Mychajło Hruszewski
prof. Edward Prus
„Hulajpole – burzliwe dzieje kresów ukrainnych” - 2003 r.
/fragmenty/
Franciszek Rawita-Gawroński
"Kwestya ruska wobec Austryi i Rosyi ” – Kraków 1913 r.
/fragmenty/
(...) Tak stanęły sprawy i w ten sposób wyrobiła się w Galicyi wschodniej owa radykalna mgławica, potrzebująca człowieka, któryby z niej coś wytworzył. Jak już powiedziano, człowieka takiego sami Polacy sprowadzili do Galicyi. Był to Mychajło Hruszewśkyj, syn popa z Chełma, wychowaniec rządu rosyjskiego w uniwersytecie kijowskim, uczeń duchowy prof. Włodzimierza Antonowicza. W duchu nienawiści, opartej o fałszywie pojęty i przedstawiany grunt historyczny polsko-ruskich stosunków, został wykształcony Michał Hruszewśkyj.
Gdy miała być utworzoną katedra historyi Wschodu Europy z uwzględnieniem Rusi na uniwersytecie polskim we Lwowie, powołano na tę katedrę Hruszewśkiego, który już się był dał poznać z kilku prac monograficznych z dziejów Rusi. Prace te wolne były od szowinizmu narodowego, naukowego i politycznego, dawały przeto gwarancyę, że znalazłszy się w warunkach pracy niezależnej, potrafi wyzyskać swoje stanowisko naukowe dla nauki. Pomylono się pod tym względem.
Hruszewśkyj milczał tak długo, jak długo nie był powołany do Lwowa. Znalazłszy się w warunkach wolności prasy, dał ujście swoim poglądom socyologiczno-politycznym. Wyszedłszy ze sfery ludowej, wychowany wśród prądów socyalistyczno-anarchicznych, nurtujących wśród młodzieży ruskiej od dłuższego czasu (a które wybuchnęły dopiero z całą dzikością i grozą po wojnie japońskiej przeciwko ustrojowi społecznemu), Hruszewśkyj znalazł w Galicyi bardzo pożądaną dla siebie wolność prasy.
Przyłączyła się do tego wolność swawoli prasowej, na którą zbyt małą zwracano uwagę w Wiedniu, gdzie językiem ruskim nikt się nie posługiwał. Nie lepiej działo się w Galicyi, gdzie łudzono się nadzieją zrównoważenia stosunków i w tej myśli tolerowano wybryki. Hruszewśkyj zmienił zasadniczo w Galicyi kierunek swojej pracy, nadawszy jej, zarówno w działalności naukowej jak i w życiu politycznem, piętno walki socyalistycznej z klasami wrzekomo wrogo usposobionemi dla ludu — mieszczańską i szlachecką-polską. Jedni posiadali w swem ręku przemysł, handel i kapitał, drudzy — za dużo ziemi. Walce tej, pomimo zbyt widocznego podkładu, nie tajonego zresztą, dano z czasem nazwę walki z polskiem społeczeństwem w Galicyi o krzywdy i prawa Rusinów.
Nawiasem dodać należy, że walka taka w Rosyi — nawet ze strony p. Michała Hruszewśkiego, zapewne przez wdzięczność za wychowanie za rosyjskie pieniądze — nigdy jawnie, z otwartą przyłbicą, z godnością należną prawdzie, podjętą nie była.
Robiono skromne usiłowania wobec rządu o zaprowadzenie w
szkółkach elementarnych nauki w języku ruskim, o naukę
dziejów Rusi w języku małoruskim na uniwersytecie, ale rząd nie
przychylił się wcale do tych pragnień, usprawiedliwiając się tem, że
chłop małoruski doskonale język rosyjski rozumie, a garstka
inteligencyi małoruskiej nie może posługiwać się innym językiem, jak
tylko tym, którym posługiwali się dotychczas w szkole i
urzędzie, t. j. rosyjskim. Ale to już jest kwestyą wewnętrzną Rosyi,
wkraczającą w dziedzinę,jej celów i zadań politycznych i
państwowych. Nie ulega wszakże zapewne wątpliwości, że rząd rosyjski,
kierując się odmową, korzystał z doświadczenia, jakie uczyniono w
Galicyi, dopuszczając język ruski do szkół średnich i
uniwersytetu. Przekonał się, że to bynajmniej nie stwarza normalnych,
spokojnych warunków do pracy państwowej, ale daje jedynie
powód do zamętu wewnętrznego, do pragnień i pretensyi bez końca
ponad miarę potrzeb umysłowych i kulturalnych małoruskiego
społeczeństwa.
