STRONA
GŁÓWNA
Cluny a schizma
Feliks Koneczny
"Cywilizacja bizantyńska" - 1973.
/fragmenty/
Nie było już mowy o łączeniu rzymsko-cesarskiej godności z tronem
bułgarskim, ale też w ogóle nie nadawano jej nikomu. Nie
przestawała istnieć idea uniwersalizmu politycznego, lecz zabrakło siły
wykonawczej. W dziejach papiestwa nastaje ustęp najprzykrzejszy, tzw.
pornokracji. Na początku X w. staje się tron papieski przedmiotem łupu,
ścierających się rodzin możnowładczych, w czym zbiegiem okoliczności
przeważną rolę odgrywały kobiety. A stan ten miał trwać przez
pół wieku. Lecz Kościół znalazł sam w sobie moce
lecznicze. Oto właściwość organizmu! Mechanizm nie zdobędzie się nigdy
na uleczenie samego siebie w sposób samodzielny.
Równocześnie nastaje pierwszy okres rozkwitu Cluny. Zaciszny
klasztor w Burgundii, Cluny (nad rzeką Grosne, dopływem Saony)
przyjmuje w roku 910 regułę benedyktyńską, której opat Odo
(927-941) nie tylko przestrzega najściślej, lecz obostrza, podnosząc
zarazem bardzo wysoko poziom umysłowy zakonników. Wnet staje się
Cluny kuźnią historii. Powstaje nowa odnoga benedyktyńska: kongregacja
kluniacka z nową regułą (consuetudines). Kilkadziesiąt
klasztorów w różnych stronach Europy zrzesza się pod
przewodem Cluny (archimonasterium Cluniacense), ażeby przeprowadzić
reformę Kościoła od samej głowy poczynając, żeby wydobyć duchowieństwo
z toni grożącej całkowitym zeświecczeniem. Stamtąd wyszła reforma
administracji kościelnej na następne stulecia. Od tego poczynając,
ogarniali coraz rozleglejsze widnokręgi. Zanim się zaczął wiek XI,
Cluniacenses wiedzieli, jako zasadniczym obowiązkiem katolika jest
troska, iżby życie publiczne urządzone było według Ewangelii i że
ograniczone są możliwości etycznego podniesienia jednostki, jeżeli
życie zbiorowe nie podniesie się etycznie. Doszli w końcu do tezy, że
niemoralnym jest posłuszeństwo władzy niemoralnej.
Toteż ruch kluniacki stanowi wspaniały ustęp w dziejach moralności.
Zasilił cywilizację łacińską zagadnieniem godnym najwyższych szczebli
umysłu ludzkiego. Reformę rozpoczynano zaś od samych siebie. Najpierw
reforma życia klasztornego, następnie prałatów, potem kurii
papieskiej, po czym dopiero zreformowany Kościół zajmie się
reformą życia publicznego w społeczeństwie i państwie.
Od samego początku obstaje „Kongregacja" przy prymacie papieża
rzymskiego, jako zwierzchnika całego Kościoła wszelkich
obrządków. Podwładnymi więc jego mają być Patriarchowie
wschodni, jerozolimski, antiocheński, aleksandryjski i również
carogrodzki. Nie nowa to teza, lecz iż poczynała kiedy niekiedy chwiać
się, a nie tylko Carogród występował z roszczeniami przeciwnymi,
lecz nawet Rzym bywał skłonnym do ustępstw, więc bezwzględne tej tezy
ustalenie przez Cluny mieściło w sobie zaporę przeciw ekspansji
cywilizacji bizantyńskiej.
Spór o tytuł patriarchy ekumenicznego trwał od VII wieku. Nie ma
nigdzie w źródłach śladu, by go miano rozumieć jako roszczenie
do zwierzchnictwa nad całym chrześcijaństwem, iżby papież rzymski miał
być podwładnym patriarchy carogrodzkiego. Roszczenia ekumeniczne
ograniczały się zawsze do Cerkwi obrządku bizantyńskiego. Spór
polegał zawsze na kwestii o stosunek do trzech innych
patriarchów: jerozolimskiego, antiocheńskiego i
aleksandryjskiego; czy ci mają podlegać carogrodzkiemu, jako swemu
„ekumenicznemu", czy też każdy z czterech patriarchów
greckich ma pozostawać z osobna pod zwierzchnictwem papieskim. Wiemy
już, jak pod panowaniem muzułmańskim zubożeli trzej patriarchowie
wschodni, jak opadło ich stanowisko, jak nawet owczarnie ich zanikały,
tak, iż stawali się zwolna patriarchami tytularnymi (in partibus).
Schodzili stopniowo na asystentów tronu patriarszego w
Carogrodzie; coraz częściej zdarzało się, że utrzymywali się z
carogrodzkiej jałmużny i nawet w Carogrodzie zamieszkiwali. W okresie,
który tu opisujemy, w czasach walki o reformy kluniackie,
patriarchaty owe nie utraciły jeszcze powagi, jakkolwiek już podupadały.
Gdyby Stolica apostolska przystała na hierarchiczne
zróżniczkowanie patriarchatów, spór o tytuł
ekumenicznego stałby się bezprzedmiotowym. Byle carogrodzki uznał
zwierzchnictwo Rzymu nad sobą, mogło stać się wątpliwym, czy warto się
spierać o to, żeby tamci patriarchowie (tracący coraz bardziej na
znaczeniu) podlegali Rzymowi pośrednio, dopiero przez pośrednictwo
Carogrodu. Gdyby mieć rękojmię wierności Carogrodu, możnaby przystać na
taką „ekumeniczność" bez szkody dla jedności Kościoła. Kilka razy
papieże okazywali też ustępliwość, lecz nieustępliwym był związek
kluniacki.
Duch Cluny pogłębiał przepaść pomiędzy Rzymem a Carogrodem. Uderzono
bowiem od razu w zasadnicze różnice cywilizacyjne. Bez
cezaropapizmu nie można sobie wyobrazić tej cywilizacji, ani też
Cerkiew nie uważała się za zorganizowaną należycie, o ile by nie miała
także świeckiej głowy. Supremacja sił fizycznych nad duchowymi nie
ulegała wątpliwości w cywilizacji bizantyńskiej, gdy tymczasem łacińska
ma w sobie tendencję wręcz przeciwną: o ile by papiestwo poczynało się
giąć przed władzą świecką, duch Cluny wybuchał silnym protestem i nie
wahał się propagować hasła, sięgającego daleko na drugi brzeg, że
monarchowie chrześcijańscy są prawymi władcami wtenczas tylko, gdy
rządzą w zgodzie ze Stolicą Piętrową. Do tej konsekwencji wiodła
zasada, że etyka katolicka obowiązuje także w życiu publicznym.
Gdyby Bizancjum przystało na te dwa postulaty: na przestrzeganie
moralności w sprawach publicznych i gdyby odstąpiło od cezaropapizmu,
cóż zostało by z niego? Było by to zupełną ruiną tej
cywilizacji, a czy obrządek bizantyński utrzymałby się wtenczas? W
żadnym razie reformy kluniackie nie mogłyby być przeprowadzone w
Cerkwi, o ile by zaś były przeprowadzone w Kościele zachodnim,
różnice pomiędzy Rzymem a Carogrodem występowałyby coraz
jaskrawiej, aż wreszcie rozłam całkowity stałby się nieuniknionym.
Zachodzi proste aut-aut. Gdyby bowiem następowało wówczas
jakiekolwiek kompromisowe zbliżenie pomiędzy Rzymem a Bizancjum,
reformy kluniackie byłyby musiały przepaść. Taki sam Kościół,
jakim on był tuż przed zjawianiem się ducha Cluny, byłby musiał ulegać
coraz bardziej wpływom bizantyńskim, aż w końcu bizantyńskie pojmowanie
religii stałoby się powszechnym. Albo więc reformy kluniackie i
schizma, albo ugoda i zaguba katolicyzmu. Nie zawsze mile słuchani,
doczekali się jednak mnisi kluniaccy, że papież Leon VII (936-939)
przyzwał do Rzymu wielkiego opata Odona. Po Leonie VII sprawy znowu się
zabagniły.
Trudno było o jakiś porządek etyczny w życiu zbiorowym Zachodu, gdy
miało się koło siebie istne bellum omnium contra omnes. Sprawiała to
msta, tym trudniejsza do zwalczenia, iż zrodzona pierwotnie z moralnego
obowiązku, należała wszędzie do zawiązków wszelkiej kultury i
długo nie rozumiano, jak można obejść się bez tej instytucji
społeczeństwa. Lecz Kościół musiał ją wypleniać a tym samym
stawał się wychowawcą politycznym społeczeństw, gdyż twórcą
władzy państwowej, która poczyna się od sądownictwa
publicznego1). Ruch kluniacki ma zasługę, że w walce ze mstą obmyślił
na przełomie X i XI wieku środek trafny: przygotowywała się treuga Dei.
Niezależnie od ruchu kluniackiego, nie bardzo o nim wiedząc i nic się o
niego nie troszcząc, zajęła się opłakanym stanem Kościoła wielka
polityka. Historia wskaże nam nader rozległe pole do studiów nad
zagadnieniem stosunku dwóch rodzajów działalności
dziejowej: z jednej strony praca umysłowa, dokonująca podkopów
pod marną rzeczywistość, pokorna robota od fundamentów, a obok
tego z drugiej strony polityka, lubiąca tak często stawiać domy od
dachów. Jakżeż szczęśliwym byłoby pokolenie, w którym
zjednoczyłyby się obydwa te rodzaje działalności.
Popchnęła więc sprawę polityka. Powaśnione partie longobardzkie,
równych mniej więcej sił, oglądają się za jakąś siłą z zewnątrz,
któraby dopomogła do zgnębienia przeciwników. Aż z trzech
stron wezwano króla niemieckiego Ottona I, jako
najpotężniejszego z władców ościennych. Wezwany po raz pierwszy
w roku 946 przez pretendenta Berengara, był wówczas zajęty
trudnościami wewnętrznymi w Niemczech. Próbowano wtedy, czyby
się nie dało otrzymać pomocy z Bizancjum i w roku 949 posłuje tam
powiernik Berengara, słynny Otto Liutprand, lecz również
bezskutecznie (napisał potem satyrę na dwór bizantyński). W dwa
lata potem król Otto miał już ręce wolne, żeby wdać się w sprawy
włoskie. W r. 951 stanął po stronie longobardzkiej królowej
wdowy Adelajdy, ożenił się z nią i koronował na króla
longobardzkiego.
Wnet poczęto się zastanawiać w Rzymie, czyby nie wezwać tego Ottona,
żeby opanował zamęt wytwarzany przez potężne rody rzymskie i okoliczne,
które wyrywały sobie wzajemnie papiestwo z rąk. Rozmiary
panowania Ottona nabierały cech uniwersalności, jak niegdyś państwo
Karola Wielkiego. Wdzierało się zwierzchnictwo niemieckie już nie tylko
do Połabian, lecz do Czechów i nawet Polaków, rozciągało
się na Danię i na Węgry, a na Zachodzie objęło Lotaryngię. W końcu
nastąpiła ekspansja na południe, jakby prosta konsekwencja i jakieś
konieczne uzupełnienie. Mogło mu to jednać zwolenników zupełnie
szczerych, pracujących dla idei uniwersalizmu politycznego
„panów i ludów chrześcijańskich".
Z tym przybywa w roku 955 na dwór Ottona Liutprand.
Zwróćmy uwagę, że papieżem był wówczas młodzik 18-letni,
Jan XII. Sześć lat przebywał Liutprand na dworze Ottona. W tych latach
955-961 zrodził się i został przyjęty program, że król niemiecki
ma zostać cesarzem Zachodu i wziąć w swe ręce podupadłą administrację
Kościoła. Może ocali Kościół i papieży niegodnych swych godności
i może tron papieski przestanie stanowić przedmiot frymarki. Czyż nie
wypada się spodziewać, że wyżej stać będzie papież, wyniesiony przez
cesarza, górującego nad zwaśnionymi rodami rzymskimi, niż
wybraniec jednego z tych rodów?
Ten tok myśli, zjawiający się nagle pod wpływem niemieckich zwycięstw,
mieści w sobie zarazem zerwanie z Bizancjum, jako już nieprzydatnym do
celów uniwersalizmu europejskiego. Działo się to właśnie w
czasach, kiedy greczyzna szerzyła się wielce ku Zachodowi; lecz nie
wszystko co greckie, jest zarazem bizantyńskie.
W samym Rzymie pełno było Greków i greckich fundacyj
kościelnych. Ostrów św. Bartłomieja na Tybrze w Rzymie zwał się
isola graeca, a kościół Santa Maria in Cosmedin na Awentynie
zwano scuola graeca. Słynęły jeszcze trzy greckie kościoły pod
Awentynem, z których najsławniejszy był kościół św.
