Dążenia do unii polsko-litewsko-moskiewskiej
1595-1634
Feliks Koneczny
Fragment książki "Dzieje Rosji" - Warszawa 1921
Ujemne skutki tłumnego porzucania rolnictwa dla handlu okazały się szybko, jeszcze przed upływem XVI wieku. Nastały przewroty, które groziły wywrotem państwu, a społeczeństwu zagłodzeniem. Wpływy polityczne idą za majątkiem; skoro tedy trzon bogactwa narodowego poczynał przechodzić z majątku nieruchomego na ruchomy, zagrożonemi poczuły się warstwy właścicieli ziemskich: możnowładcy, bojarowie i monastery, tudzież warstwa obdarzonych z łaski gosudarskiej używalnością carskich “sieł”, coraz liczniejsi t. zw. “pomieszczyki”, zobowiązani zato do służby wojskowej. Zbiegostwo z roli groziło ubytkiem żołnierza, podrywając byt “pomieszczyków”, odbierając możność utrzymania tradycji “dzieci bojarskich” - a zarazem burzyło strukturę społeczną i państwową, odbierając dostatki kniaziom i bojarom. Gdyby natomiast wyrobiło się bojarstwo handlowe, wszystko musiałoby przybrać odmienne kształty, boć przy handlu niemożebnem stałoby się osnucie hierarchji społecznej na “służbie” rządowej, na którą kupiec nie ma czasu.
Jedna tylko warstwa, posiadająca dostęp do życia publicznego, nie miała nic przeciw rozpierzchaniu się ludności daleko poza centrum: djacy. Ci rozrośli się już w liczną jakby kastę pisarzy, opanowawszy machinę administracyjną, a popierani przez carów, którym się zdawało, że, oswabadzając się przez djaków od przemożnego wpływu kleru i bojarów, rządzą niezależnie i zupełnie według własnej woli, skoro z pomocą tych, którzy są wyłącznie od jej wykonywania. Złudzenie to umilało carom władzę. Głównem zajęciem ich stało się zczasem coraz dokładniejsze organizowanie djaków w wydziały kancelaryjne, t. zw. razrjady, których do rozmaitych specjalnych celów było pod koniec XVI wieku już około 30, a w połowie XVII wieku 50. Im większy obszar państwa, a choćby im bardziej tylko rozpierzchnięta ludność, tem więcej pola dla razrjadów, tem większa potrzeba coraz nowych i tem więcej “kormlenia”. Łatwiej obłowić się na kupcu, niż na rolniku.
Niechęć wzajemna djaków a kleru wzrosła jeszcze bardziej skutkiem odmiennego stanowiska wobec tej kwestji. Cerkiew była właścicielką polowy uprawnej ziemi, a zbiegostwo od roli mogło ją zrujnować; duchowieństwo zsolidaryzowało się tedy z bojarstwem. Wszystko więc, co dotychczas posiadało oficjalne znaczenie, wystąpiło przeciw nagłemu wzrostowi stanu kupieckiego; i sam car musiał stać się przeciwnikiem przemiany, podkopującej militaryzm i osobistą zależność “służyłych”. Dopełniło miary rozprzężenie wszelkiego gospodarstwa wiejskiego (nietylko rolnego) w całem państwie. Zbiegano z ról, nie dopełniwszy obowiązków rolniczych, nie czekając żniw, nie dotrzymując żadnych terminów. Dochodzenia o zbiegostwo rosły w sposób zatrważający. Najpierw próbowano zapobiec złu przedłużaniem terminu przedawnienia w sporach tego rodzaju (z lat 2 na 3 i 5; zaczyna się to od r. 1590), aż gdy to nie skutkowało, począł Godunow ograniczać samo prawo wypowiadania kontraktów ze stosunków rolniczych, a zatem począł przytwierdzać ludność do roli przymusowo. Straszliwy głód, trwający przeszło trzy lata (1601-1604), nadał temu prądowi sankcję. Ktokolwiek dzierżył władzę państwową wśród przewrotów, jakie miały nastać, każdy ścieśniał swobodę przenoszenia się ludności rolniczej, aż ją w r. 1607 zniesiono całkiem.
Ocalały zajęcia handlowe Tatarów, z których omal nie zostali zupełnie wyeliminowani; ustrój zaś społeczny moskiewski oparł się na tatarskim (kazańskim) wzorze, na przymusowej uprawie roli. Zaczęło się to od robotnika rolnego, od “zakupa” i “smerda”, a przeszło niebawem i na drobną własność ziemską, na ludność “derewni”.
Bojar, czy pomieszczyk, właściciel czy dzierżyciel, musiał przedewszystkiem “służyć”, a zatem nie mieszkał na wsi, nie gospodarował, był wobec rządu odpowiedzialnym za wieś, której nie widział, którą nie zarządzał osobiście: za podatki przedewszystkiem. Nie odrazu nastąpiło takie wykończenie społecznych stosunków wiejskich, ale rozwijało się w tym kierunku już od początku niemal XVII wieku, rozpowszechniając się w ciągu stulecia. Niemożliwem było wdawać się z każdym włościaninem zosobna, nie siedząc na miejscu, nie znając ich zgoła. Urządzano tedy solidarną odpowiedzialność całej osady wiejskiej wobec właściciela i władzy za kontyngent podatkowy, którego rozłożenie na rodziny i głowy pozostawiano samym włościanom.
W ten sposób powstał rosyjski “mir”, przymusowe stowarzyszenie całej ludności danej gminy, i kolektywna, gminna własność gruntu, z perjodycznym rozdziałem gruntów do używalności rodzin. Podziału gruntów według ilości głów w rodzinie wymagała sprawiedliwość, skoro system podatkowy oparł się następnie na pogłównem.
Dodajmy, że kolektywizm był jedynym sposobem obejścia zakazu opuszczania gruntów: byle pan, lokalny gosudar, i skarb państwa, “kazna”, nie ponosiły szwanku, cóż zależało na miejscu pobytu tego i owego? Skoro pozostali płacili za wszystkich, obojętnem było, w jaki sposób zebrali pieniądze. Udzielano więc pozwolenia na szukanie szczęścia w świecie (w zajęciach miejskich, lub wędrownych) pod warunkiem przysłania odpowiedniej kwoty we właściwym terminie. Pozostali ułatwiali sobie w ten sposób zadanie, i doszło potem do tego, że przynajmniej połowa ludności danej wsi, przypisana do gleby, żyła jednak poza nią.
