpoczął
knowania przeciwko Rosyi, zakończone tragicznym losem całej rodziny.
Iwan Mazepa długie lata uchodził za filar Moskwy, za wzór
wierności — i pisząc listy, pełne pokory, jak niewolnik —
przeszedł na stronę Szwedów z garstką wojska. Objęliśmy
pół wieku zaledwie, a ile w tem swawoli, zdrady, morderstwa.
Działo się to nie w imię dobra ludu, nie w imię odrębności państwowej,
nie w obronie praw utraconych, lecz z barbarzyńskiego niepokoju, z
braku jasnego celu przed sobą innego, oprócz własnego.
Ponad wszystkie wady wybija się jedna, najpotężniejsza, najszkodliwsza,
uniemożliwiająca pracę wszystkim — anarchia ducha. Rosy a
stłumiła ją jako Kozaczyznę u siebie krwawo, ale zarazek anarchiczny
bujne wydaje owoce w Galicyi, z temi samemi cechami moralnemi, jakie
charakteryzowały to społeczeństwo w XVII. w. Odrodziło się ono w
pragnieniach, marzeniach, środkach walki, jakiemi charakteryzują się
czyny dzisiejszych Ukraińców. Odrzuciwszy jednak pierwiastki
fantastyczne z polityki Ukraińców, pozostają rzeczy realne:
radykalizm i agitacya w imię mrzonki politycznej. Następstwem tego jest
owa pretensyonalna ekspansya różnych żalów do
sąsiadów o „ziemię ukraińską", która w Austryi
doszła do granic takiej wybujałej swawoli, utrudniającej wszelkie życie
ekonomiczne i polityczne, jaka ma tylko jedną właściwą nazwę —
anarchia. Prasa ukraińska organizuje lud jawnie — nie do pracy
wspólnej wcale, — do oporu, do nieposłuszeństwa, do walki,
jawnie grozi nożem i pożogą. Sicze galicyjskie XX. w. posiadają
identyczny materyał, jaki posiadały w r. 1768., z tą różnicą, że
atamanami są doktorowie praw lwowskiego uniwersytetu. Jakich
bohaterów wydała Sicz, którą Kulisz słusznie nazwał „gadziną, krwi nie sytą"
— wiemy, ale i to wiemy, że nie Rzpta słaba i powolna, ale
Kreczetnikow kazał wyłapać hajdamackich bohaterów i kraj
uspokoił na długo. Nic dziwnego: kto podpali dzisiaj mój dom,
jutro podpali sąsiada. Gdy tak od nizin społecznych wyrastał
wśród nowej warstwy inteligencyi i rozwijał się ruch radykalny,
narodowy, nacyonalisty-czny o podkładzie socyalistycznym, rozpoczynały
równocześnie działać wpływy literackie Antonowicza i
Dragomanowa, budziły się wśród warstw kształcących się pojęcia
odrębności szczepowej, kulturalnej i językowej
od Rosyi i Polski. Szkoła polska zaszczepiła w
jednostkach, które zdołały przedrzeć się do światła, pojęcia i
idee humanitarne, polityczne, państwowe, które powoli zaczęto
przystosowywać do własnego społeczeństwa nawskróś ludowego
— dotychczas jeszcze. Z języka ludowego poczęto urabiać język
literacki, tworząc z gorączką neofitów nowe wyrazy dla nowych
pojęć, których język ludowy nie posiadał wcale. Polacy z
krótkowidztwem politycznem, godnem podziwu, podtrzymywali ten
ruch, popierali gorąco, bo im się zdawało, że w ten sposób
między Rosyę i Polskę wbije się nowy klin, który jednych od
drugich oddzieli. Trzymali się oni pod tym względem tradycyi niezbyt
dawnej historycznej jedności i łudzili się, że może kiedyś nastąpić z
Rusią współżycie polityczne. Ażeby stanowczo przeciąć nić
jedności szczepowej, kulturalnej i historycznej Rusi galicyjskiej,
względnie Starorusinów z Rosyą, przy pomocy Polaków
wprowadzono do kształcącego się sztucznie języka małoruskiego pisownię
fonetyczną, aby zewnętrznie nawet odróżnić się od
Starorusinów, używających pisowni etymologicznej, rosyjskiej. Z
gorączkowym pospiechem, dzięki kilku jednostkom wybitnym w polskiem
społeczeństwie, które ruch narodowościowy małoruski, od niedawna
zwany ukraińskim, z tendencyą odrębności od Rosyi, popierały, poczęto
wytwarzać literaturę ruską, biorąc za podstawę język ludowy, wzbogacony
świeżo utworzonem słownictwem.