Aleksego (gdzie św. Wojciech przebył kilka lat), uprawiający obydwa
obrządki. W Kalabrii była od wieków metropolia obrządku
bizantyńskiego, pełna klasztorów studyckiej emigracji. W
najżywotniejszym wówczas mieście greckim Kalabrii, Rossano,
urodził się w roku 910 św. Nil (Neilos), Bazylianin, twórca
ostatniej szkoły hymnograficznej greckiej. Założył klasztor kierunku
studyckiego pod Monte Cassino w Valle luccia (gdzie go odwiedził św.
Wojciech), przeniesiony następnie do Serperi pod Gaetą, w końcu do
Tusculum. Jest to słynny klasztor zwany Grotta Ferrata, istniejące
dotychczas ognisko obrządku bizantyńskiego, „grecki klasztor u
bram Rzymu".
Nie z Carogrodu, lecz z Kalabrii głównie rozchodzą się uczeni po
całym Zachodzie szerząc greczyznę klasyczną, helleńską (bizantyńskiej
nikt nie był ciekawy). Był to nowy pochód literatów i
znawców literatury — jak niegdyś „gramatici" za
dawnego cesarstwa rzymskiego. Greczyzna zadomowioną była w znacznej
części południowej Francji, gdzie Massylia nie była jedyną grecką
osadą, a obrządek bizantyński przeważał długo w liturgii gallikańskiej.
Wielki Gerbert biegły był w greckim języku. Znano grekę w Rheims, gdzie
Gerbert był biskupem, w Paryżu, w szkołach w Tours i w Fleury. Uczono
greki w St. Gallen, gdzie nawet byli fratres hellenici, w Kolonii i w
Leodium, gdzie kierownikiem był Lebu, przybysz grecki z Kalabrii.
Była to emigracja uczonych a 2/3 ówczesnej nauki bizantyńskiej
przypada na filologię. Inne nauki nie wchodzą w rachubę, bo też
znajdowały się w Bizancjum w stadium kompilowania i komentowania, ale
nie przejawiały najmniejszej twórczości. Nie dokonano w
Bizancjum żadnego odkrycia naukowego. Dużo, bardzo dużo było erudycji,
lecz wiedza popadła w zastój, nie mając ... wolności. Pęta
dworskie znać na historiografii. Historyków jest niemało, lecz
dzieła prawdziwie historycznego ani jednego. Dwór ma swoich
chwalców, obok czego pisze się czasem po kryjomu kronikę
skandaliczną dworu.
Piśmiennictwa nadobnego było w Bizancjum bardzo niewiele. Poezji
zakwitnął jeden tylko rodzaj: hymny (w rozkwicie wciąż od Romanosa) i
krótkie wkłady do liturgii mszalnej; sekwencje. jubilacje,
akathisty, theotokiony, wznoszące się istotnie często do wyżyn
natchnionej poezji. Ponieważ pielęgnowano najstaranniej formy liturgii,
rozwinęła się bez porównania bardziej, niż na Zachodzie,
pielęgnowana z zapałem, studiowana z namiętnym przywiązaniem. Nawet
mistyka bizantyńska oparła się przede wszystkim na komentowaniu i
interpretacji tekstów liturgicznych i stała się symbolicznym
wykładem liturgii. Ta poezja religijna zachwycała ludzi z Zachodu; za
papieża Hadriana II (r. 867-872) formy greckich hymnów
wprowadzono do Rzymu. Niejeden z naszych łacińskich hymnów jest
przekładem z greckiego. Szczególniej podobały się i znajdowały
naśladowców hymny poranne, zwane „doxa", więc pochwalne,
chwalące Pana. Nazwa pochodzi od pierwszego wyrazu najbardziej
spopularyzowanego, znanego każdemu z nas od dzieciństwa, a który
zaczyna się: „Doxa en hypoistois", tj. „Chwała Bogu na
wysokościach, a pokój ludziom na ziemi”. Zdarzali się
natchnieni poeci, bo gdzież ich nie ma? Ale w owych wiekach ani na
Wschodzie chrześcijańskim, ani na Zachodzie nie zdawano sobie sprawy z
istoty poezji. Pieśń, piosenka, śpiewka zostawione były nizinom
społecznym; jeżeli wyjątkowo ktoś napisał coś podobnego, robił to
żartobliwie, chcąc pokazać curiosum. Ogół inteligencji cenił
wysoko sztukę wierszowania, lecz zawsze jako owoc pewnego trudu,
wysiłku umysłowego, opartego o naukę. Wszakżeż średniowiecze
przechowywało pamięć Ovidiusa i Vergiliusa, jako mędrców
starożytności. Słusznie utarło się wyrażenie: „Poesia docta".
Hymnologia grecka stawała się szkołą łacińskiej poezji kościelnej. Dużo
tłumaczono z greckiego, jeszcze więcej naśladowano. Wtedy to obdarzył
nas św. Wojciech Bogurodzicą, której „grecki wzór
odnieść należy do ostatniej fazy hymnologii bizantyńskiej, do szkoły
kalabryjsko-kampańskiej". Przez niego też dotarł język grecki aż na
dwór Bolesława Wielkiego i nauczył go się królewicz,
późniejszy Mieszko II; wiadomo o nim, że odmawiał modlitwy
greckie z liturgii bizantyńskiej.
Bądź co bądź bizantynizm miał jeszcze czym imponować Zachodowi. Nie
brak mu nauki książkowej, gmachów monumentalnych,
obrazków pięknych mimo jednostajności, prześlicznych
rękopisów ilustrowanych i przepięknie oprawnych itp. O metodę
tej nauki można wieść spory, ale przeciętnego Bizantyńca należy sobie
wyobrażać z książką w ręku. Miał on też wielką skłonność do otaczania
się pięknem kultury materialnej; lubował się w sztuce stosowanej i znał
się na niej, jak nikt inny. Bizantyniec z cesarstwa
wschodnio-rzymskiego kochał się w bogactwie, bo ono dostarczało mu
bogatego piękna. Nie rozumiano życia bez wysokiego stopnia dobrobytu;
ubożejąc bywał rozrzutnym, bo nie mógł się zdobyć na rezygnację
ubóstwa. Skromność nie należała do jego cnót, ani też
sztuka nie była mu zbyt swojską, jeżeli nie wyrażało się w niej także
bogactwo.
A bogactwo to wywierało ogromny urok. Wszędzie, na całym świecie, dokąd
tylko wiodły wielkie szlaki handlowe, chciano posiąść i przyswoić sobie
coś bizantyńskiego. A w tym wszystkim nie było atoli żadnego ruchu ku
bizantyńskiej metodzie życia zbiorowego. Poza liturgią cały ten
bizantynizm kończył się na amatorstwie mozaik i rękopisów.
Emigracji była „cała fala”, ale rodzaj emigracji był na
podobieństwo emigracji św. Cyryla i Metodego, również
emigrantów, lecz antybizantyńskich. Zważmy, że byli to sami
mnisi, wszyscy obrządku bizantyńskiego, a jednak nigdzie na całym
Zachodzie nie zapisały źródła ni śladu jakiegokolwiek
antagonizmu przeciw Rzymowi ze strony tych emigrantów. Cała ta
uczona emigracja łączy się ściśle z kierunkiem wcale nie bizantyńskim,
lecz z kluniackim. Kolegują z najwybitniejszymi osobami kluniackiego
obozu, bratają się z nimi i współpracują.
Na takim tle następuje wkroczenie Ottona do Italii i w konsekwencji w
sprawy papiestwa. Zwolennicy reform kluniackich nie mieliby nic
przeciwko temu, gdyby Otton wymiótł pornokrację z Rzymu; a gdyby
się w nim ozwało „ramię świeckie Kościoła", tym lepiej, jeżeli go
się zrobi cesarzem. Całych pięć lat strawił Liutprand na niemieckim
dworze, aż wreszcie Otton przyjął program longobardzkiego uczonego.
Liutprand jest duchowym wodzem trzeciej wyprawy włoskiej Ottona w roku
961, która była wyprawą na Rzym. Następnego roku koronuje (962)
Jan XII Ottona I na cesarza rzymskiego. A czyni to pod naciskiem i
niechętnie, skoro wnet potem spotykają go zarzuty, że zdradza cesarza a
w roku 963 zwołani przez Ottona biskupi do Rzymu urządzają
„wielki synod" i Jana strącają. Czyż nie przypomina to
synodów zwoływanych przez bizantyńskich basileusów? A
cesarski kandydat do tiary (Leon VIII) przyrzeka, że w razie wyboru
przyzna cesarzowi prawo ustanawiania biskupów i samego papieża.
W synodzie tym bierze udział Liutprand; jest powiernikiem Ottona.
Otrzymuje też od niego (tak jest, od króla niemieckiego!)
biskupstwo Cremony. A tymczasem Rzymianie wyrzucają cesarskiego Leona,
lecz przeciwnik Ottona Benedykt V, nosi tiarę zaledwie przez jeden rok.
Cesarz przywraca Leona; Jan XII zabity przez lud rzymski; Benedykt V
wywieziony aż do Hamburga. Po śmierci Jana XII Jan XIII wygnany, aż go
przywraca Otton w roku 967. To wykraczało aż nazbyt daleko poza szranki
walki z pornokracją, poza wszelkie możliwe punkty styczne z reformą
kluniacką.
Kronikę papieską z tych lat czyta się jak ustęp o samowolnym zmienianiu
patriarchów carogrodzkich przez cesarzów wschodnich.
Wojska Ottona I przynosiły z sobą zasadę supremacji władzy świeckiej, z
czym nie mógł się pogodzić żaden zwolennik archikonfraternii
kluniackiej. Trzecia wyprawa rzymska (Romfahrt) Ottona I miała koronę
cesarską uczynić dziedziczną. Już w roku 961 koronowany był
sześcioletni Otton II na króla Niemiec; w roku 967 otrzymuje z
rąk Jana XIII koronę cesarską, licząc lat 12. Cesarstwo ma być związane
stale z dynastią niemiecką, jako zwierzchniczką wszystkich innych
państw chrześcijańskich. A zatem Italia ma podlegać władzy króla
niemieckiego. Oto drugi obok cezaropapizmu punkt programu już nie
Liutpranda, lecz Ottona I.
To nowe cesarstwo — na papiestwie wymuszone — nie ma
żadnego związku z cesarstwem Karola Wielkiego, ani genetycznego, ni
duchowego. Powstało jakby wtóre cesarstwo bizantyńskie.
Charakterystycznym jest szczegół, że przyjęło nazwę swych
władców z języka greckiego: Kajdzar. Tworzył się nowy
bizantynizm. Stoimy tu przy kolebce kultury bizantyńsko-niemieckiej,
która w pochodzie wieków miała wyróść na najwyższy
szczebel i najwyższy triumf cywilizacji bizantyńskiej. Rzecz prosta, że
papiestwo musiało wejść w walkę z tym cesarstwem.
Zaczyna się okres walk o podbój całych Włoch. Książęta
normandzcy południa byliby woleli zwierzchnictwo bizantyńskie, tym
milsze, im bardziej nominalne, lecz basileus Nikefor II Fokas miał
właśnie wielką rozprawę z Bułgarami. Przyzwał tedy pomocy Światosława i
tegoż roku właśnie (967) Włochy południowe musiały się poddać Ottonowi
I. W samym tylko Bari utrzymało się zwierzchnictwo bizantyńskie.
Natenczas Otton chce uzyskać w Bizancjum zgodę na odstąpienie Włoch
południowych w ten sposób, iż prosi Nikefora o rękę jednej z
córek Romanosa II (siostry Bazylego i Konstantyna) dla swego
syna, koronowanego już w Niemczech i w Rzymie 12-letniego Ottona II.
Wiek narzeczonego sprawił, że trzeba było wybrać na narzeczoną nie
starszą z cesarzówien, jakby wypadało, Annę, lecz znacznie
młodszą od niej Teofanię, która była młodszą od Ottona o lat
pięć. Posag miałby stanowić prowincje bizantyńskie we Włoszech. Lecz
Nikefor II tytułuje Ottona w swej odpowiedzi „królem
Franków", ignoruje całkiem nowo utworzone cesarstwo, a domaga
się zwrotu wszystkich zajętych księstw własnych. Było to właściwie
wypowiedzenie wojny. Na nic się nie zdało wysłanie do Carogrodu samego
Liutpranda w roku 968. Natenczas Niemcy wpadli do Apulii. Strateg z
Bari rozpoczyna ofensywę skutecznie i Otton ponosi klęskę pod Ascoli,
lecz w roku 970 zajmuje Neapol.
Wtedy morderca Nikefora II i jego następca, Dzymiskes, zezwala na
niemieckie małżeństwo Teofanii. Wyjeżdża uroczyste poselstwo z Rawenny
po cesarzównę, która przybywa do Włoch z początkiem roku
9728). W roku następnym umiera Otton I w pełni chwały i sławy, opiewany
już za życia i wspominany chwalebnie po śmierci. Największy wyczyn
poezji powstał wnet po zgonie cesarza; duży łaciński poemat zakonnicy
Hrotsvity, zawierający 1517 heksametrów rymowanych, pisanych w
latach 965-9689). Na tronie cesarskim i królewskim zasiada
18-letni Otton II z 13-letnią Teofanią. Młodziutka Teofania miała
królować przy boku męża przez 10 lat, a więc do 23-go roku
życia, do lat aż nazbyt pełnoletnich i własnowolnych. Doszła do lat, w
których mogła wywierać znaczny wpływ na męża, a wszystkie
źródła zgodnie przekazują, że tak było.