Z tych stosunków wyniknęły wkońcu dwie konsekwencje. Ktokolwiek rodem należał do pewnej wsi, był zawsze współwłaścicielem jej gruntów i pozostać nim musiał; było to nie tylko prawem jego, lecz ciężarem, którego pozbyć się nie mógł, choćby chciał, bo nie było wolno. I musiał pozostać włościaninem stanowo, kto się nim urodził. Jakkolwiek z wiedzą i zezwoleniem swego pana (za dobrą opłatą) mieszkał w mieście, był faktycznie rzemieślnikiem lub kupcem, nieraz bardzo zamożnym, nie mógł nigdy przestać należeć prawnie do swej wiejskiej gromady, w której musiał opłacać podatek, jako kolektywny współwłaściciel i skutkiem tęgo nigdy nie mógł przestać być “chłopem”; ani on, ani jego potomstwo.
Emigracja ze wsi dokonywała się tedy później całkiem jawnie i legalnie, byle nie nadwerężać zasady “miru”; z początku atoli nie było innego sposobu dla malkontentów i oponentów, jak ... kozaczyzna. Jeden ustrój tatarski pociągnął za sobą drugi. Kozacy rjazańscy pozostali na żołdzie władców moskiewskich, a rośli wciąż w liczbę, uzupełniając się nietylko Tatarami, lecz całą pstrokacizną etnograficzną dorzeczy Oki i Donu; nie brakło nigdy żywiołu lubującego się w nieregularnej wojence. Rozszerzały się ich siedziby w dół Donu, handel i łupy stanowiły ich dochody, a zboża dostarczał car. Za Iwana Groźnego przeprowadzono reorganizację tej kozaczyzny. Utworzywszy z niej nad Donem pogranicze wojskowe przeciwko Tatarom, których napady łupieżcze miały trwać jeszcze przez kilka pokoleń. Cerkiew zrównała rozmaitość pochodzenia wśród Kozaków i zesłowiańszczyła wszystkich.
Kozaczyzna posuwała się od Donu daleko na zachód, bo nęciły stepy i sposobność bogacenia się łupem na Perekopcach. Nad Dnieprem powstało drugie ognisko zbiegów ze wszystkich ościennych krajów, Wołochów, Węgrów, Rusi i Polaków, niemało nawet szlachty polskiej, która przewodziła zazwyczaj tej zbieraninie. Już z początkiem XVI w. zorganizowali się i ci naddnieprzańscy Kozacy po wojskowemu. Za przykładem Moskwy zaczęto brać ich na żołd królewski. Najpierw za Zygmunta Starego w r. 1531 spisano 2000 w rejestr, a potem Stefan Batory przyjmował stopniowo na żołd wszystkich, tworząc w ten sposób wojsko stałe na ziemiach tych “ukrainnych”. Wojskowy sposób zarobkowania posiada zawsze niezrównany urok dla Wschodu; mnożyło się Kozaków bardziej, niż mógł podołać regestr królewski ograniczony możliwością finansową i względami na potrzeby rolnictwa sąsiednich krain. Jak na Zalesiu do handlu, podobnież zaczęto na Rusi litewskiej zbiegać do Kozaków naddnieprzańskich, Ruś osiągnęła też wśród Kozaków niebawem olbrzymią większość, a inni ruszczyli się przez Cerkiew. Prawosławie łączyło i tutaj wszystkich Kozaków.
Główna różnica pomiędzy “Dońcami” a “Zaporożcami” z nad Dniepru polegała na podkładzie ekonomicznym: Kozacy moskiewscy wystrzegali się rolnictwa, gdy tymczasem “polscy” dzielili życie pomiędzy rolę a obóz warowny, “siczą” zwany.
Ukraina, dawna Kijowszczyzna, zaczęła się od końca XVI wieku zagospodarowywać na nowo. Królowie czynili tam wielkie nadania “pustek”, kilko- a nawet kilkunastomilowych, skutkiem czego możnowładcy ruscy zamieniali się na największych przedsiębiorców osadniczych, jakich zna historja Europy. Sprowadzali osadnika tysiącami, a potrzebowali dziesiątek tysięcy; to też krzywo patrzał na kozaczyznę, ujmującą im rąk do pługa. Kozacy kobiet do siczy nie zabierali. Kozak żonaty wybierał sobie na olbrzymich jeszcze bezpańskich przestrzeniach stepu kawał ziemi, gdzie chciał, i zakładał sobie “futor”, t. j. miały folwarczek. Zmieniali się; część była w siczy, zawsze w pogotowiu wojennem, a część przy rodzinach, po futorach.
Na tych rozległych stepach, wśród kraju nieuprawnego i bezludnego ginęło kilkanaście tysięcy futorów, jakby nic. Zwykłem to bywało wydarzeniem, że futor stał w granicach czyjegoś nadania. Właściciel futoru z reguły nie mógł wiedzieć, że ta ziemia nie jest już niczyją, bo nigdy żaden możnowładca nie korzystał odrazu z całego nadania, lecz tworzył osady i folwarki stopniowo, w miarę możności. Po latach pokazywało się, że Kozak siedzi na “pańskiej” ziemi! Ruskiemu wielmoży chodziło nie o kawałek gruntu, ale o kilka par rąk roboczych z futoru! Obowiązywał zaś tam do prawa prywatnego statut litewski, do którego wprowadzono od r. 1588 przepis, że kto przez 10 lat siedzi na nieswoim gruncie, staje się poddanym właściciela. Niejeden rzucał tedy w dziesiątym roku gospodarki wszystko i szedł dalej w świat szukać szczęścia na nowem; niejednego jednak dotknął ten przepis, gdy dłużej dziesięciu lat zasiedział grunt, o którym się później okazało, że leży w granicach cudzej posiadłości. Często dawał się przepis ten Kozakom we znaki, i to było pierwszą przyczyną, dla której panowie południowo-ruscy i Kozacy stanęli sobie nawzajem ością w gardle, chociaż po większej części byli jednego rodu i jednej wiary - jakbyśmy dziś powiedzieli: jednej narodowości ruskiej.