Michał Hruszewśkyj z energią, godną lepszego zużytkowania, znalazłszy
się na gruncie bezpiecznym, rozwinął w dwojakim kierunku działalność
swoją: antispołecznym w Galicyi, nadając jej charakter wrzekomej walki
o prawa małoruskiego narodu, t. j. dwóch milionów
galicyjskich Rusinowi — politycznej. Stanowisko zaś naukowe na
uniwersytecie lwowskim dawało mu możność skupiania koło siebie
młodzieży i wpływania na nią w duchu swoich poglądów i upodobań.
Władając językiem rosyjskim o wiele lepiej niż ruskim, podjął się
zadania być rzecznikiem sprawy Rusinów w Galicyi wobec
rosyjskiego społeczeństwa. W interesie społeczeństwa małoruskiego było
to stanowisko pozbawione szczerości, a nacechowane jednostronnością.
Nie miało bynajmniej na celu obrony interesów narodowych Rusi, bo one w Galicyi nie były w niczem i nigdzie zagrożone, przeciwnie, spotykały wszędzie wydatną pomoc Polaków, ale poprostu były żółciowym wybuchem osobistego temperamentu. Każdy rozumny człowiek, zestawiwszy wrzekome pretensye i krzywdy małoruskiego społeczeństwa z położeniem ogromnej większości Rusinów za kordonem, musiał dostrzec w jego działalności albo złą wolę, albo obłudę względem Rosyi. Rusini w Galicyi posiadają w każdej wsi ruskiej szkołę elementarną w swojem narzeczu narodowem, posiadają sześć szkół średnich (gimnazyów), kilkanaście katedr na uniwersytecie we Lwowie, w urzędach politycznych, w sądownictwie są zupełnie równouprawnieni w Polakami, w kościele pop posługuje się językiem ludowym, duchowieństwo ruskie jest uposażone o wiele lepiej, niż polskie, przy budowie i utrzymaniu szkoły i cerkwi ruskiej Polacy ustawowo muszą dopomagać swoim kapitałem, chociaż dzieci swoich do tej szkoły i cerkwi nie posyłają. Rusini w Galicyi posiadają własne stowarzyszenia naukowe, oświatowe, nawet banki dla celów własnych. To wszystko, co w krótkości tu powiedziałem, zaprzeczyć się nie da. Prawa te zdobyli Rusini przy pomocy Polaków, często z ich inicyatywy.
Całe nieszczęście w tem, że
Rusini więcej pragną, niż siły ich umysłowe, kulturalne i materyalne
starczą, że pragnienia ich nie liczą się nigdy z rzeczywistością i
granicami, że niespokojność ich pierwotnego charakteru — cecha
etniczna — większe przynosi im krzywdy, niż wszystkie razem
wzięte, a wypisywane przez Hruszewśkiego i jego adeptów. Może
zawiele mówimy o Hruszewśkim, jak na krótki polityczny
rzut oka na tak zwaną kwestyę ruską należałoby, ale ponieważ
jest to jedyny nieomal
rzecznik sprawy ruskiej,
który w języku rosyjskim pracuje i pisze, musimy o nim
mówić.
Przybył on z Kijowa do Galicyi nie bez planu postępowania i nie bez
planu zasłonił się nietykalnością profesora uniwersytetu. Socyalista z
przekonań, posiadający w Rosy i związki i stosunki z tymi marzycielami
socyologicznymi, którzy uważali, że jedynie godną pracą dla
przyszłości jest zniżenie się do ludu i praca dla niego, pojmował to
zniżenie się i pracę jako agitacyę zjadliwą przeciwko wszystkim,
którzy z ludem stykają się i z pracy rąk robotniczych
korzystają. Był on na tyle rozumny, że takiego hasła nie formułował
sam, gdyż byłoby to zbyt niebezpiecznem w Rosyi, ale wyręczyli go w
tern uczniowie, zwolennicy i sympatycy różnych odcieni. Tak
pojmowana praca dla ludu, połączona z pojęciem „krzywdy",
którą łatwo było przedstawić w barwach naj jaskra wszy eh wobec
tłumów, pozbawionych umiejętności krytyki, wydała cały szereg
rezultatów pod formą strajków rolnych, fabrycznych,
naruszenia cudzej własności, starć z władzą i t. p. Oczywiście w
obronie spokoju musiała wystąpić polieya, a nieraz wojsko — i oto
nowy powód do użalań się o krzywdy. Żadna praca wspólna
pozytywna ani w Radzie państwa, ani w Sejmie krajowym nie była możliwą
wobec ustawicznego niezadowolenia, skarg, żalów — na cały
świat. A gdy dziś wykazano niesłuszność zarzutów drogą urzędową,
jutro rozpoczynała się znowu opozycya pod inną formą o to samo.