Tak stanęły sprawy i w ten sposób wyrobiła się w Galicyi
wschodniej owa radykalna mgławica, potrzebująca człowieka,
któryby z niej coś wytworzył. Jak już powiedziano, człowieka
takiego sami Polacy sprowadzili do Galicyi. Był to Mychajło Hruszewśkyj, syn popa z Chełma, wychowaniec rządu rosyjskiego w uniwersytecie kijowskim, uczeń duchowy prof. Włodzimierza Antonowicza.
W duchu nienawiści, opartej o fałszywie pojęty i przedstawiany grunt
historyczny polsko-ruskich stosunków, został wykształcony Michał
Hruszewśkyj. Gdy miała być utworzoną katedra historyi Wschodu Europy z
uwzględnieniem Rusi na uniwersytecie polskim we Lwowie, powołano na tę
katedrę Hruszewśkiego, który już się był dał poznać z kilku prac
monograficznych z dziejów Rusi. Prace te wolne były od
szowinizmu narodowego, naukowego i politycznego, dawały przeto
gwarancyę, że znalazłszy się w warunkach pracy niezależnej, potrafi
wyzyskać swoje stanowisko naukowe dla nauki. Pomylono się pod tym
względem.
Hruszewśkyj milczał tak długo, jak długo nie był powołany do
Lwowa. Znalazłszy się w warunkach
wolności prasy, dał ujście swoim poglądom
socyologiczno-politycznym. Wyszedłszy ze sfery ludowej, wychowany
wśród prądów socyalistyczno-anarchicznych, nurtujących
wśród młodzieży ruskiej od dłuższego czasu (a które
wybuchnęły dopiero z całą dzikością i grozą po wojnie japońskiej
przeciwko ustrojowi społecznemu), Hruszewśkyj znalazł w Galicyi bardzo
pożądaną dla siebie wolność prasy. Przyłączyła się do tego wolność
swawoli prasowej, na którą zbyt małą zwracano uwagę w Wiedniu,
gdzie językiem ruskim nikt się nie posługiwał. Nie lepiej działo się w
Galicyi, gdzie łudzono się nadzieją zrównoważenia
stosunków i w tej myśli tolerowano wybryki. Hruszewśkyj zmienił
zasadniczo w Galicyi kierunek swojej pracy, nadawszy jej,
zarówno w działalności naukowej jak i w życiu po-litycznem,
piętno walki socyalistycznej z klasami wrzekomo wrogo usposobionemi dla
ludu — mieszczańską i szlachecką-polską. Jedni posiadali w swem
ręku przemysł, handel i kapitał, drudzy — za dużo ziemi. Walce
tej, pomimo zbyt widocznego podkładu, nie tajonego zresztą, dano z
czasem nazwę walki z polskiem społeczeństwem w Galicyi o krzywdy i
prawa Rusinów. Nawiasem dodać należy, że walka taka w Rosyi
— nawet ze strony p. Michała Hruszewśkiego, zapewne przez
wdzięczność za wychowanie za rosyjskie pieniądze — nigdy jawnie,
z otwartą przyłbicą, z godnością należną prawdzie, podjętą nie była.