Była na przełomie wieków XVI i XVII doba, iż zdawało się, że na południu dawnej Rusi litewskiej, w tych prowincjach, które w unji lubelskiej przeszły od Litwy do Polski, wytworzy się narodowość ruska. Żywioł ludowy stanowił podłoże aż nazbyt wystarczające pod każdym względem, ażeby się na niem mogła oprzeć narodowość: był dość liczny i posiadał dość cech odrębności. Poczucie narodowości zaświtało nareszcie w tych województwach “ukrainnych” - po raz pierwszy we wschodniej Słowiańszczyźnie - ponieważ tu wyrobił się pewien poziom niezbędnej do tego inteligencji i działał przykład kultury polskiej.
Podczas gdy na Rusi moskiewskiej nie można było wydać zakazu, żeby nie wyświęcać na kapłanów osób niepiśmiennych, bo w takim razie - jak stwierdził synod 1551 r. - zabrakłoby popów; na Rusi owej do niedawna litewskiej, obecnie koronnej, podnosił się właśnie poziom wykształcenia wysoko i to nietylko wśród duchowieństwa. Powstaje piśmiennictwo cerkiewne, wśród którego nie brak rozpraw, mogących najzupełniej wytrzymać porównanie z przeciętnem dziełem teologiczno-polemicznem Zachodu. Cerkiew z tej strony Dniepru weszła śmiało w prąd reformacyjny, naśladując w tem Polaków i Litwinów; duchowieństwo prawosławne ukraińskie pełne było kalwinizmu i arjanizmu. Jak Radziwiłł na Litwie, tak na Rusi południowej stał na czele ruchu “nowinek” możnowładca kniaź Konstanty Ostrogski, pan 35 miast i tysiąca wsi. W Ostrogu swoim założył drukarnię i szkołę wyższą, pretendującą do godności akademji, a nie bez słuszności. Zbierał do niej profesorów z całego świata (używał do tego nawet pośrednictwa Possewina), pierwszy znów przykład tego dając we wschodniej Słowiańszczyźnie - podczas gdy w Moskiewszczyźnie sprowadzało się tylko “majstrów” do celów militarnych. Do Moskwy docierały ledwie jakieś echa z tego ruchu, jakby drobiny, spadające ze stołu ostrogskiego. W Ostrogu powstała pierwsza drukarnia, wydająca na świat księgi liturgiczne cerkiewne; tam wyszła w r. 1581 pierwsza zupełna Biblja w języku cerkiewnym, sławna “Biblja Ostrogska”. Próbowano wprawdzie i w Moskwie sztuki drukarskiej, ale niższe duchowieństwo, obawiając się, że mu narzucą przymus umiejętności czytania tych ksiąg, postarało się o zaburzenia “ludowe” - i drukarnię zburzono, jako “dzieło szatańskie”. Akademja ostrogska daleką jednak była od prawowierności; przeciwnie, stała się rozsadnikiem protestanckiego kierunku w Cerkwi; sam też kniaź Ostrowski napojony byt arjanizmem.
Ten Ostrogski, pociągający przykładem swym, był typem budzącej się tam do życia narodowości. Oparty na kulturze obywatelskiej polskiej, zalicza sam siebie do Europy zachodniej i tylko z nią szuka związków duchowych, kulturalnych. Zalicza się jednakże zarazem do prawosławia, a “nowinkom” hołduje dlatego, że szuka dróg do odrodzenia Cerkwi, której nigdy nie zamyśla porzucać, przywiązany do niej fanatycznie. Ale niema to nic do jego przekonań politycznych: nienawidzi Moskwy, narzucającej się na opiekunkę prawosławia, gardzi moskwicizmem i żadnych nie widzi stycznych pomiędzy sobą a Moskwą, lecz przeciwnie, zupełną odrębność i całkowite przeciwieństwo. Widzi dwie różne całkiem kultury, z których jedną pragnie zwalczać. Z ochotą staje na czele wojsk litewskich, ażeby walczyć z Moskwą; całe jego życie jest jej zwalczaniem. Ale nie staje się przez to bynajmniej Polakiem, ani go też nikt z Polaków, za Polaka nie uważa. Jest czemś odrębnem. Sam zaliczał siebie zawsze do Rusi - a więc i my musimy go do niej zaliczyć; z tego zaś wniosek nieuchronny, że Ruś ukrainna (województwa podolskie, bracławskie, kijowskie) poczynała wyodrębniać się narodowo od Moskwy. Za Konstantym Ostrogskim stała cała inteligencja ruska Ukrainy, świecka i duchowna. Wyraz “Moskal” przeszedł z tego ruskiego języka do polskiego.
Nie trwało to atoli długo, a proces wytwarzania się narodowości ruskiej został niebawem przerwany gwałtownie, dobiegłszy ledwie do połowy XVII wieku.
Kwestje religijne łączyły się wówczas nieuchronnie z politycznemi. Protestantyzm był prądem opozycyjnym za Zygmunta III, a protestanckie wpływy wciągały do opozycji również Ruś południową, ową nowopowstającą narodowość ruską, trwającą przy Cerkwi (dogmatycznie mylne całkiem rozumowanie niema tu nic do rzeczy; olbrzymia większość inteligencji całej Europy rozumowała niemniej mylnie).
Zniechęceni do króla protestanci porozumieli się z prawosławnymi, gotowi zrzucić Zygmunta z tronu. Wtedy obmyślił król klin do rozsadzenia tego związku: wznowić unję Florencką. Sprawa wisiała w powietrzu o tyle, że rozwinięta silnie działalność misyjna Kościoła szukała plonu dla siebie wśród protestantów wszelkich, a więc i wśród ruskich. W ten sposób, przez pośrednictwo protestantyzmu, szerzyło się wśród przodujących warstw Rusi “łaciństwo”.
Dogmatycznie jest prawosławie bliższem katolicyzmowi od najumiarkowańszego protestantyzmu; wszak ono nie jest wobec katolicyzmu wcale herezją. Okoliczność ta musiała się uświadamiać wśród dysput wyznaniowych coraz liczniejszym osobom - i byłoby dziwnem, gdyby w dobie nawracań b. prawosławnych nie powstała myśl, że skoro można nawracać tak skutecznie z kalwinizmu, czy nawet z arjanizmu, o ileż łatwiej powinnoby być nawracać ze schizmy... Tak mówiła logika. Pojawiają się też próby, zmierzające do “jedności Kościoła Bożego” na Rusi, popierane przez wybitne osoby prawosławne. Król nie wymyślił tego ruchu unijackiego, ale chwycił się go ręką niezgrabną, bo polityczną, chwycił oburącz, poparł, przy- śpieszył i po swojemu pokierował. Dziełem napół religijnem, napół świeckiem była ogłoszona pośpiesznie w r. 1596 unja brzeska. Tylko Ruś Biała i Podlasie pragnęły jej i były do niej przygotowane, a Zygmunt kazał ogłosić ją na całą Ruś, sądząc, że usunie ze swego państwa schizmę... polityką.
