STRONA
GŁÓWNA
Polityka rosyjska wobec Polaków cz 2.
Aleksander Gella
„Zagłada II Rzeczypospolitej” Warsyawa 1998
/fragmenty/
Między Ameryką a Rosją
Przez cały okres rozbiorów napisano wiele o konsekwencjach
geograficznego położenia Polski pomiędzy Niemcami a Rosją. Ale w końcu
XX wieku należy rozważyć, do jakiego stopnia los Polski (a może i całej
Europy) jest funkcją stosunków Stany Zjednoczone –
Rosja. Pierwszym sygnałem, że dalekie Stany Zjednoczone mogą
wpłynąć na rozwój wypadków w Polsce, było powstanie
styczniowe. Wówczas w sposób wyraźny Stany Zjednoczone
pokazały, że ich interesy nie leżą w Europie Centralnej, lecz w Rosji.
Gdy krwawiąca Polska poruszała opinię publiczną Francji i Anglii, a
Napoleon III zapraszał rząd prezydenta Lincolna (prowadzącego zresztą
wojnę domową w imię obalenia niewolnictwa), aby przyłączył się do
francusko-angielskich interwencji dyplomatycznych na rzecz masakrowanej
Polski, amerykański sekretarz stanu William Seward, oprócz
złożenia zapewnień o przyjaźni dla „dzielnego narodu polskiego,
którego błędy, nieszczęścia i dzielność rozbudziły powszechną
sympatię w Europie”, wyjaśnił jednocześnie, że wierzy w
liberalizm, mądrość i wielkoduszność cara i dlatego nie uważa za
słuszne, aby Ameryka interweniowała na rzecz Polski. Za tę przysługę
podziękował rządowi federalnemu ks. Gorczakow w imieniu rządu carskiego.
Gdy latem 1863 roku car Aleksander II wziął pod uwagę możliwość
interwencji Anglii i Francji w formie blokady rosyjskich portów,
wydał rozkaz wyprowadzenia z „Morza Bałtyckiego, Czarnego i
Śródziemnego tzw. Eskadry Atlantyckiej do Stanów
Zjednoczonych, a admirał Popow dowódca floty na Pacyfiku dostał
podobny rozkaz…” Rosyjska Eskadra Atlantycka
schroniła się więc u amerykańskich przyjaciół, a ludność Nowego
Jorku zachwycona rosyjskimi oficerami gościła ich hucznymi bankietami,
na których pito zdrowie cara, „liberała”,
który wyzwolił chłopów z poddaństwa. (Sielankę
zakłócił tylko jeden „przykry” wypadek: pewien
marynarz Polak śmiał zbiec ze statku! Naturalnie szybko został złapany
i jako zdrajca powieszony na maszcie rosyjskiego wojennego statku
żaglowego.
Car pozwolił swej flotylli wojennej na powrót dopiero 26
kwietnia 1864 roku, czyli w dwa tygodnie po aresztowaniu w Warszawie
dyktatora Rządu Narodowego Romualda Traugutta. Kogo interesują korzenie
przyjaźni amerykańsko-rosyjskiej, lub mówiąc ściślej niezupełnie
odwzajemnianych sentymentów Ameryki do Rosji, temu polecam
lekturę Alexisa de Tocqueville’a „Demokracja
amerykańska”. ..(…)
Aleksander Gella
„Naród w defensywie” Londyn 1987
/fragmenty/
„Przez pięć wieków prawosławie uczyło swych
wyznawców nie tylko, że jest ono jedyną formą prawdziwego
chrześcijaństwa, gdyż chrześcijaństwo zachodnie jest dogmatycznie
skorumpowane przez europejskie prawdy filozoficznie i bez oparcia w
strukturze władzy, ale również tego, że ten grzeszny
Zachód musi runąć, aby ludzkość zosta-ła zjednoczona i poddała
się panowaniu trzeciego i ostatecznego cesarstwa: Trzeciego Rzymu.
(...) jest kontynuacją wiary prawosławnej, że to Moskwa po upadku
Bizancjum w 1453 roku (ukaranym przez Boga za wcześniejsze próby
pojednania się z papiestwem) stała się „Trzecim Rzymem", czyli
jedyną stolicą chrześcijan.
