STRONA
GŁÓWNA
Świeca Iwana Kality
Jan Kucharzewski
"Od białego do czerwonego caratu" - 1923 r
/fragmenty/
NOTA O AUTORZE
Jan Kucharzewski - znany działacz polityczny, prawnik, ekonomista i
historyk - urodził się 27 V 1876 r. w Wysokiem Mazowieckiem.
Ukończywszy wydział prawniczy Uniwersytetu Warszawskiego oraz studia
ekonomiczne, polityczne i socjologiczne na uniwersytecie w Berlinie,
podjął w 1901 r. pracę urzędnika w Prokuraturze Królestwa
Polskiego. Równocześnie uczył historii w szkołach warszawskich i
prowadził wykłady z historii ustroju konstytucyjnego w Europie w ramach
Seminarium Nauk Prawniczych i Społecznych organizowanego przez
Uniwersytet Latający (1901-1904).
Brał również Kucharzewski czynny udział w życiu politycznym. W
latach 1894-1901 był członkiem Związku Młodzieży Polskiej
„Zet“ - tajnej organizacji działającej w środowiskach
akademickich, oraz Ligi Narodowej, będącej ośrodkiem koordynacyjnym
ruchów narodowodemokratycznych.
Początkowo zwolennik polityki Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, od
1909 r. oficjalnie występował przeciw jego działalności, nie godząc się
z panslawistyczną i ugodową polityką R. Dmowskiego.
W 1906 r. zrezygnował Kucharzewski z pracy w Prokuraturze i został
adwokatem, poświęcając się równocześnie pracy naukowej i
publicystycznej. Już wtedy miał sprecyzowane zainteresowania naukowe -
historia Rosji XIX i XX wieku, historia Polski XIX wieku, najnowsza
historia polityczna, teoria prawa. W studium pt. Socjalizm prawniczy
(1906) przeprowadził krytykę organizacji prawnej społeczeństwa opartej
na założeniach marksistowskich, a pracując nad Epoką paskiewiczowską
(1914) dotarł do materiałów - tajnych lub rzadko udostępnianych
- dotyczących polityki oświatowej caratu w latach 1831-1861. Od 1911 r.
był członkiem Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. Na zamówienie
Polskiej Akademii Umiejętności napisał studium Czasopiśmiennictwo
polskie wieku XIX w Królestwie, na Litwie i Rusi oraz na
emigracji (1914). W 1912 r. wysunięto jego kandydaturę na posła do
rosyjskiej Dumy Państwowej, w której działało Koło Polskie, lecz
nie uzyskał odpowiedniej liczby głosów.
Podczas I wojny światowej należał do obozu aktywistów -
ugrupowania skupiającego zwolenników politycznego związania
Polski z państwami centralnymi. W latach 1914-1917 przebywał w
Szwajcarii, gdzie słowem i piórem propagował ideę odzyskania
przez Polskę niepodległości. Założył wówczas stowarzyszenie
„La Pologne et la Guerre“, wydawał kwartalnik L’Aigle
Blanc. Organizował obchody świąt i rocznic narodowych. Wygłaszał
odczyty i publikował prace - W imię jedności (1915), Powstanie
listopadowe (1916), Les Polonais en Suisse au XIX-ne siécle
(1916). W książce Reflexions sur le probléme polonais (siedem
wydań) głosił tezę o znaczeniu niepodległej Polski dla stosunków
międzynarodowych.
W 1917 r. wrócił Kucharzewski do Warszawy, gdzie powołany został
przez Radę Regencyjną na szefa pierwszego gabinetu ministrów
(XII 1917 - II 1918). Jako premier podejmował bezskuteczne próby
zorganizowania armii polskiej na froncie wschodnim u boku Niemiec, co
spotkało się ze sprzeciwem polskich partii politycznych. Starał się -
także bezowocnie - o udział Rady w rokowaniach pokojowych w Brześciu.
Po zawarciu Traktatu Brzeskiego wraz z całym gabinetem podał się do
dymisji. W październiku 1918 r. Rada Regencyjna ponownie powierzyła
Kucharzewskiemu utworzenie gabinetu. Ogłosił wraz z Radą deklarację
niepodległości Polski, po czym zrzekł się misji tworzenia rządu.
W 1920 r. wyjechał do Szwajcarii, gdzie kontynuował działalność
publicystyczną na rzecz Polski. Opublikował cykl artykułów pod
wspólnym tytułem La Pologne et l’Europe w Gazette de
Lausanne oraz studium L’evolution de la nouvelle Pologne w Revue
de Genève. W Szwajcarii ukazała się również obszerna
praca Le Dilemme de la Haute Silesie (1921). Po powrocie do Polski w
1921 r. ogłosił Kucharzewski w Tygodniku Polskim artykuł Polska wobec
świata, w którym dowodził konieczności stworzenia silnej
środkowo-wschodniej europejskiej federacji antyradzieckiej. W 1922 r.
kandydował na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. W 1923
r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Polonia
Restituta. Był członkiem stałym Sądu Rozjemczego w Hadze (1925) oraz
Polskiej Akademii Umiejętności (1926). W 1923 r. wydał Kucharzewski I
tom szeroko zakrojonej pracy Od białego do czerwonego caratu pt. Epoka
mikołajewska. Do 1935 r. ukazało się 6 kolejnych tomów - tom II
Geneza maksymalizmu - Dwa światy, tom III Lata przełomu: Romanow,
Pugaczow, czy Pestel, tom IV Wyzwolenie ludów, tom V Terroryści,
tom VI Rządy Aleksandra III - Ku reakcji, tom VII Triumf reakcji.
W siedmiu tomach zebrał Kucharzewski bogaty materiał na temat
stosunków wewnętrznych w Rosji za panowania Mikołaja I,
Aleksandra II i III oraz Mikołaja II ze szczególnym
uwzględnieniem związków z Polską i roli ruchów
rewolucyjnych. Niezwykle obszerny i oryginalnie interpretowany materiał
służył eksplikacji tezy o ciągłości moskiewskiego despotyzmu i
imperializmu. Droga od białego do czerwonego caratu nieuchronnie
prowadzi - zdaniem Kucharzewskiego - do grożącej Europie katastrofy. W
Powstaniu Warszawskim spłonął rękopis trzech ostatnich tomów Od
białego do czerwonego caratu.
W 1940 r. udało się Kucharzewskiemu wyjechać z Polski do Włoch, skąd
przez Francję i Portugalię dotarł do Stanów Zjednoczonych. Mając
tu dostęp do archiwalnych materiałów amerykańskich dotyczących
okresu międzywojennego, przystąpił do pracy nad książką Ameryka i
Rosja. Nie ukończył jej, gdyż podjął się przygotowania jednotomowego
skrótu Caratu w języku angielskim. Książka, którą można
traktować jako testament naukowy uczonego, ukazała się w 1949 r. pt.
The Origin of Modern Russia nakładem Polskiego Instytutu Naukowego w
Ameryce. Zdążył jeszcze Kucharzewski przed śmiercią (4 VII 1952, Nowy
Jork) przygotować również skrócone wydanie polskie,
które opublikowane zostało przez Katolicki Ośrodek Wydawniczy w
Londynie. Ono właśnie stanowi podstawę niniejszego wydania.
ŚWIECA IWANA KALITY
W roku 1848 jesienią, w okresie najostrzejszego szału
kontrrewolucyjnego w Rosji, Towarzystwo Moskiewskie Historii i
Starożytności w wydawnictwie swym wydrukowało tłumaczenie dawnej,
znanej dobrze Karamzinowi, wydanej jeszcze w roku 1591 książki
Fletchera, posła angielskiego, wysłanego w r. 1588 przez królową
Elżbietę do cara Fiodora Joanowicza. Gdy minister oświaty Uwarow
otrzymał egzemplarz książki, złożył natychmiast alarmujący raport
carowi Mikołajowi I, nakład książki został skonfiskowany i
opieczętowany, prezes Towarzystwa Sergiusz Strogonow otrzymał surową
naganę, sekretarz Towarzystwa profesor Bodiański pozbawiony miejsca i
zesłany do Kazania.
Represje te, przy całej nawet ówczesnej szalonej surowości
cenzury, spadły niespodziewanie, ustawa bowiem cenzury pozwalała na
drukowanie wszelkich pism o Rosji, dotyczących okresu poprzedzającego
dynastię Romanowów. Przypisywano rzecz całą osobistej intrydze
Uwarowa, skierowanej przeciwko Strogonowowi. Lecz wiemy obecnie, iż
zanim Uwarow zwrócił się do cara, już uderzyli na alarm z powodu
publikacji Fletchera czujni gorliwcy oficjalnego patriotyzmu, Michał
Pogodin i Szewyrew. Liberalizujący cenzor Nikitienko, wydostawszy
egzemplarz skonfiskowanej książki, notuje z ironią w dzienniku z 1848
roku: „Tak, książki tej istotnie nie można było teraz
drukować“. W lat dwanaście potem, za panowania Aleksandra II, w
najpomyślniejszym okresie reform, Bodiański znowu czynił starania o
pozwolenie na puszczenie w obieg książki Fletchera. „Jakież może
mieć zastosowanie ta opowieść Anglika o Rosji w końcu XVI wieku do
Rosji drugiej połowy XIX wieku“ - pisał. „Jeszcze w roku
1848 mogli byli ludzie o złych intencjach przeprowadzać jakąś paralelę
między Rosjanami cara Groźnego a Rosjanami cara Dobrodusznego“.
Nie pomogło jednak i bezwstydne pośmiertne pochlebstwo dla Mikołaja I,
nazwanego carem dobrodusznym, nie pomogło i bizantyjskie kadzidło dla
epoki Aleksandra II, nie zdjęto i teraz aresztu z niebezpiecznej
książki. Dopiero w roku 1906 mogła wyjść w świat książka Fletchera w
tłumaczeniu rosyjskim. Wrażliwość mikołajowskiej i aleksandrowskiej
cenzury na dzieło, którym przenikliwy Anglik napiętnował Moskwę
w lat parę po śmierci cara Groźnego, była znamienna. Spokojna analiza
tyranii moskiewskiej XVI wieku brzmiała jeszcze w wieku XIX jak
miażdżąca krytyka systemu. Zestawiając to, co Fletcher pisze o rządzie
Borysa Godunowa, faktycznego regenta przy słabym Fiodorze, z rządami
Rosji nowoczesnej, zdziwieni jesteśmy rażącym podobieństwem. Machina za
Aleksandrów i Mikołajów bardziej złożona, nieraz bardziej
cywilizowana, lecz części składowe systemu te same: istota przetrwała
bez zmiany.
+++
W roku 1853 Mikołaj I stawiał krok fatalny: wypowiadał wojnę Turcji, za
którą stałą Europa Zachodnia. W Rosji, odurzonej wiarą w potęgę
cara, zestawiono dwie daty: 1453 - przejście Carogrodu w ręce
Turków, 1853 - sygnał odzyskania miasta z rąk niewiernych.
Jeśli chodzi o ciągłość polityki rosyjskiej na przestrzeni
wieków, nasuwa się inne zestawienie dat. Na lat pięćset przed
wojną krymską Symeon Dumny, syn Iwana Kality, kniaź Moskwy, zostawił
testament i w nim zaklinał potomka, by na przyszłość „nie ustała
pamięć rodziców i świeca nie zgasła“. Świeca, którą
zapalił Iwan Kalita, założyciel potęgi moskiewskiej, już, zdawało się,
gasła chwilami, jak podczas wielkiej nawałnicy w epoce
Samozwańców. Lecz naród sam rozwidniał jej płomień na
nowo i światło jej trwało do ostatnich czasów.
Nie było rozległe to państwo, jakie oświecała świeca wielkoksiążęca za
czasów Symeona. Słabe było wówczas księstwo moskiewskie,
przytłoczone haniebnym jarzmem tatarskim. Wyzwolenie z tego jarzma było
marzeniem kniaziów. Lecz jakiż był ich program na potem, o czym
marzył kniaź barbarzyński ze świecą Kality w dłoni?
„Gdyby zapytać tych kniaziów, co poczną, gdy będą wolni -
mówi historyk rosyjski - zapewne nie byliby w stanie rozwinąć
innego programu prócz tego dawnego, tradycyjnego, który
stał się instynktem: jeszcze więcej zabiegać i zbierać, oszukiwać i
gwałty czynić, z jedynym celem: zdobycia jak największej władzy i jak
największej ilości pieniędzy.“ Głównym zadaniem
kniaziów Moskwy było rozszerzanie państwa. Rozszerzaniu temu
nadawano pozory prawa i słuszności, nazywano je jednoczeniem ziemi
ruskiej. W istocie, jednoczenie owo odbywało się drogą gwałtu i
strasznych okrucieństw, wbrew woli ludności. Fikcja jednoczenia
narodowego była pozorem, mającym osłonić akty przemocy, gwałtowi
towarzyszyła obłuda. To rozszerzanie Moskwy odbywało się żywiołowo.
Moskwa położona w środku lądu, u źródeł wielkich rzek, wiodących
do Oceanu Lodowatego, mórz Bałtyckiego, Czarnego, Kaspijskiego,
rozpierała się na wszystkie strony i podbijając dziesiątkami obce
plemiona i państewka, wciąż jednoczyła ziemię ruską. Gdy przedsiębrała
na jakiś kraj wyprawę, już z góry ogłaszała, iż on jej się z
prawa należy. Okazała już w swych barbarzyńskich początkach mistrzostwo
w wynajdywaniu i komponowaniu tytułów własności do ziem obcych.
Podbijając kraje, niszczyła ich odrębne rządy, tępiła lub więziła rody
panujące i możne, ujarzmiała ludność. Popęd do jedności, do
jednolitości, złowrogi szał niwelacyjny stawał się instynktem rządu i
narodu.
Wcielanie ziem coraz to nowych kojarzy się z ciągłym wzmaganiem się
despotycznej władzy kniaziów, późniejszych carów.
Wszystko, co mu się opierało i opierać było zdolne w kraju podbitym,
car Moskwy usuwał z drogi, tępił, wyrywał z korzeniem, utrwalając swą
wyłączną władzę.
Książęta dynastyczni, bojarstwo, duchowieństwo korzą się stopniowo
przed władzą carską. Iwan III jest już despotą na wielką skalę. Syn
jego Wasyl jest tyranem, którego wszechwładza nad poddanymi
napełnia zdumieniem Maksymilianowego posła Herbersteina. Rzuca
Herberstein pytanie, które w trzy z górą wieki
później zadaje sobie Custine po zwiedzeniu Rosji mikołajowskiej:
czy to carowie wychowali sobie takich niewolników, czy to sama
ludność, przez swą niewolniczą uległość, wychowała sobie takich
tyranów?
Wydawało się, że Wasyl III stanął już u szczytu despotyzmu. Złudzenie
to powtarzać się będzie podczas każdego następnego panowania. Tyrania
jest to siła, nie mogąca stanąć w martwym punkcie; albo się wzmaga,
albo upada. Każdy z następców na carskim tronie znajdzie zawsze
możność mocniejszego zaciśnięcia cugli, wyszukania i zdławienia jakichś
ukrytych sił oporu. Naród znosi wszystko. Po Wasylu III
przychodzi Iwan Groźny, stacza najkrwawszą walkę wewnętrzną z
domniemanymi rywalami caratu i drogą potwornych okrucieństw morduje,
wytępia znaczną większość rodów udzielnych i możnowładczych.
