Inkulturacja czy ukrainizacja?
Marek A.Koprowski
Ojciec Michał Bagiński musiał się sporo napocić, by spłodzić elaborat, w którym tłumaczy politykę i działania
Zakonu Braci Mniejszych w Połonnem wobec tamtejszych Polaków.
Tego typu wypowiedzi w gwarze dziennikarzy katolickich, do jakich niżej
podpisany się zalicza, określa się mianem „bełkotu
teologicznego”. Jego połowa składa się z cytatów Pisma
Świętego, nie mających żadnego odniesienia do sprawy. Mój tekst
opisujący praktyki franciszkanów w Połonnem był w miarę spokojny
i zawierał zaledwie 10 proc. zarzutów tamtejszych Polaków
wysuwanych pod ich adresem. Nie zawierał on np. cytatów z pisma
o. Martyniana Darzyckiego, dzięki któremu Zakon
Bernardynów przetrwał w podziemiu na Ukrainie, a które
ów zacny zakonnik wręczył Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II
podczas spotkania w Dukli.
W piśmie tym o. Martynian błagał papieża, by ten stanął w obronie
języka polskiego w Kościele na Ukrainie, który już wtedy był w
nim rugowany i dyskryminowany. Obecnie, obserwując praktyki swoich
duchowych synów, o. Martynian przewraca się pewnie w grobie.
Jest publiczną tajemnicą, że już za życia był nimi bardzo zniesmaczony.
Rzecz bowiem nie dotyczy tylko Połonnego, ale całej linii
duszpasterskiej zakonu franciszkanów na Ukrainie, który
dąży do jak najszybszej ukrainizacji wszystkich obsługiwanych przez
niego parafii. Na tym tle od dawna trwa w nim ukryty konflikt. Jest
bowiem publiczną tajemnicą, że nie wszyscy zakonnicy podzielają
ukrainizacyjną linię obecnych władz prowincji i rugowanie języka
polskiego z duszpasterstwa.
Spektakularnym jego owocem jest wystąpienie o. Jana Duklana z zakonu i
przejście do kleru świeckiego. Nie chciał bowiem uczestniczyć podobnie
jak kilku jego poprzedników w niszczeniu polskości i usuwaniu z
duszpasterstwa języka polskiego.
Innym efektem ukrainizatorskiego kursu
jest zanik powołań do zakonu na Ukrainie. Ojciec Bagiński wraz ze swoim
proboszczem należy do ostatniego pokolenia zakonników
wywodzących się z polskich rodzin z Połonnego, które wydały
powołania.
W momencie, gdy w parafii rozpoczęła się przymusowa ukrainizacja,
powołania wyschły. Chłopcy z polskich rodzin nie chcą bowiem wstępować
do zakonu, który nie cieszy się uznaniem ziomków,
działając na ich ewidentną szkodę, niszcząc ich narodową tożsamość.
Twierdzenia, że rugując język polski na korzyść języka ukraińskiego,
franciszkanie postępują zgodnie ze wskazaniem Chrystusa jest
zaprzeczeniem Jego Nauki. Nie chcę tutaj wpadać w bełkot teologiczny i
cytować św. Pawła, z nauczania którego jednoznacznie wynika, że
kapłan, który chce osiągnąć duszpasterski sukces, musi być dla
Polaka Polakiem, dla Ukraińca Ukraińcem, a dla Rosjanina Rosjaninem.
Każde odstępstwo od tej linii stanowi zaprzeczenie ponadnarodowej misji
Kościoła. Jego zadaniem jest bowiem głoszenie Dobrej Nowiny w
zrozumiałym dla wiernych języku. Dla Polaków po polsku, dla
Ukraińców po ukraińsku. Każde przegięcie w tej delikatnej
materii woła o pomstę do Nieba.