Dwór cesarzowej składał się z Greków; o ile
Bizantyńców? Dla ścisłości stwierdzimy, że Teofania zastała już
w Niemczech zawiązki wyraźnego bizantynizmu, propagowanego przez swego
teścia. Nie może ulegać wątpliwości, że orszak dworski, który
towarzyszył jej z Carogrodu, składał się wyłącznie z bizantyńców
w politycznym znaczeniu tego wyrazu. Opozycjonistów nie
powołanoby do dworu cesarzówny, jadącej na cesarstwo. O duchu
jej dworu poucza wychowanie syna, późniejszego Ottona III ( ur.
980). On sam potem mieni siebie Grekiem. Miało to znaczyć, że włada
językiem greckim, lubi go używać, że uznaje wyższość cywilizacji
bizantyńskiej. Zapewne, że z piśmiennictwa greckiego nabywało się wielu
pojęć, jakich w ówczesnym języku niemieckim wyrazić się nie
dało, choćby np. o Państwie i nieograniczonej władzy monarszej.
Niekoniecznie musiało się to łączyć z bizantyńskim cezaropapizmem.
Zresztą nie wszyscy wychowawcy Ottona III byli Grekami. Jedno z
naczelnych miejsc przypadło wielkiemu Gerbertowi, synowi francuskich
włościan z Owernii. Był profesorem w Rheims, później (od r. 991)
tamże arcybiskupem. Jeden z największych mężów ówczesnego
pokolenia, słynący na całą Europę z wielkiej nauki, której
nabywał w podróżach po Francji, po Włoszech i Niemczech,
studiując również u Arabów w Sewilli i Kordowie. Wiadomo,
jak przyjaźnił się z ruchem kluniackim. Ani też nie można podejrzewać o
cezaropapizm Leona z Vercelli, wielkiego chwalcy Ottonów, lecz
bądź co bądź towarzysza prac Gerberta na ich dworze. Wśród
późniejszych powierników Ottona III spotykamy takiego
Abona, następnie działacza we Fleury, a klasztor ten należał do
kluniackiej kongregacji, Abo zaś do największych gorliwców
całego ruchu. Kierownikiem nauk cesarzewicza, już pod koniec jego
książkowej edukacji był mnich z Kalabrii, Jan Philagatos, pochodzący z
Rossano, więc ziomek św. Nila (Nejlosa), z którym pozostawał w
bliskich stosunkach, jak również z klasztorem św. Aleksego na
Awentynie.
Dwór Teofanii składa się tedy z dwóch warstw: z
rodaków, którzy ją do Niemiec przywieźli i byli
wyznawcami statolatrii kosmopolitycznej, bizantyńskiej, z jej
supremacją rządu nad Kościołem — i z powołanych na dwór
później uczonych greckich i niegreckich a przeciwnych
cezaropapizmowi.
Można powiedzieć, że na dworze Ottona II i Teofanii
współzawodniczyły z sobą dwie cywilizacje. Mąż jej Otton II
skłonniejszym był do bizantyńskiej, niż do łacińskiej. Otton II
odziedziczył już po ojcu dwie zasady rządów: dynastyczność i
tendencję cezaropapistyczną. Zaznacza je mocno, tak na tle walk ze
stronnictwem antysaskim w Niemczech, jakoteż wśród zamieszek o
pontyfikat w Rzymie. Benedykt VI jest jego nominatem. Zamordowano go w
roku 974, więc cesarz upierał się jeszcze bardziej przy tym, że ma
prawo ustanawiać papieża. Drugi jego kandydat, Benedykt VII utrzymuje
się (975-983). W Rzymie próbowano zrzucić hegemonię niemiecką,
lecz wybrany papieżem Bonifacy VII, Rzymianin, musiał zaraz w roku 974
uchodzić i nie powrócił do Rzymu, aż po śmierci Ottona II.
Schronił się do Bizancjum, gdzie przebywał całych dziewięć lat,
politycznie zupełnie ignorowany. Nigdy sprawy jego nie podjęto ani
nawet pośrednio. Korzystał tylko z biernej całkiem gościnności Jana
Dzymiskesa, wielkorządcy Petinosa i od roku 976 nominalnie panujących
Bazylego II i Konstantyna VIII. Byli to rodzeni bracia Teofanii,
których utrzymały przy prawach do tronu bezinteresowne zabiegi
Petinosa, dbającego o utrzymanie dynastii.
Nie była to sprawa łatwa, albowiem po śmierci Nikefora Fokasa
małoazjatycki ród Fokasów starał się utrzymać nadal przy
tronie. Bratanek nieboszczyka, Bardas Fokas został pokonany, lecz w
roku 976 inny z wielmożów małoazjatyckich, Bardas Skleros
opanował Azję w kilka tygodni, a w roku 978 zagroził nawet Carogrodowi.
Powiodło się atoli Petinosowi rozdwoić nieprzyjaciół,
którzy stoczyli między sobą walną bitwę pod Pankaliami w roku
979. W kampanii tej bracia cesarscy mieli posiłki aż z Iberii
kaukaskiej, z Georgii, tj. od Gruzinów. Byli to już z dawna
chrześcijanie, a jak pobożni, niechaj wyda im świadectwo fakt, że łupy
zabrane pod Pankalią przeznaczyli na fundację klasztoru iperskiego na
Athosie. Teofania była już piąty rok za Ottonem, kiedy wybuchła ta
wojna domowa, od której wyniku zależało, czy bracia jej
utrzymają się na tronie bizantyńskim. A była to poważna akcja wojenna.
Nie o rozruchy jakieś chodziło, lecz o urządzenie odrębnego państwa w
Azji Mniejszej. Fokasowie reprezentują warstwę większych właścicieli
ziemskich, jedyny czynnik zdatny do twórczości państwowej.
Jeżeli nie mają rządzić całym państwem, oderwą się! Nie pierwszy raz
występowano tam z hasłem odrębności, lecz ani tym razem nie powiodło
się. Zasługa Petinosa była tym większa, że wypadło wojować
równocześnie z Symeonem bułgarskim. W roku zwycięstwa pod
Pankaliami Bazyli II liczył już 18 lat wieku swego i mógł zacząć
rządy. Młodszy z braci, Konstanty VIII nie zajmował się nigdy sprawami
państwa, oddany wyłącznie zabawom.
Bazyli II był typem całkiem odmiennym od swej siostry, słynącej z
wykształcenia literackiego i nadzwyczajnej dworskości. Młodość zeszła
mu na rozpuście, lecz potem zmienił się zupełnie. Nie był podobny do
żadnego ze swych poprzedników. W licznym zbiorze dochowanych
portretów cesarzy bizantyńskich on tylko jeden wyobrażany jest w
postaci żołnierskiej, co oczywiście działo się z jego woli; rys to
charakterystyczny. Etykietę zarzucił, nie nosił wspaniałych szat ni
klejnotów, nie urządzał kosztownych uroczystości. Od wszelkiej
literatury trzymał się z daleka a wykształcenie jego szwankowało.
Zarzucano mu, że nawet nie mówi językiem książkowym, lecz
„po chłopsku". Przemawiał krótko, po prostu. Uczony
Pselos, (o którym będzie mowa niżej) wyraził się o nim, jako był
„dalekim od wszelkiej delikatności". Był za to prawdziwie z
żelaza, a na wojnie podzielał wszystkie trudy prostego żołnierza.
Wyrobił się z czasem na wielkiego wodza, znawcę strategii i technicznej
strony sztuki wojennej.
Otton podjął dalej walkę o posiadanie całej Italii; zajął nawet Bari i
Tarent, gdy wtem wystąpili przeciw niemu Saracenowie; rozgromiony w
lipcu 983 roku w bitwie pod Stelo, ledwie uszedł z życiem. Robił
przygotowania do nowej wyprawy, która miała sięgnąć aż na
Sycylię, lecz tegoż jeszcze roku dokończył życia w Rzymie, dożywszy
zaledwie 28 lat. Wojska bizantyńskie odzyskały wszystkie zajęte przez
niego miasta Włoch południowych. Zgon Ottona II nastąpił 7 grudnia 983
roku, a już 25 grudnia koronowano w Akwizgranie trzechletniego Ottona
III na króla Niemiec. Teofania obejmuje opiekę i regencję obok
arcybiskupa Willigisa. Kilka lat schodzi znów na wojnie domowej
z książętami i kontrkandydatem do korony; zupełnie tak samo jak przy
poprzednich zmianach tronu. Regencja Teofanii trwa przez lat osiem.
Przez ten cały czas nie tylko pełno ma kłopotów w Niemczech, ale
nadto z Bizancjum nadchodzą wciąż złe wieści.
Car Bułgarii zachodniej, syn Szyszmana, Samuel (978-1014), który
przechylał się na nowo do Rzymu, podjął też na nowo plany Symeona.
Ledwie objąwszy rządy odzyskał Bułgarię naddunajską, w roku 979 zdobył
w Tessalii Larissę i inne miasta, a prąc dalej na południe dotarł aż do
Peloponezu. Panował od Dunaju aż do Adriatyku. Powtórzyła się
sytuacja z poprzedniego pokolenia i tym razem wystąpił przeciw Bułgarii
książę kijowski. Czy zaraz od początku wezwany był przez Bizancjum na
sojusznika, czy też zrazu działał z własnej inicjatywy i na własną rękę
— nie da się orzec, pewności co do tego nie mamy.
Na Rusi synowie Światopelka, Jaropełk i Oleg sprzyjali chrześcijaństwu
a pogaństwo skupiło się przy ich przyrodnim bracie, Włodzimierzu. Ten
stał się niebawem panem całego Podnieprza, lecz choć ustawił kosztowne
posągi Perkuna w Nowogrodzie Wielkim i w Kijowie, nie zdołał
powstrzymać prądu chrześcijańskiego. Trzymał się atoli mimo wszystko
prądu odśrodkowego, poruszył na nowo zdobywcze zamysły względem
półwyspu bałkańskiego. Zaczyna od tego, żeby opanować nowo
odkrytą drogę na Węgry i do Dunaju. W roku 981 „ide Wołodimer
k'Lacham i zajął hrady ich Priemyszl, Czerweń i inny hrady" (tj.
późniejszą Ruś Czerwoną i Chełmszczyznę, gdyż ziemia chełmska
jest „czerwieńską"), a na zajętych grodach pozostawiono załogi i
powstały stacje waregskie. Odległość od Karpat do Dunaju i długa dalej
linia tej rzeki, nie stanowiły okoliczności przeciwnych ich nadziejom.
Dla Waregów nie istniały odległości; przywykli dawać sobie radę z dziesięćkroć większymi.
W cztery lata potem spotykamy Włodzimierza w Bułgarii, gdzie w roku 986
odnosi zwycięstwo pod Sredcem. Byłoby to systematycznym wykonywaniem
planu według obmyślonej od dawna „drogi Waregi do Grecji". Tamże
pod Sredcem ponieśli Bizantyńcy ciężką klęskę od Bułgarów, po
czym wybuchło jeszcze powstanie we wschodniej Bułgarii. Włodzimierza
nie było już wtedy w Bułgarii. Z tego przebiegu zdarzeń można wnosić,
że w kampanii bułgarskiej nie było sojuszu pomiędzy Rusią a Bizancjum.
Nie wiemy też, kiedy wycofał się stamtąd Włodzimierz i wśród
jakich okoliczności. Ani nawet daty dokładnej podać nie możemy.
W roku 987 jest atoli na pewno sprzymierzeńcem Bazylego II, chociaż na
innym pobojowisku. Korzystając z nowej wojny bułgarskiej, Fokasowie
podnoszą głowę w roku 987, pojednawszy się między sobą i wojna domowa
wybucha powtórnie. Zależało wiele od tego, jakie stanowisko
zajmie Włodzimierz, który mógłby był wejść do koalicji
przeciw Bazylemu. Lecz koalicja nie tylko nie powstała, ale Włodzimierz
urządza wyprawę przeciw buntowniczym oddziałom zajmującym Chersones
taurydzką (Krym).
Jak dalece zależało na Włodzimierzu świadczy przyrzeczona mu osobliwa nagroda: ręka siostry cesarskiej, Anny.
Czy pomysł ten nie wyszedł od Teofanii? Dotykało ją niemile, że siostra
jej starsza, przekroczywszy już trzydziestkę, męża nie znalazła,
podczas gdy ona, młodsza, jest mężatką już od 15 lat. Jeżeli kijowski
Wareg da się złowić na te zaszczyty, załatwi się przykrą sprawę
familijną, a Włodzimierz zwiąże się z interesami Bizancjum. Oczywiście
musi przyjąć chrzest.