Grupa ludzi, którąśmy powyższemi kilkoma uwagami starali się
scharakteryzować, nazywa siebie narodową i radykalną z odcieniami, o
które nam nie chodzi. Stoi ona przy sztandarze odrębności
narodowej (niezaprzeczanej) w stosunku do Polaków i Rosyi; ale w
Galicyi tylko, t. j. pod rządami Austro-Węgier, w imię tej odrębności
prowadzi z Polakami bezwzględną walkę i szerzy pośród
półinteligencyi ruskiej polityczne marzenia o jakiejś jakoby
wielkiej Ukrainie-Rusi w przeszłości i przyszłości. Wobec Rosyi,
wódz naukowego i politycznego radykalizmu Rusinów
galicyjskich zajmuje stanowisko wielkiego, ale milczącego sfinksa lub
jak Pytya przemawia domyślnikami.
W pismach, pisanych porosyjsku przez
Hruszewśkiego, niema jasnego sformułowania idei odrębności narodowej
ruskiej w całem szerokiem kulturalnem znaczeniu tego wyrazu, a
tembardziej o samodzielności; jest tylko mowa o krzywdach, doznawanych
od Polaków, które oddawna
uznane zostały przez
polityków w Austro-Węgrzech za
hasło bojowe, jako środek uzyskania nowych koncesyi. Wszystkie
broszury jego na ten temat mają zbyt wyraźny charakter intrygi,
wywoływania ciągłej nieufności między Polakami a Rosyą, między Austryą
a Polakami. Nie uwzględniają one zupełnie położenia politycznego
Polaków wogóle i o to autorowi ich nie chodzi, —
chodzi tylko o osłabienie żywiołu polskiego zarówno w Rosyi, jak
i Austryi. Hruszewśkyj jest wielkim zwolennikiem odrębności narodowej i
politycznej Rusinów, ale w Austryi tylko. Pragnąc koniecznie
wykazać, że naród ruski, w popularnem znaczeniu tego wyrazu,
którem i my w tern tylko znaczeniu posługujemy się zawsze,
pochodzi ledwie nie od Adama i Ewy, zaczął swoją historyę
„Ukrainy-Rusi" od czasów przedhistorycznych. Na ziemiach
tedy od Kaukazu do Beskidu i od Oki do Wisły w najrozmaitszych
nomenklaturach narodów wszędzie doszukiwał się Rusinów,
czyli jak on mówi, Ukraińców.
Wyszukawszy ich wreszcie w garstce Słowian, rozsiedlonych na dorzeczu
Dniepru średniego, a mając już w Kijowie dynastyę Rurykowiczów,
która stworzyła obszerne, lecz nie określone jasnemi i stałemi
granicami państwo, do tej dynastyi i do tego państwa przylepił historyę
Ukrainy-Rusi, która właściwie była historyą Rosyi. Tak tedy,
walcząc niby w imię odrębności narodowej Ukraińców, popełnił
błąd logiczny, łącząc historyę początkową Rosyi z historyą swojej
„Ukrainy-Rusi", chociaż taka narodowość i taka nomenklatura
państwowa wśród licznych i drobnych szczepów słowiańskich
na terytoryum Rurykowiczów nie istniała wcale.
Pragnąc tedy
stworzyć historyę Ukrainy-Rusi — ujętą w pewną całość literacką i
naukową — musiał właściwie napisać historyę trzech narodów
i trzech państw w różnych epokach, gdyż do trzech państw
terytoryum, dziś nazywane Ukrainą-Rusią, a zamieszkałe częściowo przez
szczepy słowiańskie, istotnie należało. Pierwszy tedy okres od początku
dynastyi Rurykowiczów do zdobycia Kijowa przez Gedymina należy
do historyi Rosyi, a drugi od Gedymina do unii 1569 i od unii do
podziału Rzptej polskiej — część należy do Polski, druga zaś
część od r. 1654 do Rosyi, wkońcu wreszcie — do Rosyi i Austryi.