Równoległość rozrostu terytorialnego i wzmagania się tyranii
wyciska trwały i mocny ślad na świadomości politycznej poddanych cara.
W pojęciu Moskwicina między tymi dwoma objawami utrwala się związek
przyczyny i skutku, rozszerzenie państwa; wzrost jego mocy splata się
nierozłącznie z despotyzmem władzy. Carowie otoczeni są aureolą
jedynych pomnożycieli ojczyzny. To przekonanie o nierozdzielnym związku
potęgi państwa z władzą nieograniczoną cara ustala się i, jako instynkt
dziedziczny, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Przekonanie to
udziela się i obcym obserwatorom Rosji. Jest patriotyzmem w Rosji
niewola - orzeka Mochnacki.
Iwan IV, przystępując do kaźni i tortur, piętnuje, denuncjuje skazanych
kniaziów i bojarów przed zgromadzonym ludem Moskwy jako
zdrajców. Dążność do postawienia prawa ponad samowładztwem to
bunt, zdrada, kramoła.
+++
W tym systemie, opartym na równoległości podboju i tyranii,
istnieje wzajemna zależność i harmonia pomiędzy polityką wewnętrzną a
zewnętrzną. Od czasów Wasyla Ociemniałego Zachód coraz
żywiej interesuje się Moskwą. Jako punkt zwrotny uważać można wzmożenie
niebezpieczeństwa tureckiego po zdobyciu Konstantynopola. Europa z
papieżem na czele, poszukując sił do krucjaty przeciwko Turkom, zwraca
oczy na rosnącą na Wschodzie, jednowierczą z powalonym Bizancjum potęgę
i usiłuje skłonić ją do walki z półksiężycem.
Na tym tle rozwija się ciekawa gra dyplomatyczna, w której
władcy Moskwy po raz pierwszy składają egzamin ze swego politycznego
uzdolnienia. Odtąd datują się początki polityki europejskiej Moskwy.
Uderza jednoczesne umiejętne opanowanie przez barbarzyńskich
carów obydwóch dziedzin, wewnętrznej i zewnętrznej,
popieranie jednej przy pomocy drugiej, wygrywanie kolejne
obydwóch, ku osiągnięciu dwóch celów: umocnienia
władzy carskiej wewnątrz i zwiększenia uroku potęgi moskiewskiej na
zewnątrz. Z jednej strony władza nieograniczona cara nad poddanymi
podnosi urok potęgi carskiej na zewnątrz i przyczynia się do
sukcesów dyplomatycznych. Z drugiej strony, rosnący prestige
potęgi moskiewskiej w Europie utrwala i umacnia stanowisko cara wobec
poddanych.
Stosunek Zachodu do Moskwy ma pewne stałe cechy, które nas
uderzają zarówno za Iwana III, jak za Mikołaja I. Zachód,
od chwili zetknięcia się z Moskwą, przecenia jej potęgę materialną.
Europa była pod wrażeniem ogromu władzy, ześrodkowanej w ręku carskim,
z respektem i obawą spoglądała na despotę, mającego wciąż do
rozporządzenia ogromną siłę, władnego obrócić, na jedno swe
skinienie, wszystkie siły i środki narodu ku pomnożeniu potęgi swego
państwa.
Mała znajomość kraju moskiewskiego, przy jego oddaleniu od Europy,
sprzyjała powstaniu fantastycznych legend o nieprzebranych bogactwach i
niezmierzonej potędze barbarzyńskiego władcy. Ogromne przestrzenie, na
których rozpościerała się władza cara, podniecały wyobraźnię,
nasuwały obraz wielkiej potęgi, widok ogromu wywoływał sugestywne
wyobrażenie niezwalczonej mocy.
Wreszcie carowie i ich słudzy od początku celowali w sztuce
przedstawiania siły moskiewskiej w rozmiarach powiększonych. Wszyscy ci
władcy, od Iwanów do Katarzyny i Mikołaja I, posiedli dar
imponowania światu swą potęgą, bardziej powierzchowną niż istotną, w
każdym razie nie mającą trwałych podstaw w organizacji społecznej i
wewnętrznym ładzie.
Kunszt prestige’u był pielęgnowany przez carów niezmiennie, tradycyjnie.
Przeceniając potęgę materialną caratu, Zachód nie doceniał
czynników duchowych tej potęgi. Nie miał pojęcia o ogromie
ambicji i pychy, o wytrwałości, ciągłości i przebiegłości polityki
moskiewskiej.
Ta nieświadomość sprężyn duchowych cechuje stosunek Zachodu do Rosji od
dawnych do najnowszych czasów. Skutkiem tego był fakt
paradoksalny, iż Moskwa, jakkolwiek ciemna i barbarzyńska, od początku
lepiej przenikała politykę państw europejskich niż te ostatnie, choć
oświecone, arkana polityki moskiewskiej. U Moskwy, przy zetknięciu z
Zachodem, obudzona była od początku podejrzliwość i czujność na to, aby
chytrzy, oświeceni Europejczycy nie podeszli Moskwicinów i nie
użyli potęgi moskiewskiej dla swych własnych celów. Polityka
Moskwy, od pierwszego zetknięcia z Europą, jest ostrożna,
niedowierzająca, pełna rezerwy, lękająca się o to, by nie ulec
przemożnemu kunsztowi Zachodu. Ta cecha przetrwała w polityce
rosyjskiej na stałe. Rosja darowywała zwykle prędko i zapominała,
pozornie przynajmniej, porażki orężne; one jakby mniej ją upokarzały.
Chętnie szukała przymierza z wczorajszymi zwycięzcami. Hołdując
przemocy u siebie, korzyła się przed mocniejszym. Porażek
dyplomatycznych nie darowywała nigdy, po nich zostawał jej wstyd,
wściekłość, poczucie niższości umysłowej i cywilizacyjnej. Od czasu
zrzucenia jarzma tatarskiego i zetknięcia z Europą, Moskwa niczego tak
nie lękała się, jak tego, by jej nie brano w świecie za państwo
barbarzyńskie. Był to snobizm cywilizacyjny, chodziło o pozór, o
opinię w świecie.
Natomiast państwa Zachodu traktowały Moskwę i jej dyplomatów z
naiwną zarozumiałością, wynikającą z przeświadczenia o własnej
cywilizacyjnej wyższości, większej biegłości umysłowej, większym
politycznym wyrobieniu. Skutkiem tego były dyplomatyczne porażki
Zachodu.
Przyznać trzeba, iż ludzie, których Moskwa używać zaczęła jako
posłów, robili wrażenie tak nieokrzesanych prostaków, iż
trudno było przypuścić, aby pod tą barbarzyńską powłoką ukrywała się
przebiegłość i finezja. Dajmy miarę grubiaństwa tych dyplomatów
przez usta dziejopisa rosyjskiego:
„Od czasu do czasu zjawiało się w Europie poselstwo rosyjskie,
lecz urzędnicy moskiewscy, którzy z woli rządu stawali się
zaimprowizowanymi dyplomatami, bynajmniej nie byli przygotowani do roli
obserwatorów życia europejskiego. Ci ludzie, nie znający
języków, wyczytujący z trudem z zeszytu, słowo za słowem, swe
mowy oficjalne, troszczyli się o jedno, aby nie uczynić niewłaściwego
kroku lub nie wyrzec niewłaściwego słowa, które by uchybiło czci
cara i naraziło ich na karę urzędową. Nie byli od tego, aby od czasu do
czasu skorzystać ze swobody życia, do której nie przywykli, lecz
sposób, w jaki pojmowali tę swobodę, wywoływał odrazę w
mimowolnych świadkach ich hulanek. Było to w oczach europejskich
widzów nie już barbarzyństwo, lecz wprost bydlęcość i świństwo
(skotstwo i swinstwo). Od przyjemności w guście europejskim, od
lubowania się podróżą, obrazami natury, pomnikami sztuki,
zdobyczami kultury, oddzielał ich mur chiński, wzniesiony przez własne
umysłowe i moralne grubiaństwo. Gdziekolwiek zjawiali się, nieśli ze
sobą wszędzie, w literalnym i przenośnym znaczeniu, swą własną
atmosferę. Mieszkania, w których się zatrzymywali, trzeba było
wietrzyć i czyścić przez cały bodaj tydzień. Ich zjawienie się na
ulicy, w złotogłowiach i jedwabiach czerwonej, żółtej lub
zielonej barwy, w długich kapotach z kołnierzami ogromnej wysokości i
rękawami ogromnej długości, w czapkach futrzanych azjatyckiego kroju,
skupiało dookoła nich tłum gapiów. Była to jakby maskarada,
jakby procesja religijna, jakby curiosum etnologiczne, wywiezione przez
pomysłowego przedsiębiorcę z krajów zamorskich razem z
krokodylami Nilu i lwami Afryki. Gdy w Moskwie zrozumiano na koniec ku
schyłkowi XVII wieku, jak fatalne wrażenie wywierają za granicą ci
domorośli dyplomaci, zaczęto ich zastępować przez zamieszkałych w Rosji
cudzoziemców. Wytrawność życiowa i światowe obycie tych
ostatnich wywoływały z kolei zdumienie dyplomacji europejskiej,
przywykłej do rachowania się z grobianita Moscovitica.“
Przy zetknięciu Moskwy z Zachodem okazało się, że rozstrzygający w grze
dyplomatycznej atut lepszej znajomości partnera jest po stronie
barbarzyńskiej Moskwy.
W roku 1453 upadł Konstantynopol.
Całemu światu chrześcijańskiemu groził zalew turecki. Papież, republiki
włoskie, cesarz niemiecki czuli się zagrożonymi przede wszystkim. Wzrok
tych władców europejskich zwraca się ku oddalonej Moskwie.
Wydaje się im, że ta na końcu Europy osiadła potęga, pierwotna i
naiwna, gorąco przywiązana do wiary grecko-wschodniej, posłuszna
dziecięco swemu wielkiemu kniaziowi, jest przez Opatrzność zesłana na
to, by powstrzymać nawałę turecką. Należy tylko jej władcę
barbarzyńskiego natchnąć ambicją wyzwolenia Carogrodu, błysnąć przed
jego wyobraźnią koroną bizantyjską, zagrać wreszcie na uczuciach
religijnych władcy i doradców jego. W oddalonej perspektywie
migotał cel dalszy Rzymu. Upadek Konstantynopola nastąpił w lat
kilkanaście po unii florenckiej, która otwierała erę połączenia
Kościołów. Jeśli udało się nadwątlić opór dumnego i
oświeconego Bizancjum, o ileż łatwiej powinna pójść sprawa
wówczas, gdy Bizancjum, Bułgaria, Serbia, najoświeceńsze kraje
schizmatyckie, uległy jarzmu muzułmanów, a na placu pozostała
Moskwa, cywilizacyjnie słaba, po upadku politycznych ośrodków
oświeconej schizmy pozbawiona oparcia o macierz Kościoła wschodniego, a
więc łatwiejsza do nawrócenia.
Moskwa wyciągnęła z tych urojeń niemałe korzyści. Wystąpiła od razu z
wielkim zasobem zmysłu politycznego, zręczności i przeczucia swej
przyszłej roli, przejrzała na wylot politykę Zachodu, jej arkana i
cele. Dostrzegła, że Zachód przecenia jej potęgę materialną,
pojęła korzyść tej legendy dla siebie i podtrzymywała ją odtąd
gorliwie. Agenci cara, choć barbarzyńscy w duszy i obyczaju, z wielką
sfornością i intuicją szerzyli na świecie kult potęgi swego pana. W
ciężkich zmaganiach z losem, w krwawych walkach domowych
kniaziów, plemion i rodów, w zapasach z Tatarami
rozwijały się cechy charakteru narodowego, przenikające w ciągu stuleci
politykę państwa: zaciętość i bezwzględność, umiejętność ukrywania
myśli i planów, używanie w grze politycznej kolejno oręża
postrachu i pochlebstwa oraz przebiegłość, avita fraus, dziedziczna
przewrotność, na którą z czasem gorzko uskarżał się wyprowadzony
parokrotnie w pole papież Grzegorz XVI za Mikołaja I. Utyskiwania Rzymu
na szalbierstwo Moskwy, rozlegające się od Possewina do Grzegorza XVI i
później, świadczą o tym, jak trudny do wykorzenienia jest
przesąd, przypisujący niższej oświacie cechy prostoty i dobroduszności
w polityce. Moskwa, kształcąc w sobie pod wpływem doli dziejowej fałsz
i serwilizm, cechy niewoli, umiała przetapiać je w polityce na swoisty
machiawelizm. Nie doceniano ambicji moskiewskiej, która w miarę
niebywałych powodzeń przechodziła w uroszczenia światowładcze. Duma
kniaziów, upokarzana przez półtrzecia wieku jarzma
tatarskiego, podsycana była z kolei przez grube komplimenta, jakich nie
szczędzili Moskwie władcy europejscy, pragnący przy pomocy pochlebstw
uczynić z niej narzędzie swych planów. Dziwiono się potem
naiwnie, gdy car, którego duszę barbarzyńską rozpalano wizjami
wielkości, rósł w pychę i gdy ta zwracała się rychło przeciwko
nieopatrznym pochlebcom.
Gdy podróżujący po państwie moskiewskim, jako wolontariusze
polityki cesarskiej, Niemcy badali, czy nie uda się kupić przyjaźni
Iwana III ofiarowaniem mu tytułu królewskiego, spotkało ich
rozczarowanie. Iwanowi nie uśmiechała się wcale rola monarchy drugiego
rzędu, otrzymującego inwestyturę z rąk obcego cesarza; odrzekł, iż
monarchowie Moskwy mają władzę z łaski Bożej, po przodkach
odziedziczoną, i proszą Boga, by pozwolił ich dzieciom zachować tę
dawną godność.
Zmysł polityczny podpowiedział to nieoświeconemu Iwanowi, nie znającemu
hierarchii monarchów europejskich, najzręczniejszą odpowiedź,
jaką dać mógł. Nie zgadzając się na zapłatę usług swych
sprzymierzeńczych za pomocą czczego tytułu, Iwan chwyta natomiast
skwapliwie myśl wspólnej walki przeciwko królowi
polskiemu, celem odebrania mu ziem litewsko-ruskich, i przybiera
uroczyście tytuł hosudara Wszechrusi. Oto wzorek powtarzającego się
odtąd wielokrotnie wyniku gry dyplomatycznej moskiewsko-europejskiej.
Mocarstwo europejskie, chcąc pozyskać dla swych celów cara
Moskwy, podsuwa mu myśl rozszerzenia państwa lub dodania splendoru
koronie na drodze realizowania jakichś mniemanych praw, o
których fikcyjności Zachód jest mocno przekonany.
Car, uchylając się zręcznie od służenia celom Zachodu, chwyta jednak
skwapliwie podsunięty mu pomysł, przybiera swe mniemane tytuły w
pozór i kształt odwiecznych praw swej korony i realizuje te
pretensje w stosownej dla siebie chwili.
+++
Państwa, którym chodziło o skłonienie Moskwy do krucjaty
przeciwko Turkom, starały się o wmówienie w carów Moskwy,
iż na nich ciąży głównie obowiązek wypędzenia Turków z
Europy.
Wiedząc dobrze, iż państwo moskiewskie na to, aby podjęło się tak
ciężkiego zadania, powinno być z góry znęcone wielkimi
korzyściami politycznymi, starano się grać na dumie i chciwości
wielkich kniaziów, podsuwając im myśl o ich prawie sukcesyjnym
do Bizancjum.