Robiono skromne usiłowania wobec rządu o zaprowadzenie w
szkółkach elementarnych nauki w języku ruskim, o naukę
dziejów Rusi w języku małoruskim na uniwersytecie, ale rząd nie
przychylił się wcale do tych pragnień, usprawiedliwiając się tem, że
chłop małoruski doskonale język rosyjski rozumie, a garstka
inteligencyi małoruskiej nie może posługiwać się innym językiem, jak
tylko tym, którym posługiwali się dotychczas w szkole i
urzędzie, t. j. rosyjskim. Ale to już jest kwestyą wewnętrzną Rosyi,
wkraczającą w dziedzinę,jej celów i zadań politycznych i
państwowych. Nie ulega wszakże zapewne wątpliwości, że rząd rosyjski,
kierując się odmową, korzystał z doświadczenia, jakie uczyniono w
Galicyi, dopuszczając język ruski do szkół średnich i
uniwersytetu. Przekonał się, że to bynajmniej nie stwarza normalnych,
spokojnych warunków do pracy państwowej, ale daje jedynie
powód do zamętu wewnętrznego, do pragnień i pretensyi bez końca
ponad miarę potrzeb umysłowych i kulturalnych małoruskiego
społeczeństwa.
Michał Hruszewśkyj z energią, godną lepszego zużytkowania, znalazłszy
się na gruncie bezpiecznym, rozwinął w dwojakim kierunku działalność
swoją: antispołecznym w Galicyi, nadając jej charakter wrzekomej walki
o prawa małoruskiego narodu, t. j. dwóch milionów
galicyjskich Rusinowi — politycznej. Stanowisko zaś naukowe na
uniwersytecie lwowskim dawało mu możność skupiania koło siebie
młodzieży i wpływania na nią w duchu swoich poglądów i upodobań.
Władając językiem rosyjskim o wiele lepiej niż ruskim, podjął się
zadania być rzecznikiem sprawy Rusinów w Galicyi wobec
rosyjskiego społeczeństwa. W interesie społeczeństwa małoruskiego było
to stanowisko pozbawione szczerości, a nacechowane jednostronnością.
Nie miało bynajmniej na celu obrony interesów narodowych Rusi,
bo one w Galicyi nie były w niczem i nigdzie zagrożone, przeciwnie,
spotykały wszędzie wydatną pomoc Polaków, ale poprostu były
żółciowym wybuchem osobistego temperamentu.
Każdy rozumny
człowiek, zestawiwszy wrzekome pretensye i krzywdy małoruskiego
społeczeństwa z położeniem ogromnej większości Rusinów za
kordonem, musiał dostrzec w jego działalności albo złą wolę, albo
obłudę względem Rosyi. Rusini w Galicyi posiadają w każdej wsi ruskiej
szkołę elementarną w swojem narzeczu narodowem, posiadają sześć
szkół średnich (gimnazyów), kilkanaście katedr na
uniwersytecie we Lwowie, w urzędach politycznych, w sądownictwie są
zupełnie równouprawnieni w Polakami, w kościele pop posługuje
się językiem ludowym, duchowieństwo ruskie jest uposażone o wiele
lepiej, niż polskie, przy budowie i utrzymaniu szkoły i cerkwi ruskiej
Polacy ustawowo muszą dopomagać swoim kapitałem, chociaż dzieci swoich
do tej szkoły i cerkwi nie posyłają. Rusini w Galicyi posiadają własne
stowarzyszenia naukowe, oświatowe, nawet banki dla celów
własnych. To wszystko, co w krótkości tu powiedziałem,
zaprzeczyć się nie da. Prawa te zdobyli Rusini przy pomocy
Polaków, często z ich inicyatywy.