Ujęcie w pewną całość historyczną losów różnoplemiennych
szczepów, które po kilku wiekach zlały się ze sobą i
wytworzyły mieszaninę etnograficzną, z zupełną przewagą elementu
słowiańskiego, nazwanego z czasem Małorosami, a przez uczonych
galicyjskich Ukraińcami, mogłoby być rzeczą bardzo dobrą i dla nauki
pożyteczną, gdyby nie tezy nowożytne, służące podkładem dla tej pracy.
Ukraińcy zatem, którzy wypowiadają lub nie swoje ideały
polityczne, w historyi Ukrainy-Rusi Hruszewśkiego znaleźli ostoję dla
swoich ideałów idei odrębności szczepowej na dziś i marzeń
politycznych na przyszłość. Hruszewśkyj dawszy swojej agitacyi podkład
socyalistyczny, zamącił spokój i utrudnił rozwój
prawidłowy dwóch żyjących dotychczas zgodnie szczepów w
Galicyi. Gdy pisał po rosyjsku, milczał w swoich broszurach o
separatyzmie i odrębności i poprzestawał tylko na wykazywaniu
„krzywd" polskich, dokonanych na Rusinach. W Rosyi nie poznano
się na tej intrydze kozackiej, brano ją na seryo, a cieszono się po
cichu z waśni, osłabiającej Polaków, w tej nadziei, że Rusini są
tak samo lojalnymi Małorosami w Galicyi, jak byli Kulisze, Kostomarowy, Srezniewscy, Czubińscy, Antonowicze
et tutti quanti w Rosyi. Dopiero reorganizacya obozu staroruskiego,
jaka przed kilku laty nastąpiła, wzmocniwszy się młodemi siłami, zdaje
się otworzyła oczy w Rosyi na to, że Hruszewśkyj i jego adherenci grają
podwójną rolę i że prawdziwymi obrońcami idei odrębności
szczepowej i separatyzmu politycznego są Ukraińcy.
Równocześnie
z grupą radykalną, którą scharakteryzowaliśmy w jej dążeniach,
pretensyach i maniactwie politycznem, istnieje w Galicyi druga grupa,
nazywana „staroruską", także z odcieniem radykalnem
(„moskalofilska"). Jest ona niewątpliwie mniej hałaśliwą od
pierwszej i bardziej logiczna. Uznając jedność kulturalną i
etnograficzną z Rosyą, dąży do połączenia się z nią. Ludność,
zamieszkującą Galicyę, uważa jako gałąź szczepową wielkiego plemienia
wielkoruskiego. Potajemnie dążą ku Rosyi, wobec zaś rządu wiedeńskiego
okazują lojalność. Nie jest ona szczerą, zarówno w kierunku
Rosyi, jak i Austryi. Nieszczerość ich posiada jednak cechy zręcznej
dyplomacyi, oscylującej między dwoma państwami. Jestto pewnego rodzaju
taniec wśród mieczów. Nie ulega jednak żadnej
wątpliwości, że w danym razie znajdą się oni w obozie swoich
przyjaciół politycznych. Wystąpienie ich na widownię polityczną,
określenie jasne swego stanowiska względem Rosyi, zwróciło uwagę
zarówno w Rosyi jak i w Polsce. Wypowiedzieli się oni za
jednością plemienną z Rosyą, ale równocześnie przyszli do
przekonania, że walka z Polakami, którzy pomimo
wszelkich pozorów, są nawet w Galicyi uciskani przez system
rządowy austryacki, jest bezsensowem marnowaniem sił i wzajemnem
osłabianiem się.
Dla Polaków ponowne zjawienie się na arenie politycznej
starorusinów wraz z radykałami (nowokursniki), z ich jasnym
programem jedności szczepowej z Rosyą, jest rzeczą o tyle ważną, że
zamiast roztrzepanego radykalizmu, podszytego socyalizmem t. zw.
Ukraińców, pozbawionego, jak dotychczas, realnego gruntu,
stawiającego programy marzycielskie, — starorusini reprezentują
ideę polityczną zrozumiałą i wyraźną. Nie pragną oni niszczyć i
wyzbywać z posiadania ziemi nikogo, przynależność swoją narodową
określają wyraźnie. Obecnie godzą się z nieuniknioną koniecznością
należenia do Austryi, a na przyszłość zwracają oczy ku Rosyi, od
której oderwały ich dzieje i dzieje połączyć mają kiedyś. Takie
są prądy i kierunki polityczne wśród ludności ruskiej Galicyi
wschodniej. Wyobraźmyż sobie na tem tle wojnę austryacko-rosyjską.