A przecież, w wielu akcjach należących do historii defensywy polskiej,
rola Kościoła w Polsce miała takie znaczenie, iż żaden historyk nie
może jej pomijać. W tej sytuacji wiemy wszystko o niezgodnych z naszymi
interesami narodowymi aktach polityki watykańskiej, lub wypadkach
gorliwej lojalności hierarchii w stosunku do rządów
zaborców, ale znacznie słabszy mamy obraz cichej, codziennej
pracy szeregowego kleru i jego wybitniejszych przywódców
nad obroną i umacnianiem, tak powszechnie zagrożonej w stuleciu
niewoli, kultury i pol-skiej tożsamości narodowej.
Po Rozbiorach na Ziemiach Zabranych dawnej Polski nienawiść
prawosławnej mniejszości do greckokatolickiej większości, ułatwiała
rusyfikacyjną politykę caratu. ...w Polsce przedrozbiorowej było
zaledwie 800 tys. ,,dyzunitów" na 3.800 tys. unitów.
Katarzyna II zapocząt-kowała najokrutniejsze prześladowania religijne,
w imię obrony wolności religijnej (...)
W 1780 r. Katarzyna pozbawiła władzy i usunęła z granic Rosji
nie-ustępliwego metropolitę unickiego Jazona Smogorzewskiego.
Prześla-dowanie unitów trwało przeszło pół wieku. Zaraz
po r. 1780 ...w ciągu trzech lat ,,nawrócono" 117 tysięcy...
Powtórzyła się, na uwielokrotnioną skalę, rozprawa z Unią za
drugiego i trzeciego Rozbioru, ale z zastosowaniem od razu przymusu i
represji. Na Wołyniu i Podolu z 5.000 parafii tylko dwieście zostało
przy unii. Wywieziony do Petersburga metropolita, Teodor Rostocki, w
liście do króla wygnańca, Stanisława Augusta, przedstawiał
niedole Unii, gwałty wojskowe, zabory cerkwi, klasztorów i
mienia kościelnego, katowanie opornych. Do zgonu Katarzyny
„na-wrócono" ogółem 9.300 parafii i 150
klasztorów, a ludzi półtora miliona na ziemiach
południowych, ale tylko 190 tysięcy na zie-miach W. Księstwa
Litewskiego.
Na Litwie nie było tej nienawiści do Unii, co na Ukrainie, gdyż większy
był procent ludności katolickiej, słabszy element prawosławny. Ale i
tam, w czterdzieści lat później, Unia została złamana przez
Mikołaja I, za którego zniesiono diecezję łucką, zamknięto 40
klasztorów i rozpoczęto ...rusyfikację katechizmów,
modlitewników, seminariów. Akcja ta wyda pełne owoce już
w dobie polistopadowej przez odstępstwo wyższej hierarchii
greckokatolickiej i przymusowe nawracanie niższego kleru,
klasztorów bazyliańskich i masy wiernych. Prześladowania
unitów trwały aż do 1905 r., w którym car wydał ukaz
tolerancyjny. Skorzystało z niego natychmiast 200 tysięcy nowo
nawróconych na prawosławie, by powrócić do Kościoła
katolickiego. Opór unitów w walce z carską przemocą o
własne religijne przekonania, tradycje i obrządek, to jedna z
najdramatyczniejszych ludowych epopei w środkowo+wschodniej Europie. Na
Litwie i Rusi carat zniósł Unię w 1839 r., pomimo rozpaczliwego
oporu ludności. Nawracano ludność krwawym terrorem i wywózką
całych rodzin opornych. Trudno policzyć, jakie straty demograficzne na
wschodnich ziemiach ponieśliśmy jako naród przez tę politykę
wyznaniową caratu.
Równolegle do zniszczenia Unii padały ogniska kultury,
podkreślmy: nie tylko kultury polskiej, ale po prostu kurczył się
zasięg cywilizacji zachodniej. Już u schyłku XVIII wieku Akademia
Mohylańska przekształciła się w uczelnię dla duchowieństwa
prawosławnego. Uniwersytet w Wilnie, zatwierdzony bullą papieską w 1579
r. — najstarsza wyższa uczelnia w tej części Europy — w
1803 r. przemieniony został na Cesarski Uniwersytet Wileński. Po
III-cim Rozbiorze Uniwersytet Wileński pomimo zmienionej nazwy,
pozostaje nadal polskim ośrodkiem studiów wyższych i zdobywa
sławę najlepszej uczelni krajów słowiańskich. Nie przeszkadza to
jednak rosyjskim (,,białym") historykom, piszącym o historii Rosji,
traktować Uniwersytetu Wileńskiego jako ich rosyjskiego. Prawdą godną
podkreślenia jest natomiast fakt, że uczelnia ta po III-cim Rozbiorze
stała się pierwszym uniwersytetem w granicach carskiego imperium.