Odcinanie się od polskich korzeni
Kościoła katolickiego świadczy wyraźnie, że franciszkanie na Ukrainie
nie rozumieją pojęcia inkulturacji. Inkulturację stosuje się w krajach
misyjnych, w których Kościół nie ma korzeni i żadnych
tradycji. Na Ukrainie takiej sytuacji nie ma. Kościół ma w tym
kraju jednoznacznie polskie korzenie i negowanie tego faktu jest po
prostu śmieszne, świadczy o braku wiedzy i elementarnej kultury.
Można oczywiście uważać Maksyma Krzywonosa za bohatera narodowego i
wychwalać jego zasługi dla Kościoła w Połonnem, ale jest to droga na
krótka metę. Prawda jest tylko jedna. Wcześniej czy
później ukraińskie dzieci będą poznawać autentyczna historię
Ukrainy i dowiedzą się, że główną zasługą Krzywonosa było
wyrżnięcie 10 tys. Rusinów i Żydów, którzy nie
przyłączyli się do buntu Chmielnickiego i za murami Połonnego szukali
schronienia.
Jest teź ciekawe, że obecny
proboszcz Połonnego ubliżający Polakom od chamów i odchodzący od
ołtarza, gdy na ukraińskie pozdrowienie słyszy polską odpowiedź, jako
jeden z pierwszych złożył wniosek o nadanie „Karty Polaka”.
Dlaczego potrzebuje potwierdzenia faktu przynależności do narodu
polskiego, skoro robi wszystko, by jego resztki wyginęły na Ukrainie.
Czy nie jest to zwykła kpina?
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Zakon Braci Mniejszych na
Ukrainie nie działa w próżni. Żyje z ofiar. W tym także
zbieranych w Polsce. Każdy z nas powinien więc rozważyć, czy składać
datek na tacę, idącą na konto tej prowincji. Skoro odcina się od
polskich korzeni, to powinien szukać wsparcia wśród diaspory
ukraińskiej w USA i Kanadzie. Zobaczymy, ile od niej dostanie. Dla
potomków rezunów, czy pogrobowców OUN-UPA, rzymscy
katolicy choćby zaklinali się, że są Ukraińcami, pozostaną zwykłymi
Lachami. Podobnie zresztą patrzą na katolików Ukraińcy na
Ukrainie. Skoro chodzi do kościoła, jest Polakiem i już. Żadne
ukrainizacyjne wysiłki ze strony katolickich duchownych nic tu nie
zmienią. Kultury polskiej nie da się bowiem wyplenić przez żadną
inkulturację. Odrasta niczym pokrzywa.
* * *
Kościelne rugi w Połonnem
Marek A.Koprowski
artykuł z dnia 15.09.2009
przedruk ze strony
www.kresy.pl
Wszelkie
działania podejmowane przez Polskie stowarzyszenie
kulturalno-oświatowe, kierowane przez Anżelę Wiśniewską, dążące do jego
rozładowania są bezskuteczne. Obecny proboszcz franciszkanin o. Piotr
Nowoselskyj konsekwentnie ruguje język polski z liturgii i
duszpasterstwa w połońskiej parafii, kontynuując w tym względzie
politykę swoich poprzedników.
-Boli nas to bardzo - mówi Anżela Wiśniewska - Kościół w
Połonnem powstał z ofiar Polaków i dzięki niemu nie został
wysadzony w powietrze w latach trzydziestych. Nasi dziadowie stanęli w
jego obronie ryzykujac utratę życia, lub co najmniej wywiezienie na
Sybir. Wielu z nich zostało zamordowanych w jego podziemiach tylko dla
tego, że byli Polakami. Kiedy przez kilkanaście miesięcy pełnił on rolę
katowni NKWD. Obecnie w kościele chce się z nas na siłę zrobić
Ukraińców, mimo, że zawsze byliśmy Polakami.