Całe nieszczęście w tem, że
Rusini więcej pragną, niż siły ich umysłowe, kulturalne i materyalne
starczą, że pragnienia ich nie liczą się nigdy z rzeczywistością i
granicami, że niespokojność ich pierwotnego charakteru — cecha
etniczna — większe przynosi im krzywdy, niż wszystkie razem
wzięte, a wypisywane przez Hruszewśkiego i jego adeptów. Może
zawiele mówimy o Hruszewśkim, jak na krótki polityczny
rzut oka na tak zwaną kwestyę ruską należałoby, ale ponieważ
jest to jedyny nieomal
rzecznik sprawy ruskiej,
który w języku rosyjskim pracuje i pisze, musimy o nim
mówić.
Przybył on z Kijowa do Galicyi nie bez planu postępowania i nie bez
planu zasłonił się nietykalnością profesora uniwersytetu. Socyalista z
przekonań, posiadający w Rosy i związki i stosunki z tymi marzycielami
socyologicznymi, którzy uważali, że jedynie godną pracą dla
przyszłości jest zniżenie się do ludu i praca dla niego, pojmował to
zniżenie się i pracę jako agitacyę zjadliwą przeciwko wszystkim,
którzy z ludem stykają się i z pracy rąk robotniczych
korzystają. Był on na tyle rozumny, że takiego hasła nie formułował
sam, gdyż byłoby to zbyt niebezpiecznem w Rosyi, ale wyręczyli go w
tern uczniowie, zwolennicy i sympatycy różnych odcieni. Tak
pojmowana praca dla ludu, połączona z pojęciem „krzywdy",
którą łatwo było przedstawić w barwach naj jaskra wszy eh wobec
tłumów, pozbawionych umiejętności krytyki, wydała cały szereg
rezultatów pod formą strajków rolnych, fabrycznych,
naruszenia cudzej własności, starć z władzą i t. p. Oczywiście w
obronie spokoju musiała wystąpić polieya, a nieraz wojsko — i oto
nowy powód do użalań się o krzywdy. Żadna praca wspólna
pozytywna ani w Radzie państwa, ani w Sejmie krajowym nie była możliwą
wobec ustawicznego niezadowolenia, skarg, żalów — na cały
świat. A gdy dziś wykazano niesłuszność zarzutów drogą urzędową,
jutro rozpoczynała się znowu opozycya pod inną formą o to samo.
Grupa ludzi, którąśmy powyższemi kilkoma uwagami starali się
scharakteryzować, nazywa siebie narodową i radykalną z odcieniami, o
które nam nie chodzi. Stoi ona przy sztandarze odrębności
narodowej (niezaprzeczanej) w stosunku do Polaków i Rosyi; ale w
Galicyi tylko, t. j. pod rządami Austro-Węgier, w imię tej odrębności
prowadzi z Polakami bezwzględną walkę i szerzy pośród
półinteligencyi ruskiej polityczne marzenia o jakiejś jakoby
wielkiej Ukrainie-Rusi w przeszłości i przyszłości. Wobec Rosyi,
wódz naukowego i politycznego radykalizmu Rusinów
galicyjskich zajmuje stanowisko wielkiego, ale milczącego sfinksa lub
jak Pytya przemawia domyślnikami. W pismach, pisanych porosyjsku przez
Hruszewśkiego, niema jasnego sformułowania idei odrębności narodowej
ruskiej w całem szerokiem kulturalnem znaczeniu tego wyrazu, a
tembardziej o samodzielności; jest tylko mowa o krzywdach, doznawanych
od Polaków, które oddawna
uznane zostały przez
polityków w Austro-Węgrzech za
hasło bojowe, jako środek uzyskania nowych koncesyi. Wszystkie
broszury jego na ten temat mają zbyt wyraźny charakter intrygi,
wywoływania ciągłej nieufności między Polakami a Rosyą, między Austryą
a Polakami. Nie uwzględniają one zupełnie położenia politycznego
Polaków wogóle i o to autorowi ich nie chodzi, —
chodzi tylko o osłabienie żywiołu polskiego zarówno w Rosyi, jak
i Austryi.