Szczególne wrażenie wywiera tu zestawienie wieków. W XV
stuleciu papież, Wenecja, Jugosławia, Niemcy, Węgrzy, starają się
stworzyć dla kniazia Moskwy szczególny tytuł prawny i religijny
do rewindykowania Bizancjum na jego rzecz. W środku XIX stulecia tworzy
się cała koalicja europejska przeciwko Rosji, gdy ta rości sobie
szczególne pretensje do ewentualnego spadku po Turcji. Gdy brat
ostatniego cesarza Bizancjum, Tomasz Paleolog, znalazł przytułek w
Rzymie u papieża Pawła II, zrodziła się tu myśl polityczna wyswatania
jego córki Zofii za Iwana III. Doszło to do skutku w r. 1472.
Już w następnym roku senat wenecki przypomina, że prawo sukcesji do
tronu bizantyjskiego przeszło po żonie do niego i jego rodu.
Jeśli łudzono się, że Iwan pójdzie w ślady Warneńczyka i że, gdy
da się do tego nakłonić, potęga jego sprosta zadaniu, tłumaczyć to
można tylko tym, iż zupełnie nie zdawano sobie sprawy z charakteru
wielkiego kniazia i z istotnej mocy państwa moskiewskiego. Najbliższe
zadania tego państwa były niezmiernie dalekie od wyzwalania Carogrodu.
Moskwa była wówczas jeszcze wasalem Złotej Hordy i dopiero w lat
kilka później Iwan zdołał wyzwolić się zupełnie od jarzma
tatarskiego.
Wówczas gdy ludy Zachodu, z papieżem na czele, chciały widzieć w
kniaziu moskiewskim obrońcę krzyża przed półksiężycem, Iwan był
w ścisłym przymierzu z władcą muzułmańskim, chanem Tatarów
krymskich, Mengli-Girejem, który rywalizując ze Złotą Hordą
dopomógł, na późniejszą zgubę swego państwa, Moskwie do
tryumfu. Gdy dyletanckie głowy polityków europejskich już
marzyły o marszu hufców Iwana na Carogród, tymczasem
Turcy brali w posiadanie Krym, podbijali tam kolonie genueńskie i w
1475 zhołdowali chana Tatarów krymskich. Ten szukał w Moskwie
oparcia przeciwko sułtanowi. Turcy zajęli Azow, osadzili tam baszę,
zbudowali twierdzę i uczynili z niej klucz panowania swego nad
wybrzeżem północnym morza Czarnego i nad morzem Azowskim. Daleko
było w tych ciężkich czasach Moskwie do opanowania Carogrodu.
Wówczas, gdy oczekiwano po Iwanie walki z Islamem, on, tymczasem
ożeniwszy się z dumną księżniczką bizancką, wzmógł przepych
swego domu, przybrał dwugłowego orła za herb państwa i podbijał pod swą
barbarzyńską władzę bogatą republikę Nowogrodu. Po obaleniu zależności
od Złotej Hordy, przymierze z mahometańskim chanem Krymu potrzebne było
Iwanowi do walki z katolicką Polską, której chce wydrzeć ziemie
litewsko-ruskie. Błogosławiony z Rzymu na walkę o wiarę Chrystusową car
rozpoczął wojnę z Polską, stawiając otwarcie jako motyw obronę
prawosławia przed katolicyzmem. Prawosławie to nie było zagrożone,
schizmatycy litewsko-ruscy nie pragnęli należeć do Moskwy, lecz Iwanowi
chodziło o pretekst. Puszczono w obieg kłamstwo, jakoby córka
Iwana, zamężna za Aleksandrem Jagiellończykiem, dręczona była z powodu
swego wyznania wschodniego. Carowie, którzy nie dopuszczali, aby
ich żony wyznawały odmienną od nich wiarę, oskarżali tolerancyjnych
Jagiellonów o gwałt wyznaniowy. Odtąd Moskwa stale używać będzie
religii jako środka usprawiedliwienia wojen zaborczych i jako sposobu
zagrzewania do tych wojen swych poddanych. Trwająca i przez następne
wieki nieznajomość spraw wschodnioeuropejskich na Zachodzie pozwala
nieraz Moskwie na tę grubą mistyfikację. Gdy dyplomacja emigracyjna
podczas wojny krymskiej wydała w języku francuskim zbiór
dokumentów, ilustrujących na przykładzie Polski odwieczną
politykę rosyjską, włączyła do edycji i list owej rzekomo męczonej
córki Iwana, Heleny, do ojca; stwierdzała Helena fakt
pozostawionej jej wolności w zakresie wiary i wzywała cara do
zaprzestania wiarołomnie usprawiedliwianej walki.
Zachód, zresztą, najzupełniej mylił się i co do tego wrażenia,
jakie w Moskwie wywarł upadek Konstantynopola. Upadek ten przypadł na
czas ostrej scysji między Moskwą a Bizancjum w sprawie religijnej,
która wyglądała na zapowiedź utworzenia odrębnej
narodowo-państwowej cerkwi moskiewskiej. Już od dawna kniaziowie
moskiewscy niechętnie znosili mieszanie się Bizancjum do spraw cerkwi
moskiewskiej. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa cerkiew ruska stanowiła
diecezję patriarchatu konstantynopolskiego. Kościół
grecko-wschodni uznawał władzę i powagę cesarza bizantyjskiego w
sprawach wyznania i hierarchii kościelnej, stąd też cesarz bizantyjski
miał wpływ na mianowanie metropolitów i mieszał się do spraw
wyznaniowych Rusi. Gdy księstwo moskiewskie wzmocniło się, dążenie do
udzielności państwowej, które cechowało jego władców,
buntowało się przeciwko ingerencji cesarza bizantyjskiego. Już w końcu
XIV wieku kniaź Wasyl I zakazał wymieniania cesarza bizantyjskiego w
modłach cerkiewnych. Lecz patriarcha konstantynopolski zgromił Wasyla i
pouczał go, iż cesarzowi świętemu, to jest bizantyjskiemu, należy się
cześć nie tylko w życiu świeckim, lecz i w cerkwi, i powołując się na
apostoła Piotra mówił, iż cześć ta należy się tylko jednemu
cesarzowi, nie zaś tym, którzy przywłaszczają sobie miano
cesarskie. Miał tu na myśli carów serbskiego i bułgarskiego. W
XIV wieku bułgarski książę Aleksander i serbski Stefan Duszan przybrali
tytuły carów, w obydwóch krajach słowiańskich istniał
antagonizm względem Greków, obydwaj władcy nosili się z myślą
podboju Konstantynopola, obydwa państwa uniezależniały swą cerkiew od
patriarchy carogrodzkiego. Stefan założył oddzielny patriarchat
serbski, Bułgaria miała już dawniej własny patriarchat, naprzód
w Ohrydzie, potem w Tyrnowie.
Pierwsze objawy emancypacyjne Moskwy wobec Bizancjum były naśladowaniem
bardziej oświeconych państw południowo-słowiańskich. Nacjonalizm
moskiewsko-rosyjski kopiował zawsze obce wzory. To nawet, co w kraju
tym uchodzić chciało za rzecz rdzenną, narodową, okazuje się, przy
bliższym zbadaniu, kopią zagranicy. Wczesny nacjonalizm
południowo-słowiański był szkołą nacjonalizmu moskiewskiego, tak jak
później słowianofilstwo moskiewskie, przebierające się w kostium
narodowy, było kopią teorii nacjonalistycznych niemieckich. Dążenie do
udzielności polityczno-wyznaniowej kojarzy się w Moskwie z wielką
łatwością wchłaniania i przyswajania sobie prądów obcych.
Kniaź moskiewski dobrze zapamiętał sobie teorię cezaropapizmu,
rozwijaną przez patriarchów z południa. Mieszanie się obcego
cesarza do spraw cerkwi gniewało go, lecz po upadku tej obcej władzy
sam, za przykładem Bizancjum, rozciągnął swą władzę nad cerkwią. Coraz
niechętniej widziano w Moskwie hierarchów obcego pochodzenia,
wreszcie nadszedł kryzys. Metropolita moskiewski Izydor, Grek, wybrał
się do Włoch na ósmy sobór ekumeniczny, który
zakończył się w r. 1439 przyjęciem unii florenckiej. Już sama wiadomość
o wyprawie metropolity do łacinników wywołała zgorszenie, wieść
o unii wzburzyła do głębi cara i popów moskiewskich. Izydor
został złożony z urzędu, a na miejsce jego mianowany biskup razański
Jonasz. Obecność cesarza Jana Paleologa na soborze była wyzyskana w
Moskwie ku obniżeniu powagi Bizancjum. Zanosiło się na oderwanie
metropolii moskiewskiej, upadek Bizancjum ułatwiał nacjonalizację
cerkwi moskiewskiej.
Upadek ten wytłumaczony został w Moskwie jako kara Boża za odstępstwo
od prawosławia, za związek bezbożny z Rzymem. Grecy sami uczyli Moskwę
nienawiści do Rzymu i nienawiść ta przyjęła się rychło u
barbarzyńskiego plemienia, aż nadto skłonnego do ksenofobii, nienawiści
do obcej wiary, mowy, obyczaju.
Urosła pycha Moskwy. Uwierzyła odtąd, iż ona to przechowała prawdziwą
wiarę w Chrystusa w jej idealnej czystości, zaś kraje ze skalanym
prawosławiem dostały się za karę pod bisurmanina.
Moskwa to naród wybrany, Boży - oto duchowe podłoże tej manii
wielkości, jaka odtąd przenika powoli do świadomości jej ciemnej
ludności. Już z końcem XV stulecia powstaje, nie bez wpływu znowu
Słowiańszczyzny południowej, teoria, iż Moskwa jest trzecim Rzymem;
Filoteusz, ihumen monasteru pskowskiego, rozwija ją w liście do Iwana
III. A więc Rzym pierwszy upadł wskutek swej herezji, Rzym drugi,
Carogród, zajęty został przez izmaelitów, potomków
Agary, a święta apostolska cerkiew trzeciego Rzymu - Moskwa - błyszczy
na cały świat jaśniej od słońca. Car Moskwy jest jedynym carem
chrześcijańskim na ziemi. Dwa Rzymy upadły, trzeci stoi, a czwartego
nie będzie. Car Wszechrusi, jak zaczyna nazywać się Iwan III, ma
przechować prawdziwą wiarę aż do drugiego zejścia Chrystusa na ziemię.
Moskwa ziszczała ideał cara prawosławnego, słowiańskiego, wyśniony
dawniej w państwach południowo-słowiańskich. Sama teoria trzeciego
Rzymu była skopiowana ze snutej już w wieku XIV idei bułgarskiej o
nowym Carogrodzie, którym miał być gród Tyrnowo. Gdy więc
Moskwa miała być odtąd na wieki ośrodkiem prawdziwej wiary, a jej car
jedynym, z woli Bożej, chrześcijańskim monarchą świata, odbieranie
Konstantynopola, skalanego przez związek z heretyckim Rzymem, nie było
rzeczą najpilniejszą.
Ten znamienny kierunek myśli moskiewskiej uszedł uwagi powierzchownie
obserwującego Moskwę Zachodu. Nie narażałby się może Antoni Possewin w
wieku XVI na barbarzyńskie drwiny Groźnego i nie wygłaszałby w Moskwie
tyrady o tym, iż Konstantynopol upadł wskutek odstępstwa od Rzymu,
gdyby wiedział, jak chętnie przyjęli już od stu lat hierarchowie Moskwy
i jej carowie dogodną dla nich teorię, iż upadł on dla wręcz
przeciwnego powodu. Teoria ta zwalniała Moskwę od stawiania bytu
młodego państwa na kartę wypraw krzyżowych. Ignorancja Zachodu
pozwalała carom łudzić Zachód nadzieją pomocy moskiewskiej
przeciwko Turkom; na tym polu nikt tak nie potrafił zadrwić z papieża i
z cesarza niemieckiego, jak Iwan Groźny. Batory coraz dalej posuwał się
w głąb jego państwa, a tyran, który dotąd traktował Stefana z
pychą i brutalnymi zniewagami, nazywając go lennikiem tureckim, słał
teraz do króla posłów Puszkina i Pisiemskiego z pokornym
błaganiem, nakazując im znosić wszelkie obelgi, a nawet i plagi.
Iwan słał posła Szewrygina do cesarza niemieckiego, prosząc o pomoc, i
utrzymując, iż Stefan prowadzi wojnę z powodu przyjaźni Iwana z
Maksymilianem. Papieżowi zaś skarżył się na złość Batorego i upewniał,
iż on, Iwan, chce gorąco ruszyć przeciwko sułtanowi, wespół z
innymi monarchami chrześcijańskimi, i pragnie żyć w ścisłej przyjaźni z
Rzymem. Papież wysłał Antoniego Possewina. Batory na próżno
ostrzegał w Wilnie Possewina, iż car oszuka papieża. Possewin przyjęty
był w Moskwie ze czcią i przepychem; car w rozmowie z nim nie odrzucał
połączenia Kościołów, ani wojny z Turkami, lecz przede wszystkim
chciał pokoju z Batorym. Gdy słynny z rozumu i nauki jezuita skutecznie
zapośredniczył między królem a carem, gdy stanął upragniony dla
Groźnego pokój i Possewin zjawił się znowu w Moskwie po owoce
swego czynu, wówczas car przyjął go z zasłużoną ironią,
mieszając perfidię z grubiaństwem. Tryumf cara nad posłem papieskim w
tym pojedynku dyplomatycznym był zupełny. Possewin wszczynał rozmowę o
połączeniu Kościołów, car odpowiedział, iż każdy chwali swoją
wiarę, i przestrzegał przed wszczynaniem dysputy religijnej, gdyż
prowadzi ona do kłótni, on zaś Iwan, nie chce kłótni,
lecz spokoju i miłości.
Gdy Possewin namawiał do unii Kościołów i obiecywał za to
Iwanowi Kijów i Bizancjum, car odparł z przedziwną ironią, iż
jest skromny i poprzestaje na swoim, nie pożąda żadnych nowych
królestw na tym świecie, a pragnie tylko miłosierdzia Bożego na
tamtym. Gdy Possewin, w obecności dworu carskiego, dalej żarliwie
prowadził dysputę i nazwał papieża Ojcem świętym, Iwan udzielił, przez
pośrednictwo posła, papieżowi lekcji pokory, a wreszcie nie utrzymał
się dłużej w tonie zjadliwej obłudy i nazwał papieża - wilkiem, lecz
zaraz potem, mitygując się, ubolewał nad tym, że wbrew jego przestrodze
Possewin wszczął dysputę, która zawsze kończy się przykrością.
Dalsze rozprawy Iwana z posłem były mieszaniną obłudy i grubiaństwa i
poseł, nie uzyskawszy nic, oprócz paru skór sobolowych
dla papieża i dla siebie, opuścił Moskwę. Dodajmy jeszcze, że Iwan,
nazywający Batorego lennikiem tureckim i oskarżający go przed papieżem
o związki z muzułmanami, sam wówczas płacił daninę chanowi
krymskiemu, lennikowi sułtana.