Rozgoryczeniu Polaków nie ma się co dziwić. Połonne przez cały
sowiecki okres było twierdzą polskości i wiary rzymskokatolickiej nie
tylko w północnej części obwodu chmielnickiego, ale także dla
obwodów wołyńskiego i rówieńskiego. Kościół się
Anny był jedyną czynną świątynią od Bugu do Żytomierza. Posługujący w
nim księża, tacy jak ks. Antoni Chomicki, czy Andrzej Gładysiewicz
przeszli do legendy Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie.
W połońskiej świątyni Polacy zawsze czuli się jak u siebie. Tylko tu
mogli pielęgnować swoja narodową tożsamość. Jeżeli któryś z nich
na co dzień posługiwał się językiem ukraińskim, to po przekroczeniu
bramy w murze otaczającym świątynię, będącym fragmentem dawnych
miejskich fortyfikacji, mówił już tylko po polsku. W pierwszych
latach niepodległości Ukrainy franciszkanie, którzy objęli
duszpasterstwo w parafii szanowali fakt, że zdecydowana większość jej
wiernych ma nie tylko polskie korzenie, ale pochodzi z czysto polskich
rodzin, które w domach rozmawiają po polsku. Po dziś dzień
wspominają oni ojca Jana Duklana, który godnie kontynuował
działalność wielkich poprzedników. Sytuacja zaczęła się psuć w
miarę zbliżania się jubileuszu czterechsetlecia parafii. Pojawili się
wtedy zakonnicy, którzy zaczęli wprowadzać do duszpasterstwa
język ukraiński.
Usuwanie polskiego
Najpierw ostrożnie, a później bezceremonialnie przystąpili do
jego usuwania, rugując systematycznie język polski nie tylko z
liturgii, ale z parafialnego życia.
W opinii Polaków mieszkających w Połonnem była to działalność
celowa nastawiona na zukrainizowanie parafii, nie mająca żadnego
duszpasterskiego uzasadnienia. Po dziś dzień głowią się, czy
franciszkanie zrobili to z własnej inicjatywy, czy też pod naciskiem
władz. Nie można wykluczyć, że ukrainizatorski kurs rozpoczęty przez
franciszkanów jest ceną zarejestrowania przez władze najpierw
Kustodii, a później Prowincji św. Michała Archanioła Braci
Mniejszych na Ukrainie. Połonne jest bowiem tylko wycinkiem problemu.
Podobne przypadki są notowane w innych parafiach, w których
posługują franciszkanie. Połonne jest przypadkiem najbardziej skrajnym,
bo tutejsza parafia była zawsze twierdzą polskości, za utrzymanie
której tutejsi Polacy płacili konkretną cenę. Gdyby nie ich
fizyczny opór, kościół w Połonnem jeszcze w latach
trzydziestych zostałby wysadzony w powietrze. Obecnie zaś, gdyby
turysta z Polski wszedł do odnowionej świątyni, przeżyłby prawdziwy
szok. Nie ma w nim żadnego polskiego napisu. Przy okazji generalnego
remontu usunięto wszystkie... Została jedna Msza
Sam jubileusz czterechsetlecia parafii, zrobiony z wielką pompą i
udziałem wielu biskupów był dla tutejszych parafian całkowitym
szokiem. Jego organizatorzy przeszli do porządku dziennego nad polskimi
dziejami parafii. Nie padło żadne polskie słowo. Całą liturgię
odprawiono wyłącznie po ukraińsku.
Po jubileuszu połońskim Polakom pozostała już w niedzielę tylko jedna
Msza św. po polsku. Trzy pozostałe odprawione są po ukraińsku. Po
ukraińsku jest prowadzona katecheza i udzielane sakramenty. Wszelkie
próby podejmowane przez członków parafii w Kurii
Diecezjalnej w Kamieńcu Podolskim, by zmienić ten stan rzeczy okazały
się bezowocne.