Dzięki światłym rządom Adama Czartoryskiego, uniwersytet mógł
stać się w ciągu dwóch pierwszych dziesięcioleci XIX wieku
najważniejszą polską placówką nauki i oświaty, pomimo iż
znajdował się poza granicami Królestwa Kongresowego.(...)
Metodą wspólną dla wszystkich trzech zaborców były
wysiłki, w pewnym stopniu udane, zaadoptowania do własnych usług
najmożniejszych rodów, a umniejszania prawa całej pozostałej
masy szlachty polskiej. Najradykalniej sprawę załatwiła Rosja. Już
Katarzyna II specjal-nym dekretem podzieliła szlachtę polską na sześć
kategorii, narzucając restrykcje na szlachtę wyznania
rzymskokatolickiego. Umożliwiło to carom kreowanie nowej szlachty
— urzędniczej, podzielonej według nomenklatury zbliżonej do
rosyjskiej. Katarzyna również rozpoczęła deportacje rodzin
szlacheckich z Polski w głąb Rosji już w dwa lata po I Rozbiorze.
Pierwszymi ofiarami tej polityki byli konfederaci barscy. Obliczano te
ofiary na 3 do 6 tysięcy. Wcielano ich do pułków kozackich.
Karol Lubicz Chojecki, jeden (lub jedyny) szczęśliwy, któremu
udało się zbiec i ,,idąc po gwiazdach" powrócić do Polski,
podaje ich liczbę na 5.600. Pozostały po nich ślady w zachowanych
czysto polskich szlacheckich nazwiskach w zruszczonych rodzinach
rozsypanych na terenach zachodniej Syberii. Po upadku Powstania
Kościuszkowskiego, Katarzyna II rozkazała [Ukaz z 7 IX 1794 r.)
polskich jeńców, oraz nawet Polaków z wojska rosyjskiego
przenieść do garnizonów w głębi imperium. Natychmiast po III
Rozbiorze rozszerzyła ten rozkaz na „włóczących się"
byłych wojskowych polskich. W rok później zaakceptowała plan
rozbicia całej tzw. szlachty czynszowej, zależnej ekonomicznie od
magnaterii. Był to projekt hr. Zubowa, który „zatroskany"
o przyszłość tej warstwy uzależnionej od magnatów polskich,
(którym ta drobna szlachta przestała być potrzebna jako masa
wyborców) zaplanował dla niej przeniesienie nad południową
granicę imperium, aby tam z tych ludzi znanych z bitności — dla
celów obrony państwa — utworzyć klasę ,,nie tylko
rolników, ale i wojskowych". Na szczęście te pierwsze masowe
deporta-cje przerwało objęcie tronu przez Pawła I w 1797 r.
Wówczas to delegacja szlachty guberni bracławskiej złożyła
podczas jego koronacji, petycję do tronu, w której pisała:
Ludzie obojej płci tak z poddaństwa, jako też nawet ze szlacheckiego
urodzenia w znacznej tysiąców liczbie przez różne
wojskowych komendy, a nawet i partykularne osoby, częścią podstępnymi
sposobami, lecz najczęściej otwartą przemocą i siłą z tego kraju są
zabrani i albo w głąb Rosji, albo najwięcej na stepy Besarabii przez
partykularne osoby zaprowadzeni zostali...
Autorzy petycji prosili cara o powrót tych
przesiedleńców. Później już, gdy dogasało Powstanie
Listopadowe, car Mikołaj I, w październiku 1831 r. rozkazał przesiedlić
na tzw. linię kaukaską lub do obwodu kaukaskiego — 5000 rodzin
szlacheckich z guberni podolskiej, aby później ...
osadników tych przeznaczyć do służby wojskowej. Za tymi
pierwszymi tysiącami poszło wiele następnych. Policzyć wszystkich
— nie sposób! (Najwięcej danych zebrał cytowany tu prof.
Henryk Mościcki). Stawiających opór wcielano do ,,stanu
Kozaków". Tym oczyszczeniem z elementu polskiego ziem
przyłączonych do Rosji, kierował carski Komitet Zachodni. Wielkorządcy
i gubernatorowie byli wyko-nawcami planów Komitetu. W 1831 r.
tylko z Podola wysiedlono 1.200
rodzin szlacheckich. Opisujący gubernię podolską, oficer sztabowy
Twieritinow kilkakrotnie wspomina o corocznym przesiedlaniu, czasem
całych wsi do gubernii małą ludność posiadających. Nielepiej działo się
na Litwie, gdzie z siedmiu tylko gubernii w latach 1832-1849, ,.według
starannych obliczeń prof. Korzona", ekspatriowano około 54 tysiące
,,odnodworców", czyli najuboższą szlachtę osiadłą na małych
kawałkach własnych lub czynszowych gruntów oraz tę, która
utrzymywała się ze służby po większych dworach.