+++
Tendencyjne legendy, układane przez pomysłowych lewantyńców i
Jugosłowian ku ożywieniu carogrodzkich ambicji kniaziów Moskwy,
a często wprost dla pochlebstwa z osobistego wyrachowania, miały skutek
niezupełnie spodziewany: kniaziowie przyjmowali je i korzystali z nich,
atoli bez tych zobowiązań, które stanowiły motyw wymysłu. Te
legendy, wychodząc spod pióra oświeceńszych pisarzy obcych,
zachowywały jeszcze jakąś miarę i cień prawdopodobieństwa, w
barbarzyńskiej zaś przeróbce moskiewskich
„kniżników“ przechodziły w śmieszne brednie,
przeniknięte jednak myślą przewodnią: pozostawiały one celowo Bizancjum
coraz bardziej na uboczu i stawiały carów Moskwy obok cesarzy
rzymskich, a cerkiew ruską wyprowadzały wprost i bezpośrednio od
pierwszych apostołów. Trzeci Rzym wytwarzał swą ideologię,
mającą go przeciwstawić pierwszemu Rzymowi, z pominięciem Rzymu
drugiego. Zresztą, nie gardzono i legendami, które rezerwowały
dla Moskwy na przyszłość prawo do Konstantynopola. Jedna z nich
powoływała się na rzekome proroctwo stare, według którego
Carogród miał dostać się pod jarzmo izmaelitów, z
którego w przyszłości wyzwolić go ma plemię jasnowłose –
Ksanton Genos. Ów ród jasnowłosy - rusyj rod
tłumaczono teraz jako plemię ruskie - ruskij rod. Tak to błąd
ortograficzny - mówił historyk rosyjski - dał początek
rosyjskiej misji dziejowej względem świątyni św. Zofii w Carogrodzie.
Carowie przyjmowali i te legendy do wiadomości i składali je na razie
do archiwum. Dopóki Turcja była potężnym mocarstwem, grożącym
całemu chrześcijaństwu, carowie pozostawili troskę zwalczania
półksiężyca Polsce, Węgrom, Wenecji, cesarzowi niemieckiemu,
papieżowi.
Gdy z wiekowych zapasów z państwami chrześcijańsko-katolickimi
Turcja wyszła osłabiona, gdy rozpoczął się odpływ potęgi otomańskiej i
wyłaniać się zaczęła z kolei sprawa podziału jej posiadłości,
wówczas Rosja wydobyła z pyłu urojone tytuły i przystąpiła do
egzekucji.
Upadek Bizancjum pozwolił Moskwie na dokończenie dzieła upaństwowienia
cerkwi. W roku 1589 Moskwa otrzymuje własnego patriarchę. Metropolici i
episkopowie płacili za przywilej niezależności od patriarchy greckiego
ceną zależności od cara moskiewskiego. Przykład cesarza Bizancjum był
gwiazdą przewodnią dla cara Moskwy, metropolici moskiewscy, idąc
utartym przez kler grecki torem, ulegali moskiewskiemu cezaropapizmowi.
Począwszy od końca XV do połowy XVI wieku trzej hierarchowie cerkwi
moskiewskiej, Józef, Daniel i Makary, stopniowo dokonali dzieła
poddania cerkwi pod kierownictwo cara. Przykład dał ihumen monasteru
wołokołamskiego Józef Sanin, wróg mędrkowania, zwolennik
ślepego posłuszeństwa i ścisłego związku kleru z państwem.
„Matką wszelkich chuci jest rozumowanie“ - tak formułował
myśl Józefa jeden z uczniów jego. Józefińcy
(josiflanie) domagali się srogich kar na mędrków i
odstępców, a do tych zaliczali każdego, kto śmiał myśleć,
zamiast powtarzać ślepo tekst ksiąg, uznanych za święte. Tępili oni w
cerkwi myśl i uczucie, zastępując je formą, literą, obrzędem. Czynili z
cerkwi instytucję państwową, opartą na rozkazie i ślepej subordynacji.
Szerzyli zasadę dogadzania władzy carskiej, twierdząc, że oddają
cesarzowi to, co jest cesarskie, niezgodnie z duchem chrześcijaństwa
rozszerzali zakres tego, co cesarskie, a coraz bardziej zwężali
dziedzinę Boską. Duchowieństwo osłania władzę carską sankcją religijną,
jest powolne i pomocne carom we wszystkich planach politycznych,
carowie, w zamian za to, pozostawiają klasztorom ich ogromne majątki;
przekazują duchowieństwu pieczę nad oświatą, czyli raczej prawo stania
na straży powszechnej ciemnoty, powierzają wyższe urzędy cerkiewne
krajowcom, zamiast, jak dawniej, Grekom.
Dla zilustrowania uwag o polityce carstwa moskiewskiego, rzućmy choćby
przelotnie okiem na stosunek Moskwy do Turcji w owym czasie, gdy
państwa katolickie chciały widzieć w carze potężnego pogromcę
półksiężyca i gdy car wyciągał z tej urojonej, a przypisywanej
mu roli wielkie polityczne korzyści. Małżonek Zofii Paleolog,
przybierając orła dwugłowego do herbu i dając chętne ucho proroctwom i
legendom, przysądzającym mu dziedzictwo bizantyjskie, pielęgnował jak
najprzyjaźniejsze stosunki z sułtanem. W końcu XV wieku zjawia się w
Konstantynopolu pierwszy poseł carski Pleszczejew, misja jego jest
bardzo skromna i śmiesznie daleka od tej groźnej misji odzyskania
Carogrodu, jaką wówczas wmawia w cara Zachód. Pleszczejew
przybywał, aby prosić sułtana, jako zdobywcę kolonii genueńskich na
Krymie, aby raczył tam zezwolić kupcom moskiewskim na dawną wolność
handlu. Natomiast Pleszczejew okazał wielką drażliwość w sprawach
etykiety i domagał się dla siebie wielkich honorów. Starano się
od początku o podtrzymanie tego uroku siły, który stał się
tradycyjnym orężem Moskwy w polityce zagranicznej, a skóry
sobolowe, którymi ładowano wozy towarzyszące posłom, były
prototypem tej brzęczącej broni, która tak znakomite usługi
świadczyła zawsze polityce zagranicznej rosyjskiej. Wasyl III
poszedł dalej niż ojciec i proponował Selimowi I przymierze przeciwko
Polsce. Gdy Herberstein, poseł Maksymiliana, odtworzył przed nim w
jaskrawych kolorach potęgę sułtana, aby skłonić go do ligi
przeciwtureckiej, skutek wymowy posła cesarskiego był niespodziewany.
Wasyl, zastraszony niebezpieczeństwem tureckim, pośpieszył nawiązać
stosunki przyjazne z sułtanem.
Iwan Groźny proponował w r. 1571 sułtanowi sojusz przeciw
chrześcijańskim władcom Zachodu, lecz Turcja domagała się oddania
Kazania i Astrachania, a bez tego nie chciała słyszeć o przymierzu.
I tak poszukując tureckiej przyjaźni, potrafił Iwan podczas wojny z
Batorym zapewnić sobie pomoc papieża, łudząc go wyprawą na
Turków. Tę samą politykę pokorną wobec Turcji prowadził car
Fiodor, syn Iwana IV, a raczej istotny wówczas regent państwa,
Borys Godunow. Łudząc Zachód pertraktacjami o przystąpieniu do
ligi przeciwtureckiej, Fiodor słał jednocześnie do Konstantynopola
posła Naszczokina, który miał za zadanie zjednać Moskwie
przyjaźń sułtana, stwierdzając przed nim, iż Moskwa, trwając w wiernej
ku niemu przyjaźni, odrzuca wszelkie oferty Zachodu.
„Nie chcemy słuchać cesarza, monarchów Hiszpanii i Litwy,
papieża i szacha, którzy nas wzywają, byśmy wraz z nimi dobyli
miecza przeciwko głowie muzułmanów“ - pisał car do sułtana
. Po zamknięciu epoki samozwańców, dynastia Romanowów
kroczy torem polityki pojednawczej względem Turcji. Romanowowie
prowadzili zresztą i wobec Turcji politykę dwuznaczną, mobilizując po
cichu Kozaków przeciwko Turkom i wypierając się głośno
wszelkiego udziału w ich napadach. Kozakom dońskim udało się nawet ku
grozie Turków zdobyć twierdzę Azow w roku 1637 i trzymać ją aż
do roku 1642. Car bał się przyjść Kozakom otwarcie z pomocą, o
którą prosili; lękał się wystąpienia przeciwko sułtanowi.
Pokój andruszowski, dający Moskwie granicę Dniepru i posiadanie,
w zasadzie czasowe, w skutku bezterminowe, Kijowa, rozszerzył podstawę
operacyjną Moskwy przeciw Turcji. Odtąd Moskwa podąża do Morza Czarnego
nie tylko Donem, lecz i Dnieprem.
W czasie gdy Turcja gotowała chrześcijaństwu wielki cios,
odwrócony przez zwycięstwo Sobieskiego pod Wiedniem, w
Konstantynopolu przebywał poseł cara Woznicyn, posłany z przyjazną
misją, a który wobec rozdrażnienia sułtana na inne mocarstwa,
doznawał wyjątkowo przyjaznego przyjęcia. Niebawem Moskwa, obiecując z
kolei pomoc przeciwko Turkom, uzyskała tak korzystny dla siebie, a
fatalny dla Rzeczypospolitej, pokój z roku 1686, który
oddał w ręce jej na stałe starą stolicę Rusi, Kijów.
Dochodzimy do progu epoki, w której rozpoczyna się akcja czynna
Rosji przeciwko osłabionej potędze tureckiej. Rozważymy tę akcję osobno
gdzie indziej. Tu chcielibyśmy tylko przelotnie dotknąć polityki
zagranicznej starej Moskwy przedpiotrowej, dla dopełnienia tego
szkicowego zarysu.
+++
Wymownym tłumaczem wielowiekowej historii Moskwy-Rosji wobec pokoleń
był Karamzin; był on zarówno w swych memoriałach politycznych,
jak i w swej historii państwa rosyjskiego, domyślnym, utalentowanym
wyrazicielem instynktów i dążeń narodu rosyjskiego. Działał na
wyobraźnię, dumę, uczucia Rosjan, budził w nich poczucie wielkości
ojczyzny, i wielkość terytorialną, ilościową, materialną podnosił do
wyżyny wielkości moralnej, wielkości ducha. Kazał wpatrywać się w cel
odległy i przechodzić z wyrozumiałością i wdzięcznością nad czarną,
krwawą robotą powiększycieli państwa moskiewskiego, dawał rozgrzeszenie
patrioty dla wszystkich zbrodni carów, uczył, że bez
gwałtów, bez dzikiej przemocy, bez krzywdy i zagłady
ludów, zbudowanie wielkiego imperium rosyjskiego byłoby
niepodobieństwem. Przedstawił ogromną, rozwijającą się na przestrzeni
wieków panoramę podbojów, aneksji, niezliczonych
aktów burzenia państw i wcielania ich do Rosji, wskazywał wielką
drogę, usłaną trupami ludzi i ludów, prowadzącą do wielkości
państwa. Tam, gdzie była krew, trupy, ruiny, zgliszcza, ukazywał
perspektywy wielkiej misji dziejowej, odnajdywał urok w
niepowstrzymanym pochodzie caratu ku coraz nowym podbojom, zaborom i
wlewał ten urok w dusze rosyjskie.
We wstępie do swego dzieła roztacza obraz wielkości państwa
rosyjskiego: jedyna, niewidzialna dotąd na świecie potęga, wzrost jej
cudowny. Posunie się nawet do twierdzenia, że naród jego szerzył
wiarę chrześcijańską wśród pogan nie mieczem, jak narody
Zachodu, lecz wyłącznie przykładem. Wpływem moralnym.
„Spójrzmy na przestrzeń tej jedynej potęgi: myśl
drętwieje, nigdy Rzym w swej wielkości, panując od Tybru do Kaukazu,
Elby i piasków afrykańskich, nie mógł się z nią
równać. Czyż nie zdumiewa to, iż ziemie, oddzielone od siebie
przez naturalne wieczne przegrody, przez niezmierzone pustynie i
nieprzebyte lasy, przez zimne i gorące klimaty, jak Astrachań i
Laplandia, Syberia i Besarabia, mogły utworzyć jedno mocarstwo z
Moskwą? Czyż mniej cudowna jest rozmaitość jej mieszkańców,
różnoplemiennych, różnolitych i tak dalekich jeden od
drugiego co do stopnia oświaty? Na podobieństwo Ameryki Rosja ma swych
dzikich; podobnie, jak i inne kraje Europy, ma i owoce długoletniego
życia obywatelskiego. Nie trzeba być Rosjaninem, trzeba tylko myśleć,
aby z ciekawością czytać dzieje narodu, który śmiałością i
męstwem zdobył panowanie nad dziewiątą częścią świata, odkrył kraje,
nikomu dotąd nieznane, wprowadził je do powszechnego systemu geografii,
historii i oświecił wiarą Boską, bez przymusu, bez zbrodni, używanych
przez innych zelantów chrześcijaństwa w Europie i Ameryce, a
jedynie przykładem wyższości“.
We wstępie wymienia Karamzin ulubionego swego bohatera Iwana III,
którego, jako twórcę potęgi moskiewskiej i reformatora
rozważnego, wywyższa ponad Piotra. „Jedno panowanie Iwana III -
to rzadkie bogactwo dla historii i nie znam, przynajmniej, monarchy
godniejszego, by żył i błyszczał w jej świątyni. Promienie jego sławy
padają na kolebkę Piotra“.
W tomie VI, kreśląc dzieje panowania Iwana III, zatrzymuje się Karamzin
z upodobaniem i szczególną uwagą na podboju Wielkiego Nowogrodu,
dokonanym przez Iwana przy pomocy skojarzonej taktyki gwałtu i
chytrości. W 1471 roku przedsiębrał wyprawę na Nowogród,
towarzyszyły jej straszne okrucieństwa. „Dym, płomienie, krwawe
rzeki, jęk i krzyki od wschodu i zachodu płynęły ku brzegom Ilmenia.
Moskwicinowie okazywali nieopisane rozwścieczenie. Nie szczędzono ani
biednych rolników, ani kobiet“... Oddział wojska, wysłany
przez Nowogrodzian, został pobity, Moskwicinowie „położyli trupem
pięciuset, rozproszyli resztę i z okrucieństwem, właściwym
ówczesnemu wiekowi, kazali odciąć jeńcom nosy, wargi i posłali
ich, okaleczonych, do Nowogrodu“.
Lęk padł na Nowogrodzian. „Wszędzie słychać było krzyk: Moskwa,
Moskwa!“ Z podziwem opisuje Karamzin taktykę Iwana, który
mógł już po pierwszej wyprawie zdobyć Nowogród, lecz nie
uczynił tego. „Sądził, że naród, przyuczony od
wieków do korzyści wolności, nie zrzekłby się od razu jej
pięknych marzeń, że bunty i powstania wewnętrzne rozproszyłyby siły
państwa moskiewskiego, potrzebne do bezpieczeństwa zewnętrznego;
uważał, że należy stare przyzwyczajenia osłabiać przez nowe i
uszczuplać wolność, zanim ją się zniesie, aby obywatele, ustępując
prawo po prawie, oswoili się z uczuciem własnej bezsiły, aby zbyt drogo
opłacali resztki wolności i aby, na koniec, znużeni obawą przyszłych
udręczeń, woleli przenieść nad wolność cichy spokój pod
nieograniczoną władzą monarszą. Iwan przebaczył Nowogrodzianom,
wzbogacił skarb swój srebrem, ustanowił zwierzchnią władzę
książęcą w sprawach sądowych i w polityce; lecz, rzec można, nie
spuszczał wzroku z tego państwa ludowego, starał się powiększyć w nim
ilość oddanych mu ludzi, siał niezgodę między bojarami a ludem,
występował przy wymiarze sprawiedliwości, jako obrońca niewinności,
czynił wiele dobrego, obiecywał więcej“...