Gdzie pójdzie ludność? — To wielka zagadka. Politycznych i
narodowych sympatyi i antypatyi wodzowie nie posiadają, bo ludność
ruska, wiejska, na całym obszarze ziem ruskich, pojęcia świadomej
odrębności narodowej dotychczas nie ma. Jest to masa ludowa,
która od Karpat aż po Don i Prypeć swojej własnej nazwy
narodowej nie ma. Nazywa siebie „czołowik", „mużyk",
„chachoł", „bojko", stosownie do tego, jak się posuwa na
wschód lub północ. Jedynie w Galicyi umie nazwać siebie
Rusinem, bo nazwy tej nauczył się w szkole, w sądzie, w urzędzie. Ale
aspiracyi narodowo-politycznych darmoby szukać wśród warstw
ludowych. One dostrzegają tylko różnice etnograficzne.
Polityczne tezy wogóle dostępne są jedynie nielicznej ruskiej
inteligencyi, które uważać należy jako zdobycz szkolną i
literacką. W jaką stronę pochyliłaby się owa masa ludowa, trudno
przewidzieć. Ponieważ jednak religia jest dla niej jedyną busolą
narodową, przypuszczać prawie z absolutną pewnością można, że pochyli
się ona ku stronie Rosyi w imię hasła obrony zagrożonej religii. Hasło
to, jako środek agitacyjny, niejednokrotnie już było wyzyskane ze
skutkiem. Co zaś do przewódców tej grupy politycznej, dla
nich religia nie ma żadnego znaczenia. Ten dobry, kto płaci, a praca
ich i hałas bywa zwykle w stosunku do korzyści materyalnych. Ideowość
jest tylko podkładem — mniej lub więcej uzasadnionym.
Grupa ukrainofilów, „ukraińców", w stosunku do
masy ludowej zajmuje takie samo stanowisko, jak starorusini. Są
wodzowie, ale niema żołnierzy; są oficerowie, ale brak jeszcze wojska.
Ludność absolutnie nie rozumie ich aspiracyi i dążeń do samodzielności
państwowej. Jest to ten sam materyał bojowy, zupełnie fikcyjny,
którym teoretycznie operują starorusini: nieświadomy swojej
odrębności narodowej, nie mający pojęcia o całości etnograficznej, a
tembardziej o jakiej samodzielności politycznej, państwowej. Stykając
się z tym ludem, znamy jego pragnienia i dążenia. Masa ludowa ruska
wszędzie i zawsze, na całym obszarze etnograficznym małoruskim, rozumie
jedynie stanowisko klasowe i różnice klasowe — pan, chłop,
urzędnik, — i ich stosunek wzajemny: oto świat jego pojęć
politycznych. Różnią się przeto wodzowie stronnictw i grup
politycznych, ale materyał, który oni wyzyskują dla swoich
celów, jest jednaki: nieświadomy, nieobliczalny, ciemny i wrogo
usposobiony dla klas posiadających.
Obie grupy polityczne są fermentem w Austryi: jedni ciążąc ku Rosyi,
drudzy — pragnąc utworzyć własne państwo na cudzej ziemi.
Różnica między nimi jest ta jedynie, — na korzyść większej
kulturalności starorusinów, — że ci ostatni stoją
wyłącznie na gruncie politycznym, ukraińcy zaś do stworzenia swego
państwa dążą przedewszystkiem przez walkę socyalną, przez szerzenie
nienawiści klasowej, idącej tak daleko, że nawet znaczną część
duchowieństwa unickiego w Galicyi zdołali pozyskać dla swoich mrzonek
społecznych. Jakkolwiek ideałem ich jest jakaś rzeczpospolita
„bez popa i bez pana", w której właściwie chłop byłby
jedyną realną siłą, zdołali jednak pozyskać sobie metropolitę Szeptyckiego,
który acz pochodzi z rodziny polskiej, zrutenizował się zupełnie
i stał się gorącym propagatorem idei odrębności galicyjskich
Rusinów. W marzeniach swoich poszedł jeszcze dalej, bo zdaje mu
się, że garstka unitów galicyjskich stanie się kiedyś pomostem
ku zjednoczeniu Kościoła wschodniego z Rzymem. Jest to utopia,
szkodliwa politycznie dla Austryi, bo wciąga ją w agitacye religijne i
w walki wewnętrzne, rozdzierające galicyjskie społeczeństwo ruskie, a
tworzy nowy jakiś Kościół wojujący i popierający tendencye i
roboty „ukraińskie".