Cała Ruś południowa sprzeciwiła się ostro unji na synodzie prawosławnym, zwołanym tegoż jeszcze roku również do Brześcia, a król odtąd miał zaciekłych wrogów w Rusi południa. Konstanty Ostrowski staje na czele opozycji. W drukarni ostrogskiej tłoczy się odezwy gwałtowne, podburzające przeciwko Polsce, jako twórczyni rzekomej unji. Unję pojęto wprost jako prześladowanie prawosławnej wiary.
Wznowienie unji poruszyło Moskwę i Carogród. Z Konstantynopola wysyłać poczęto agitatorów, mających unję czynić niemożebną. Główny agent, szerzący nienawiść do Polski, jako istotne zadanie swej misji, Cyryl Lukaris, dawny rektor akademji ostrogskiej, miał główną kwaterę w Ostrogu, protegowany przez tegoż Konstantego, który był pogromcą Moskwy. Ale Lukaris i jemu podobni nie byli wcale nieprzyjaciółmi Moskwy; owszem oni upatrywali interes prawosławia przedewszystkiem w rozwoju potęgi moskiewskiej. Każdy taki agent, od patrjarchatu nasłany, był zarazem moskiewskim agentem. Tak tedy unja brzeska niefortunnie wpędzała w jeden obóz polityczny wielbicieli i przeciwników Moskwy, zgodnych w opozycji względem króla, następnie zaś względem Polski.
Tak zbierały się zwolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i w dzieje Polski. Narazie zdawało się to niemożliwością, bo wypadki przybierały kierunek wręcz przeciwny: ingerencji Polski i Litwy w dzieje Moskwy! Takto współczesnym niełatwo odróżnić, co jest epizodem, a co ma posiadać historyczną trwałość.
Po bezpotomnej śmierci cara Fedora, w styczniu 1598 r., sam Jan Zamojski doradzał, żeby Zygmunt III starał się o tron moskiewski - ale nawet nie rozważano bliżej tego projektu. Tymczasem przeszedł tytuł panowania tatarskim obyczajem na wdowę po carze, Irenę, rodzoną siostrę Godunowa. Teraz dopiero, gdy tron sam mu się niejako wpraszał pomyślnym losem, pomyślał Godunow o tem, żeby do faktycznie posiadanej władzy przydać sobie i godność monarszą. Było to oczywistem, że Irena może stanowić tylko przejście do nowej dynastji; czemuż nią nie mają być oni sami, Godunowy? Siostrę bez trudności skłonił, że zrzekła się tronu na rzecz brata, ale trzeba było radzić sobie z opozycją tylu Rurykowiczów i wszystkich tych możnowładców, którzy narówni z nim mogli marzyć o tronie.
Zawahał się Godunow i postanawia poprzestać jeszcze na stanowisku “wielkiego bojara”, a tylko dorobić sobie cara. Rozpuszcza wieść, jakoby Dymitr nie był umarł w r. 1591, lecz żyje bezpieczny pod życzliwą opieką Godunowych, a teraz pragnie zasiąść na tronie, należącym mu się po bracie. Godunow wydał nawet odezwę od rzekomego Dymitra, ale podstęp wykryto. Natenczas Borys urządził zjazd, bojarów i duchowieństwa, każąc się obwołać carem. Miał po swej stronie patrjarchę Joba, a warstwa właścicieli ziemskich sympatyzowała z nim za przytwierdzenie ludu do ziemi. Koronował się potomek tatarski na cara dnia l września 1598 r., poczem zabrał się energicznie do tępienia rodów, których opozycja mogła być niebezpieczną. Terror i szpiegostwo zawisły nad państwem. Wszystkich niedogodnych nie dało się jednak wymordować i usunąć, a ci z Mścisławskich, Szujskich, Golicynów, Bielskich, Romanowych, którzy pozostali, chwycili się przeciw Borysowi tegoż podstępu, jaki on sam pierwszy wymyślił: zaczęto rozglądać się za samozwańcem.
Nie mogąc znaleźć sami stosownego do tej roli kandydata, zwrócili się o pomoc do panów litewskich i ruskich. Istniało jakieś porozumienie pomiędzy Bielskimi, Szujskimi i Romanowami, a możnowładczemi domami Litwy i Rusi, zwłaszcza (zdaje się) pomiędzy Sapiehami a Bielskimi. Owe projekty zaprowadzenia ściślejszego związku prawno-państwowego pomiędzy państwami polskiem i litewskiem a moskiewskiem, wyrażające się kandydaturami do tronu polskiego Iwana Groźnego i Fedora, a w ostatnim czasie pomysłem Zamojskiego, żeby król polski starał się o tron moskiewski - znajdowały stopniowo coraz więcej zwolenników, chociaż z rozmaitych względów, nie zawsze bezinteresownych, i wcale nie jednako pojmowane. Na Litwie i Ukrainie zainteresowały się tą sprawą głównie domy Wiśniowieckich, Wojnów, Sapiehów, Mniszchów, Stadnickich. W gronie tem zajęto się też wynalezieniem samozwańca.
W r. 1600 jeździł doMoskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawno-państwowego, żeby przygotować unję z carstwem w przyszłości. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas... zostawił u Bielskich samozwańca.
Kim był ów samozwaniec - napewno niewiadomo. Źródła rosyjskie mienią go być Jerzym Bogdanowiczem Otrepiewem, mnichem z zakonnem imieniem Grzegorza czyli Griszki; na Litwie zaś uważano go za nieślubnego syna Stefana Batorego. Faktem jest, że w Dymitrze Samozwańcu okazały się liczne rysy europejskie, co stało się nawet przyczyną jego zguby.