Na stronie internetowej parafii został umieszczony tekst w ewidentny
sposób fałszujący historię parafii, choć zgodny z polityka
historyczną Ukrainy. Głoszą one m.in., że z historią Połonnego są
związane takie postacie narodowowyzwoleńczego ruchu jak: Maksym
Krzywonos, Iwan Mazepa czy Bogdan Chmielnicki. Ten pierwszy w historii
Połonnego zasłużył się istotnie. W czasie rebelii Chmielnickiego spalił
miasto, wyrżnął 10 tys. mieszkańców, paląc wszystkie kościoły.
Idący ze swymi wojskami na odsiecz Połonnemu książę Jeremi Wiśniowiecki
spóźnił się i nie zdążył przeszkodzić dziełu zniszczenia
realizowanemu przez tego "wielkiego sławnego syna ukraińskiego narodu".
W tekście zamieszczonym na stronie parafii można też wyczytać, że
mieszkańcy Połonnego dobrze pamiętają ucisk szlachty Rzeczypospolitej.
Konflikt w parafii nasilił się jeszcze bardziej, gdy proboszczem
parafii został o. Piotr Nowoselskij, urodzony w 1979 r., nie ukrywający
swojej niechęci nie tylko do języka polskiego, ale wszystkiego co
polskie.
Księża jak komuniści
Jedna z parafianek, Franciszka Wiszniewska, kwitując poczynania tego
kapłana w liście do Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie
napisała: "Takie ciężkie czasy nastały dla nas. Dawniej cierpieliśmy od
komunistów za Kościół, a teraz cierpimy w Kościele od
swoich księży. Ile mamy jeszcze być poniewierani? Teraz mamy nowego
proboszcza Ukraińca. Czego on przyszedł do Kościoła? U nas są cerkwie
dla Ukraińców. Mieliśmy z nim już sprzeczkę. Nasza
chórzystka żeniła syna i prosiła go o Mszę św. i ślub po polsku.
Ksiądz się nie zgodził i powiedział, że będzie po ukraińsku.
Telefonowaliśmy do naszego biskupa Dubrawskiego. Biskup powiedział, że
będzie Msza św. i ślub po polsku. Proboszcz nie posłuchał i zrobił po
swojemu-po ukraińsku. Kogo mamy prosić o pomoc i obronę? Takie u nas
napięcie z proboszczem."
Niektórzy parafianie pogodzili się z tym i patrzą na wszystko
spokojnie. "Teraz my w Kościele podzieleni na Ukraińców i
Polaków, rodzi się wrogie nastawienie miedzy nami, czego dawniej
nigdy nie było. Była jedność".
- Choć od opublikowania tego listu na łamach biuletynu Federacji
upłynęło już wiele czasu w parafii nie zmieniło się nic - ubolewa
Anżela Wiśniewska - Proboszcz dalej lekceważy Polaków i traktuje
nas niemal z obrzydzeniem. Nie może strawić tego, że ciągle składamy na
niego skargi do biskupa za spychanie przez niego języka polskiego na
całkowity margines. Najbardziej poszkodowane w całym konflikcie są
dzieci pochodzące z patriotycznych polskich rodzin. W domu rozmawiają
po polsku i po polsku są wychowywane. - mówi Helena Kostecka - W
kościele natomiast proboszcz wymaga, by rozmawiali po ukraińsku i w
ukraińskim ich katechizuje. Dzieci żyją w stresie i niektóre nie
wiedzą kim są. Kogo mają słuchać. Niektórzy rodzice mają tego
dość i rezygnują z polskiego, patriotycznego wychowania dzieci. To zaś
w perspektywie prowadzi do ich ukrainizacji. Już teraz znam wielu
młodych ludzi, pochodzących z polskich rodzin, we krwi których
nie ma ani jednej kropli krwi ukraińskiej, którzy uważają się za
Ukraińców.
Paweł Wiśniewski rozumie, że język
ukraiński jako język państwowy powinien być obecny w kościele. - Rzecz
jednak jest w proporcjach - podkreśla. - W niedzielę w parafii powinny
być trzy Msze św. po polsku a jedna po ukraińsku. Po polsku powinny być
też bez żadnych problemów sprawowane sakramenty i katecheza.