Najokrutniejszy okres niszczenia elementu polskiego na Litwie i Rusi
nastąpił dopiero po 1863 r (...) Rozbijano w ten sposób przede
wszystkim najuboższe grupy szlachty. Domagała się składania tych
dowodów już Katarzyna II, ponowił je Paweł I; Aleksander I
przedłużył pierwotny termin (11 1808 r.) na czas nieograniczony, ale
Mikołaj I znów polecał parokrotnie (w r. 1826, 1828, 1829,
1830) dokonania ścisłe) rewizji spisów szlacheckich... Ten
proces niszczenia stanu szlacheckiego miał najostrzejsze formy na
ziemiach zabranych, włączonych w organizm administracyjny imperium.
Natomiast w Królestwie Kongresowym ciosem zasadniczym
wymierzonym w stan szlachecki, było dopiero ustanowienie urzędu
Heroldii 1 stycznia 1836 r. (...)
„Zrezygnujmy więc z tego „gdybania" i zatrzymajmy się na
przeglądzie strat obliczalnych. Nie mam nic nowego do dorzucenia do
tego, co już dawno zostało obliczone przez wielu historyków
powstania. Ale przypominając te dane, chciałbym pomóc
współczesnemu czytelnikowi uświadomić sobie smutną prawdę, że
jeszcze po 1832 r. Polska była dla Rosji ciągle tylko powaloną, ale
żyjącej potęgą; carat wiedział, iż nawet na ziemiach włączonych do
państwa moskiewskiego, depcze po żyjącej tkance polskiej kultury, tak
trudnej do wchłonięcia, gdyż tak silnej i rażąco odmiennej. Po roku
1864 zaborca wiedział, że nareszcie złamał stos pacierzowy swego
powalonego rywala i, że odtąd musi go już tylko systematycznie
rusyfikować. Mógł więc sobie pozwolić na ter-ror, który
był niemożliwy bez uprzedniego fizycznego zniszczenia infrastruktury
polskiego życia narodowego. Na „ziemiach zabranych" udało mu się
to w dużym stopniu. Popatrzmy więc przez chwilę na rosyjskie zyski z
powstania oczyma Moskala. Bezcenne są w tej mierze urzędowe listy
Michała Mikołajewicza hr. Murawiewa, zwanego przez swych
współczesnych po prostu „Wieszatiel". Chociaż był
wielkorządcą tylko „Kraju północno-zachodniego", czyli
terenów b. Wielkiego Księstwa Litewskiego, jednakże opinie,
sugestie i opisy posunięć tego wielkorządcy stanowią obraz całej
polityki Moskwy w stosunku do pokonanego narodu polskiego, a tyle tylko
różne od innych, że wyrażone z w pełni poufną szczerością
barbarzyńcy.
Chociaż tylko na Litwie, Żmudzi i Białorusi represje rosyjskie
przy-brały formę tak totalnego niszczenia polskości, niemniej jednak
prof. Henryk Mościcki, który przed 60-ma laty listy
„Wieszatiela" wybrał i ogłosił w przekładzie, miał rację pisząc,
iż posiadają one symbolicz-ne niemal znaczenie w dziejach konfliktu
polsko-rosyjskiego. A co najsmutniejsze dla nas, to fakt, iż za
rządów Murawiewa i dzię-ki jego metodom, wykopana została na
ziemiach Litwy i Białorusi przepaść pomiędzy Polakami i innymi grupami
narodowościowymi, przesądzająca na przyszłość szanse Polski na tych
ziemiach. To był trwały „zysk" rosyjski z polskiej matieży.
Chociaż na tych listach opierało się wielu historyków w ostatnim
półwieczu piszących o roku 1863, sądzę, iż warto podać tu garść
fragmentów z tej korespondencji, które lepiej niż wszelki
pośredni opis obrazują polski los w „Kraju
północno-zachodnim". Zanim jeszcze powstanie upadło, 7 stycznia
1864 r., generał piechoty Murawiew przesłał: „Do Pana Ministra
Dóbr Państwa" A. A. Zielenoja ...spis osób...
uczestniczących w buncie... wraz z sugestiami, które przytoczę w
skrócie:
1. Postarać się, by jak najwięcej majątków przeszło
w ręce Rosjan. Tylko tym sposobem można dopiąć tego, że osiądzie w
kraju tu-tejszym znaczna ilość właścicieli pochodzenia rosyjskiego,
którzy, tworząc w pewnych miejscowościach ścisłą masę, będą
mieli możność przeciwdziałania występnym zamiarom obywateli polskich,
aby oderwać od Rosji jej gubernie północnozachodnie.