Samozwaniec wychowywał się dalej do swej roli w różnych monasterach, został nawet djakiem patrjarchy. Wcześnie rozpuszczano tajemnicze wieści o jego pochodzeniu i przeznaczeniu, co spowodowało patrjarchę Joba, że kazał go zamknąć w odludnym monasterze na Białem Jeziorze. Zbiegł stamtąd, przebywał w Galiczu, w Muromie, Moskwie, Nowogrodzie Siewierskim, skąd przeniósł się na Ruś litewską. Jakiś czas należał do Ławry Peczerskiej w Kijowie, poczem odbył wędrówkę po dworach panów ruskich. Od końca r. 1602 przebywał blisko rok u Adama Wiśniowieckiego w Brahimiu, a pod koniec 1603 roku rozeszła się już wieść, że to Dymitr, syn Iwana Groźnego.
W latach 1601-1604 panował w carstwie moskiewskiem mór i głód do tego stopnia, że pojawiało się między prostym ludem ludożerstwo. Ani Borys, ani rody możnowładcze, ni zwykli bojarzy nie szczędzili jałmużn; ale jak wszelkie miłosierdzie, choćby największe podczas klęsk publicznych, było to kroplą w morzu. Gromady zgłodniałych przeciągały z okolicy w okolicę, próbując, gdzie mniej głodno; ale obok głodnych, pod głodu pozorem, uzbrajano wędrowne gromady, żeby wszcząć rozruchy przeciw Borysowi; a gdy Borys przeciw takim gromadom wysłał oddział żołnierzy swoich, wołano, że posyła wojsko na ... głodnych! Car mścił się na kniaziowskich rodach, a tymczasem stawały się coraz intenzywniejszemi... wieści o Dymitrze. Ten, przeniósłszy się do Michała Wiśniowieckiego do Łubna, urządzał sobie tam już dwór i przyjmował deputacje z prowincyj moskiewskich.
Tolerowanie samozwańca na
terytorjum polskiem mogło wywołać wojnę z Moskwą. Z Godunowem był zaprzysiężony
rozejm! Zwracali na to uwagę Zygmuntowi
III Zamojski, Żółkiewski, Chodkiewicz. Zamojski i Ostrogscy nie chcą przepuścić
na drugą stronę Dniepru ochotniczych rot Samozwańca.
Ale opinja była już po jego stronie. Tysiące osób uwierzyło mu i wyrobiło
się zdanie, że liczyć się należy z prawdziwym carem, z Dymitrem, i jemu
“dochować wiary”, a nie “uzurpatorowi” Godunowowi. Publicznym patronem
rzekomego Dymitra był wojewoda ruski Jerzy Mniszech, który zarobił na tem
przedsięwzięciu miljony i córkę osadził na carskim tronie.
Król też uwierzył w Dymitra, a dał się pozyskać do tej sprawy obietnicą
unji cerkiewnej, przyrzeczonem odstąpieniem (nie dotrzymanem następnie)
Siewierszczyzny i połowy Smoleńszczyzny, i przyrzeczeniem pomocy do odzyskania
korony szwedzkiej. Samozwaniec przyjechał
do Krakowa, przyjął tu katolicyzm dnia l6 kwietnia 1604 przed księdzem
Sawickim, Jezuitą krakowskim, a nazajutrz wysłał list do papieża z obedjencją
- miał więc króla zupełnie po swej stronie.
Oficjalnie popierać król nie mógł Samozwańca, bo nie mógł bez uchwały sejmowej wypowiedzieć wojny Moskwie, Godunowowi - ale król zachęcał do werbunku ochotników; i tak nie zebrało się ich wielu, bo zaledwie 2500. Z taką garstką wybrał się Samozwaniec na zdobycie olbrzymiego, a militarnie zorganizowanego państwa! Widocznie miał grunt dobrze przygotowany. Jakoż zaraz na granicy powitało go poselstwo Kozaków dońskich, z poddaństwem “swemu przyrodzonemu panu”. Do Kijowa wjechał już w 20.000 żołnierza, a dalej po drodze przysyłano mu w więzach dowódców warowni, bo załogi buntowały się i przechodziły na jego stronę. Dopiero pod Nowogrodem Siewierskim musiał Mniszech torować sobie drogę orężem, odnosząc zwycięstwo nad Basmariowem, najlepszym wodzem moskiewskim; przegrano natomiast w dalszym pochodzie bitwę pod Dobryniczami. Osłaniał tam jeszcze sprawę Godunowa Wasyl Szujski, pomny, jak innych oddawano na tortury! Mniejsi dowódcy popełniali jednak umyślnie błędy, z których Samozwaniec korzystał, i zbiegostwo było coraz większe. Pomimo to sprawa jego nie stała wojskowo dobrze. Zatrzymał się w Putywlu, posyłając do Krakowa o pomoc, a do Moskwy zbirów z zamachem na życie Godunowa.
Na sejmie warszawskim spotkało się postępowanie króla z surowemi naganami. Jan Zamojski, który bezpośrednio po śmierci Fedora radził starać się jawnie i formalnie o tron carski, teraz miał długą mowę opozycyjną, w której użył znamiennego zwrotu: “Przebóg! Plautaż-to czy Tercncjusza komedja? ... Jestli to podobna tak kogo zamordować, zwłaszcza w owem państwie, a potem nie baczyć, jeśli ten, a nie inny zamordowany?”. Król trwał jednak dalej przy swojem.
Wtem nagle zmarł Borys, prawdopodobnie otruty, dnia 14 kwietnia 1605 r. Pozostawił 10-letniego syna, Fedora, którego polecił opiece patriarchy Joba i wodza Basmanowa. Ale armja zmusiła niebawem Basmanowa, że w jego własnym obozie Dymitr Samozwaniec ogłoszony był carem, poczem i Szujski go uznał. Wkrótce zginął przez uduszenie Fedor Borysowicz wraz z matką, usunięte były z drogi wszelkie przeszkody i Samozwaniec wjechał triumfalnie do Moskwy dnia 20 czerwca 1605 r. Miał z sobą zaledwie 2000 żołnierza, którego główną siłę stanowiło 600 jazdy polskiej.