Hruszewśkyj jest wielkim zwolennikiem odrębności narodowej i
politycznej Rusinów, ale w Austryi tylko. Pragnąc koniecznie
wykazać, że naród ruski, w popularnem znaczeniu tego wyrazu,
którem i my w tern tylko znaczeniu posługujemy się zawsze,
pochodzi ledwie nie od Adama i Ewy, zaczął swoją historyę
„Ukrainy-Rusi" od czasów przedhistorycznych. Na ziemiach
tedy od Kaukazu do Beskidu i od Oki do Wisły w najrozmaitszych
nomenklaturach narodów wszędzie doszukiwał się Rusinów,
czyli jak on mówi, Ukraińców.
Wyszukawszy ich wreszcie w garstce Słowian, rozsiedlonych na dorzeczu
Dniepru średniego, a mając już w Kijowie dynastyę Rurykowiczów,
która stworzyła obszerne, lecz nie określone jasnemi i stałemi
granicami państwo, do tej dynastyi i do tego państwa przylepił historyę
Ukrainy-Rusi, która właściwie była historyą Rosyi. Tak tedy,
walcząc niby w imię odrębności narodowej Ukraińców, popełnił
błąd logiczny, łącząc historyę początkową Rosyi z historyą swojej
„Ukrainy-Rusi", chociaż taka narodowość i taka nomenklatura
państwowa wśród licznych i drobnych szczepów słowiańskich
na terytoryum Rurykowiczów nie istniała wcale. Pragnąc tedy
stworzyć historyę Ukrainy-Rusi — ujętą w pewną całość literacką i
naukową — musiał właściwie napisać historyę trzech narodów
i trzech państw w różnych epokach, gdyż do trzech państw
terytoryum, dziś nazywane Ukrainą-Rusią, a zamieszkałe częściowo przez
szczepy słowiańskie, istotnie należało. Pierwszy tedy okres od początku
dynastyi Rurykowiczów do zdobycia Kijowa przez Gedymina należy
do historyi Rosyi, a drugi od Gedymina do unii 1569 i od unii do
podziału Rzptej polskiej — część należy do Polski, druga zaś
część od r. 1654 do Rosyi, wkońcu wreszcie — do Rosyi i Austryi.
Ujęcie w pewną całość historyczną losów różnoplemiennych
szczepów, które po kilku wiekach zlały się ze sobą i
wytworzyły mieszaninę etnograficzną, z zupełną przewagą elementu
słowiańskiego, nazwanego z czasem Małorosami, a przez uczonych
galicyjskich Ukraińcami, mogłoby być rzeczą bardzo dobrą i dla nauki
pożyteczną, gdyby nie tezy nowożytne, służące podkładem dla tej pracy.
Ukraińcy zatem, którzy wypowiadają lub nie swoje ideały
polityczne, w historyi Ukrainy-Rusi Hruszewśkiego znaleźli ostoję dla
swoich ideałów idei odrębności szczepowej na dziś i marzeń
politycznych na przyszłość. Hruszewśkyj dawszy swojej agitacyi podkład
socyalistyczny, zamącił spokój i utrudnił rozwój
prawidłowy dwóch żyjących dotychczas zgodnie szczepów w
Galicyi. Gdy pisał po rosyjsku, milczał w swoich broszurach o
separatyzmie i odrębności i poprzestawał tylko na wykazywaniu
„krzywd" polskich, dokonanych na Rusinach. W Rosyi nie poznano
się na tej intrydze kozackiej, brano ją na seryo, a cieszono się po
cichu z waśni, osłabiającej Polaków, w tej nadziei, że Rusini są
tak samo lojalnymi Małorosami w Galicyi, jak byli Kulisze, Kostomarowy, Srezniewscy, Czubińscy, Antonowicze
et tutti quanti w Rosyi. Dopiero reorganizacya obozu staroruskiego,