2. Z przesłanego Waszej Ekscelencji spisu osób,
uczestniczących w buncie, raczy Pan zauważyć, że tylko bardzo
nieznaczna ich część jest właścicielami samodzielnymi; większa zaś
część są to dzieci przy rodzicach żyjących, a przeto nie korzystają z
praw samodzielnych właścicieli. Okoliczności tej nie należy uważać za
przypadkową: wglądając w system powstania, musimy zauważyć, że rodzice
umyślnie zostawali w swoich majątkach, aby zaopatrywać bandy, w
których były ich dzieci, w pieniądze, żywność i inne środki,
licząc, że przytem unikną wszelkiej odpowiedzialności za czyny swoich
dzieci...
(tu następuje rada, jak tych rodziców zmusić tylko do zamiany
(majątków! na pieniądze lub papiery wartościowe).
3. Zmusić osoby, które zostały wysłane drogą
administracyjną za szkodliwy wpływ na społeczeństwo do oddalonych
gubernii wielkorosyjskich, aby sprzedały w ciągu roku majątki...
Obywatele ci, którzy zwykle należeli do najbardziej wpływowych
osób w gubernii, dopomagali buntowi, jeżeli nie otwarcie, to
wszystkimi zależnymi od nich środkami materialnymi i moralnymi i ich
obecność w kraju tutejszym będzie zawsze szkodliwa dla rządu i spokoju
publicznego.
4. Rozciągnąć przepisy o sprzedaży przymusowej także i na
majątki, które nie podlegają konfiskacie, lecz które są
pod sekwestrem...
W konkluzji zmuszony jestem dodać, że dopóki obywatele Polacy
zostaną w liczbie obecnej, nie można będzie uważać kraju tutejszego za
zupełnie uspokojony i wyzwolony z czynników buntu.
Narzekając na „uprzednie błędy rządu", które Rosję za
drogo kosztują, dobry Rosjanin, Murawiew, już miesiąc później (1
lutego 1864 r.) przedstawiał temuż samemu ministrowi Zielenojowi
swój pogląd historycznopolityczny na „Kraj
zachodniopółnocny".
... czas postawić jasno pytanie, czy Rosja ma tutaj istnieć, czy nie.
Wielu z naszych mężów stanu nie ma odwagi wypowiedzieć szczerze
swego zdania i działa dwuznacznie, obawiając się utraty popularności
europejskiej, zapominając o Rosji. Czas nam nareszcie opamiętać się i
przekonać, że kraj tutejszy od wieków był rosyjski i takim
winien zostać, że żywioł polski jest tu napływowy i powinien być
ostatecznie i stanowczo zduszony; teraz pora jest odpowiednia, aby z
nim skończyć, gdyż inaczej Rosja straci bezpowrotnie Kraj Zachodni i
stanie się Moskowią tj. tym, do czego chcą doprowadzić Rosję Polacy i
większa część Europy. Czyż można na to pozwolić? Ale, niestety, jest
wielu Rosjan, którzy współczują Polakom, i dlatego takie
są wahania w działalności rządu i niezgodność w systemach zarządu
prowincji południowych i północnozachodnich.
Wychowany na początku XIX wieku ten urzędnik carski był już nauczony,
że „kraj tutejszy od wieków był rosyjski..." Ale poza tym,
co było wpływem rosyjskiej szkoły, widzimy, jakim elementem ludzkim
posługiwał się carat w dobijaniu powalonego przeciwnika. Murawiew
zdawał sobie sprawę z tego co robi, i bał się opinii publicznej nawet w
Petersburgu. Toteż już na początku tłumienia powstania 23 kwietnia 1863
r. prosił swego zwierzchnika i powiernika w stolicy: „Póki
ja się tu z nimi załatwiam, należy o tym w Petersburgu nie rozgłaszać".
W następnym roku, 7 stycznia, komentował swe sankcje ekonomiczne:
Niektórym wydać się mogą pomienione środki uciążliwymi, przede
wszystkiem myśleć jednak należy o Rosji i starać się, aby usunąć
możliwość buntu w przyszłości: dlatego też nie można pozwolić na żadne
pojednanie z żywiołem polskim, lecz trzeba go doprowadzić do tego
stanu, żeby nie szkodził spokojowi i całości Rosji.