Już z początkiem sierpnia zaczęły się rozruchy, skierowane przeciw Polakom. Wasyl Szujski rozsiewał pogłoski, jakoby Polacy dybali na życie Dymitra, bo poto tylko przybyli, żeby cerkwie pozamieniać na łacińskie kościoły. Szujski. skazany zato na śmierć, został jednak ułaskawiony. Lud burzył się jednak sam od siebie, widząc u Polaków dziwne sobie obyczaje, a cara obcującego z polskimi ochotnikami inaczej, niż wymagał ceremonjał moskiewski. Zachodni obyczaj, nie tak poddańczy, wydawał się ludowi poniżaniem carskiego majestatu. Samozwaniec popełnił kilka razy ten błąd, że chciał “reformować” obyczaj dworski moskiewski, a gdy potem widział, że te eksperymenty europejskości mogą stać się dla niego wielce niebezpieczne, sam pomagał zganić “winę” na Polaków. Dodajmyż, że zachowanie się polskiej gromady nie ze wszystkiem bywało chwalebne: rzecz prosta, że wśród oddziału ochotników wojskowych, wybierających się na zdobycie obcego państwa z wątpliwym kandydatem do tronu, więcej było awanturników i ludzi wątpliwej konduity, aniżeli poważnych głów.
Ze wszystkich przyrzeczeń spełnił Samozwaniec tylko jedno: poślubił Marynę Mniszchównę. Zresztą odprawiał z kwitkiem posła Zygmuntowego, dopominającego się przedewszystkiem pomocy przeciwko Szwecji, a z Jezuitami nie chciał wcale widywać się. Natomiast zaczął uprawiać politykę, której ostrze zwrócone było śmiało przeciw dobroczyńcy jego, przeciw samemuż Zygmuntowi III.
Nad królem wisiał w Polsce ciągle rokosz. Ledwie powstrzymywał wybuch powagą swą Zamojski. Gdy ten wielki statysta zamknął poczet dni swoich, w drugiej połowie roku 1605 zawisło nad królem poważne niebezpieczeństwo. Kandydatem opozycji do korony polskiej był nie kto inny, jak moskiewski Samozwaniec. Łączyły go stosunki ze Stadnickimi i z Mikołajem Zebrzydowskim.
Równocześnie szła druga gra fałszywa w kierunku odwrotnym: Szujski otoczył Samozwańca swymi ludźmi. Własny goniec nowego cara, wyprawiony w grudniu 1605 r. do Zygmunta, Bezobrazow, działał w Krakowie w imieniu Szujskiego. Próbował pozyskać króla polskiego przeciwko Samozwańcowi, proponując wybór królewicza Władysława na cara. Zygmunt udzielił odpowiedzi niewyraźnej, a niebawem, wyprawiwszy od siebie nowego posła do Moskwy, upominał się u Samozwańca znów o spełnienie przyrzeczeń, nadto zaś wystąpił już z określonemi jasno propozycjami unji:
Wieczyste przymierze, wspólna polityka zagraniczna (liga turecka), wzajemna wolność przesiedlania się, nabywania majętności, nawet piastowania urzędów publicznych ; wolność handlu z jednej strony aż do Niemiec, z drugiej aż do Persji; wolność zakładania kościołów katolickich, szkół i kolegów (jezuickich) w głównych miastach carstwa; wspólna moneta i zamiar wystawienia wspólnej floty (Bałtyk i morze Czarne) w razie bezpotomnej śmierci Samozwańca następcą jego będzie Zygmunt; gdyby zaś król polski (mający synów) zmarł wcześniej, nowa elekcja nastąpi dopiero po porozumieniu się z carem.
Co za warunki ścisłej unji! Wspaniały obraz roztacza się przed wyobraźnią! A tymczasem obydwaj władcy niepewni byli swoich tronów i siebie samych.....
Ten sam Samozwaniec, układający się z Zygmuntem o warunki owe “sojuszu wieczystego” porozumiewał się z bawiącym w Moskwie Stadnickim o akcję przeciw Zygmuntowi, mając wówczas przeszło sto tysięcy gotowego wojska, które miało ruszyć na Litwę pod wodzą Szujskiego. Ale wybór wodza wskazuje znów, jak Samozwaniec sam nie był pewny własnego otoczenia w tej komedji ustawicznego wzajemnego kopania dołków przez wszystkich pod wszystkimi.
U Wasyla Szujskiego ciągle tajne schadzki. Opozycja rośnie, autentyczność cara coraz szerszym warstwom podejrzana, bo jadał przy jednym stole z posłami zagranicznymi i t. p. Sam lekceważy sobie majestat carski! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie “biło czołem”, na czworakach podpełzając pod tron - a zato na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stół. Europejskość obyczaju wychodziła raz wraz u Samozwańca na jaw, a stanowiło to rodzaj herezji.
Dnia 22 maja 1606 r. zaczynają się rozruchy przeciw Polakom, a nocą z 26 na 27 maja nastąpiła rzeź i zamordowanie samego także Samozwańca. W dwa dni potem Wasyl Szujski “wybrany” był przez kupców i duchowieństwo moskiewskie i djaków carem. W dwa miesiące ruszał na Moskwę nowy samozwaniec, którego Maryna Mniszchówna uznała swoim Dymitrem - ale powtórzona komedja trwała już krótko i była sprawą wyłącznie wewnętrzną moskiewską.
Wasyl Szujski, obawiając się Zygmunta (który uporał się szczęśliwie z rokoszem Zebrzydowskiego), zawarł przeciw niemu przymierze ze Szwecją. Ugodził w słaba stronę Zygmunta. Teraz król wypowiedział wojnę Moskwie, na nic się już nie oglądając, w r. 1609.
Wojna była triumfalną dla Polski i Litwy. Z końcem września 1609 r. stanął pod Smoleńskiem król Zygmunt III własną osobą i rozpoczął regularne oblężenie. W następnym roku hetman Żółkiewski, mając pod sobą zaledwie 3000 jazdy i jeden tysiąc piechoty, zbił pod Kłuszynem 40.000 Moskali i sprzymierzonych z nimi Szwedów. W zwycięskim pochodzie stanął pod Moskwą dnia 3 sierpnia 1610 r. Ani oblężenia nie urządzał, ani do miasta wejść nie próbował; nie chciał tu być zwycięskim najeźdźcą, lecz wezwał wielmożów moskiewskich odrazu do pokojowych układów, ażeby obmyślić formę stosowną dla “sojuszu wieczystego”. Po trzech tygodniach stanęło na tem, że Moskale sami przyprowadzili Żółkiewskiemu do obozu, jako jeńców, obydwóch Szujskich, Wasyla cara i naczelnego wodza Dymitra; zapraszali zaś na tron królewicza polskiego i litewskiego, Władysława, liczącego wówczas lat 15. Teraz dopiero wszedł Żółkiewski do miasta, jako przedstawiciel nowego cara i państwa zaprzyjaźnionego.