Dał się złowić waregski „barbarzyńca". Zdobywa cesarzowi bogate
miasto Chersoń na Krymie) i otrzymuje rękę Anny, staje się katechumenem
i przyjmuje chrzest w roku 988. Prawdopodobnie i ślub i chrzest odbyły
się w granicach państwa bizantyńskiego, gdyż wojna z Fokasami trwała
jeszcze. Przystąpili nawet do ponownego oblegania stolicy a dopiero w
rok po chrzcie Włodzimierza w roku 989 doszło do stanowczej bitwy pod
Abydos, gdzie Fokas poległ a Skleros poddał się. Chrzcił się
Włodzimierz w kościele bizantyńsko-katolickim. Katolikiem był i Ruś
stawała się katolicką, bo wówczas nie było schizmy. Utrzymywał
też stosunki z Rzymem, czego dowodem poselstwa z Rzymu i do Rzymu w
latach 991, 994, 1000. Dynastia Rurykowiczów wchodzi szybko w
stosunki z zachodnimi dworami. Wszakżeż Włodzimierz jest dziewierzem
obydwóch cesarzy: Bazylego i Ottona II. Po ścisłym odosobnieniu
nastaje od razu okres ożywionych stosunków z Zachodem,
zwłaszcza, gdy od zajęcia ziemi Lachów Rurykowicze stawali się
sąsiadami Piastów i Arpadów.
Chrzciły się w roku 988 oczywiście także drużyny waregskie na ziemiach
Lachów i Czerwieńskiej, a po pewnym czasie cała ludność tych
dwóch polskich krajów przyjęła chrzest oczywiście w tym
samym obrządku, jak dom panujący, w bizantyńskim — gdy tymczasem
ziemie polskie, podlegając Piastom, należały do obrządku łacińskiego.
Skutki tej różnicy trwają do dnia dzisiejszego.
Chrystianizacja r. 988 i następnych lat, wychodząca z dworu Anny,
wnosiła oczywiście księgi liturgiczne w języku greckim. Wiemy atoli, że
chrześcijan na Rusi nie brakło przed rokiem 988. I tutaj sprawdziło się
również, że panujący nie nawracał się pierwszy, lecz raczej
ostatni, ulegając naporowi coraz liczniejszej większości. U
Włodzimierza załamała się zarazem jego linia polityczna. Obok
nawracanej przez przybyłe z Anną duchowieństwo bizantyńskie reszty
Rusi, istniały tam już dwa obrządki chrześcijańskie. Pod wpływami
bułgarsko-serbskimi obrządek bizantyńsko-słowiański z cyrylicą, tudzież
łaciński, szerzony przez nowo przybywających drużynników
nawróconej już Skandynawii (waregskaja wiara). W pieczarach
kijowskich nie brak śladów łaciństwa.
Przywieziony przez Annę obrządek grecki nie przyjął się. Nawet
znajomość ustaw kościelnych i świeckich przedostawała się na Ruś nie
bezpośrednio z Carogrodu, lecz przez pośrednictwo bułgarskiego
nomokanonu.
Anna nie wywarła w ogóle większego wpływu na Ruś kijowską.
Przybyli z nią budowniczowie i malarze cerkiewni i na tym koniec. Na
jej dworze nie było nigdy żadnej szkoły. Źródła nie mają o niej
niemal nic do powiedzenia. W rażącym przeciwieństwie do Teofanii,
przeszła Anna bez wpływu i bez znaczenia. Zapewne dlatego, że była
bezdzietną. Gdyby miała syna, byłby to wprawdzie dwunasty syn
Włodzimierza, lecz bądź co bądź przedni krwią syn cesarzówny,
wnuk cesarza. Lecz Anna zeszła ze świata bezdzietną po 23 latach
małżeństwa w roku 1011. Przeżyła o całych 20 lat Teofanię, która
zmarła w roku 991.
Wiadomo, że łaciński obrządek zeszedł na Rusi na drugi plan, ażeby
następnie zaniknąć. Kościół stał się domeną bizantynizmu
bezwarunkowo, lecz z dziwnym wyjątkiem: z wyjątkiem książki. Szerzyło
się natomiast wszystko, co było ujemnym w bizantynizmie kościelnym.
Z Bizancjum przeszło na Ruś eunuchostwo jako kalectwo ascetyczne.
Rzezańcy byli na Athosie a w monasterach żeńskich takich tylko
przyjmowano na kapelanów, lekarzy, ekonomów.
Kościół wschodni tym różni się, między innymi, od
zachodniego, że rzezaniec może być kapłanem, podczas gdy na Zachodzie
takim święceń się nie udziela. W Kijowie pojawia się pierwszy
„skopiec" już w roku 1004 a potem bywali skopcy nawet biskupami.
Mnichom na rozmyślaniach pojawiają się anioły ... w postaci
skopców,
Potężny, wprost przygniatający wpływ na klasztory wywarła święta
góra Athos ze swoim chaosem form bogobojności, z których
żadna nie jest ściśle bazyliańska, ale też żadna nie wytwarza nowej
reguły klasztornej. Monastery na Athosie to szczególny typ
anarchii pod pozorami obserwancji, nieraz najściślejszej i tymiż
śladami poszła Ławra Peczerska. Nie było tam żadnej wspólnej
reguły. Jeden mnich głodził się, drugi wiecznie milczał, trzeci się
zamknął a inny kaleczył, a wszystko to razem sprawia wrażenie więcej
obłędu religijnego niż ekspiacyjnej za grzechy bliźnich ascezy.
Ascetyka wymaga znacznej kultury religijnej — inaczej wyradza się
w bezmyślną dewocję a w dalszym następstwie może wieść do obłędu
religijnego. Niestety, stało się to zjawiskiem częstym. Istotę rzeczy
stanowiło bizantyńskie pojęcie świętości, tak różne od
łacińskiego, tak dalekie od wszelkiej kultury czynu. Niestety, miało
ono dotrzeć i na Zachód. Brak natomiast na Rusi jakichkolwiek
wpływów bizantyńskich państwowych. Za pewne atoli przyjąć można,
że hierarchia cerkiewna popierała dążności księcia kijowskiego, żeby
zrobić z niego zwierzchnika całej Rusi, spychając innych książąt na
stanowiska namiestnicze. Rodowe prawo Rurykowiczów z
postępowaniem książąt na dzielnice coraz intratniejsze według
starszeństwa w hierarchii pokoleniowej rodu, miało być zastąpione
nieograniczoną władzą władcy kijowskiego z następstwem syna po ojcu.
Zaznaczono monarszą godność księcia kijowskiego wobec reszty książąt.
Jak go tytułować? Nie cesarzem, nie królem, bo kajdzar i
basileus jest tylko w Bizancjum; nie wpadnięto jeszcze na pomysł tytułu
wielkoksiążęcego. Jakież to znamienne, że założyciel Ławry Peczerskiej
a późniejszy metropolita Ilarion, tytułował książąt Włodzimierza
i Jarosława kaganem, tytułem przejętym od Chazarów. Istne znamię
dwoistości wpływów cywilizacyjnych od samego początku:
wpływów cywilizacji bizantyńskiej i turańskiej.
Tendencja monarchistyczna natrafiła jednak na opór
nieprzełamany. Samowładztwo przeciwne było wszelkim pojęciom tak
waregskim, jakoteż słowiańskim. Okazać się to miało zaraz przy
pierwszej próbie wzmocnienia władzy książęcej, przedsięwziętej w
roku 996. Biskupi chcą, żeby Włodzimierz wprowadził na miejsce msty
rodowej sądownictwo kryminalne z urzędu, z mocą karania na gardle.
Teoria sądownictwa państwowego była atoli zgoła niezrozumiałą dla
ochrzczonego „kagana" i próba skończyła się negatywnie.
Ruś, Serbia, Chorwacja, podobnie jak Polska, Czechy, Połabie, słowem
cała Słowiańszczyzna tkwiła w ustroju rodowym, który z
bizantynizmu dawno był już wykluczonym, a który wprowadzili
Słowianie bałkańscy na nowo. Poszanowaniem dla prawa rodowego tłumaczy
się też stanowczą odmowę Włodzimierza co do sądownictwa kryminalnego;
nie chciał naruszać instytucji msty, wprost nie śmiał tego zrobić.
Kościół chciał ją znieść, jak to robi zawsze i wszędzie, i jak
zawsze i wszędzie natrafił także na Rusi na opór. Waregowie,
przybywając na Ruś wyzbywali się wprawdzie prawa rodowego, organizując
się według prawa nowego, drużynniczego, lecz szedłszy w związki krwi ze
Słowianami, sami korzystali z ich prawa rodowego i bronili go. Część
tylko Waregów (coraz mniejsza) stanowiła warstwę
wojowników, drużynników; większość powiększająca się
raptownie z pokolenia w pokolenie, przechodziła do zajęć pokojowych,
zwłaszcza odkąd dano spokój „drodze do Grecji". Natomiast
stawał się wojownikiem niejeden Słowianin.
Prawo rodowe, to całkowity samorząd we wszystkim a wszystkim, co nie
tyczy wojny; sprawami zaś, związanymi z wojną, choćby pośrednio,
zajmowali się wyłącznie drużynnicy.
Samorząd, a bez urzędników, w ręku starszyzny rodowej z jednej
strony, a z drugiej biurokracja bizantyńska. Czyż można sobie wyobrazić
większe przeciwieństwo? Pod ministrami, naczelnikami wielkich
działów, krzątały się „biura nieprzeliczone". Jakby
chciano zaznaczyć jaknajdobitniej, że społeczeństwu nie wolno zrobić ni
kroku o własnej woli i według własnego uznania o własnych potrzebach
— unosił się nad tym wszystkim strateg danej themy), generał,
znający się z urzędu na wszystkim a wszystkim, zarzucający na całą
ludność gęstą sieć swojej administracji wojskowej, w której
każdy oficer decydował o wszystkim, co mu się z urzędu dostało pod rękę
i był panem mienia a często też życia ludzi prostych; prostych, bo nie
zasiadających na urzędzie.
Czyż taka niewola miała nęcić ludy ościenne? Nęcił je Carogród
jako łup, rade by panować nad tym państwem, lecz nikt nie tęsknił za
tym, by do tego państwa należeć. Serbowie, Bułgarzy, Ruś nawet,
zaledwie organizująca się, oparte były na jakimś duchu społecznym,
choćby w stopniu prymitywnym. Bizantyńskie urządzenia sprzeciwiały się
wszelkim ich pojęciom. Była to przepaść i dlatego Bizancjum nie zdołało
przeprowadzić należycie ekspansji swej cywilizacji pośród
Słowian. Terenem tej ekspansji miały natomiast stać się Niemcy i tam
miała cywilizacja bizantyńska osiągnąć z czasem swe szczyty.
Gdy Teofania kończyła życie, syn jej, Otton III, liczył zaledwie
jedenaście lat. Regentką została wdowa po Ottonie I, Adelajda
lombardzka, a faktycznie sprawował rządy nadal arcybiskup Willigis.
Oczywiście, że myślano o koronie cesarskiej. W Rzymie istniało już
stronnictwo cesarskie (zawiązek Gibelinów) a w latach 983 i 984
papieżem był były kanclerz Ottona II (Jan XIV). Występuje atoli do
gwałtownej walki partia Krescencjuszów i spokrewnionych z nimi
Teofilaktów (Greków z pochodzenia). Wśród ciągłych
krwawych wstrząsów papieże są wynoszeni i strącani, na wygnaniu
lub w więzieniu. Ażeby się pozbyć hegemonii niemieckiej, decydują się
Krescencjusze uznać zwierzchnictwo bizantyńskie.
Willigis przyśpiesza akcję. Liczącego lat 15 Ottona ogłasza pełnoletnim
w roku 995, uchwala się „Romfahrt" i zarazem postanawia się
przedłużyć na nowe pokolenie związki krwi z dworem bizantyńskim. Na
wyprawę rzymską bierze Willigis z sobą kandydata do tiary, Brunona, z
książąt karynckich i upatrzonego do Carogrodu posła, Jana Philagatosa,
jednego z nauczycieli młodego cesarza. Bruno zostaje papieżem (Grzegorz
V) i koronuje Ottona na cesarza w maju 996 roku. Philagatos otrzymuje
arcybiskupstwo Piacenzy, żeby posiadać szczebel dostojeństwa stosowny
do wielkiego poselstwa. Tegoż jeszcze roku wyjeżdża Philagatos do
Carogrodu, ażeby dla młodziutkiego cesarza prosić o rękę jednej z
córek Konstantego VIII (Bazyli II pozostawał w stanie
bezżennym). Fakt, że kapłan obrządku bizantyńskiego mógł zostać
arcybiskupem diecezji Włoch północnych, wskazuje, jak Włochy
ówczesne przywykłe były do liturgii wschodniej. Projekt
małżeństwa spełzł jednak na niczym. Ledwie Otton opuścił Rzym, ażeby
wracać do Niemiec, Krescencjusze wypędzają Grzegorza V. a na jego
miejsce osadzają Philagatosa (Jana XVI), uznając zwierzchnictwo
bizantyńskie. Jakimi drogami i sposobami to się stało, nie wiadomo.