Obecnie zaś jest tak, że w święta poza niedzielą nie mamy polskiej Mszy
św. Kiedy się o nią kłócimy proboszcz odprawia ją rano albo
wieczorem. Często robi to też po ukraińsku, tłumacząc później,
że się zapomniał. Starsze babcie, które po dziś dzień nie umieją
się modlić po ukraińsku czują się tym poniżone...
* * *
Język polski znika z kościoła
Cezary Gmyz
artykuł z dnia 11.05.2009
przedruk ze strony
www.rp.pl
Wierni
ze Lwowa protestują przeciw liturgii po ukraińsku. Jedynym łącznikiem z
Polską pozostaje Kościół – mówią i proszą
metropolitę lwowskiego o interwencję
„Z ogromnym niepokojem wierni Kościoła rzymskokatolickiego we
Lwowie ponownie zwracają się do J. E. abp Mieczysława Mokrzyckiego z
prośbą o zaniechanie manipulacji językowych w liturgii Kościoła
rzymskokatolickiego na Ukrainie (w tym w katedrze łacińskiej we
Lwowie). Od kilku tygodni w lwowskiej katedrze do nabożeństw z udziałem
dzieci i młodzieży wprowadzany jest język ukraiński. (…) Zmiany
wprowadzone w katedrze łacińskiej we Lwowie są tym bardziej
niepokojące, iż w taki właśnie sposób zaczynała się ukrainizacja
Polaków za Zbruczem, która postępuje w sposób
nieodwracalny” – napisali katolicy ze Lwowa do metropolity.
Pod listem podpisało się 600 osób.
Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki odmówił „Rz” skomentowania listu.
Strach rodaków
– Język ukraiński coraz częściej wypiera język polski. Ku
zaskoczeniu naszych dzieci w katedrze odprawiono niedawno całą drogę
krzyżową po ukraińsku – opowiada Alina Micińska ze Lwowa, matka
uczennicy uczęszczającej do piątej klasy. Micińska przyznaje, że
najbardziej obawia się właśnie ukrainizacji dzieci i młodzieży. –
Nawet obrazki, które są rozdawane dzieciom w kościele, mają
teksty modlitwy wyłącznie po ukraińsku. Podczas nabożeństw dla dzieci
używa się dwóch języków. Część czytań i pieśni śpiewana
jest po polsku, a część po ukraińsku – wylicza.
Za komuny było lepiej
Te obawy podziela wielu rodaków ze Lwowa. Dlatego już wcześniej
– w styczniu – także informowali metropolitę o problemach z
językiem liturgii.
Arcybiskup Mokrzycki nie ustosunkował się do ich apeli. W kazaniu,
które wygłosił 2 maja, kiedy obchodzony jest Dzień Polonii i
Polaków za Granicą, skrytykował lwowską Polonię, zarzucając jej
m.in. małą aktywność społeczną. Wiernych najbardziej zabolał fragment,
w którym hierarcha apelował, by wyjęli kamienie z kieszeni.
Odebrali to jako komentarz do ich próśb o zachowanie polskiej
liturgii.
Barbara Pacan, jedna z inicjatorek protestu, zaznacza, że nie ma nic
przeciwko językowi ukraińskiemu. Tłumaczy jednak, że lwowska katedra
łacińska była jednym z dwóch kościołów
rzymskokatolickich, których nie zamknięto, gdy Polska utraciła
Lwów.
– Przez cały okres komunizmu modlono się tutaj po polsku. To
Polacy przechowali wiarę rzymskokatolicką we Lwowie – mówi
Pacan. Dodaje, że w mieście nie ma zapotrzebowania na msze
rzymskokatolickie po ukraińsku. – W kościele św. Antoniego ksiądz
wprowadził mszę w tym języku, ale z niej zrezygnowano, bo przychodziło
coraz mniej ludzi – argumentuje lwowianka.