jaka przed kilku laty nastąpiła, wzmocniwszy się młodemi siłami, zdaje
się otworzyła oczy w Rosyi na to, że Hruszewśkyj i jego adherenci grają
podwójną rolę i że prawdziwymi obrońcami idei odrębności
szczepowej i separatyzmu politycznego są Ukraińcy. Równocześnie
z grupą radykalną, którą scharakteryzowaliśmy w jej dążeniach,
pretensyach i maniactwie politycznem, istnieje w Galicyi druga grupa,
nazywana „staroruską", także z odcieniem radykalnem
(„moskalofilska"). Jest ona niewątpliwie mniej hałaśliwą od
pierwszej i bardziej logiczna. Uznając jedność kulturalną i
etnograficzną z Rosyą, dąży do połączenia się z nią. Ludność,
zamieszkującą Galicyę, uważa jako gałąź szczepową wielkiego plemienia
wielkoruskiego. Potajemnie dążą ku Rosyi, wobec zaś rządu wiedeńskiego
okazują lojalność. Nie jest ona szczerą, zarówno w kierunku
Rosyi, jak i Austryi. Nieszczerość ich posiada jednak cechy zręcznej
dyplomacyi, oscylującej między dwoma państwami. Jestto pewnego rodzaju
taniec wśród mieczów. Nie ulega jednak żadnej
wątpliwości, że w danym razie znajdą się oni w obozie swoich
przyjaciół politycznych. Wystąpienie ich na widownię polityczną,
określenie jasne swego stanowiska względem Rosyi, zwróciło uwagę
zarówno w Rosyi jak i w Polsce. Wypowiedzieli się oni za
jednością plemienną z Rosyą, ale równocześnie przyszli do
przekonania, że walka z Polakami, którzy pomimo
wszelkich pozorów, są nawet w Galicyi uciskani przez system
rządowy austryacki, jest bezsensowem marnowaniem sił i wzajemnem
osłabianiem się.
Dla Polaków ponowne zjawienie się na arenie politycznej
starorusinów wraz z radykałami (nowokursniki), z ich jasnym
programem jedności szczepowej z Rosyą, jest rzeczą o tyle ważną, że
zamiast roztrzepanego radykalizmu, podszytego socyalizmem t. zw.
Ukraińców, pozbawionego, jak dotychczas, realnego gruntu,
stawiającego programy marzycielskie, — starorusini reprezentują
ideę polityczną zrozumiałą i wyraźną. Nie pragną oni niszczyć i
wyzbywać z posiadania ziemi nikogo, przynależność swoją narodową
określają wyraźnie. Obecnie godzą się z nieuniknioną koniecznością
należenia do Austryi, a na przyszłość zwracają oczy ku Rosyi, od
której oderwały ich dzieje i dzieje połączyć mają kiedyś. Takie
są prądy i kierunki polityczne wśród ludności ruskiej Galicyi
wschodniej. Wyobraźmyż sobie na tem tle wojnę austryacko-rosyjską.
Gdzie pójdzie ludność? — To wielka zagadka. Politycznych i
narodowych sympatyi i antypatyi wodzowie nie posiadają, bo ludność
ruska, wiejska, na całym obszarze ziem ruskich, pojęcia świadomej
odrębności narodowej dotychczas nie ma. Jest to masa ludowa,
która od Karpat aż po Don i Prypeć swojej własnej nazwy
narodowej nie ma. Nazywa siebie „czołowik", „mużyk",
„chachoł", „bojko", stosownie do tego, jak się posuwa na
wschód lub północ. Jedynie w Galicyi umie nazwać siebie
Rusinem, bo nazwy tej nauczył się w szkole, w sądzie, w urzędzie. Ale
aspiracyi narodowo-politycznych darmoby szukać wśród warstw
ludowych. One dostrzegają tylko różnice etnograficzne.