Otton powraca pośpiesznie tegoż samego jeszcze roku 997, odzyskuje
Rzym, przywraca Grzegorza V, a na niedawnym swym wychowawcy mści się
prawdziwie po bizantyńsku. Na próżno św. Nil, (mimo lat z
górą 90) przybył do Rzymu i błagał o litość nad swym ziomkiem.
Okaleczonego i oślepionego antypapieża wleczono wśród urągowiska
przez całe miasto; ledwie że zdołał go z resztką życia zabrać św. Nil
do swej pustelni. Niektórzy zwalają winę ohydnej zbrodni na
Grzegorza V.
Bawił natenczas w Rzymie wielki Gerbert, najpoważniejszy ze środowiska
Ottonów i Teofanii sławą, tudzież wiekiem, starszy od Ottona III
równo o 50 lat. Taka różnica wieku nie zezwala, żeby go
mienić „przyjacielem cesarza" w zwykłym znaczeniu tego wyrazu.
Cesarski młodzieniaszek żywił względem swego mistrza widocznie
synowskie przywiązanie, skoro i potem po skończonych naukach
koresponduje z nim poufnie. Z tej korespondencji dowiadujemy się np.
jako Otto nazywa siebie Grekiem i wydrwiwa barbarzyństwa saskie2.
Wszyscy badacze zgodni są co do tego, że Gerbert posiadał na Ottona
wpływ i utrzymał go. Zaufanie do tego mistrza miało wnet wydać dobre
owoce. Coś się nagle zmieniło w otoczeniu Ottona III i w nim samym. W
roku 999 dopuszczono nawet Gerberta do tiary. Jako Sylwester II
(999-1003), okazał się bezwzględnym zwolennikiem ruchu kluniackiego w
całej jego rozciągłości. Zwolennikami do połowy byli wszyscy Ottonowie,
o ile chodziło o reformę samego kleru, od plebana lub mnicha aż do
samego papieża — i dlatego Cluniacenses godzili się nieraz z nimi
i z innymi potem cesarzami z Niemiec; lecz rozchodzono się w dalszej
drodze, bo cesarze życzyli wprawdzie powodzenia reformom, lecz
pragnęli, by zreformowany Kościół podlegał ich supremacji. Nie
porzucili cezaropapistycznego stanowiska, lecz zachodzi wyjątek co do
Ottona III po roku 999, tudzież co do jego następcy, Henryka II
(1002-1024),. który został nawet kanonizowany (w r. 1146). Przez
jedno pokolenie przynajmniej trwała w Europie supremacja siły duchowej
nad fizyczną. Triumf Gerberta jest wykładnikiem triumfu Cluny, a przez
to Kościoła francuskiego. Cywilizacyjne przodownictwo Francji zaczyna
się już od synodu w Rheims w roku 991, na którym zażądano w
sposób najostrzejszy przeprowadzenia reform kluniackich. Z
Francji też wyszedł Sylwester II, wykonawca programu. Jak gdyby nowy
duch owionął Europę.
W roku 998 Otton wcielał wprawdzie południowe Włochy do swego cesarstwa
„rzymskiego", lecz po dwóch latach zmienia się położenie.
Wpływy bizantyńskie biorą górę. Nie pomogła trzecia wyprawa
włoska. W roku 1001 cesarz musiał uciekać z Rzymu. Schronił się do
Rawenny, oczekując tam na nowe wojsko z Niemiec. Wtedy posyła ponownie
do Carogrodu o rękę cesarzówny, wyprawiając tam tym razem
arcybiskupa mediolańskiego Arnulfa. Niespodzianie kończy się życie
Ottona III. Zmarł na ziemi włoskiej w styczniu 1002 r., dożywszy
zaledwie 22 lat wieku swego.
Henryk II próbował dalej walki o południowe Włochy, lecz spotkał się ze zwycięskim orężem Bazylego II.
Przesadza się w wychwalaniu Bazylego II, bo powodzenie przyciąga
sympatie. Nie zmienił systemu. Mobilizacje zawodziły nadal i trzeba
było na nowo oprzeć się na zaciężnych, którzy garnęli się od
Norwegii do Saracenów; wojaków przyjmowano chętnie
zewsząd, a wiedziano na całym świecie, że u cesarzy wschodnich można na
żołnierce dojść do dobrobytu, bo łupów żołnierzowi nie żałowano.
Bazyli II odnosił osobiste sukcesy wojenne, bo był wielkim wodzem a
zwycięstwa zapewniały mu przywiązanie armii, dzięki czemu mógł
przeprowadzić niejedno ulepszenie, nie wywołując szemrania
szeregów swoich. Podniósł wielce stan armii, lecz
opierało się to li tylko na jego osobistym wpływie i skończyło się wraz
z jego życiem.
W roku 991 wypadły mu równocześnie dwie wojny: z Bułgarią i
kalifatem w Syrii. Sam dowodząc na wschodzie, odnosił tam zwycięstwa,
gdy tymczasem car Samuel dotarł przez Tessalię i Attykę aż pod Korynt
(w r. 996), a Serbia uznała jego zwierzchnictwo. Dopiero gdy Bazyli
mógł przerzucić się do Europy, złamał Bułgarię w latach
1009-1014, „Bułgarobójca". Dobiły Bułgarię walki
dynastyczne, aż w r. 1018 ostatni car tej dynastii poległ pod
Dyrrachium. Odtąd też wszyscy Serbowie podlegali na nowo cesarstwu; w
Belgradzie zbudowano cytadelę bizantyńską. Chorwacja nawet uznała pod
królem Krzesimirem III protektorat bizantyński2.
Obszar państwa bizantyńskiego był przeszło zdwojony, od Dunaju po
Syrię, od Italii po Armenię z bezsprzeczną powagą na całym Wschodzie. W
walce z tym wznowionym nagle mocarstwem ponosił Henryk II w latach 1022
i 1023 takie klęski, iż Bazyli przywracał Wielką Grecję. Terytoria
bizantyńskie sięgnęły poprzez Apulię aż po granice państwa kościelnego.
Bezskutecznie urządzał wyprawy do Włoch południowych, Konrad II
(1024-1039) i również bezskutecznie starał się o rękę
cesarzówny bizantyńskiej, Teodory, młodszej córki
Konstantyna VIII. Starsza jej siostra, Zoe, miała osławić Bizancjum do
najwyższego stopnia. Liczyła już 50 lat, kiedy ojciec kazał ją poślubić
upatrzonemu na swego następcę prefektowi stolicy, Romanosowi
Argyrosowi; a ponieważ ten był żonaty, więc ... bizantyńskie prawo
małżeńskie zyskało nową instytucję: rozwód. Wnet Romanos III
(1028-34) zasiadł na tronie. Pragnąc naśladować Bazylego II, dowodził
również osobiście w wojnie z islamem i utracił zdobycze tamtego
cesarza.
Oficjalnie panuje cesarzowa Zoe (1028-1050), która wyprawia
rzeczy, wprawiające nawet Carogród w osłupienie. W zmowie ze
swym nowym kochankiem, staje się w ciągu niespełna jednej doby wdową i
powtórnie mężatką, mordując Romanosa, a poślubiając i ogłaszając
cesarzem Michała IV (1034-1041). Powagę państwa ratował jedynie generał
Maniakes, który ze strat Romanosa odzyskał Edessę, a potem w
roku 1038, gdy Saraceni zajmowali Sycylię, odebrał im Syrakuzy. Lecz
gdy zdobywał Palermo, odwołano go. Wnet stracono tam całą armię i
stosunki we Włoszech przybrały obrót wręcz katastrofalny dla
Bizancjum. Zaraz potem w roku 1040 wybucha powstanie bułgarskie,
które wprawdzie stłumiono, lecz Serbia oderwała się wtenczas od
cesarstwa.
Dwór Michała IV zajęty był wyłącznie intrygami osobistymi. W r.
1040 utworzył się przeciwko niemu spisek, na którego czele stali
Michał Cerulariusz (Keirularios) i Jan Makrembolites (jego dziewierz).
O Cerulariuszu świadczą wszystkie źródła, że przejęty był
namiętną żądzą wywyższenia się i władzy. Dwa zaś źródła (Psellos
i Sylidzes) twierdzą, że chciał przywłaszczyć sobie tron. Cała niemal
historia cesarstwa składa się z historii uzurpatorów; czemuż by
Cerulariusz nie miał należeć do ich rzędu? Spisek wykryto,
przywódców uwięziono, Cerulariuszowi kazano się postrzyc.
Odmówił zrazu. Wkrótce Makrembolites popełnił
samobójstwo, czy też został skrytobójczo zamordowany:
spadł ze skały, czy też został zepchnięty i zrzucony? Wydarzenie to
wstrząsnęło Cerulariuszem i postrzygł się. Czy przejęty
samobójstwem krewniaka, którego był do spisku wciągnął,
czy też chcąc uniknąć takiego samego mordu — tego już nikt nie
dojdzie. Niebawem zmarł Michał IV w roku 1041 (zapiszmy, że śmiercią
naturalną) a Zoe adoptowała jego synowca Michała V, któremu
...po kilku miesiącach publicznie wyłupiono oczy! Jak gdyby zaginęła w
Bizancjum wszelka myśl! Zanim sam zginął, nowy cesarz ułaskawił
Cerulariusza. Jako mnich, nie mógł już próbować gry o
tron. Doznano też nowych ciosów we Włoszech południowych, gdzie
w latach 1040 i 1041 powstały nowe niepodległe księstwa i hrabstwa
normandzkie: Apulii i Awersy.
Lecz równocześnie panuje zamęt w kurii papieskiej. Wprowadził go
na nowo Konrad II, nawracający ostro do bezwzględnego cezaropapizmu.
Przeciwko niemu wystąpiły po raz pierwszy miasta lombardzkie, lecz
pokonane zaświadczyły tylko, że na terenie włoskim odbywa się
również walka dwóch cywilizacyj. Walczą antypowie,
jednych wyganiają, drudzy rezygnują i znów rezygnacje swe
odwołują, aż powstał pomysł rozpaczliwy: ażeby zwolennik ruchu
kluniackiego mógł posiąść tiarę, musiał ją kupić, gdy inaczej
nie można. W ten sposób został papieżem w roku 1045 Grzegorz VI.
Lecz nie zdało się to na nic, mimo całej osobistej zacności i uczoności
tego papieża. Symonii nie było danym wydać skutków dodatnich i
cel nie uświęcił bynajmniej środków. Aż doszło do tego, iż było
równocześnie trzech papieży.
Ruch kluniacki odniósł wówczas właśnie wielki triumf,
lecz zgoła inną drogą. Propaganda przeciwko mście zdobywała sobie okręg
po okręgu, diecezję po diecezji aż wreszcie w roku 1041 stanęła we
Francji Treuga Dei. Był to pierwszy praktyczny przykład supremacji siły
duchowej nad fizyczną, przykład dobrodziejstw, mogących spłynąć z
przodownictwa Kościoła. Francja poczyna przodować przez swój
Kościół. Szczególne bywają, dziwaczne nieraz powikłania
idei z rzeczywistością, gdy idea chce się przebić poprzez
rzeczywistość, by się móc zrealizować. Urządza wyprawę rzymską
drugi z Salijczyków, Henryk III (1039-1056), strąca wszystkich
trzech papieży. Grzegorz VI wyjeżdża wtedy do Niemiec (zmarł w Kolonii
w roku 1048) a towarzyszy mu kapelan jego Hildebrand — ten,
który miał stać się największym wykonawcą kluniacyzmu. Po
śmierci swego zwierzchnika wyjechał do Francji i wstąpił do klasztoru w
Cluny. Tam przebył kilka wstrząsów, przez jakie przechodziła
nadal kuria rzymska. Tam też poznał się z Brunonem Egisheim z
Górnej Alzacji, a biskupem z Toul nad Mozelą we Francji
północnej. I znowu duch kluniacki plącze się z duchem
niemieckiego cezaropapizmu.
Henryk III, podobnie jak Ottonowie, sprzyjał reformie Kościoła, byle
Kościół pozostał od niego zależnym. Biskup z Toul stał się jego
wybrańcem do tiary i przyjął tiarę z cesarskiej poręki. Wtedy Benedykt
IX, niefortunny ulubieniec Konrada II, którego pontyfikat był
pasmem skandalów, usuwa się i wstępuje do klasztoru w Grotta
Ferrata, przyjmując obrządek bizantyński. Nowy zaś papież bierze z sobą
w roku 1049 do Rzymu Hildebranda. Nie uważając cesarskiej nominacji za
dostateczny tytuł do noszenia tiary, poddał się w Rzymie wyborowi przez
kler i lud. Tu rozeszły się opinie Henryka III a mężów z Cluny,
a wybraniec cesarski stał się, jako Leon IX (1048-1054) pierwszym w
szeregu papieży, oznaczanych jako „hildebrandini". Nareszcie
Cluny zdobyło tron papieski.