Zdawało się, że program utworzenia jednej na zewnątrz potęgi z Polski, Litwy i Moskwy, program rozszerzenia unji politycznej na Moskwę, doszedł do szczęśliwego spełnienia.
Zdezawuował atoli Żółkiewskiego Zygmunt III, upierając się przy unji personalnej, żeby Moskale jego samego carem uznali. Zważmyż, że osoba jego, jako twórcy unji brzeskiej, była Moskalom znienawidzoną. Wlokły się też układy o to opornie i nieszczerze. Król pozostał pod Smoleńskiem aż do odzyskania tej warowni dnia l1 czerwca 1611 r., co stanowi świetną kartę jego panowania. Ale zła polityka potrafi zmarnować najświetniejsze zwycięstwa. Król, wracając z pod Smoleńska, kazał i hetmanowi wracać z Moskwy, ledwie małą załogę zostawiając na Kremlu.
Moskale Szujskich się wyrzekli, a Władysława nie dostali; zostali bez cara, t. j. bez rządu, bez władzy, wśród bezładu powszechnej ciemnoty. Oligarchja moskiewska pozbawiona była najlepszych z pośród siebie jednostek, wymordowanych w ostatnich latach, a jednak musiał z jej grona wyjść nowy car. Car musiał być, bo inaczej rozprzęgłby się carat! Mogło w Polsce bywać bezkrólewie, lecz “bezcarewie” było absurdem. Gdyby sam znienawidzony Zygmunt przemocą zasiadł na tronie Moskwy, byle tylko dał pokój prawosławiu, łatwiej zniesionoby jego panowanie, choćby najsroższe, niż brak cara. Republika wśród kultury azjatyckiej i tatarskich pojęć o władzy państwowej?! Jest to wprost niepojętem, jak Zygmunt mógł Moskwę zostawiać w takim stanie przez trzy lata - a przytem zostawić na moskiewskim Kremlu załogę polską szczupłą, reprezentującą niewiedzieć co i niewiedzieć kogo. Skoro Władysław nie przyjeżdżał, musiano powołać na tron jakiegoś cara rodzimego, którego pierwszą dążnością musiało znów być wyrzucenie z Moskwy załogi, reprezentującej innego władcę. I tak dziwna, że bezcarewie trwało całe trzy lata; wytłumaczyć to da się tylko tem, że wielmożowie nawzajem sobie tronu nie życzyli, jedni drugim zazdroszcząc.
Nareszcie lud prosty począł się upominać o cara. Bywało coraz więcej zaburzeń. Do jednego z nich, zorganizowanego w Nowogrodzie Niżnym przez rzeźnika Minina, przyłączył się kniaź Pożarski, kniaź drugorzędny, który na ruchu ludowym mógł łatwo uróść nietylko na pierwszorzędnego, ale wyróść wszystkim wysoko ponad głowy. Z małą załogą polską nie było kłopotu; musiała kapitulować, wymógłszy i tak honorowe dla siebie warunki: wyszli z Moskwy z bronią w ręku. Teraz nadchodziła kolej, żeby Pożarski był ogłoszony carem przez lud.
W ostatniej chwili pogodzili się możnowładcy tych rodów, które dotychczas zwykły były trzymać ster państwa w swoim ręku, żeby nie dopuścić nowego człowieka. Wybrali carem najsłabszego, najmniej zamożnego, z rodu, który stał już na uboczu: Romanowa. Głowa rodu, Filaret, był postrzyżonv na mnicha, a syn jego, Michał, pozbawiony wszelkiego znaczenia w kraju. Tego więc Michała (1613-1645) wybrali z pośród siebie carem, jako najmniej dla innych szkodliwego. Tak zaczęła się nowa dynastja, Romanowych, jakkolwiek nie brakło Rurykowiczów bocznych linij.
Nowy car próbował odzyskać Smoleńsk, wojska jego zostały atoli odparte przez Jana Karola Chodkiewicza, jednego z plejady znakomitych polskich strategów, umiejących zwyciężać kilkakroć liczniejszych nieprzyjaciół. Sprawa o “wieczyste przymierze” - już przymusowe - Polski a Moskwy wchodziła w nowe stadjum.
W lutym 1616 r. uchwalił sejm pobory dla królewicza Władysława, ażeby teraz dopiero wyzyskać wybór jego na cara z przed sześciu lat! Zygmunt III spóźniał się w określaniu swych myśli... nietylko w tej materji. Kiedy nareszcie z początkiem kwietnia 1617 r. wyruszył Władysław ku Moskwie, trzeba było odrabiać historję siedmiu lat!
Stosunki te polsko-moskiewskie splatają się dziwnie wciąż ze szwedzko-moskiewskiemi. Tym razem obydwa państwa znalazły się równocześnie w wojnie z Moskwą, ale bez porozumienia między sobą. Nieprzyjaźń dynastyczna przeszła od Karola Sudermańskiego na Gustawa Adolfa; i on również był wobec Zygmunta kontr-królem, pragnącym zniszczyć przeciwnika. Gdy Zygmunt wyprawił syna w pole przeciw Moskwie, Gustaw Adolf szybko zawarł pokój. Oręż szwedzki odnosił wielkie przewagi nad Moskwą; już Nowogród W. był zagarnięty, już Paków przez Szwedów oblegany... Gdyby Szwedzi wojowali dalej, sama równoczesność, nawet bez porozumień z Polską, stanowiłaby dla Moskwy istne kleszcze wojenne, z których niełatwo byłoby wydostać się. Ale tuż przed samem wyruszeniem Władysława (w styczniu 1617 r.) zawierał Gustaw Adolf pokój z carem Michałem, zwracając Moskwie wszystkie zdobycze, zachowując Szwecji tylko ujście Newy (pokój w Stołbowej).
Władysławowi szczęściło się: zdobył Dorohobuż i Wiazmę w szybkim pochodzie, a wzmocniony 20.000 Kozaków pod wodzą Konaszewicza, zmierzał wprost na stolicę carów. Pod bramami Moskwy prowadzono układy o pokój; ale skończyło się na rozejmie 16-letnim, zawartym 11 grudnia 1618 r. w Dywilinie. Władysław zrzekał się swych roszczeń do tronu carskiego, a natomiast wcielono trzy obszerne ziemie: smoleńską do Litwy, do Polski zaś siewierską i czernihowską. Klęska Moskwy była stanowcza. Co byłoby, gdyby równocześnie wojowała i Szwecja? i jaką byłaby konjunktura polityczna, gdyby nie waśń dynastyczna Wazów, wynikła na tle wzajemnej ekskluzywności wyznaniowej?