Polityczne tezy wogóle dostępne są jedynie nielicznej ruskiej
inteligencyi, które uważać należy jako zdobycz szkolną i
literacką. W jaką stronę pochyliłaby się owa masa ludowa, trudno
przewidzieć. Ponieważ jednak religia jest dla niej jedyną busolą
narodową, przypuszczać prawie z absolutną pewnością można, że pochyli
się ona ku stronie Rosyi w imię hasła obrony zagrożonej religii. Hasło
to, jako środek agitacyjny, niejednokrotnie już było wyzyskane ze
skutkiem. Co zaś do przewódców tej grupy politycznej, dla
nich religia nie ma żadnego znaczenia. Ten dobry, kto płaci, a praca
ich i hałas bywa zwykle w stosunku do korzyści materyalnych. Ideowość
jest tylko podkładem — mniej lub więcej uzasadnionym.
Grupa ukrainofilów, „ukraińców", w stosunku do
masy ludowej zajmuje takie samo stanowisko, jak starorusini. Są
wodzowie, ale niema żołnierzy; są oficerowie, ale brak jeszcze wojska.
Ludność absolutnie nie rozumie ich aspiracyi i dążeń do samodzielności
państwowej. Jest to ten sam materyał bojowy, zupełnie fikcyjny,
którym teoretycznie operują starorusini: nieświadomy swojej
odrębności narodowej, nie mający pojęcia o całości etnograficznej, a
tembardziej o jakiej samodzielności politycznej, państwowej. Stykając
się z tym ludem, znamy jego pragnienia i dążenia. Masa ludowa ruska
wszędzie i zawsze, na całym obszarze etnograficznym małoruskim, rozumie
jedynie stanowisko klasowe i różnice klasowe — pan, chłop,
urzędnik, — i ich stosunek wzajemny: oto świat jego pojęć
politycznych. Różnią się przeto wodzowie stronnictw i grup
politycznych, ale materyał, który oni wyzyskują dla swoich
celów, jest jednaki: nieświadomy, nieobliczalny, ciemny i wrogo
usposobiony dla klas posiadających.
Obie grupy polityczne są fermentem w Austryi: jedni ciążąc ku Rosyi,
drudzy — pragnąc utworzyć własne państwo na cudzej ziemi.
Różnica między nimi jest ta jedynie, — na korzyść większej
kulturalności starorusinów, — że ci ostatni stoją
wyłącznie na gruncie politycznym, ukraińcy zaś do stworzenia swego
państwa dążą przedewszystkiem przez walkę socyalną, przez szerzenie
nienawiści klasowej, idącej tak daleko, że nawet znaczną część
duchowieństwa unickiego w Galicyi zdołali pozyskać dla swoich mrzonek
społecznych. Jakkolwiek ideałem ich jest jakaś rzeczpospolita
„bez popa i bez pana", w której właściwie chłop byłby
jedyną realną siłą, zdołali jednak pozyskać sobie metropolitę Szeptyckiego,
który acz pochodzi z rodziny polskiej, zrutenizował się zupełnie
i stał się gorącym propagatorem idei odrębności galicyjskich
Rusinów. W marzeniach swoich poszedł jeszcze dalej, bo zdaje mu
się, że garstka unitów galicyjskich stanie się kiedyś pomostem
ku zjednoczeniu Kościoła wschodniego z Rzymem. Jest to utopia,
szkodliwa politycznie dla Austryi, bo wciąga ją w agitacye religijne i
w walki wewnętrzne, rozdzierające galicyjskie społeczeństwo ruskie, a
tworzy nowy jakiś Kościół wojujący i popierający tendencye i
roboty „ukraińskie".
Kwestya ruska, względnie ukraińska, zrodziła się w Austryi, przy
świadomej często pomocy rządu wiedeńskiego i z myślą sięgającą w
przyszłość. Złudzenia Austryi, opierające się na podtrzymywaniu
ukrainizmu, są błędem politycznym jej mężów stanu, są dowodem
nadzwyczajnej lekkomyślności państwowej, bo nie posiadają oparcia ani
faktycznego, ani historycznego, ani politycznego. Są tylko dowodem, że
nie znają oni ani ducha, ani historyi Słowian północnego-wschodu
i południowej Rosyi. Na to niema rady. Niejednokrotnie państwo drogo
opłacało tego rodzaju błędy. Możnaby i Austryę do lekkomyślnych pod tym
względem zaliczyć.