Kwestya ruska, względnie ukraińska, zrodziła się w Austryi, przy
świadomej często pomocy rządu wiedeńskiego i z myślą sięgającą w
przyszłość. Złudzenia Austryi, opierające się na podtrzymywaniu
ukrainizmu, są błędem politycznym jej mężów stanu, są dowodem
nadzwyczajnej lekkomyślności państwowej, bo nie posiadają oparcia ani
faktycznego, ani historycznego, ani politycznego. Są tylko dowodem, że
nie znają oni ani ducha, ani historyi Słowian północnego-wschodu
i południowej Rosyi. Na to niema rady. Niejednokrotnie państwo drogo
opłacało tego rodzaju błędy. Możnaby i Austryę do lekkomyślnych pod tym
względem zaliczyć.
Roztrząsając kwestyę ruską ze stanowiska austryackiego, należało
wyobrazić ją sobie również postawioną na gruncie państwowości
rosyjskiej. Wszak dla Rosyi ma ta kwestya znaczenie wielkie,
zasadnicze, stanowiące o jej stanowisku mocarstwowem, a nabrać może
jeszcze większego, gdyby polityka rosyjska zdołała sobie otworzyć drogę
przez Dardanele. Wówczas cała południowa Rosya, a Kijów
na jej czele, mógłby powrócić do dawnego historycznego
znaczenia, do dawnych tradycyi dziejowych. „Stół"
wielkoksiążęcy w Kijowie, który był rozsadnikiem państwowości
rosyjskiej, stałby się wówczas macierzą nowej epoki w dziejach
Rosyi. Prędzej czy później do tego Rosya przyjść musi. Ośrodkiem
wszelkiej polityki rosyjskiej, jeżeli ona pragnie utrzymać związek
kulturalny z Europą, nie może być Petersburg ani Moskwa, lecz
Kijów — jako trzecia, ale najważniejsza stolica Rosyi,
właściwe jej gniazdo historyczne. Już pierwsi Rurykowicze rozumieli
polityczne znaczenie dla siebie południa i dla tego przenieśli się z
Nowogrodu do Kijowa. Owo powiedzenie Olegowe: „se budi mati
hradam ruskim"— ma swoje uzasadnienie geograficzne, historyczne i
państwowe dotychczas.
W kwestyi ruskiej my musimy wypowiedzieć się otwarcie, bez
ogródek, odrzuciwszy wszelkie sentymentalno-historyczne marzenia
nasze o wspólności z Archaniołem politycznym Rusi. Jeżeli
dotychczas mieliśmy jakiekolwiek złudzenia na punkcie wytworzenia
pewnej wspólności politycznej z Rusią, to stanowisko obecne tej
Rusi, zajęte w literaturze i w życiu w stosunku do nas, powinno nas
wyleczyć i wytrzeźwić ze złudzeń. Nie możemy zająć innego stanowiska,
jak tylko wyczekujące.
Wodzowie „ukrainizmu", nie wiem czy z powodu politycznej niedokrwistości, czy z powodu żalów historycznych, dość, że oświadczają się wyraźnie: nie chcemy z wami żadnej współpracy, żadnej łączności, żadnej zgody. Takim duchem ożywiona jest szkoła ruska w Galicyi, literatura, polityka. — wszystkie czynniki ich życia, — wobec tego nasze narzucanie się Rusinom z przyjaźnią i chęcią zgody, nasze wszelkie ustępstwa na tem polu są ze szkodą narodową, są bezcelowem traceniem sił i czasu na robotę Danaid, są wynikiem nieznajomości dotychczas ducha tego nawskróś ludowego społeczeństwa, bałamuconego przez garstkę wrzekomej inteligencyi w Galicyi i w Rosyi.
Praca dla owego narodu, dla podniesienia jego poziomu umysłowego, moralnego i ekonomicznego jest rzeczą wielką i godną poparcia, ale szerzenie pośrednio lub bezpośrednio marzeń politycznych, podszytych nienawiścią, nieokreślonych ani rozwagą, ani rozumem, ani nawet prawami historycznemi, ze szkodą sąsiadów; szerzenie w imię tych marzeń niepokoju i niezgody; wysuwanie na czoło walki iluzorycznych pretensyi, jako środków podniecających walkę, — nigdy nie może być uważane za robotę polityczną pożyteczną ani dla nas, ani dla narodu ruskiego, ni na dziś, ni na przyszłość.