Natenczas bizantynizm zdobywa się na silny atak przeciw Rzymowi i
cywilizacji łacińskiej. Wytwarza się wielki ruch historyczny w mocnych
posunięciach, obmyślanych przez wybitną indywidualność Cerulariusza.
Zjawia się on ponownie na widowni w gronie zaufanych znanego z
lekkomyślności magnata, który staje się tegoż jeszcze roku 1042
trzecim mężem 64-letniej Zoy i panuje jako Konstantyn IX Monomach
(1042-1054). Ani ten nie zajmował się rządami a Cerulariusz był u niego
w łaskach. Sięga wprawdzie po władzę Maniakes, lecz poległ w bitwie pod
Ostrowem w Górnej Macedonii w lipcu 1043 roku. Tegoż roku
Cerulariusz zostaje patriarchą carogrodzkim. Widocznie nie do opozycji
należał, skoro otrzymał tę godność.
Bezpośredni poprzednik Cerulariusza, patriarcha Aleksy, utrzymywał
stosunki z papiestwem najlepsze i Monomach był także usposobiony
przyjaźnie. Niemiecki cesarz, Henryk III (1030-56), najpotężniejszy z
cesarzów salickich pozostawał w przyjaźni z Konstantym
Monomachem przez cały przeciąg jego panowania. W liście do niego
stwierdza z dumą, że w jego żyłach płynie też krew grecka i zawiadamia,
że pragnie wprowadzić też u siebie grecki obyczaj. Zastał więc
Cerulariusz stosunki pokojowe z Zachodem tak u władz świeckich, jakoteż
kościelnych. Wypada to zaznaczyć, gdyż on miał wkrótce stać się
twórcą stanowczego rozłamu Kościołów. Zaznaczmyż, że nie
zanosiło się bynajmniej na to, lecz on tego pragnął.
Inna rzecz, czy rozłam nie byłby nastąpił i bez Cerulariusza. On go nie wytworzył, nie wywołał, lecz przyspieszył.
Cerulariusz przyjął od razu tytuł patriarchy ekumenicznego, rozumiejąc
przez to, że inni patriarchowie wschodni winni jemu podlegać. W pięć
lat potem zaczyna się pontyfikat Leona IX papieża (1048-54),
który nawiązywał z dalszymi patriarchami stosunki bezpośrednie,
a w pismach swych zaznaczył, że uważa ich za równych w godności
carogrodzkiemu. Papieże wpisani byli w dyptychy u patriarchy
jerozolimskiego, antiocheńskiego i aleksandryjskiego długo jeszcze
potem, gdy skreślono ich w Carogrodzie. Spór zaostrzał się; tym
razem patriarcha carogrodzki postanowił zwolnić się zarazem od
wszelkich choćby pozorów zawisłości od Rzymu. Zadanie to
utrudniał mu Konstantyn Monomach, ten sam, który mianował go
przedtem patriarchą. Pomiędzy basileusem a papieżem zachodził bowiem
sojusz polityczny. Leon IX wystąpił przeciw najazdowi normandzkiemu na
Italię; polityka papieska zwracała się do dworu carogrodzkiego, dając z
początku stanowczo pierwszeństwo panowaniu bizantyńskiemu nad
południowymi Włochami.
W pewnym momencie zwracał się Cerulariusz przeciwko Monomachowi i potem
przeciw jego następcy. Ponieważ już raz przedtem spiskował i myślał o
tronie dla siebie, więc rzucono na niego podejrzenie, że nie zarzekł
się jeszcze tamtych zamiarów. Był to nonsens; mnich postrzyżony
nie mógł zostać cesarzem, bo nie mógł stanąć na czele
wojsk i żaden generał nie byłby uznał takiego władcy. Wymyślono tedy
średnią hipotezę, przypuszczając, że dążył do teokracji, ażeby połączyć
w swym ręku władzę duchowną i świecką. Państwowość tego rodzaju nie
mieści się (jednak w ogóle w chrześcijaństwie, ani, w
szczególności, w bizantynizmie, raczej cesarz mógłby
ogłosić się zarazem patriarchą, niż patriarcha cesarzem!
Nie brakło atoli powodów do podejrzeń, które udzieliły
się też współczesnym historykom. Pośród podejrzanych
objawów nie na ostatnim miejscu mieści się sprawa czerwonych
ciżem, które Cerulariusz stale nosił. Sprawa była nader
drażliwa, gdyż takie ciżmy były przywilejem wyłącznie osób
cesarskiej rodziny, osób monarszych. A zatem przypisywał sobie
stanowisko monarsze. To nie ulega wątpliwości, lecz nie musiało się za
tym kryć nic takiego, co by zagrażało tronowi Monomacha. Papież rzymski
był monarchą. Cerulariusz chce mu być we wszystkim równym; lecz
papież włada nad państwem własnym, kościelnym, a patriarcha carogrodzki
tego nigdy nie posiadał.
Nasuwa się przypuszczenie, że Cerulariusz dążył do ustanowienia takiego
państwa, a mogło było ono powstać tylko w południowych Włoszech z
tamtejszych diecezyj obrządku bizantyńskiego, złączonych w osobny
patriarchat. Z Wielkiej Grecji utworzone państwo patriarchów
ekumenicznych byłoby mogło rozstrzygnąć walkę cywilizacji na
półwyspie apenińskim. Napór na cywilizację łacińską
zdwoiłby się. Od północy niszczyłyby ją wojska niemieckie, od
południa rugowałoby ją bizantyńskie państwo kościelne. Jeżeli państwo
papieskie nie wytrzymałoby tych kleszczy, bizantynizm zająłby zwarte
przestrzenie od Bałkanu poprzez Włochy do Niemiec. Na tych obszarach
nie było miejsca dla kierunku kluniackiego, a więc ani dla cywilizacji
łacińskiej.
Ze wszystkich swych działań i przedsięwzięć najwięcej starań i energii
poświęcił Cerulariusz na kampanię o przynależność Wielkiej Grecji do
patriarchatu carogrodzkiego. Pod kierunkiem Cerulariusza wszczyna się
gwałtowna walka przeciwko łaciństwu, obliczona całkiem na zimno
Pisze się traktaty polemiczne, teologiczne pamflety, łącząc często
jedno z drugim. Kwestia „Filioque" schodzi na drugi plan wobec
zarzutu o posty sobotnie przez wielki post, a nawet o golenie brody
przez duchowieństwo i szereg spraw jeszcze drobniejszych. Z
drobiazgów, często zabawnych, sformułowano już 28
zarzutów o herezję; niebawem ilość ich miała wzróść do
60. Widocznie chodziło o poruszenie mas, bo uciekano się po większej
części do argumentacji prostackiej, urągającej najskromniejszemu choćby
wykształceniu teologicznemu.
Dla przykładu zatrzymajmy się nad kwestią opłatków: Ogół
bizantyński roznamiętniał się coraz bardziej sprawami liturgicznymi.
Spory dogmatyczne zajmowały inteligencję, lubiącą teologizować, lecz
wszyscy palili się do zagadnień obrzędowych. Przesadne przywiązanie
wagi do form stanowiło cechę cywilizacji bizantyńskiej. W tym
społeczeństwie wszystkie przejawy życia politycznego, publicznego a
nawet osobistego poddane były drobiazgowym przepisom etykiety, od
których nie zwalniały ani ranga, ani stan. W takim
społeczeństwie podać w wątpliwość ceremoniał jednego z najważniejszych
obrzędów religijnych, znaczyło to zająć od razu uwagę całego
ludu i poruszyć w nim najczulsze jego strony. W Bizancjum wszyscy
przywiązywali wagę do obrzędów świeckich i religijnych, a tych,
którzyby chcieli od tego się usuwać, uważano za
barbarzyńców. Poselstwa od barbarzyńców ujmowano sobie
częstokroć bardziej ceremoniami, jakimi przepełnione bywały przyjęcia
dworskie, niż mądrymi wywodami układów. Niewłaściwość w
ceremoniale stanowiła przestępstwo (jak w Chinach) i tym się tłumaczy
wiele z bizantyńskiej religijności. Toteż „Bizantyńcy nie mogli
tolerować skandalu wywoływanego przed ich oczyma dzień w dzień przez
kapłanów łacińskich, konsekrujących Ciało Pańskie na chlebie
niekwaszonym".
Używanie opłatków bez kwasu i chleba kwaszonego sięga w czasy
najdawniejsze chrześcijaństwa, lecz odkąd rozdzieliło się to na
zachód i wschód i kiedy powstała forma opłatków,
tego już nie dojdzie najbardziej drobiazgowe badanie; wyczerpano już
wszelkie środki i sposoby, wszystkie trudy nie zdały się na nic. Przez
długie wieki uznawano oba rodzaje za pełnoprawne i jednakowo ważne;
również potem i jeszcze w XI Wieku Grzegorz VII, św. Anzelm i
patriarcha z Grado, Dominik, nie nadawali żadnego znaczenia tej
odmienności.
Cerulariusz był zbyt inteligentnym, żeby nie zdawać sobie sprawy, że
podnosi kwestię, która właściwie nie jest żadną kwestią; był
zbyt biegłym w teologii, żeby mógł nie wiedzieć, że ta
odmienność liturgiczna nie stanowi wcale kwestii teologicznej. Rozdymał
sprawę sztucznie i umyślnie, bo chciał całą ludność roznamiętnić
przeciw łaciństwu. Pod jego egidą powstawały pisma polemiczne, w
których posunięto się aż do twierdzenia, że konsekrowanie
opłatka jest teologicznie nieważne, że w cieście niekwaszonym nie może
przebywać Ciało Pańskie, a zatem łacinnicy nie posiadają Sakramentu
Ołtarza, nie mogą tedy być zbawieni. Powstaje urągliwa nazwa
„azymitów".
Wywodzono uczenie, z całą erudycją bizantyńską, jako tylko chleb
kwaszony może być „żywym", podczas gdy niekwaszony jest martwy i
wymaga dopiero ożywienia przez zaczyn. Łacinnicy, używając opłatka,
zdają się uważać Ciało Chrystusa za pozbawione duszy. Uważać opłatek za
ożywiony można by tylko, przyjmując tezę manichejczyków, że nie
ma w przyrodzie ani jednego przedmiotu nieożywionego. Trąci to
również żydostwem, macami paschalnymi; ale św. Paweł usunął
żydowskie przepisy, a więc opłatek jest niezdatny, ażeby zapewniać
zbawienie, i to nie jest stół Pański, lecz starozakonny. Czemuż
łacinnicy przez brak konsekwencji nie zatrzymali obrzezania?
Odpowiadano ze strony rzymskiej, że Mojżesz ustanowił mace na
Wielkanoc, lecz na Zielone Świątki kazał używać chleba kwaszonego.
Wszczęto też studia czy Chrystus Pan przy ostatniej wieczerzy,
ustanawiając Przenajświętszy Sakrament użył ciasta czystego, czy też
sfermentowanego. Pedantyczne dociekania wskazywały, że działo się to w
porze przynależnej do święta Paschy, a zatem na chlebie niekwaszonym.
Bizantyńcy powynajdywali atoli uczone wątpliwości, co do tekstu.
Przypominali szósty sobór ekumeniczny (680 r.),
który obłożył klątwą mieszkających z żydami i jadających z nimi
mace — i wywodzili z tego, że używanie opłatka w administrowaniu
Sakramentu podpada pod klątwę; lecz sobór ów widocznie
mówi tylko o spędzaniu z Żydami świąt wielkanocnych i o niczym
więcej. Czemuż Focjusz, który tak wojował z Kościołem zachodnim
i tyle wymyślał zarzutów, nie poruszał wcale sprawy
opłatków? Bardzo zaś znamienny jest fakt, że opłatki były w
użyciu także w Aleksandrii, w tamtejszym obrządku bizantyńskim i że
stwierdza to list samegoż Cerulariusza do patriarchy antiocheńskiego,
Piotra.
Główny atak Cerulariusza zwrócony był na Wielką Grecję.
Arcybiskup Ochridy, bizantyniec, na dawnej bułgarskiej stolicy
patriarszej (czy też zbizantynizowany Bułgar?) wyprawia obszerne pismo
do arcybiskupa w mieście Trani nad Adriatykiem w prowincji Bari, a
mnich carogrodzki Niketas Stathatos popiera sprawę pamfletem. Czyż
długo jeszcze będą się trzymać herezji łacińskiej, w której nie
ma nawet prawdziwego Sakramentu Ołtarza? Ileż podobnych
pamfletów puszczono w obieg? Cerulariusz wywołał nastrój
wrogi Rzymowi tak dalece, iż w pewnym momencie mógł zamknąć w
Carogrodzie kościoły łacińskie. Ze strony papieskiej zwrócono
uwagę, że w Rzymie i okolicy nie brak klasztorów i
kościołów greckich, których jednak nikt nie myśli zamykać.