Murawiew rozprawiał się z polskością przede wszystkim przez uderzenie w
drobną szlachtę, kler katolicki i stan urzędniczy. 7 marca 1864 r.
pisał do ks. W. A. Dołgorukowa:
Obywatele zaś Polacy, szlachta tutejsza, księża, urzędnicy wyznania
katolickiego i pozostała nieszlachta, prawie wszyscy, bez wyjątku,
zawsze byli i będą jawnymi wrogami Rosji. Oni to przejęci tym uczuciem
nieubłaganej nienawiści do nas i pragnieniem powszechnym swoich i
wszystkich nieprzyjaciół naszych w Europie zachodniej, przez
ciągłe knowania, na które pozwoliła słaba i błędna działalność
naszego rządu, dążyli nieustannie do oderwania Kraju Zachodniego od
Rosji, by odepchnąwszy nas do granic Azji, zrobić z nas, jak się
wyrażają pogardliwie, dawną Moskowię lub Mongolię; gdyż wiedzą dobrze,
że w razie utraty gubernii zachodnich, stracić będziemy musieli i
stanowisko swoje w Europie.
Miał rację. Wyprzedzał w tym geopolitycznym myśleniu angielskiego prof.
H. J. MacKindera. Murawiew bowiem zdawał sobie doskonale sprawę, że
Rosja, odepchnięta od Bałtyku, straciłaby swą mocarstwowość. Ale, aby
się na tych zachodnich nabytkach Moskwy utrzymać, trzeba zniszczyć
starą infrastrukturę społecznopolityczną ,,Kraju
ZachodnioPółnocnego". W tym celu, w tym samym liście do ks.
Dołgorukowa doradzał, iż:
...ze względu na sam pożytek państwa, konieczne jest spowodowanie
rozłamu pomiędzy tą ludnością a innymi, wrogimi rządowi stanami, a
zwłaszcza obywatelami ziemskimi pochodzenia polskiego. Powinniśmy bez
wahania iść tą drogą, nie zważając na żadne protesty, i osadzać tu
narodowość rosyjska przez zupełne zduszenie żywiołu polskiego. Wszelki
inny system postępowania będzie dla nas zgubny i doprowadzi do tego, że
przyjdzie chwila, kiedy będziemy musieli kraj ten stracić.
Murawiew nie zaniedbał także i nowocześniejszych metod podsycania w
tłumie rosyjskim nienawiści do polskich buntowszczyków. 25 marca
1864 r. wysłał do Zielenoja „kilkanaście rysunków
przedstawiających powstanie polskie". Były to zapewne karykatury
ośmieszające polskie męczeństwo. Pisał o nich:
...Każę je w kilkuset egzemplarzach litografować dla publiczności
rosyjskiej i dla tutejszych Polaków. Posyłam też te i inne
podobne rysunki do Moskwy, aby z nich zrobić obrazki popularne dla
ludu; trzeba wszędzie hańbić Polaków i ich głupie powstanie.
W grudniu 1864 r., Murawiew mógł już odsapnąć. Informował
Zielenoja (22 XII), że nie sądzi: „żeby żywioł polski mógł
się tu prędko podnieść". Tym „szlachetnym" felietonistom polskim,
którzy (często przybierając togę historyków) —
szerzenie się kultury polskiej na wschodzie i naturalny proces
przesuwania się elementu polskiego na tereny słabiej zaludnione,
otwarte dla wszelkiego rodzaju „pionierów", nazywają
polskim „imperializmem", polską „kolonizacją", stawiając
tym samym działania dawnej Rzeczypospolitej na równi z polityką
rosyjską i pruską — chciałbym przypomnieć, jak wyglądała
autentyczna kolonizacja imperialna. Oto, w tymże samym liście Murawiew
donosił jak „pomyślnie" posuwa się sprawa przywrócenia
narodowości rosyjskiej i prawosławia.
Wszędzie się tu teraz budują cerkwie, szkoły rosyjskie i osiedla się
Rosjan. Wszędzie słychać, nawet na targu, język rosyjski; lud zrozumiał
zupełnie, że jest rosyjski i że całą swą przyszłą pomyślność, tak
szybko już teraz rosnącą, zawdzięcza Cesarzowi rosyjskiemu,
który wybawił go od ciężkiego jarzma panów polskich.