Roztrząsając kwestyę ruską ze stanowiska austryackiego, należało
wyobrazić ją sobie również postawioną na gruncie państwowości
rosyjskiej. Wszak dla Rosyi ma ta kwestya znaczenie wielkie,
zasadnicze, stanowiące o jej stanowisku mocarstwowem, a nabrać może
jeszcze większego, gdyby polityka rosyjska zdołała sobie otworzyć drogę
przez Dardanele. Wówczas cała południowa Rosya, a Kijów
na jej czele, mógłby powrócić do dawnego historycznego
znaczenia, do dawnych tradycyi dziejowych. „Stół"
wielkoksiążęcy w Kijowie, który był rozsadnikiem państwowości
rosyjskiej, stałby się wówczas macierzą nowej epoki w dziejach
Rosyi. Prędzej czy później do tego Rosya przyjść musi. Ośrodkiem
wszelkiej polityki rosyjskiej, jeżeli ona pragnie utrzymać związek
kulturalny z Europą, nie może być Petersburg ani Moskwa, lecz
Kijów — jako trzecia, ale najważniejsza stolica Rosyi,
właściwe jej gniazdo historyczne. Już pierwsi Rurykowicze rozumieli
polityczne znaczenie dla siebie południa i dla tego przenieśli się z
Nowogrodu do Kijowa. Owo powiedzenie Olegowe: „se budi mati
hradam ruskim"— ma swoje uzasadnienie geograficzne, historyczne i
państwowe dotychczas.
W kwestyi ruskiej my musimy wypowiedzieć się otwarcie, bez
ogródek, odrzuciwszy wszelkie sentymentalno-historyczne marzenia
nasze o wspólności z Archaniołem politycznym Rusi. Jeżeli
dotychczas mieliśmy jakiekolwiek złudzenia na punkcie wytworzenia
pewnej wspólności politycznej z Rusią, to stanowisko obecne tej
Rusi, zajęte w literaturze i w życiu w stosunku do nas, powinno nas
wyleczyć i wytrzeźwić ze złudzeń. Nie możemy zająć innego stanowiska,
jak tylko wyczekujące.
Wodzowie
„ukrainizmu", nie wiem czy z powodu politycznej niedokrwistości,
czy z powodu żalów historycznych, dość, że oświadczają się
wyraźnie: nie chcemy z wami żadnej współpracy, żadnej łączności,
żadnej zgody. Takim duchem ożywiona jest szkoła ruska w Galicyi,
literatura, polityka. — wszystkie czynniki ich życia, —
wobec tego nasze narzucanie się Rusinom z przyjaźnią i chęcią zgody,
nasze wszelkie ustępstwa na tem polu są ze szkodą narodową, są
bezcelowem traceniem sił i czasu na robotę Danaid, są wynikiem
nieznajomości dotychczas ducha tego nawskróś ludowego
społeczeństwa, bałamuconego przez garstkę wrzekomej inteligencyi w
Galicyi i w Rosyi.
Praca dla owego narodu, dla podniesienia
jego poziomu umysłowego, moralnego i ekonomicznego jest rzeczą wielką i
godną poparcia, ale szerzenie pośrednio lub bezpośrednio marzeń
politycznych, podszytych nienawiścią, nieokreślonych ani rozwagą, ani
rozumem, ani nawet prawami historycznemi, ze szkodą sąsiadów;
szerzenie w imię tych marzeń niepokoju i niezgody; wysuwanie na czoło
walki iluzorycznych pretensyi, jako środków podniecających
walkę, — nigdy nie może być uważane za robotę polityczną
pożyteczną ani dla nas, ani dla narodu ruskiego, ni na dziś, ni na
przyszłość.
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012