Papiestwo nie sprzeciwiałoby się utworzeniu nowego patriarchatu
obrządku bizantyńskiego (tak rozpowszechnionego we Włoszech), gdyby
Bizancjum pozostało przy katolicyzmie. Faktem jest, że Stolica
apostolska wówczas cesarstwu bizantyńskiemu sprzyjała,
przenosząc je nad niemieckie. Gdyby dwór bizantyński poparł był
orężnie zamiary Ceruraliusza, papiestwo byłoby się samo wplątało w
sieć. Wszakże jeszcze potem, w r. 1053, kiedy Normanowie rugowali
Bizantyńców do reszty z Włoch, papież Leon IX wystarał się o
wojsko przeciw Normanom (lecz poniósł klęskę pod Civitate).
Sprzyjał tedy dworowi carogrodzkiemu.
Lecz Cerulariusz popełnił ten błąd, że od razu wystąpił przeciw
papiestwu. Przyjął tytuł patriarchy ekumenicznego, co zwrócone
było oczywiście przeciw Rzymowi. Wszcząwszy kampanię o przynależność
diecezyj południowo włoskich do patriarchatu carogrodzkiego, użył
sposobu jak najnierozsądniejszego: chciał przekonać biskupów i
duchownych Wielkiej Grecji, że winni opuścić Rzym, bo łaciństwo jest
herezją. Czy Cerulariusz liczył na Monomacha, że sprawę przynależności
kościelnej Wielkiej Grecji poprze wyprawą wojenną? Lecz Monomach nie
chciał żadnej wojny. Doświadczywszy dwa razy, jak generałowie radziby
go usunąć, obcinał nawet budżet armii, osłabiając siłę obronną państwa,
byle osłabić generałów i dlatego wprowadzał rządy cywilne.
Cesarz dał nawet wmówić w siebie, że patriarcha czyha sam na
jego tron.
Okoliczności tak się złożyły, że papież Leon IX znalazł poparcie
Monomacha przeciw Cerulariuszowi. Papież musiał wystąpić ostro, skoro
mu zarzucano herezję i wyprawił w roku 1053 do Carogrodu kardynała
Humberta, jako komisarza, mającego prawo sądzić i karać. Zanim kardynał
dopłynął do Carogrodu, zmarł Leon IX w kwietniu 1054 roku. Cała akcja
odbyła się podczas wakansu na Stolicy apostolskiej. Legat zażądał
odwołania zarzutów o herezję. Stathatos odwołał, lecz patriarcha
odmówił w ogóle wszelkich rozmów z legacją. Cesarz
rozkazuje mu stawić się i zapowiada, że sam będzie obecny przy
rozmowie. Patriarcha odmawia. Natenczas legat spisał akt klątwy na
Cerulariusza i jego zwolenników i dnia 16 lipca złożył go
uroczyście na ołtarzu u św. Zofii. Zaraz potem zgłosił się na audiencję
pożegnalną u cesarza. Monomach mimo klątwy pozostał przyjazny, przyjął
łaskawie i obdarował według zwyczaju. W dwa dni potem legat wyjechał.
Cesarz cofnął go z drogi, by jeszcze próbować porozumienia.
Legat wraca, więc pragnie przywrócić zgodę; a zatem nie chce
zgody Cerulariusz, skoro legat z orszakiem ostatecznie wyjeżdża. Jest
rzeczą widoczną, że patriarcha chce jawnego zerwania z Rzymem i dąży do
tego bezwzględnie. Czy z drugiej strony kardynał nie spodziewał się, że
Cerulariusz będzie przez cesarza złożony z godności? Widocznie
patriarcha obawiał się tego, skoro urządza bunt. Ucieka się do
wypróbowanego już środka: porusza lud stolicy i doprowadza do
tego, że Monomach uważał swój tron za zagrożony. Spokorniał,
przyrzekł zastosować się do wskazówek patriarchy. Wtedy
Celurariusz zwołuje naprędce synod (przygotowany już chyba przedtem po
cichu), na którym wyklęto łacinników. Bullę papieską
spalono publicznie dnia 25 lipca 1054 r.. Schizma została tedy
cesarzowi narzuconą.
Delegacja papieska nie wracała z Carogrodu wprost do Rzymu, lecz udała
się wpierw do Perejasławia i Kijowa. Schizma Cerulariusza nie przyjęła
się na Rusi. Ówczesny metropolita kijowski, Ilarion, pozostawał
w rozterce z patriarchatem a następca Jarosława (którego dni już
się kończyły), Izasław I był stanowczym zwolennikiem Rzymu. Sam
obrządek łaciński osłabiał się atoli na Rusi od r. 1043; w owym roku po
raz ostatni przybyły ze Skandynawii nowe drużyny, wnoszące
„łaciństwo”. Lecz związki rodzinne łączyły
Rurykowiczów długo jeszcze ze światem łacińskim. Pięciu
synów Włodzimierzowych żeniło się z księżniczkami łacinniczkami,
a potem pięcioro dzieci Jarosława zawiera związki małżeńskie łacińskie.
Tymczasem w Bizancjum po śmierci Konstantyna Monomacha (w roku 1055)
frymarczy Zoe nadal tronem. Cerulariusz wywołuje bunt przeciw Michałowi
VI, urządza dwukrotnie rozruchy ludowe, a 31 sierpnia roku 1057 staje
nawet osobiście na ich czele i wprowadza na tron Izaaka Kommena. Był on
przedstawicielem wielmożów małoazjatyckich a zarazem uznawanym
przodownikiem generalicji. Miał się jednak Cerulariusz i na nim
zawieść, bo także nie chciał wojować o Włochy. A gdy patriarcha
próbował rozruchów, został uwięziony w listopadzie 1058
roku. Nie można mu odmówić charakteru, gdyż wolał umrzeć w
więzieniu, niż cofnąć się i ukorzyć. Wtedy poczyna się szerzyć
wśród ludu opinia o świętości Cerulariusza. Brak nam należytego
wglądu w te wypadki, znamy tylko ich wynik: Izaak zraził się tak
dalece, iż nie tylko sam abdykował, ale też zniechęcił do tronu swego
brata, Jana. Kommenowie ustępują dobrowolnie innemu wielmoży,
Konstantynowi Dukasowi (1059-67). Ani ten jednakże nie myśli wojować o
Włochy i generalicję również usuwa od rządów.
Równocześnie Hildebrand obsadza tron papieski nadal według
własnego zdania. Po krótkich pontyfikatach Wiktora II (1054-57)
i Stefana X (1057-58), zdarzył się jeszcze jeden wypadek symonii i
przemocy, lecz już ostatni. Winny tego Benedykt X zrzucony jest w
grudniu 1058 r. przez synod w Sienie, a Hildebrand przeprowadza
pierwszą elekcję przez kardynałów. Nowy papież, Mikołaj II
(1059-1061) zamienia to od razu w kanon kościelny. Zrobiono walny krok
ku niezawisłości papiestwa. Duch Cluny triumfował.
Tegoż roku odnosi papiestwo wielki triumf polityczny: Robert Guiscard,
natenczas książę Apulii, uznaje się lennikiem Stolicy apostolskiej wraz
z innymi książętami i hrabiami normańskimi. Papież monarchą
niewątpliwym i zwierzchnikiem lennym innych monarchów.
Nie było by mogło dojść do tego, gdyby Cerulariusz osiągnął był
panowanie nad Wielką Grecją, w zgodzie ze Stolicą apostolską. Kiedy
przed dwudziestu laty rzucano na siebie wzajemne klątwy w Carogrodzie,
nikt zapewne nie przypuszczał, że zanosi się na rozłam trwały. Nie było
to pierwszy raz, a zawsze po jakimś czasie wszystko układało się na
nowo. Nie tracono też nadziei powrotu do jedności Kościoła. Bizancjum
mogło być pewne jak największej życzliwości ze strony papieskiej; tym
większej, im bardziej wrzała walka z cesarstwem niemieckim.
Taki promyk nadziei zaświtał następnemu papieżowi. Aleksander II zmarł
wśród gwałtownej walki z niemiecką ingerencją w sprawy włoskie i
kościelne; że zamierzano prowadzić tę walkę dalej z całą stanowczością,
obwieszczali całemu światu demonstracyjnie kardynałowie, ofiarując
tiarę samemu Hildebrandowi, Grzegorzowi VII (1073-1085).
Zaraz w pierwszym roku tego pontyfikatu zwraca się do papieża z prośbą
o pomoc Zachodu przeciw islamowi a z obietnicą usunięcia schizmy,
cesarz bizantyński, Michał VII. Był to syn cesarza Dukasa i Eudoksji.
Ta owdowiawszy, wyszła powtórnie za mąż za generała Romana
Diogena (1067-1071). Wywołano nieszczęśliwe wojny. Katastrofalnym był
rok 1071. Słowianie bałkańscy zrzucali znów zwierzchnictwo
bizantyńskie. Bari zabrali Normanowie, Seldżukowie Armenię i
Kappadocję. Sam cesarz dostał się do niewoli; potem nastąpiły wstrząsy
wojen domowych, prowadzonych przez trzech pretendentów.
Dorastający przez ten czas Michał VII utrzymał się tylko dzięki pomocy
sułtana z Ikonium. Za pomoc trzeba było czymś zapłacić. Natenczas
otrząsa się nareszcie dwór bizantyński i nabiera przekonania, że
lepiej jednak zbliżyć się do Zachodu, niż zależeć od islamu i wtedy w
lipcu 1073 roku wyprawiono uroczyste poselstwo do Grzegorza VII. Z
listu papieskiego do Wilhelma burgundzkiego z daty 2 lutego 1074 r.
dowiadujemy się, że postanowiono wyprawę przeciw Normanom na Sycylii,
następnie przeciw Saracenom, zagrażającym Carogrodowi. W miesiąc potem
wydał papież bullę, wzywającą monarchów katolickich, by nieśli
pomoc Carogrodowi.
Unia kościelna tedy? Nie tylko jednak patriarchat nie cofnął klątwy,
rzuconej przed 20 laty na łacinników, lecz równocześnie
uprawiano namiętnie agitację przeciw Rzymowi, posuwając się aż do
twierdzenia, jakoby łacinnicy w ogóle nie wierzyli w Chrystusa.
Podnosiły się też argumenty, mające przemawiać do najszerszych mas,
tego rodzaju, jak np., że łacinnicy jadają żaby i szczury45). Widocznie
chciał unii sam tylko cesarz ze swym świeckim dworem i byliby go
strącili z tronu, gdyby był burzył dzieło Cerulariusza. Toteż musiało
się to skończyć na czczych słowach.
Grzegorz VII pełen był atoli sympatyj bizantyńskich. Jest to papież,
który osadzał i burzył trony w całej Europie. W nadzwyczajnym
rozmachu papieskiej supremacji znać jednak pewną niezupełność. Gdyby
taki stan rzeczy miał się rozwijać do dalszych konsekwencyj, powstałaby
teokracja, lecz taki ustrój obcy był zupełnie duchowi
katolickiemu; nie pragnął go też żaden Cluniacensis, żaden z
kardynałów i nikt w ogóle w całym obozie papieskim w
Europie. Grzegorzowi VII brak było obok siebie odpowiedniego cesarza i
w tym tkwiła cała fatalność, że go nie znaleziono. Lecz szukano go.
Gdybyż na tronie bizantyńskim zasiadał katolik, zgodny wyznaniowo i
politycznie z Rzymem! Pocóż w takim razie szukać nowych cesarzy?!
Przyjmuje tedy Grzegorz VII gorąco propozycję Michała VII i odpowiada
na nią z nadzwyczajną ustępliwością. Synod w Bari, odbyty tegoż 1074
roku pod prezydencją papieską, nie ustanawiał bynajmniej obowiązku,
żeby symbol wiary uzupełniać wyrazem „filioque". A zatem stawało
się to jakby czymś dowolnym, zależnym od woli patriarchy carogrodzkiego.
Usunięcie schizmy mogło wydawać się łatwiejsze przez to, że Ruś
pozostawała wciąż jeszcze w jedności z Kościołem. Zdarzyło się, że
Izasław kijowski z podburzenia Ławry Peczerskiej utracił w roku 1068
księstwo kijowskie na rzecz młodszego brata, Wsewołoda. Ten bowiem
— jedyny wówczas wśród Rurykowiczów —
pojął żonę w bizantynizmie. Ożeniony z córką Konstantyna
Monomacha, a siostrzenicą Anny Włodzimierzowej. Jedną ze swych
córek wydał za cesarzewicza, Leona, syna Diogena, lecz syna
Włodzimierza (Monomacha) ożenił w roku 1074 z łacinniczką, córką
Haralda angielskiego. Nie mniej jak jedenaścioro jego dzieci i
wnuków wchodziło w łacińskie związki małżeńskie. Sprawy
wyznaniowe nie obchodziły Wsewołoda wcale, lecz chętnie wyzyskiwał
nalot bizantyński, gdy mu miał być przydatny do zdobycia Kijowa na
starszym bracie. Jakoż wygnano Izasława. Wygnaniec szuka pomocy na
Zachodzie. Z synem Jaropełkiem jest obecnym na sejmie w Moguncji w roku
1075; drugiego zaś syna Światopełka wyprawia do Rzymu i tam oddaje swe
państwo w opiekę Grzegorzowi VII, biorąc Ruś lennem od papieża i
otrzymując w zamian tytuł królewski (restytucji Izasława do
Kijowa dokonywał dwukrotnie Bolesław Śmiały). Ostatecznie utrzymał się
Wsewołod, ale wyzyskawszy Ławrę, nie trzymał się wcale jej kierunku i
utrzymywał stosunki z Rzymem. Związki jego z Bizancjum okazały się bez
znaczenia; pozbawione były jakichkolwiek możliwości politycznych.