W roku 1475 przybył do Nowogrodu, witany uroczyście i przyjmował skargi
ludności na urzędników. Występował jako obrońca ludności,
która z tępą naiwnością udawała się pod opiekę kniazia
moskiewskiego. „Car sądził oskarżonych i kazał uwięzić szereg
bojarów“. Wtedy dopiero Nowogrodzianie przecierać zaczęli
oczy. „Ten czyn samowoli uderzył Nowogrodzian, lecz wszyscy,
spuściwszy oczy, milczeli“. Iwan otrzymał bogate dary i opuścił
Nowogród. „Arcybiskup Fieofił i znakomitsi dostojnicy
odprowadzili hosudara do pierwszego postoju, gdzie jadł z nimi obiad,
wydawał się wesoły, zadowolony. Lecz losy tego państwa ludowego były
już rozstrzygnięte w jego umyśle“. W 1478 roku przysłał Iwan
niespodziewanie do Nowogrodu poselstwo z zapytaniem, czy chcą
„złożyć mu przysięgę, jako pełnemu władcy, jedynemu prawodawcy i
sędziemu“? Nowogrodzianie osłupieli. „Zapanowało powszechne
poruszenie. Znosili oni objawianą przez Iwana arbitralność w sprawach
sądowych jako rzecz nadzwyczajną, lecz przeraziła ich myśl, że ta
nadzwyczajność stanie się już prawem“. Dali odpowiedź odmowną.
Iwan postanowił zakończyć złowrogą grę. „Iwan nie lubił ustępować
i bez wątpienia przewidział odmowę Nowogrodzian, lecz chciał tylko
uzyskać pozór sprawiedliwości w tym zatargu.
Otrzymawszy ich śmiałą odpowiedź, ze smutkiem oznajmił metropolicie
Geroncjuszowi, matce, bojarom, że Nowogród, który
dobrowolnie nadał był mu miano hosudara, zapiera się tego, czyni go
kłamcą przed obliczem całej ziemi rosyjskiej i zapowiada, iż zdradził
najświętsze przysięgi, prawosławie, ojczyznę. Metropolita, dwór
i cała Moskwa zgodnie uważali, że buntownicy ci powinni odczuć całe
brzemię gniewu carskiego. Zaczęły się modły w cerkwiach“...
Nastąpił krwawy, dziki podbój sławnej republiki. Deklamujący
gęsto o swej miłości dla ludzkości, oświecenia i cnót
republikańskich, Karamzin przechodzi do refleksji nad zagładą Wielkiego
Nowogrodu. „I oto poddał się Iwanowi Nowogród,
który w ciągu przeszło sześciu wieków słynął w Rosji i w
Europie jako państwo ludowe, czyli republika, i istotnie miał formę
demokracji... W pierwotnym stanie wszystkich państw ludowych, od Aten i
Sparty do Unterwaldenu lub Glarusa, szukać należy wzorów systemu
politycznego nowogrodzkiego... Mieszkańcy jego chlubili się tym, że nie
byli niewolnikami Mongołów, jak inni Rosjanie, nie znali
baskaków i nie byli nigdy pod władzą ich tyranii. Kroniki
Nowogrodu w swej niekunsztownej prostocie przedstawiają rysy,
pociągające wyobraźnię“. Przytacza wzory ich odwagi,
wielkoduszności, cnót obywatelskich... „Widzimy pewne
stałe zasady w działaniach tego, często lekkomyślnego, narodu:
właściwością jego było nie chełpić się powodzeniem, okazywać
umiarkowanie w szczęściu, stałość w klęskach, dawać przytułek
wygnańcom, dotrzymywać umów i słowo: honor nowogrodzki, dusza
nowogrodzka - służyło nieraz zamiast przysięgi“...
I ta perła ziem ruskich zdeptana została przez plemię, wychowane w
dzikiej szkole niewoli mongolskiej. Cóż na to powie chwalca
wolności? „Chociaż sercu ludzkiemu właściwa jest przychylność dla
republik, opartych na kardynalnych prawach miłej mu wolności; chociaż
same niebezpieczeństwa i niepokoje rzeczypospolitych, krzewiąc
wielkoduszność, pociągają umysł, zwłaszcza młody, niedoświadczony;
chociaż Nowogrodzianie, mając rządy ludowe, bezsprzecznie
różnili się cechami szlachetnymi od innych Rosjan, poniżonych
przez tyranię Mongołów: jednak historia winna wielbić w tym
razie rozum Iwana, gdyż rozum państwowy dyktował mu wzmocnienie Rosji
przez mocne połączenie części w całość, aby osiągnęła ona niezawisłość
i wielkość... Historyk rosyjski, miłujący i ludzkie i państwowe cnoty,
może powiedzieć: Iwan był godzien skruszyć wątłą wolność nowogrodzką,
gdyż chciał trwałego dobra całej Rosji“.
Oto Nowogród już ujarzmiony, jak Polska o trzy wieki
później. Przychodzą tragiczne koleje podbitej republiki, przez
czas jakiś żyje tam jeszcze duch swobody i nadzieja wyzwolenia. Prosto
i zwięźle, jako rzecz naturalną i nieuniknioną, opisuje Karamzin
martyrologię ujarzmionego państwa.
W 1479 roku Iwan pozbawił stanowiska arcybiskupa Fieofiła
„rzekomo za tajne związki z Litwą“ i zesłał go do Moskwy.
Był to tylko jeden epizod polityki uspokojenia i zjednoczenia.
„Nie mógł duch wolności zniknąć od razu w narodzie,
który cieszył się nią przez tyle stuleci, i chociaż nie było
powszechnego buntu, jednak Iwan widział niezadowolenie i słyszał tajne
skargi Nowogrodzian; nadzieja, że wolność może powrócić, jeszcze
żyła w ich sercu... Ażeby zniszczyć ten duch niebezpieczny, uciekł się
do środka stanowczego; w 1481 roku kazał uwięzić ludzi znamienitych...
a niebawem i wszystkich głównych bojarów, a ich mienie
ruchome i nieruchome przepisane zostało na hosudara. Niektórych,
oskarżonych o zdradę, poddano torturom. Sami oni donosili jeden na
drugiego, lecz, będąc skazani na śmierć, oświadczyli, że ich wzajemne
oskarżenia były oszczerstwem, wymuszonym przez męki. Iwan kazał osadzić
ich w więzieniach; innym, jawnie niewinnym, dał majętności na ziemiach
moskiewskich... W 1488 roku namiestnik nowogrodzki, Jakub Zacharjewicz,
stracił i powiesił wielu ludzi możnych, którzy chcieli go zabić,
i wysłał do Moskwy przeszło osiem tysięcy bojarów, znamienitych
obywateli i kupców, którzy otrzymali ziemie we
Włodzimierzu Muromie, Niższym Nowogrodzie, Perejasławiu, Jurjewie,
Rostowie, Kostromie; a na ich ziemie, w Nowogrodzie, posłano
Moskwicinów. Przez to przesiedlenie został na wieki uśmierzony
Nowogród. Pozostał trup, dusza zniknęła; inni mieszkańcy, inne
zwyczaje i obyczaje, właściwe samowładztwu“. Iwan, instynktem
politycznym wiedziony, wytwarza sobie metodę podboju sąsiednich
krajów.
Gdy myśl przyłączenia kraju do Moskwy powstała w jego głowie, stara się
naprzód rozciągnąć nad nim swą opiekę dobroczynną, zabiega o
względy warstwy niższej, a dyskredytuje usilnie klasę wyższą miejscową
wobec ludu, depopularyzuje ją; ta bowiem klasa jest, w oczach jego,
najgroźniejszym przeciwnikiem jego planów, przechowuje ona
zasady i tradycje wolności i niezawisłości.
Potem szuka pretekstu do interwencji; opierając się na swym utrwalonym
stopniowo wpływie w kraju, na swym zdobytym de facto, drogą opieki nad
klasą niższą, zwierzchnictwie, nagle żąda formalnej uległości.
Natrafia, oczywiście, na opór; wówczas oskarża kraj o
fałsz, o niedotrzymanie wiary, o zdradę, o paktowanie z jego
nieprzyjaciółmi. Odgrywa komedię oburzenia i smutku, tego
smutku, który w czterysta lat później Milutin ujrzy na
twarzy Murawjowa... Po zajęciu kraju siłą, następuje egzekucja i
deportacje masowe ludzi warstwy wyższej, zastępowanej przybyszami z
Moskwy.
Pozostaje trup, dusza znika...
Gdy chodzi o kraj słabszy, Iwan działa szybciej i prościej. W 1485 roku
przyłącza do Moskwy księstwo twerskie. „Iwan w umyśle swoim
rozstrzygnął jego losy, jak przedtem losy Nowogrodu.
Zaczął uciskać ziemię i poddanych Michała i jeśli oni w czymś dokuczali
Moskwicinom, wówczas groził i żądał na nich kaźni, a jeśli
Moskwicinowie odbierali od nich własność i czynili im najnieznośniejsze
krzywdy, to nie było na nich ani sądu, ani kary“... W ten
sposób przyzwyczajał Iwan ludność Tweru do tej myśli, iż lepiej
mieć go za pana niż za wrogiego sąsiada. Sprawa zakończyła się rychło
aneksją księstwa twerskiego..
I oto Iwan staje się bożyszczem swego narodu. „Iwan III należał
do liczby bardzo niewielu monarchów, wybranych przez Opatrzność
na to, by na długo rozstrzygnąć losy narodów: jest bohaterem
historii, nie tylko rosyjskiej, stał się jakby Bogiem ziemskim dla
Rosjan, którzy od tego czasu zaczęli zadziwiać wszystkie inne
narody swą bezgraniczną uległością woli monarszej... Iwan stoi, jako
monarcha, na najwyższym stopniu wielkości...“ Dla tego, kto
chce zajrzeć za kulisy Rosji Mikołaja I, dworskiej, arystokratycznej,
dygnitarskiej, najlepszym przewodnikiem będzie Francuz Custine.
Pisarze, którzy w samej Rosji tworzyli i drukowali, nie mogli z
powodu cenzury zostawić obrazu kraju. Czynili to emigranci: barwny,
lecz często nieścisły Gołowin, poważniejszy odeń Dołgorukow, a nade
wszystko znakomity Hercen.
Lecz nawet ten ostatni nie odtwarza z taką pełnią i jaskrawością cech
charakterystycznych społeczeństwa rosyjskiego, jak Custine. Nikt tak,
jak ten Francuz, nie chwyta tak czujnie i nie odtwarza tak plastycznie
rysów, które stanowiły właściwości Rosji i którymi
Rosja drastycznie odrzynała się od krajów Zachodu. Tamci byli
sami dziećmi i wychowańcami tego społeczeństwa i tkwili w nim głębiej
niż przypuszczali. Custine, przy zetknięciu z Rosją, ma ten odruch syna
starej cywilizacji, to zdziwienie, chwilami przerażenie, które
nadaje pióru jego barwy żywe i narracji jego koloryt i
dramatyczność. Popełnia sporo błędów faktycznych, wcale nie jest
źródłem do poznania faktów i wydarzeń, lecz jest
pierwszorzędnym źródłem do poznania charakteru narodowego,
zwłaszcza w warstwach wyższych. Obrana przezeń, a raczej intuicyjnie
stosowana metoda opisywania ludzi, rozmów, scen zbiorowych i
zaraz przy tym spowiadania się z tych myśli i uczuć, jakie jego duszę
pod wpływem doraźnym tych wrażeń przejmowały, przy ogromnym darze
obserwacyjnym i wielkim talencie pisarskim, sprawia, iż nie nuży ani
nawałem szczegółów, ani monotonią rozważań, przeplata
obserwacje refleksją i zaraz na poparcie swych wniosków znajduje
nowe, świeżo zaobserwowane fakty, które dają mu wątek do nowych
wniosków. Żadne z opartych na licznych archiwach dzieł nie
ukazuje nam tak żywo wnętrza tego oryginalnego świata epoki
mikołajowskiej, jak to czynią cztery tomy Custine’a.
Lecz w znacznej większości wypadków jest to nie nieporozumienie,
lecz istotne odbicie życia, które płynęło w zupełnie
bezprzykładnych, groteskowych warunkach.
Przyjechał do Rosji markiz Astolf Custine w roku 1839. Arystokrata,
wnuk słynnego generała, zgilotynowanego w roku 1793, syn dyplomaty i
wojskowego Renaud Filipa Custine, który śladem ojca poszedł na
szafot w roku 1794, miał margrabia Custine otwarty dostęp nie tylko do
salonów arystokratycznych i dygnitarskich, lecz i do pałacu
cesarskiego. Custine’a poprzedziła opinia legitymisty, klerykała
i zaciętego arystokraty, dobra rekomendacja na dworze petersburskim.
Mikołaj wdał się z nim parokrotnie w długie i ciekawe rozmowy i
przekonany był, iż Francuz olśniony jest zupełnie urokiem jego łaski,
uprzejmości i szczerości. Istotnie, Custine w monarchii orleańskiej
reprezentował krańcową prawicę, był zwolennikiem monarchii stanowej,
nie pojmował zarówno demokratycznego pomieszania stanów,
jak i rywalizowania trybuny z tronem. Jechał do Rosji jako do kraju
wolnego od chorób politycznych Francji porewolucyjnej. Lecz to,
co ujrzał, to nie był Karol X i nawet nie Ludwik XIV, lecz
zmodernizowany Iwan Groźny. Wszelkie kontrasty zachodnie, konserwatyzm
i liberalizm, Francja burbońska i orleańska, wydawały mu się drobnymi w
porównaniu z wielką antytezą cywilizacji i ogładzonego z
wierzchu barbarzyństwa, która z każdym dniem w Rosji spędzonym,
coraz jaskrawiej stawała przed jego wzrokiem. Jego paromiesięczny pobyt
w Rosji to nieustające prześwietlanie pokostu cywilizacyjnego,
który pokrywał cienką warstwą wszystkie dziedziny życia Rosji, i
wydobywanie na jaśnię złowrogiego wnętrza.
Zdumienie i oburzenie Rosji czytającej z carem na czele po wyjściu z
druku książkę Custine’a było niesłychane, nie tyko przypominało,
lecz znacznie przewyższyło burzę po wydrukowaniu „Listu
filozoficznego“ Czaadajewa. Custine’a trudno było uznać za
wariata, książkę jego nieszczęsną zniszczyć, spalić było niepodobna.
Zobaczymy później, iż rozpoczęto z nią walkę. Tymczasem uczynimy
próbę zwięzłego przedstawienia głównych tez tej
najciekawszej może książki XIX wieku o Rosji.
Już na statku, wiozącym go do brzegów Rosji, spotkał i poznał
Custine inteligentnego i bardzo zamaszyście szermującego frazesem
radykalnym, podczas swych zagranicznych podróży, a do tego
katolika, starego księcia K. (Kozłowskiego); rozmowa z nim była wstępem
do poznania Rosji, dowcipne i barwne tyrady księcia rosyjskiego,
cytowane przez Custine’a, są na ogół w zgodzie z jego
późniejszymi własnymi obserwacjami, zebranymi na miejscu.