Sprawa rusyfikacji kraju tak szybko się posuwa i przeciwdziałanie
propagandy polskiej tak ucichło, że ja sam się tego nie spodziewałem,
trzeba tylko trzymać się przyjętego systemu, a bez wątpienia za lat
kilkanaście w kraju tym zasiądzie mocno narodowość rosyjska, bez tego
zaśnie można uważać tych gubernii za rosyjskie i panowania naszego za
trwałe. ...Po zniesieniu w kraju tutejszym przeszło 20
klasztorów, duchowieństwo rzymskie znacznie na mocy straciło, a
lud stracił do niego zaufanie. Wielu sami proszą o przejście na
prawosławie, w samym Wilnie przeszło z katolicyzmu do 200 osób
ludzi różnego stanu, w powiatach zaś wszystkich sześciu gubernii
przeszło więcej niż 2500 dusz; ruch ten ciągle się zwiększa, na granicy
Kurlandii niektórzy katolicy przechodzą nawet na luteranizm, tak
nienawistni stali się dla nich księża.
Wiedział również „Wieszatiel", że nie dość jest fizycznie
pokonać Polaków. 25 grudnia ostrzegał: „Powinny działać
wszystkie połączone siły rosyjskie, aby ten kraj przyłączyć na zawsze
do Rosji, nie tylko orężem, ale i przez zlanie moralne".
Powołując się na błędy poprzednich rządów w postępowaniu z
Polakami, w których ręku była cała władza administracyjna kraju,
dowodził (w liście urzędowym do ministra spraw wewnętrznych P. A.
Wałujewa, z 22 stycznia 1864), iż wynikały one:
... ze zbytniego zaufania do obłudnych oznak przywiązania do Rządu ze strony t u b y l c ó w
. (podkr. — A. G.), którym powierzone były wszystkie
gałęzie zarządu w kraju, i kierując się wskazówkami
doświadczenia, okupionego krwią i ciężkiemi ofiarami ze strony Rosji,
uznałem za konieczne, aby zapewnić na przyszłość spokój w kraju,
zastosować środek stopniowego zastępowania urzędników krajowych
pochodzenia polskiego przez rodowitych Rosjan, będąc stanowczo
przekonany, że rząd nie może, ani teraz ani w przyszłości, nigdy liczyć
na wierność i przywiązanie urzędników krajowców i że
dopóki we wszystkich warstwach administracji miejscowej nie
będzie osadzony żywioł rosyjski, dopóty panowanie rosyjskie w
tym kraju nie stanie na trwałym fundamencie.
Jako sprawny urzędnik okupacyjny, Murawiew wiedział, że należy się w
podbitym kraju rozprawić przede wszystkim z wpływami elity społecznej.
Pouczającym jest dla nas, jak ten prawowierny Rosjanin widział
rewolucyjne przygotowywania społeczeństwa polskiego.
Obszernie przedstawił swe obserwacje w „Sprawozdaniu hr. M. N.
Murawiewa z zarządu 'Krajem PółnocnoZachodnim' od 1 maja 1863 do
17 kwietnia 1865". Powstanie, które nazywa buntem, było groźne
,,...nie wskutek liczebności band uzbrojonych, ale wskutek siły i
tajemniczości organizacji rewolucyjnej, która pokryła swą siecią
cały kraj..." A najgroźniejszym w swej działalności był kler katolicki:
.. .Duchowieństwo rzymskokatolickie, rozpłomieniając z początku
namiętności tłumu i współdziałając tajnie z buntem, poważyło się
na koniec stanąć otwarcie na czele powstania; klasztory
rzymskokatolickie, pod osłoną niedostępności dla kontroli świeckiej,
stały się ogniskami organizacji i propagandy rewolucyjnej.