– W całej sprawie głównie chodzi o to, że już za chwilę z
powodu działalności Kościoła katolickiego Polacy przestaną istnieć na
terenie Ukrainy. Brzmi to trochę dramatycznie, ale na wielu terenach
jedynym łącznikiem z ojczyzną pozostaje Kościół. Przez cały
okres powojenny Polacy pozbawieni byli szkolnictwa polskiego i dostępu
do polskiej kultury – mówi lwowianka Beata Kost.
Według niej księża zabiegają o pieniądze z Polski, ale potem niewiele dla rodaków robią.
– Podam przykład. W parafii w Połonnem za pieniądze
wspólnoty polskiej ksiądz wyremontował salkę, w której
miało się odbywać nauczanie w języku polskim. Ale potem nie udostępnił
jej nauczycielce – opowiada Kost.
Ks. prof. Roman Dzwonkowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,
który badał problematykę używania języka polskiego za granicą,
krytykuje księży rezygnujących na Ukrainie z liturgii po polsku.
– Niestety mamy tu do czynienia z klerykalizmem. Polega on na
tym, że księżom wydaje się, że wiedzą lepiej, czego chcą wierni –
ocenia ks. Dzwonkowski.
Proboszcz lwowskiej katedry twierdzi, że tamtejsi Polacy są przewrażliwieni.
– Użycie języka ukraińskiego podczas czytań miało charakter
incydentalny. Czy będzie to kontynuowane, zależy od tego, co postanowi
ksiądz arcybiskup Mokrzycki – mówi „Rz” ks.
Wiktor Antoniuk.
LIST
Lwów, 26 kwietnia 2009 r.
J. E. ks. Mieczysław Mokrzycki Arcybiskup Metropolita Lwowski
Z ogromnym niepokojem wierni kościoła rzymskokatolickiego we Lwowie
ponownie zwracają się do J.E. abp Mieczysława Mokrzyckiego z prośbą o
zaniechanie manipulacji językowych w liturgii kościoła
rzymskokatolickiego na Ukrainie (w tym w Katedrze Łacińskiej we
Lwowie).
Od kilku tygodni w lwowskiej Katedrze do nabożeństw z udziałem dzieci i
młodzieży wprowadzany jest język ukraiński. Zmiany te odbywają się bez
konsultacji z wiernymi i bez porozumienia z rodzicami dzieci. Zmiany
wprowadzone w Katedrze Łacińskiej we Lwowie są tym bardziej
niepokojące, iż w taki właśnie sposób zaczynała się ukrainizacja
Polaków za Zbruczem, która postępuje w sposób
nieodwracalny.
Chcemy przypomnieć zwierzchnikom kościoła na Ukrainie, że mamy prawo do
słuchania Słowa Bożego w języku ojczystym, takie są bowiem ustalenia
Soboru Watykańskiego.
Św. Sobór Powszechny Watykański drugi (Konstytucja o św.
Liturgii) wydał normy dotyczące używania języka w liturgii kościoła
rzymskokatolickiego – są to języki narodowe (ojczyste), a nie
język państwowy. Skoro już wówczas zauważono ważny element w
stosowaniu języka ojczystego w ewangelizacji i głoszeniu słowa Bożego,
zwracamy się do abp Mieczysława Mokrzyckiego i episkopatu Ukrainy o
uszanowanie naszego prawa do modlitwy w języku narodowym. Prosimy o nie
wprowadzanie „mieszanych rozwiązań”, ponieważ wprowadzanie
języka „mieszanego” odbywa się ze szkodą dla powagi
liturgii.
Mimo, iż w większości parafii rzymsko-katolickich na Ukrainie
przeważają ilościowo Polacy bądź Ukraińcy pochodzenia polskiego,
obserwujemy ciągłą redukcję języka polskiego. Język polski zanika w
kościele. Bardzo bolesny jest fakt, że przy wszelkich zmianach
zwierzchnicy ignorują potrzeby wiernych.