Kozłowski wykładał Custine’owi, iż despotyzm rosyjski jest bardzo
mało zależny od osobistych właściwości piastuna władzy.
To system odwieczny, sprzężony nierozłącznie i głęboko skojarzony z
wojującym i zaborczym prawosławiem. Prześladowanie Polski -
mówił - stanowi wyraz głębokiego, zimnego wyrachowania: tu akta
okrucieństwa są w oczach prawowiernych Rosjan chwalebne, to Duch Święty
daje władcy moc wzniesienia się nad wszelkie uczucia ludzkie i
Bóg błogosławi wykonawcę świętego celu: w świetle tej wiary
sędzia i kaci są tym świętsi, im bardziej okrutni. Tryumf prawosławia
jest synonimem polityki rosyjskiej. Dla przenikliwego Francuza od
chwili zbliżenia się do brzegów Rosji rozpoczynają się
rewelacje; gdzie inny podróżnik dojrzy tylko stronę malowniczą
czy banalną, on widzi wszechobecną duszę systemu. Oto dobijając do
brzegów Rosji, natrafia na rewię morską, urządzoną dla cara. W
porównaniu z flotą angielską, flota rosyjska, ten miraż potęgi
morskiej, który w lat kilkanaście potem, w czasie wojny
wschodniej, rozpłynął się jak urojenie, zrobiła na Custine’ie
wrażenie olbrzymów, przeznaczonych do paradowania przed carem,
dworaków z drzewa, pływających ku chwale carskiej po morzu, same
manewry wydały mu się olbrzymim dzieciństwem, inscenizowanym dla
kaprysu despoty. Rosja jest to kraj, zakonkludował, gdzie możliwe jest
dokonywanie wielkich wysiłków dla lichego rezultatu. Dzieciństwo
na wielką skalę jest to potworność, możliwa tylko pod tyranią, a będąca
bodaj najstraszniejszym jej objawem. W innych krajach, gdy ludzie
czynią wielkie wysiłki, to w celu dojścia do wielkiego rezultatu; u
ludów ślepo uległych władza może nakazywać wielkie ofiary dla
osiągnięcia rzeczy małych. Podczas pobytu w północnej
stolicy, wśród nawału wrażeń politycznych, zetknął się Custine z
dziełem, niby odległym od polityki, a tak znamiennie ilustrującym
tyranię i przypominającym nieludzkie dzieła despotów
starożytnego świata. Pałac Zimowy spłonął i oto car wyznaczył na rok
następny termin odbudowy olbrzymiego zamku. Podczas mrozów,
dochodzących do trzydziestu stopni, sześć tysięcy robotników,
męczenników bez zasługi pracowało w salach, które, celem
szybkiego osuszenia gmachu, ogrzane były do trzydziestu stopni ciepła.
Robotnicy, wchodząc do gmachu i wychodząc z niego, wystawieni byli na
różnicę temperatury, dosięgającą sześćdziesięciu stopni. Praca w
kopalniach Sybiru była mniej mordercza od tej budowy pałacu carskiego,
a wszak ci robotnicy nie byli, nawet w carskim pojmowaniu, złoczyńcami.
Ci, którzy malowali ściany, kłaść musieli na głowę czapki z
lodem, aby wytrzymać upalną temperaturę. Gdzież tu porównywać
absolutyzm królów francuskich przed rewolucją z tą
tyranią! Miliony wersalskie nakarmiły tyle rodzin robotniczych, ile
zabiły niewolników te dwanaście miesięcy Pałacu Zimowego.
+++
To państwo, po bliższym przyjrzeniu się, przedstawia się
Custine’owi jako jedno wielkie więzienie, od którego
klucze trzyma car, wielkie odległości ułatwiają tu zarówno ucisk
jak i bunt, i człowiekiem wolnym może tu być tylko zrewoltowany
żołnierz. Rząd rosyjski to dyscyplina obozowa zamiast obywatelskiego
ładu, to stan wojenny, który jest stanem normalnym społeczeństwa.
Ten rząd nad wszystkim panuje, a w nic nie umie tchnąć życia. W krajach
postępu mechaniki, na Zachodzie, już drzewo i metal zdają się mieć
duszę, tu ludzie są jakby z drewna. Nawet ruchy ludzi, spotykanych na
ulicy, są sztywne i skrępowane, każdy gest wyraża wolę nie tej osoby,
która go czyni. Despotyzm ten chce być mocniejszy, niż natura:
Bóg tworzy przyszłość, a car chciałby przetwarzać przeszłość.
Kaprys despoty chciałby mieć moc wstecz działającą. Powstaje pytanie,
co tu człowiek ma czynić ze swą myślą. Ludzie Rosji są to machiny,
niepotrzebnie obarczone myślą.
Rozmowa swobodna jest tu już konspiracją, myśl buntem. Człowiek myśli w
celu poprawy losu własnego i innych ludzi, lecz gdy człowiek nic w
niczym zmienić nie może, myśl niepotrzebnie zajątrza się w duszy i
zatruwa ją - z braku innego użytku. Despotyzm, dziecko niecierpliwości
i lenistwa, to choroba urojona ludów, które dały w siebie
wmówić, iż bez tyranii istnieć nie mogą.
Co uczynił człowiek Bogu - pyta Custine - iż ten skazał sześćdziesiąt
milionów jego bliźnich na życie w Rosji? Władca tej Rosji
wciąż gra rolę, nieustannie pozuje. Gdy Custine miał po raz pierwszy
stanąć przed jego obliczem, uprzedzono go, iż chcąc się podobać, należy
mieć spojrzenie pełne uszanowania, a wygląd trwożny. Twarz Mikołaja
przybiera wyraz trojaki: najczęstszy - to niespokojna surowość,
rzadziej - wyraz solenny, uroczysty, wreszcie trzecia maska to
grzeczność. Brak swobody, przymus, to największe nieszczęście Rosji,
odbija się na twarzy władcy: ma on parę masek, nie ma własnego
swobodnego oblicza.
Gdzie indziej w Europie dwór, nawet najświetniejszy, to
widowisko, w Rosji dwór to potęga. Duchem dworu oddycha imperium
od jednego krańca do drugiego. Car czuje wciąż na sobie brzemię
przymusu, jest niespokojny, miota się jak lew po klatce, jak chory w
gorączce, wychodzi pieszo, wyjeżdża konno, urządza rewie, manewry,
wyrusza na morze.
Carowa, dzieci, kuzyni, faworyci, służba - wszystko to wciągnięte jest
w wir nieustający carskiego życia i bawi się, aż do skonania. Na tym
dworze najbardziej lękają się wolnego czasu, znak nurtującej nudy i
pustki.
Dwór robi wrażenie teatru, gdzie szef wciąż czyni przegląd, a aktorzy wciąż odbywają próby.
Aktorzy i dyrektor tracą życie na przygotowywanie, poprawianie,
doskonalenie nieustanne komedii bez końca, której na imię
cywilizacja północy. Im dłużej przygląda się dworowi, tym
bardziej współczuje się jego szefowi. Ta władza unika
śmieszności jedynie przez terror i tajemnicę.
Karą dla despoty jest jego wszechodpowiedzialność. Nieodpowiedzialny za
nic politycznie, jest on odpowiedzialny za wszystko - jako opatrzność:
skutek naturalny uzurpacji praw boskich.
Monarcha, który zgadza się na to, by być uznanym za coś więcej
niż za istotę śmiertelną, bierze na siebie odpowiedzialność za
wszystkie zło, jakie niebo zesłać może na ziemię za jego panowania. Z
tego fanatyzmu politycznego wynikają drażliwości, nieznane w innym
kraju. Nieszczęśliwy wypadek traktowany jest, jako sprawa stanu, jako
brak względów należnych carowi od Boga. W złym zrządzeniu losu
widzi już cień buntu, niepodległość natury wydaje się złym przykładem.
Mucha, która lata nie w porę, podczas uroczystości, w pałacu,
upokarza cara. Już książę Kozłowski wykładał Custine’owi na
statku, iż wieki despotyzmu zdemoralizowały w Rosji i władzę i
poddanych. Przyjrzawszy się Rosji, Francuz potwierdza tę diagnozę.
Powtarza się - pisze - często opinię, iż szaleństwo systemu jest
skutkiem szaleństwa dziedzicznego w carskiej rodzinie. To fałszywy
optymizm, zło spoczywa w samym systemie - mówi Custine. Car
rosyjski musiałby być aniołem lub co najmniej geniuszem, na to, aby
zachować rozum po dwudziestu latach panowania; bardziej jeszcze
przerażające jest to, iż szaleństwo udziela się jego poddanym.
Mikołaj nazywał nałóg niewoli swego ludu geniuszem narodu.
„Despotyzm istnieje w Rosji, jest to istota mego rządu, lecz jest
on w zgodzie z geniuszem narodu“ - rzekł w rozmowie z
Custine’m. W tym państwie wytworzyła się demokracja
bałwochwalcza: równość poddanych w niewoli. Władza najwyższa
szanowana jest jako religia, której powaga jest niezależna od
osobistej zasługi kapłanów, cnoty monarchów są tu
zbyteczne. Tyran wymaga od ludzi nie tylko uległości, lecz i
zadowolenia z jarzma, uśmiechu na twarzy. Lud i władca upijają się
razem, czerpiąc z czary tyranii. Custine zetknął się z objawami
serwilizmu Rosjan, zanim stanął jeszcze na ich ziemi. W Ems spotkał
następcę tronu rosyjskiego ze świtą młodych dworaków i
adiutantów. Uderzyło go ich niewolnicze zachowanie się wobec
wielkiego księcia; gdy zaś ten oddalił się, ci sami ludzie od razu
zmienili ton i maniery, zachowanie ich z potulnego i uniżonego stało
się głośne, wyniosłe i wyzywające.
To nagłe przejście od służalstwa do dezynwoltury uderzyło niemile
Custine’a. Nie była to zwykła etykieta, znana na innych dworach,
lecz służalczość odruchowa, spoza której przezierała arogancja.
Ta mieszanina pychy i uniżoności była przykra dla syna starej kultury.
Obserwując potem niejednokrotnie w Rosji kurtyzanów, nieszczerze
płaszczących się, formował swój pogląd, iż system rosyjski to
tyrania, miarkowana przez carobójstwo. W miarę zapoznawania się
z historią Rosji coraz lepiej rozumiał ten system, spuściznę
kilkuwiekowej przeszłości. Inne ludy znosiły tyranię, naród
rosyjski lubił ją i ten fetyszyzm niewoli jest znamienny. Takie
panowanie jak Iwana Groźnego oślepia na zawsze duszę narodu,
który je znosił z pokorą do końca. Zbrodnia obrazy ludzkości
upadla narody aż do późniejszych, odległych pokoleń. Ślepa
uległość poddanych, ich milczenie i ich wierność dla obłąkanych
tyranów są to złowrogie przymioty. Uległość, posunięta do tych
granic, do jakich doszła u poddanych Groźnego, to już nie cierpliwość,
lecz namiętność: oto rozwiązanie zagadki. Rosjanie Mikołaja I są
godnymi wnukami poddanych Iwana Groźnego. Naród z duszą
przez stulecia niewoli spaczoną, na łaskawość władzy patrzy jako na
słabość.
Lęk tylko obezwładnia go, surowość nieubłagana rzuca go na kolana, a
przebaczenie rozzuchwala; nie sposób go przekonać, można go
tylko ujarzmić. Zjawisko to tłumaczy taktykę despoty, lecz nie
usprawiedliwia jej; od rządu wymagać należy szkoły ludzkości dla
narodu. Mikołaj I nie przebaczył dekabrystom, gdyż wierzył, iż winien
jest sobie i swemu narodowi nieugiętą surowość. Łaskawość,
oprócz tego, iż przeczyła jego naturze, wydawała mu się
słabością, przez którą uchybiłby swej władzy. Przyzwyczajony do
mierzenia potęgi carskiej strachem, jaki ona wznieca, patrzył by na swą
litość jako na sprzeniewierzenie się kodeksowi moralności politycznej.
A jednak wszechwładza cara byłaby dopiero wówczas zupełna, gdyby
był władny przebaczać: Mikołaj ważył się tylko na ukaranie. Car zniża
się do poziomu swych poddanych; nie waha się ich nadal zezwierzęcać,
byle tylko ich mieć uległymi; lud i władca rywalizują ze sobą w
nieludzkości. Dworacy kata uważają zawsze wymierzoną przezeń karę za
słabą. Ohydne dzikości, cyrkulacja fałszu, dająca życie potworowi
caratu, temu ciału trupiemu, którego krwią jest trucizna: oto
despotyzm w swej istocie i w swym fatalizmie. Nieczułość, gdyby nawet
nie stanowiła wady przyrodzonej cara, byłaby wynikiem nieuchronnym
położenia, które zajął, a którego opuścić nie chce i nie
może. Los cara to pełne blasku wygnanie. Custine, przyjrzawszy się
Rosji, doznaje wrażenia patrząc na Mikołaja, iż głowa jego jak głowa
Janusa ma dwie twarze i że wyrazy gwałt, wygnanie, niewola, Sybir
wyryte są na niewidzialnej stronie oblicza carskiego. Ludzie
Zachodu widzą w rosyjskim przestępcy stanu niewinną ofiarę despotyzmu.
Rosjanie widzę w nim człowieka potępionego: oto bałwochwalstwo
polityczne. Rosja to kraj, gdzie nieszczęście oczernia bez wyjątku
tych, których dotyka. Naród bez wolności ma instynkty,
nie ma uczuć; entuzjazm jego dla władzy jest wymuszony, to miłość
trzody dla pasterza, który ją hoduje na zabicie. Przykro jest
patrzeć, jak życie człowieka sprowadza się tutaj do nadziei złożenia
ukłonu władcy i otrzymania odeń uśmiechu. Naród tyranizowany
przez despotę zawsze zasłużył na swój los, tyrania to dzieło
narodów. Custine czyni wyznanie, iż będąc zaciętym arystokratą
we Francji, w Rosji poczuł się demokratą: chłop czy drobny mieszczanin
Francji jest wolniejszy, niż w Rosji magnat.
+++
Od chwili wstąpienia na ziemię rosyjską Custine’a uderzyła
zupełna odmienność tego kraju, której istnienia dotąd nie
podejrzewał. W miarę wtajemniczania się w życie rosyjskie, ta odrębność
występowała coraz wyraźniej, coraz jaskrawiej i coraz bardziej ujemnie.
Na pierwszy rzut oka, wchodząc do tego kraju, dostrzega się - pisze -
iż to życie społeczne, jakie Rosjanie sobie wytworzyli, służyć może
tylko do ich wyłącznego użytku. Trzeba być Rosjaninem na to, by żyć w
Rosji, jakkolwiek pozornie wszystko odbywa się tak, jak gdzie indziej.
Różnica spoczywa - w istocie rzeczy.
Wygląd Petersburga jest próbką i symbolem charakteru całego
państwa: pretensjonalne naśladowanie kształtów starej
cywilizacji, bez poważnej próby tworzenia rzeczy oryginalnych,
wysnutych z natury kraju i narodu, blichtr bez treści, szych bez stylu.