Podobnie groźna dla samodzierżawia była aktywność oświatowa i gospodarcza osób świeckich, które zakładały:
Po miastach całego kraju rewolucyjne biblioteki publiczne w celu
jednoczenia młodzieży i rozpowszechniania wśród niej spisku
przeciwko rządowi, przeciwko któremu też rozpowszechniano
wszędzie buntownicze odezwy i broszury. Pod pretekstem zjazdów
gospodarczych w celu uregulowania bytu włościan, zawiązywano we
wszystkich powiatach spiski przeciwko prawowitej władzy W.CM. (Waszej
Cesarskiej Mości) i obierano jawnych i tajnych delegatów dla
dozoru nad działalnością rządu... ...Język polski, wprowadzony urzędowo
do szkół, i propaganda polska, dopuszczona w zakładach naukowych
średnich i niższych, rozpłomieniały młodzież przeciwko rządowi, a
przyzwyczajając lud do pojęcia, że cały ten kraj nie jest rosyjski,
lecz polski, obywatele Polscy, starając się zbliżyć do ludu,
otwierali... polskie szkoły w olbrzymiej ilości, zaś partia rewolucyjna
rozpowszechniała między ludem antyrządowe broszury i proklamacje. W
języku polskim wydawano dokumenty urzędowe i prowadzono nawet oficjalną
korespondencję. Tak np. duchowieństwo rzymskokatolickie zaczęło w 1860
r. wydawać metryki i prowadzić korespondencję, wbrew prawu, po polsku;
nawet Rzymskokatolickie Kolegium w Petersburgu, na moje żądanie
zaledwie niedawno przerwało swe stosunki z duchowieństwem Kraju
północnozachodniego w języku polskim.
Ubolewał też Murawiew nad losem prawosławia, które nie
wytrzymywało konkurencji z katolicyzmem, i cierpiało nędzę, podczas gdy
kler rzymskokatolicki
„podążał do wytkniętego celu spolszczenia kraju: samowolnie, wbrew prawu, budował kościoły i przygotowywał bunt...".
A wśród świeckiej społeczności polskiej „całą duszą
oddanymi rewolucji" byli: ,,drobni urzędnicy — Polacy, drobna
szlachta i ludność miejska..." Nic więc dziwnego, że te „Gimnazja
i szkoły powiatowe dostarczały bandom żywej siły, z wymienionych bowiem
zakładów rozwlekło się po lasach i przylgnęło do buntu przeszło
2.000 uczniów".
Po długiej analizie przyczyn i organizacji „buntu", Murawiew
wygłasza swoją dewizę, jakże bardzo przypominającą cytowaną gdzie
indziej wypowiedź Katarzyny II.
...Czas już wielki, by Rosja i wszyscy Rosjanie przekonali się, że z
polskością nie można i nie należy czynić zgody, gdyż rokosz powinien
zniknąć bezwzględnie; zgody z nią być nie może; ludzkość i ustępstwa są
w tym wypadku zbrodnią wobec Rosji.
Postępując zgodnie ze swymi przekonaniami, Murawiew sprowadził
.....przeszło 3.000 rosyjskich urzędników, nauczycieli i
seminarzystów..." Równocześnie przypominał, że
„większość urzędników polskich poszła do buntu, lub była
ujęta za wzięcie w nim udziału..."
To „Sprawozdanie" liczące 30 stron druku stanowi dokument,
którego nie może pominąć ktokolwiek chce uczciwie zastanowić się
nad rosyjskim Drang nach Westen. Przedstawia ono ten głęboko urazowy
stosunek carskiego urzędnika do wszystkiego co polskie i katolickie. W
tym sprawozdaniu pisanym dla samego cara, na ostatniej stronie,
Murawiew sugeruje, aby stan wojenny utrzymać długo i uzasadnia swoją
sugestię:
Kraj Zachodni i Polska — to wieczne gniazdo spisków i
krzywoprzysięstwa — nie mogą być stawiane w jednym szeregu z
rosyjskimi wiernopoddanymi W.CM. Ściąganie sum kontrybucyjnych z
obywateli polskich powinno trwać ciągle; glosy o tym, że kontrybucje
zrujnowały kraj, są kłamstwem i naumyślnie są wymyślone przez
Polaków...
Tak było na Litwie. Równocześnie w Królestwie,
które już po Powstaniu Listopadowym utraciło prawa państwa
konstytucyjnego (Konstytucję zastąpiono 24 II 1832 r. Statutem
Organicznym), prześladowania trwały dłużej i miały niewiele mniej
okrutny charakter. Jenerał Policmajster Triepow musiał się liczyć
jednak z administracyjną odrębnością Królestwa pod władzą
carskiego brata — namiestnika. Ale przede wszystkim musiano brać
pod uwagę geografię. Litwa nie miała granic z innymi mocarstwami
europejskimi, natomiast z Królestwa znacznie łatwiej rozchodziły
się do innych stolic informacje o rosyjskich okrucieństwach. Nawet
dyktatura wojskowa udzielona przez cara gen. Teodorowi Bergowi dla
stłumienia powstania (Berg zastąpił cesarskiego brata ks. Konstantego,
namiestnika, który został odwołany do Petersburga jako zbyt
łagodny), nie mogła prześcignąć barbarzyństwa „Wieszatiela".
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak Przemyśl 2012