Wspomniano wyżej, że z królewiczem Władysławem ruszyło w pole 20.000 Kozaków. Przedtem chadzali Kozacy na Moskwę z Samozwańcem, i oni podtrzymywali do ostatka sprawę Maryny Mniszchówny. Zwolennikami Moskwy Zaporożcy nie byli tedy, podobni w tem do pierwszego magnata Rusi, kniazia Ostrogskiego, który nadał cechę powstającemu ruskiemu poczuciu narodowemu (+ 1608); trzymali się atoli jego tradycji i w tem, że nienawidzili unji brzeskiej. Konaszewicz, wezwany w r. 1621 na wojnę turecką (zwycięstwo chocimskie), wiódł swych Kozaków, liczne tysiące zbrojnych, chociaż pozaregestrowych, pod wyraźnym tylko warunkiem, że Zygmunt III uzna hierarchję dyzunicką w południowej Rusi, ustanowioną rok przedtem tajnie przez patrjarchę jerozolimskiego Teofana. Wysłał go w tym celu na Ruś patrjarcha carogrodzki, którym został w tym czasie... Cyryl Lukaris, ów niegdyś rektor akademji ostrogskiej.
Pod Chocimiem walczył obok Konaszewicza drugi jeszcze wielki miłośnik Polski, ale zarazem wielki wróg wszelkiej unji cerkiewnej: Piotr Mohyła, syn hospodara wołoskiego. Niepospolity ten mąż, wychowany w Paryżu, przejęty cywilizacją Zachodu i polskiemi pojęciami życia obywatelskiego, wstąpił następnie do Bazyljanów i został prawosławnym metropolitą kijowskim (uznany na tem stanowisku przez Władysława IV w r. 1635). Wszechstronną działalnością swą podniósł Mohyła Cerkiew bardzo wysoko. Gdy upadała szkoła ostrogska, przeszło berło wiedzy cerkiewnej na założoną przez Mohyłę w r. 1631 w Kijowie akademję, która zasłynęła niebawem nietylko z teologicznej nauki.
Unja brzeska sprawiła, że hierarchja prawosławna poczęła zajmować się ludem Rusi południowej, a w .szczególności Kozakami z Naddnieprza, Zaporożcami. Na tych zwrócił uwagę bliższą sam Fanar. Zaporożcy, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Rzeczypospolitej a Tatarami (krymskimi) i morzem Czarnem, stanowili dla Porty ważny objekt polityczno-wojenny. Polska mogła utworzyć z nich walne pogranicze wojskowe, powiększać ich watahy w nieskończoność, bo materjału było w bród, kolonizować nimi step coraz dalej (futorami), mieć z nich znakomitą straż przednią i ustawiczne pogotowie.
Żołnierz był to niezrównany, o czem wiedziano w Stambule z wypraw, które Kozacy przedsiębrali często samowolnie na kraje tatarskie i tureckie, nie pytając króla ni wojewody. To samo robili też Dońscy, boć łup z takiej wyprawy, urządzonej śmiało a niespodzianie na pewną okolicę, stanowił o ich dobrobycie na całe lata. Tak moskiewskie rządy, jak polskie, musiały karcić surowo tę samowolę, bo to groziło sprowadzeniem wojny tureckiej w porę najmniej pożądaną. Tego Kozak nie rozumiał; za mało posiadał inteligencji, a zresztą cóż go to obchodziło? On zarabiał wojenką; jeżeli król czy car chcą, żeby nie urządzać wypraw po łupy, tylko wtedy, kiedy im pozwolą, niechaj się postarają o ich utrzymanie wygodne! To też militarnie urządzona Moskwa łatwiej od początku dawała sobie radę z Kozakami i łatwiej mogła ich strawić, niż unikająca militaryzmu Polska.
Zdawało się właśnie przez jakiś czas, że Polska utrzyma regestr kozacki bardzo duży i tem przyswoi sobie Kozaków, bo zanosiło się na wielkie wojny tureckie. Odżywiał duch króla Stefana w królewiczu Władysławie, a już za Zygmunta III zaczęły się wojny tureckie. Wobec tego zależało Porcie na tem, żeby wzniecić niezgodę między Polską a Kozakami, do czego nadawała się kwestja wyznaniowa. Interesy kalifa łączyły się z interesami patrjarchy schizmatyckiego. Nie po raz pierwszy stawali się patrjarchowie carogrodzcy agentami sułtańskimi, a sułtan protektorem prawosławia, nietylko na Bałkanie.
Wśród takich okoliczności wstępował po ojcu na tron polski i litewski Władysław (IV) w r. 1632, król miły Kozakom, bo włożył całe swe panowanie w sprawę turecką i miał plany wielkich wojen, w których wyznaczał wybitną rolę Zaporożcom.
Ze zmianą tronu w Polsce przestawał obowiązywać rozejm dywiliński, którego termin upływał właściwie dopiero za dwa lala. Moskwa, osądzając zmianę tronu, według pojęć wschodnich, jako porę zamieszek wewnętrznych, a więc jako nieuchronne przesilenie i osłabienie, urządziła zaraz po śmierci Zygmunta III wielką wyprawę na Litwę. Zajęli Nowogród Siewierski i przystąpili do oblężenia Smoleńska. Nowy król mógł dopiero w następnym roku ruszyć z odsieczą, ale też w lutym 1634 r. zmusił całą armję moskiewską do kapitulacji, poczem pokojem, zawartym w Polanowie, musiał Michał Romanow zrzec się na stałe ziem, utraconych rozejmem dywilińskim. Władysław zrzekał się zato tytułu carskiego, którego dotychczas używał.
Odtąd poświęca się król całkowicie sprawie tureckiej. Skończył się epizod starań o ściślejszy stosunek prawno-państwowy, o unję między Polską i Litwą a Moskwą; skończyła się zarazem ingerencja Polski i Litwy w dzieje carstwa moskiewskiego, a zaczyna się ingerencja w kierunku przeciwnym. Skończyła się pierwsza w historii polskiej próba syntezy dwóch kultur; jakie zaś wydała owoce, zobaczymy w następnym ustępie.
Źródło tekstu:
1. F.Koneczny - "Dzieje Rosji" - Warszawa 1921
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2003