Pomniki, kopiowane z posągów klasycznych, a których rysy,
styl, układ, kłócą się z naturą krajobrazu, barwą nieba,
klimatem, a również z twarzą, ubiorem i obyczajami ludzi,
podobne są do bohaterów wziętych do niewoli przez
nieprzyjaciół. Świątynie, jakby spadłe z górskich
szczytów Grecji na błota Laponii, te pałace bogów
pogańskich, które cudownie wieńczą cyple brzegów jońskich
swymi surowymi konturami o liniach poziomych i błyszczą z dala w słońcu
złoconym marmurem na skałach Peloponezu, na ruinach akropolów
antycznych, tu wyglądają jak wielkie masy gipsu i wapna. Należało
otoczyć się budowlami o kształtach strzelistych, o liniach pionowych,
aby przebić mgły nieba polarnego i przerwać monotonię stepów
szarych i wilgotnych, które tworzą krajobraz dookoła
Petersburga. Architektura, właściwa temu krajowi, to nie kolumna
Partenonu i nie kopuła Panteonu, a raczej wieża pekińska. Jest to rzecz
człowieka wznosić góry w kraju, któremu natura
odmówiła wszelkiej górzystości terenu.
To samo naśladownictwo puste a pretensjonalne widzi Custine we
wszystkich dziedzinach życia warstwy oświeconej. Rosja, która
przyjęła cywilizację późno, została przez niecierpliwość swych
władców pozbawiona głębokiego nurtu kultury stopniowej a
powolnej. Nie przeszła tej pracy wewnętrznej, która tworzy
wielkie narody. W tym kraju społeczeństwo, takie, jak je urobili
carowie, podobne jest do ogromnej cieplarni, napełnionej łagodnymi
roślinami egzotycznymi. Pierwszym skutkiem cywilizacji jest ułatwienie
życia materialnego, tu zaś wszystko jest trudne, uciążliwe; jest to
kraj niepotrzebnych formalności, braków technicznych,
nieporządku i brudu; w hotelach o zakroju i wyglądzie europejskim
trapią gościa roje robactwa. Apatia, połączona z chytrością, oto rys
dominujący ludności. Nawet grzeczność rosyjska jest raczej ceremonialna
niż naturalna i przechodzi w nużącą przesadę. Prawdziwa ogłada to
kwiat, który rozwija się dopiero na szczycie drzewa
towarzyskiego; roślina ta nie zaszczepia się, lecz zapuszcza korzenie,
i łodyga jej, jak łodyga aloesu, wymaga wieków na to, by
wyrosnąć. Cały szereg pokoleń barbarzyńskich musi lec w grobie, zanim
górne pokłady gruntu społecznego wyhodują ludzi istotnie
ogładzonych. Uprzejmość to kodeks współczucia, zastosowany do
codziennych stosunków towarzyskich, kodeks ten dyktuje przede
wszystkim współczucie dla cierpień miłości własnej.
+++
Już książę Kozłowski uprzedzał Custine’a na statku, iż znajdzie w
Rosji rażące objawy niższości cywilizacyjnej i przypomniał mu daty
dziejowe: Rosja odległa jest zaledwie o cztery stulecia od najścia
barbarzyńców, podczas gdy Zachód przeszedł przez ten
kryzys czternaście wieków temu, tysiąc lat różnicy tworzy
odległość niezmierną między obyczajami narodów. Custine rychło
stwierdził tę prawdę. Rosja, ten naród-dziecko, stanowi jakby
jedno olbrzymie gimnazjum - pisze - wszystko odbywa się tu jak w szkole
wojskowej, z tą różnicą, iż uczniowie wychodzą z niej dopiero na
śmierć. O tej niższości cywilizacyjnej Rosji Custine pisze ze smutkiem,
współczuciem, bez naigrawania się, bardziej wyrozumiale niż
niejeden z satyryków rosyjskich. Lecz gorzkie i ostre słowa
kreśli wówczas, gdy pisze o manii bezdusznego naśladowania
Zachodu, małpowania go, jak się wielokrotnie wyraża. Na ten sąd gorzki
złożyło się jeszcze jedno spostrzeżenie bystrego Francuza: ślepe
naśladownictwo Zachodu kojarzyć potrafią Rosjanie z niechęcią do
ludów Zachodu i ci sami ludzie, którzy niewolniczo
kopiują narody cywilizowane, popisują się swym dla nich lekceważeniem.
Oni nas nienawidzą - pisze Custine - jak wszelki naśladowca nienawidzi
swego wzoru. Gdy ktoś podrabia kształt społeczeństwa, nie przenikając
się jego duchem, gdy kopiuje zagranicę, której zazdrości
zasobów, nie szanując jej charakteru, gdy to naśladowanie jest
wrogie, a dochodzące do dzieciństwa, gdy zapożycza u cudzoziemca,
udając, iż nimi pogardza, urządzenie mieszkania, ubiór,
sposób mówienia, wówczas staje się echem, kopią,
odblaskiem i przestaje żyć własnym życiem.
Upodobanie do wszelkich nowości to mania tego narodu. Nie to stanowi
główny brak Rosjan, iż są tym, czym są; co w nich jest warte
potępienia, to pretensja do udawania, iż są tym, czym są Francuzi. Są
to ludzie straceni dla stanu dzikości, a nie pozyskani dla cywilizacji.
Przychodzą na myśl słowa Francuza XVIII wieku: Rosjanie zgnili, zanim
dojrzeli. Udają oni ton francuski, bez talentu konwersacji, właściwego
Francuzom; w Rosji można studiować ducha parweniuszowskiego we
wszystkich klasach i na wszystkich szczeblach drabiny społecznej.
Talent małpowania (le talent de la singerie) jest im wrodzony do tego
stopnia, iż urażają się naiwnie, gdy im się mówi, że kraj ich
nie jest podobny do żadnego innego; co nam wydaje się zasługą, im
przedstawia się jako pozostałość barbarzyństwa. Wyobrażają sobie, iż
cudzoziemiec, zadawszy sobie trud dalekiej podróży, powinien
uważać się za szczęśliwego, gdy tu o tysiąc mil od siebie znajdzie
lichą parodię tego, co właśnie dopiero co, dążąc do zobaczenia rzeczy
odmiennych, opuścił. Rosjanie nie są jeszcze cywilizowani, są to
wymusztrowani Tatarzy. Naród ten to jeszcze tylko afisz,
nalepiony na Europie.
Mają gust parweniusza do wszystkiego co jest blaskiem; biorą przepych
za wytworność, blichtr za ogładę, policję i strach za podstawy
społeczeństwa. Patrząc na tych niedźwiedzi tresowanych, wołałoby się
już niedźwiedzie dzikie. Zakładając Petersburg Piotr zbudował dla swych
bojarów loże z widokiem na Europę; zamknął w sali balowej swych
wielkich panów, uwiązanych na łańcuchu, pozwalając im z daleka
lornetować z zazdrością cywilizację i zabraniając im jej dosięgnąć;
gdyż zmusić do kopiowania, to znaczy udaremnić sprostanie.
+++
Mieszanina barbarzyństwa i cywilizacji, odcięcie od Zachodu przez
przyjęcie wiary grecko-wschodniej, obok przeszczepienia kultury
zachodniej od czasów Piotra, składa się na obraz skomplikowany,
bezładny, groteskowy. Custine bada cierpliwie, obserwuje coraz z innego
stanowiska duszę rosyjską, chcąc dojść do syntezy. Nie może, jednak,
wyłączyć sprzeczności, bo tkwią one istotnie w charakterze tego
osobliwego narodu.
Oderwana od Zachodu przez przyjęcie schizmy greckiej, Rosja, po szeregu
wieków, z niekonsekwencją zawiedzionej miłości własnej,
zwróciła się do narodów, urobionych przez katolicyzm, po
cywilizację, której ją pozbawiła religia, całkowicie polityczna.
To wyznanie bizantyjskie, które wyszło z pałacu cesarskiego, aby
utrzymać porządek w obozie, nie zaspokaja wznioślejszych potrzeb duszy
ludzkiej; dopomaga ono policji do oszukiwania ludzi.
Od czasu uzurpacji praw Boskich przez władzę świecką w Rosji religia
chrześcijańska utraciła tu swą czystość; weszła w zastój i stała
się częścią składową mechanizmu tyranii. W tym kraju, gdzie nic nie
jest określone ściśle, a to nie bez przyczyny, trudno pojąć stosunek
cerkwi do władcy państwa, który uczynił siebie arbitrem
również i w rzeczach Kościoła, nie proklamując wyraźnie tej
swojej prerogatywy. Po prostu przywłaszczył ją sobie, zachowując synod,
jako ostatni znak hołdu, składanego przez cara Królowi
Królów. Duchowieństwo schizmatyckie nie jest niczym
innym, jak tylko milicją, przybraną w uniform, odmienny od świeckiej
armii cara, jest ono w pogardzie u ludu, pomimo protekcji monarszej, a
raczej z racji tej protekcji. Żołnierz zaś carski to jeniec dożywotni,
skazany na pilnowanie innych jeńców.
Wahając się od czterech wieków między Europą a Azją, Rosja nie
zdołała jeszcze odcisnąć piętna swego ducha na dziejach myśli ludzkiej;
naleciałości napływowe zatarły jej charakter narodowy.
Naśladownictwo i sarkazm oto główne talenty, jakie Custine
przyznaje Rosjanom tej warstwy, z którą się stykał. Rosjanin
jest urodzonym naśladowcą, a więc jest przede wszystkim obserwatorem i
talent ten, właściwy ludom młodocianym, nieraz wypacza się w
szpiegostwo. Sarkazm to bezsilna pociecha ujarzmionego. Rosjanie są
zimni, przebiegli, dowcipni, mało uczciwi, jak wszyscy ludzie pożerani
przez ambicję; ogromna wrażliwość przy znacznej oschłości, sarkazm i
próżność przy przebiegłości, wytworzonej przez niewolę. Ludzie
towarzystwa mówią głosem sztucznym, fletowym, jakimś niemiłym
tonem słodkawym; powiedzą ci miodowosłodkim głosem, iż chłop
pańszczyźniany rosyjski to najszczęśliwszy z ludzi.
W towarzystwie wyższym nieustające sprzysiężenie uśmiechniętych twarzy
przeciwko prawdzie, dla dogodzenia despocie. Przypomina się recepta
lady Montagu na zachowanie się w Turcji: głaszcz faworytów,
omijaj nieszczęśliwych, nie dowierzaj nikomu. Towarzystwo to rozpoczęło
zetknięcie z kulturą od ekscesów. Gdy rozpusta nie wystarcza już
na to, by zabić nudę, która nurtuje duszę ludzką pod rządem
tyranii, wówczas dusza wchodzi na drogę występku. Z aspiracjami
wyższymi zdradzić się pod tym rządem niebezpiecznie: człowiek
przyznający się do nich to Prometeusz, uprzedzający Jowisza, iż chce mu
wykraść ogień....
Żaden charakter narodowy nie jest tak trudny do określenia jak ten: bez
wspomnień starożytnych, bez średniowiecza, bez tradycji rycerskich, bez
poszanowania dla własnego słowa, zawsze Grecy bizantyjscy,
formalistycznie grzeczni jak Chińczycy, grubiańscy, a co najmniej
niedelikatni, jak Kałmucy, brudni jak Lapończycy, piękni jak Aniołowie,
nieoświeceni jak dzicy (z wyjątkiem kilku kobiet i kilku
dyplomatów), przebiegli jak Żydzi, intryganci jak wyzwoleńcy,
spokojni i poważni w obejściu jak ludzie Wschodu, okrutni w uczuciach
jak barbarzyńcy, ironiczni i pogardliwi przez rozpacz, podwójni
szydercy przez naturę i przez uczucie swej niższości, lekkomyślni, lecz
tylko pozornie, uzdolnieni do zadań poważnych a nie dość wielkoduszni
na to, by się wznieść ponad finezję. Z tym wszystkim - naród
chory, leczony trucizną. Uderzył Custine’a niezmierny
niepokój Rosjan o to, jaką cudzoziemiec wytwarza sobie o ich
kraju opinię. Ta opinia europejska to widmo, które wciąż skrycie
ściga i dręczy ich myśli. Trudno okazać w tym względzie mniej
niezależności niż oni. Zgodziliby się na to, by być gorszymi i bardziej
nieokrzesanymi, byle tylko uchodzić za lepszych i bardziej
cywilizowanych. Nie pojmują, iż cywilizacja to nie moda, nie fortel,
lecz siła, która puszcza łodygę, tworzy kwiat i daje owoc. Boją
się, by ich nie miano za barbarzyńców Północy. Są środki
na dzikość pierwotną, nie ma lekarstwa na manię wydawania się tym, czym
się nie jest.
Rosja jest krajem, gdzie wszyscy należą do spisku, mającego na celu
wprowadzenie w błąd cudzoziemca (enguirlander l’étranger).
Są dwie Rosje - pisze Custine - Rosja taka, jaka jest i Rosja taka,
jaką chciano by pokazać Europie. Spoza tej drugiej bystry Francuz umiał
dojrzeć tę pierwszą, prawdziwą; Rosja, według niego, to wielka sala
komedii, gdzie ze wszystkich lóż widać, co się dzieje za
kulisami. Umie poznać się nie tylko na kłamstwie grubym, lecz i na
subtelniejszej mistyfikacji.
Spotykał dwa rodzaje Rosjan: tych, którzy łącząc przezorność z
miłością własną chwalą nadmiernie swój kraj i tych,
którzy pozując na bardziej cywilizowanych i wyrafinowanych,
popisują się to głęboką pogardą, to przesadną skromnością, gdy tylko
mówią o Rosji. Jest to tylko bardziej subtelny sposób
zmylenia czujnego wzroku cudzoziemca, lecz i ta subtelność dla tego,
kto uchwycił jej cel, wygląda jak mimowolne przyznanie się, zdradzenie
obawy wypowiedzenia prawdy.
Custine przejrzał na wylot i jedną i drugą kategorię
mistyfikatorów, lecz szukał trzeciej odmiany - prostych i
szczerych Rosjan, i szukał, jak mówi, na próżno.
Ten przykład fałszu idzie z góry, od szczytów państwa,
które stoją na czele nieustającej wojny przeciwko prawdzie.
Poddani przyjmują ulegle, a nawet nie bez satysfakcji, te kłamstwa
władzy, która w nich wmawia, że są dobrze rządzeni i szczęśliwi.
Ta obłuda tyranii, jakkolwiek gruba, wydaje się niewolnikowi niemal
pochlebstwem: despota zadaje sobie trud ukrywania istotnej natury swych
rządów, jest to pewna względność mimo woli okazana poddanemu.
Kłamstwo jest bądź co bądź tak poniżające, iż zmuszanie despoty do
hipokryzji to zemsta, która jest pociechą dla ofiary jarzma.
Osobliwy kraj, który wydaje tylko niewolników,
przyjmujących na kolanach opinie, jakie im są narzucone,
szpiegów, którzy nie mają żadnych własnych opinii, aby
tym łatwiej chwycić mogli opinie innych, i szyderców,
przesadzających zło.