Równocześnie papież toczy najzaciętszą walkę z bizantynizmem
niemieckim. Henryk IV pozwany jest przed trybunał papieski nie tylko o
kupczenie godnościami kościelnymi, lecz również o
„tyranię" względem Sasów i Turyngów, o niewłaściwe
ze stanowiska katolickiego metody rządzenia. W roku 1077 dochodzi do
... Canossy.
Na tym tle uwydatnia się życzliwość papieska dla Michała VII, tym
znamienniejsza, że cesarstwo wschodnie pogrążało się w ostatecznej
toni. W roku Canossy rozpadło się i wśród walk
pretendentów doszło do tego, że w latach 1077-81 panowało
władców pięciu nad trzema państwami, wykrojonymi z cesarstwa
wschodniego. Papież rzucił klątwę na jednego z pretendentów, na
Nicefora Botaniatesa (1078-79), który Michałowi zabrał tron i
żonę. Popierał potem samozwańca, który zjawił się w Salerno i
zachęcał książąt normańskich, by mu dopomogli odzyskać Carogród.
Oszustwo samozwańca wydało się potem, a w Carogrodzie zwiększała się
niechęć przeciw papiestwu, jako szykującemu nowych najeźdźców na
Bizancjum. Życzliwość Grzegorza VII przeszła dalej na syna Michałowego,
Konstantego. Pojął on w małżeństwo Helenę, córkę zdobywczego
Roberta Guiscarda. Wielki zdobywca cieszy się sympatią papieską, gdy
ląduje w Epirze i wśród bitew toruje sobie drogę do Carogrodu;
albowiem Guiscard zwalcza pretendentów, którzy wydarli
tron Michałowi VII, względnie jego synowi.
Tymczasem Henryk IV, po Canossie i ciężkiej wojnie domowej z Rudolfem
szwabskim, popadł ponownie w klątwę. W Niemczech bierze atoli
górę kierunek bizantyński. Zjazdy biskupów niemieckich z
cesarskiego obozu ogłaszają strącenie Grzegorza VII i Henryk IV wybiera
się do Włoch, biorąc ze sobą antypapę (Klemensa III). W roku 1081
koronuje się w Mediolanie i rusza na Rzym. Papież chroni się do zamku
św. Anioła, gdzie wypadło wytrzymać trzechletnie oblężenie. W tym
czasie odbywa się kampania bałkańska Roberta Guiscarda i jego syna
Bohemunda. Już Normanowie byli pod Larissą, gdy z zamętu wydobywa
państwo wielmoża małoazjatycki, Aleksy Kommenos. Po kilku udatnych
kombinacjach politycznych i wojskowych bierze Carogród szturmem
w roku 1081.
Główną kombinacją Kommenosa stanowiło wysunięcie Wenecji przeciw
Normanom. Dzieje państwa toczą się (między innymi) także na tle handlu
międzynarodowego, a historia zna liczne wypadki, że względy handlowe
decydowały o stosunkach politycznych. Wenecjanie poznali się już w X
wieku na handlowej doniosłości wybrzeży jońskich i egejskich i
eksploatowali je. Właściwymi panami tych mórz byli korsarze (jak
niegdyś pod koniec republiki rzymskiej), a gdy flota bizantyńska, coraz
bardziej podupadająca, nie mogła im dać rady, poruczono policję morską
Wenecjanom. Musiała tedy Wenecja posiadać własną siłę zbrojną na wodach
bizantyńskich, a zatem tworzyło się zwolna państwo w państwie. Handel
wenecki cieszył się wielkimi przywilejami w państwie bizantyńskim,
podczas gdy Normanowie z Włoch południowych zajęli się również
wschodnim handlem międzynarodowym. Współzawodnictwo wzmagało
się, a gdy Guiscard począł zdobywać prowincje bizantyńskie, groziło
poważne niebezpieczeństwo także Wenecjanom. Aleksy mógł polegać
bezpiecznie na ich nieprzyjaźni przeciw Normanom, oparł się na Wenecji
i wywołał wojnę morską wenecko-normańską. Odwzajemniając się za pomoc
(bo nic za darmo), rozszerzył nadzwyczajnie przywileje weneckie zaraz
na początku swego panowania w roku 1082.
Na tle tej wojny morskiej zaszedł pewien epizod, który należy do
faktów najbardziej znamiennych z historii Rusi; stanowi zaś
nieodparte świadectwo, że Ruś ówczesna nie była schizmatycką.
Posiadamy z owych czasów pewne nieodparte świadectwo, że Ruś
ówczesna nie była schizmatycką, świadectwo wołające wielkim
głosem do dnia dzisiejszego. Łączy się to z daleka ze
współzawodnictwem handlowym Bari z Wenecją a objawiło się w
pewnym epizodzie szczególnym, który wszedł w dzieje
Słowiańszczyzny wschodniej. Za patrona mórz, zwłaszcza
wschodnich, uchodził od niepamiętnych czasów św. Mikołaj
cudotwórca, biskup Myry w Azji Przedniej (więziony za Liciniusa,
uwolniony przez Konstantyna Wielkiego). W Licji żegluga podupadła,
bizantyńska marynarka kurczyła się z pokolenia w pokolenie, Seldżukowie
nawigatorami nie byli; cały ruch na morzu Egejskim i ku południowi w
tej części morza Śródziemnego przeszedł na marynarzy włoskich.
Relikwie cudotwórcy przestawały mieć znaczenie
„praktyczne" dla obywateli Myry. Uznawali też zakonnicy,
strzegący grobu w katedrze, że cudotwórstwo żeglarskie marnuje
się niepotrzebnie między nimi, podczas gdy przydało by się bardzo
przedsiębiorczym kupcom zamorskim z odległych Włoch — zwłaszcza
gdy oświadczono chęć kupna aż z dwóch stron: z Wenecji i z Bari.
Już Wenecjanie mieli zabrać relikwie, gdy wtem południowcy ich ubiegli
i święte szczątki sprowadzono do Bari w roku 1087. Świadkami
uroczystości odbywanych z tego powodu był hufiec waregskich zaciężnych
w Bari; posiadamy też ruską tego relację, spisaną w kilka lat
później. Roi się ona od dziecięcych naiwności i podobnie jak
inne relacje, przekazuje to, co szczęśliwi zdobywcy relikwij uważali za
stosowne spopularyzować na przekór konkurencji weneckiej).
Zachodzi atoli coś więcej: papież Urban II ustanowił święto tej
translacji na dzień 9 maja, a rozłączona Cerkiew bizantyńska nie uznała
i nie przyjęła tego święta kościelnego. Wbrew Bizancjum uznał je
metropolita kijowski Jefrem, kult zaś św. Mikołaja wybujał we
wschodniej Słowiańszczyźnie tak dalece, iż stał się tam
chacharakterystycznym. W każdej chacie Rusi i Rosji wisi na honorowym
miejscu ikona św. Nikoły. Stanowi to nieodparty dowód, że
metropolia „Kijowa i wszystkiej Rusi" pozostawała wówczas
w jedności z Rzymem. Uderza natomiast na Rusi nikłość kultu św.
Andrzeja, który jest najbardziej czczonym świętym Cerkwi
bizantyńskiej. Zapewne, że sami „rybacy" włoscy z Bari nie
dokonali własnymi siłami tego wszystkiego, co potrzebnym było, żeby
pozyskać wielką relikwię, mającą stanowić rękojmię powodzenia na morzu.
Stali za nimi normańscy władcy z Bari, a chodziło w tym czasie o
powodzenie w wojnie. Lecz wojna skończyła się klęską i to walną sił
morskich normańskich.
Równocześnie pogarsza się położenie Grzegorza VII. Rzym zdobyty
przez Niemców r. 1084) i antypapa koronuje Henryka IV na
cesarza. Wtedy Robert Guiskard, pozostawiając syna na półwyspie
bałkańskim, sam wraca szybko do Włoch i tego samego 1084 roku wkracza
do Rzymu, uwalnia papieża z oblężenia a Henryka zmusza iż opuścił
miasto. Robertowi pilno jednak było wracać na Wschód. Tam syn
jego, Bohemund, sprzymierzywszy się z Bułgarami, zajmował Epir,
Tessalię, Macedonię wschodnią, aż po rzekę Wardar, lecz nagle opuszcza
go szczęście wojenne i ponosi klęskę pod Larissą. Zaledwie zaś Robert
opuścił Włochy, znalazł się Grzegorz VII w niebezpieczeństwie i musiał
schronić się do Monte Cassino, potem do Salerno, gdzie życia dokonał w
roku 1085. W dwa miesiące po nim zabrała śmierć Roberta Guiskarda na
Cefalonii, w toku najświetniejszych powodzeń, gdy już zwyciężył floty
bizantyńską i wenecką, pobił dużą bizantyńską armię i gotował się do
podboju całego Półwyspu Bałkańskiego.
Aleksy Kommenos utrzymał się na tronie bizantyńskim, ale państwo drżało
nadal w posadach. O pomoc na stanowczą rozprawę z Seldżukami idą
znów apele do katolickiego Zachodu. Papież Wiktor III (1085-88),
bezpośredni następca Hildebranda, wysuwa wtedy swoje postulaty: żeby
nie dokuczać katolickim pielgrzymkom do Jerozolimy, przechodzącym przez
terytorium bizantyńskie, żeby nie prześladować liturgii łacińskiej;
doszło bowiem do tego, że nielicznym kościołom łacińskim zakazano
używać opłatków. Widać z tego, jaki panował nastrój w
Bizancjum co do unii. Wiktor III zmarł wkrótce i cała sprawa
przechodzi na Urbana II (1088-99). Ten staje się nagle przedmiotem
zabiegów bizantyńskich; imię jego wpisuje się do
dyptychów, jak gdyby nie było schizmy. Miało się to opłacić
stokrotnie. Tym razem Zachód nie sprawił zawodu. „Jako
przedstawiciel Kościoła zachodniego uznał Urban II w Aleksym Kommenie
współpracownika, mającego z nim działać około zbliżenia Rzymu i
chrześcijaństwa wschodniego".
Jesteśmy w przededniu pierwszej krucjaty. Jeżeli Bizancjum poprze
szczerze a wydatnie krucjatę i cofnie schizmę, w takim razie Aleksy
Kommenos może stać się cesarzem Wschodu i Zachodu.
Czy jednak nie trzeba by zarzec się cywilizacji łacińskiej, gdyby w
Europie miał przewodzić czy to Michał VII, czy to Aleksy Kommenos?
Musiałby pozostać wiernym bizantynizmowi, albo tron bizantyński
utracić. Bizantynizmu nie można sobie wyobrazić bez cezaropapizmu i
wszelkich jego współrzędnych. Idea kluniacka (od celibatu
poczynając aż do postulatu etyki w życiu publicznym) i bizantynizm w
zgodzie? Jedno z tego musiałoby runąć i przepaść. Należało by zaś
przewidywać, że nieuchronnie nadeszłaby chwila, kiedy bizantynizm stary
podałby rękę poprzez Włochy bizantynizmowi nowemu w Niemczech.
Cluny a Bizancjum — to incompatibilia. Gdyby nie Cerulariusz i
spadek po nim, przepadłoby było w Europie wszelkie dziedzictwo ducha
kluniackiego. Ale też gdyby nie Cluny, Europa byłaby się pogrążyła w
bizantynizmie niemieckim. Od tego ocaliły Europę res gestae Dei per
Francos.
Nie byłoby schizmy, gdyby nie różnica cywilizacyj; wszakże
antagonizm Rzymu a Bizancjum dawniejszy jest od schizmy. Tendencje
papieskie do zgody z cesarstwem wschodnim zawiodły. Gdyby się były
powiodły, byłyby przepadły konsekwencje ruchu kluniackiego. Schizma
ocaliła te zdobycze cywilizacji łacińskiej w zachodniej Europie. Gdyby
nie schizma Cerulariusza, byłby mógł osiągnąć hegemonię w
chrześcijaństwie katolicyzm bizantyński, cezaropapiatyczny, na
wzór patriarchy Manasa.
Ostateczne rozstrzygnięcie tych wątpliwości nastąpiło atoli dopiero podczas pierwszej krucjaty.
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012