Powstaje nieodparte wrażenie, że jest to działanie celowe. Prosimy o
to, aby o języku katechezy, wydawnictw, nabożeństw z udziałem dzieci i
młodzieży mogli decydować rodzice, a nie wyłącznie księża i siostry.
Mieszkający na terenie Lwowa i zachodnich województw obecnej
Ukrainy Polacy przywiązani są do rodzimych tradycji, obrządku,
również do swego języka ojczystego – w którym od
wieków modlą się w świątyniach. W wielu regionach Ukrainy
wprowadzenie czytań w języku ukraińskim było pierwszym krokiem do
wprowadzenia ukrainizacji wiernych i uniemożliwienia głoszenia słowa
Bożego w języku polskim. Język polski w wielu parafiach zamieszkiwanych
przez Polaków jest praktycznie nieużywany, księża posługują się
„surżykiem” - mieszanką języków polskiego i
ukraińskiego. Taka sytuacja ma też miejsce od pewnego czasu w Katedrze
Łacińskiej we Lwowie, gdzie pracują kapłani o żenującej sprawności
językowej, niektórzy z księży mają problem z wysławianiem się w
obydwu językach. Jest to proces groźny i niebezpieczny, wiernych
uwstecznia, a kapłanów utwierdza w przekonaniu, że ich znajomość
języka jest wystarczająca.
Władze kościelne i poszczególne parafie na Ukrainie pozyskują
znaczne środki finansowe od polskich instytucji rządowych i
pozarządowych motywując potrzeby (organizacja pielgrzymek,
wyjazdów, renowacja kościołów, dofinansowania, etc.)
krzewieniem tradycji i kultury polskiej, po czym następuje: usuwanie
polskich napisów z zabytków, odmowa sprawowania liturgii
w języku polskim, mimo próśb wiernych, co jest nagminne w
mniejszych miejscowościach, odmowa odprawienia drogi krzyżowej po
polsku dla dzieci itd.
Pochylając się nad ustaleniami Konstytucji o Liturgii warto
również podkreślić fakt, iż wierni mają swoje miejsce i rolę do
spełnienia w zgromadzeniu liturgicznym. Liturgia to działanie ludu, dla
ludu i z ludem ku Bogu. Duchowni spełniają w niej rolę przewodniczących
koncelebracji. Niech więc księża oddadzą Bogu co Boskie, a wiernym
– to co do wiernych należy: prosimy o Słowo Boże w języku
ojczystym, bez polityki i bez pogardy dla naszych uczuć i potrzeb.
W załączniku podpisy:
Do wiadomości:
1. Nuncjatura Apostolska w Kijowie - Abp. Nikola Eterović
2. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski – Abp. Józef Michalik
3. Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – Pan Piotr Kownacki
4. Przewodniczący Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą – Pan Marek Borowski
5. Przewodniczący Senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą – Pan Andrzej Person
6. Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” - Pan Prezes Maciej Płażyński
7. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” – Pan Prezes Jerzy Marek Nowakowski
* * *
Mój dopisek:
Można zadać pytanie retoryczne - w takim razie dlaczego dzisiaj w
Polsce i na Ukrainie w cerkwiach grekokatolickich nie ma nabożeństw
grekokatolickich i katechez w języku polskim, a z cerkwi
grekokatolickiej zrobiono ukraiński kościół narodowy o nazwie
"bizantyjsko-ukraiński". Jak widać są „równi”
i „równiejsi” .Zapewne Ukraińców trzeba
nadal hołubić aby mieć przeciwwagę dla prawosławia, A Polacy pewnie nie
są już potrzebni. Niestety ale jest to przykładanie ręki do dalszej
depolonizacji …
Opracowanie strony:
© P.Jaroszczak - Przemyśl 2012