Custine umie uchwycić w lot tragikomiczną stronę fałszu urzędowego,
który płynie od tronu i przyjmowany jest z pokorą i nabożeństwem
poddanych. Oto odbywa się uroczystość zaślubin córki Mikołaja I,
Marii, z Maksymilianem, księciem Leuchtenberskim. Pan młody jest synem
Eugeniusza Beauharnais, wnukiem Józefiny. Koronę nad jego głową
trzyma hrabia Pahlen, ambasador rosyjski w Paryżu, syn słynnego
Pahlena, zabójcy Pawła, i przez swą symboliczną czynność przy
obrzędzie wzywa niebiosa, by zesłały błogosławieństwo na głowę męża
wnuczki Pawła. W tym mrocznym państwie, gdzie blask cara zaćmiewa
słońce, żyć jest ciężko. Człowiek, który tu się śmieje, to albo
komediant, albo pochlebca, albo pijany. Jest to państwo ludzi niemych,
każdy duch nosi tu uniform. Rosja wydaje dobrych dyplomatów i
dobrych szpiegów; słowo ludzkie tutaj to klucz podrobiony,
który służy do otwierania cudzych zamków. Cudzoziemiec, z
chwilą, gdy staje na granicy rosyjskiej, jest traktowany jako
przestępca. Nie tylko opór władzom, lecz i motywowanie
posłuszeństwa już uchodzi tu za zamach na podstawy państwa.
Gdzie życie jest tak nieznośne, tam człowiek dążyć musi do tego, by się
ogłuszać jak najczęściej, upijać do zapomnienia o świecie, odpędzać
myśli smutne za pomocą najbezmyślniejszych a odurzających rozrywek.
Jedynie zabawy puste, błahe lub hulaszcze są dozwolone w tym państwie.
Z literatury zachodniej najchętniej tu czytają Paul de Kocke’a.
Życie samo jest zbyt groźne na to, aby ludzie gustowali w literaturze
poważnej: farsa, idylla lub panegiryk - oto rodzaje piśmiennictwa
najbardziej rozpowszechnione pod despotyzmem. Największa przyjemność
narodowa to pijaństwo.
Trzeba tu odurzyć się na to, aby być szczęśliwym. Rozpusta jest nie
tylko rozpowszechniona we wszystkich sferach, lecz nawet ma pewien
osobliwy urok; ład społeczny jest tu oparty na ucisku, wszelki nieład,
wyłom w ustalonym porządku ma pozory odwagi i szerokiego rozmachu
życiowego, rozwiązłość uchodzi za liberalizm, lowelas, donżuan są
bohaterami. Opowiada się głośno historie o notorycznej rozpuście
mnichów i mniszek; przy grubych obyczajach rozpusta tu ma
charakter brutalny i dziki; mniszki przechowują przez pewien czas w
klasztorze młodego człowieka dla wspólnej rozrywki, a bojąc się,
by rzecz się nie wydała, zabijają go cichaczem. Te wydarzenia są
urzędowo zatajane, by nie robić skandalu, lecz są powszechnie wiadome i
powtarzane ze szczegółami.
Inne poważniejsze a nieobliczalne w swych skutkach odurzenie to sny
ambicji. Pod twardą skorupą carskiego ucisku drzemią i kipią zdławione
i spaczone w swych objawach namiętności polityczne. Tu uderzyła
Custine’a analogia i jednocześnie różnica pomiędzy
republikańską Francją a carską Rosją. Tam demokracja, tu despotyzm
zniósł ustalone przegrody społeczne, zwalił hierarchię: otworzył
pole do wynoszenia się w górę z nizin na szczyty. Środki
wyniesienia są odmienne: we Francji można dojść do wszystkiego,
schodząc ze stopni trybuny, na której zdobyło się popularność, w
Rosji, wkradłszy się w łaski dworu. Ranga, czyn , to galwanizm
społeczny Rosji, to namiętność górująca nad wszystkimi innymi.
Chwytając czujnym uchem ten pomruk nieukojonych ambicji, Custine widzi
pod złudną powłoką, ukrywającą utajone życie Rosji, groźny rezerwuar,
szczelnie zamknięty, a postawiony na ogniu, który się coraz
bardziej rozpłomienia.
Obok ambicji wyniesienia się na wyższe szczeble w państwie, nurtuje
poddanego carskiego podsycana z góry ambicja narodowa, sen o
potędze państwa carskiego, rojenie o coraz to nowych zdobyczach,
podbojach i o hegemonii w świecie. Ta władza, uchodząca za świętą,
karmiąca się politycznym zabobonem, ma przed sobą dwie drogi: albo
dowieść, iż jest człowiekiem, czyli zawiesić, przeciąć okrutne
działanie własnej tyranii i dać się zmiażdżyć, albo prowadzić swych
wyznawców na podbój świata, aby dowieść, iż jest istotnie
Boską. I oto carat staje się szkołą pychy państwowej.
Sny światowładcze to pociecha i otucha dla ludzi żyjących pod takim
rządem. Obserwując kraje wolne Zachodu, gdzie namiętność i walki
polityczne występują burzliwie na zewnątrz i dają pozór bezładu
i słabości, i spoglądając na Rosję zmrożoną strasznym rygorem i
imponującą uroczystym spokojem, myślą i mówią niewolnicy
Petersburga: Europa kroczy torem, jakim niegdyś szła Polska, wytrawia
się i osłabia przez czczy liberalizm, zaś Rosja pozostaje potężna,
właśnie dlatego, że nie zna wolności: cierpmy pod jarzmem, a każemy
drogo jeszcze zapłacić innym narodom za nasze poniżenie.
Olbrzymia, niespokojna ambicja nurtuje duszę narodu rosyjskiego.
Naród ten, z natury swej zaborczy, chciwy, wskutek własnego
niedostatku, przez poniżającą uległość wobec swej władzy z góry
okupuje nadzieję poddania pod swą tyranię innych ludów. Sława,
bogactwa, których oczekuje, odwracają myśl jego od hańby, jaką
przeżywa, i aby zmyć ze siebie plamę swej niecnej ofiary z wszelkiej
swobody politycznej i osobistej, niewolnik na kolanach marzy o
panowaniu nad światem.
+++
Badawcza myśl Custine’a odrywa się chwilami od
współczesnej rzeczywistości rosyjskiej i stara się odgadnąć
przyszłość tego osobliwego kraju. Nigdzie na świecie nie czuł się on
mocniej przeniknięty poczuciem niestałości rzeczy ludzkich, jak w
Petersburgu. Niech tylko ta stolica, nie mająca korzeni ani w historii,
ani w ziemi, zostanie choćby dzień jeden zapomniana przez władcę, niech
tylko polityka nowa zwróci gdzie indziej myśl monarchy, a
granit, schowany pod wodą, skruszy się, niziny, wodą zalane,
wrócą do stanu pierwotnego i dawna pustka obejmie panowanie nad
swym starym siedliskiem. Albo Rosja nie spełni swych przeznaczeń, albo
Moskwa stanie się na powrót stolicą państwa, gdyż tylko ona
posiada zawiązki samoistności i oryginalności rosyjskiej.
Lecz za to w tej starej stolicy Custine ma wizję strasznych zbrodni caratu na przestrzeni wieków.
I wydaje się mu, iż przez wszystkie bramy Kremla wychodzi
korowód nieprawości, aby zalać Rosję. Aby odrobić i naprawić to
złowrogie dzieło stuleci, na to nie dość najlepszych nawet
wysiłków jednego władcy i bynajmniej nie wystarczy tu usunięcie
jednego tyrana. Nie z tyranem, a z tyranią należy tu walczyć. W Rosji
despotyzm króluje na tronie, lecz tyrania przenika wszędzie.
Obyczaj narodu to wynik powolny oddziaływania wzajemnego ustaw na
zwyczaje i zwyczajów na ustawy. Magnat rosyjski, który w
przystępie gniewu nie bije na śmierć swego chłopa, uchodzi za człowieka
humanitarnego. Byłoby niesłuszne oskarżać cara o wszystkie nieszczęścia
państwa: siły jednego człowieka nie sprostałyby zadaniu, wobec
którego stanąłby monarcha, który by nagle postanowił
panować po ludzku nad narodem nieludzkim. Nie podobna by dziś od razu
rządzić Rosją tak, jak rządzi się innymi krajami Europy. Przykład
złagodzenia obyczajów powinien być dany od góry. Lecz
czegóż oczekiwać od narodu pochlebców, któremu
schlebia władca? Zamiast podnosić masy rosyjskie do swego poziomu,
usiłuje sam zniżyć się do ich poziomu. Rosja jest dziś dalsza od
wolności niż większość ludów świata. Jutro, wśród buntu,
rzezi, wśród łuny pożarów, lud wiejski może sobie
krzyczeć: niech żyje wolność - aż do krańców Syberii; lud ciemny
i okrutny może rozpruwać swych panów, może zbuntować się
przeciwko swym ponurym tyranom i zrumienić ich krwią nurty Wołgi, przez
to nie stanie się bardziej wolny: barbarzyństwo jest jarzmem. Droga do
wyzwolenia tych ludzi to nie pompatyczne proklamowanie wolności; należy
uczynić niewolę niemożliwą przez rozwijanie w duszy narodu uczuć
ludzkich, których brak jeszcze w Rosji. Custine wyruszył z
Paryża w przeświadczeniu, iż ścisłe przymierze Francji z Rosją stanowić
powinno podstawę układu europejskiego, lecz przyjrzawszy się z bliska
narodowi rosyjskiemu i poznawszy ducha jego rządu, doszedł do
przekonania, iż Rosja jest wyodrębniona od reszty świata cywilizowanego
przez swój system policyjny, wsparty na fanatyzmie wyznaniowym.
I wywiózł z niej przeświadczenie, iż Francja powinna szukać
oparcia o narody, których potrzeby i poziom są bardziej do jej
własnych podobne. Moskwa - był to wynik jego obserwacji - należy
bardziej do Azji niż do Europy. Geniusz Wschodu unosi się nad Rosją,
która abdykuje ze swej roli, usiłując kroczyć torem Zachodu.
Pomiędzy Francją a Rosją istnieje mur chiński. Pomimo uroszczeń,
które tchnął w Rosjan Piotr, Syberia zaczyna się wkrótce
za Wisłą. Dwie rzeczy i jedna osoba warte były podróży do Rosji:
Newa podczas białych nocy, Kreml moskiewski przy świetle księżyca i
cesarz Rosji. Oto cała Rosja malownicza, historyczna i polityczna -
pisze, robiąc widoczną aluzję i antytezę do francuskiego dzieła
Leonarda Chodźki o Polsce, które, z podobnym tytułem, właśnie
wówczas wyszło z druku.
Zażyłość Zachodu z Rosją uważał za niepodobieństwo, naprzód z
powodu głębokiego uprzedzenia Rosjan do zachodniego cudzoziemca.
Rosjanie są to ukryci Chińczycy, nie chcą przyznać swej niechęci do
obserwatorów przybywających z daleka. Każdy Rosjanin klasy
niższej, podejrzliwy z natury, nienawidzi cudzoziemców przez
ignorancję, przez przesąd narodowy. Każdy Rosjanin z klas wyższych,
również podejrzliwy, lęka się ich, gdyż uważa ich za
nieprzyjaznych i za przekonanych o swej wyższości. Dzika zazdrość,
dziecinna zawiść, której rozbroić nie podobna, kieruje
większością Rosjan w ich stosunkach z obcokrajowcami. Starają się ukryć
prawdziwe cechy życia rosyjskiego, przy tym nie tyle wstydzą się
przywar, ile nicości. Ta Rosja datuje się od wczoraj i dzieje jej są
bogate tylko w obietnice.
Lecz z drugiej strony, człowiek Zachodu czuje się w Rosji okropnie.
Trzeba pożyć w tej pustyni bez odpoczynku, w tym więzieniu bez
wytchnienia, które się nazywa Rosją, aby odczuć całą wolność, z
jakiej człowiek korzysta w innych krajach Europy, jakakolwiek będzie
ich forma rządów.
Gdy syn będzie nie kontent z Francji - pisze Custine - powiedzcie mu:
jedź do Rosji. To podróż użyteczna dla każdego cudzoziemca;
ktokolwiek dobrze przyjrzy się temu krajowi, będzie zadowolony z życia
w każdym innym miejscu.
Ubolewa Custine nad tym, iż cudzoziemcy opisujący Rosję dopomagają
Rosjanom w okłamywaniu świata. Czyż można być bardziej zdradziecko
usłużnym (traitreusement complaisant) jak większość tych pisarzy,
ściągających tu ze wszystkich krańców Europy, aby rozczulać się
nad wzruszającą poufałością, jaka panuje pomiędzy carem a jego ludem!
Czymże jest ta masa, nazywana ludem, której rzekomą poufałość z
władcami uważa za obowiązek bezmyślnie (niaisement) wysławiać Europa?
Są to niewolnicy niewolników.
Należy wreszcie zacząć o Rosjanach mówić prawdę. Czas jest, aby
ci ludzie, którzy z taką przenikliwością wykrywają wady i
śmieszności społeczeństw europejskich, przyzwyczaili się do znoszenia
szczerego sądu obcych. Jeśli chcą być uznani przez narody Europy i
traktować z nimi jak równi z równymi, niech pogodzą się z
tym, iż usłyszeć muszą sąd i o sobie.
Po paromiesięcznym pobycie Custine opuszczał Rosję. „Nigdy nie
zapomnę tego, co czułem, mijając Niemen, by dostać się do Tylży pisze.
- Ptak wyfrunąwszy z klatki lub wydostawszy się spod klosza machiny
pneumatycznej, nie byłby tak wesoły. Mogę mówić, mogę pisać to,
co myślę, jestem wolny! - wołałem. Byłem zwłaszcza uderzony wyglądem
swobodnym chłopów i wesołością chłopek: ich humor dobry
napełniał mnie niemal lękiem, była to niezależność, której
skutków bałem się dla nich, już odwykłem od jej widoku...
Przechodząc przez ulice Tylży, a później Królewca,
sądziłem, iż mam przed sobą karnawał wenecki... A przecież byłem
dopiero w połowie drogi między wolnym Zachodem a wielkim więzieniem
Rosji“.
+++
Charakterystyczna i pocieszna była kampania literacka, jaką urzędowa i
półurzędowa Rosja podjęła przeciwko książce Custine’a.
Ksawery Łabęcki, prawa ręka Nesselrodego, starszy radca ministerium
spraw zagranicznych, wydał zaraz w roku 1843 broszurę po francusku,
przetłumaczoną na niemiecki i angielski, oczywiście za środki
rządowe. Jakub Tołstoj, agent polityczny rosyjski, utrzymywany w
Paryżu z ramienia III wydziału kancelarii carskiej, używany tam do
posług poufnych, przygotował dwie publikacje na pognębienie
Custine’a. Wreszcie, osławiony kamrat po piórze
Bułharyna, gadzinowy literat Mikołaj Grecz, który bawił w roku
1843 za granicą i stamtąd utrzymywał żywą korespondencję z Dubeltem,
wówczas faktycznym szefem tajnej policji rosyjskiej, wystąpił z
pracą polemiczną, w języku francuskim i niemieckim. Oczywiście
autorzy tych prac wystawili sute rachunki rządowi za swą gorliwość.
Przedajny Grecz, dobrawszy sobie literata francuskiego Hipolita Auger,
który gotów był za sutym wynagrodzeniem od Rosji,
którą „serdecznie kochał“, przyczynić się do jej
rehabilitacji, składał rządowi rosyjskiemu projekt napisania i
wystawienia w teatrze de la Porte St. Martin wodewilu „Voyage en
Russie“, mającego ośmieszyć Custine’a. Gdy jednak Grecz z
góry uprzedzał Dubelta, iż trzeba będzie za wystawienie tej
rzeczy w Paryżu suto posmarować (podmazat’) i gdy Auger pomknął
sam do Petersburga i przedstawił się Benkendorfowi i Dubeltowi, ci
doszli do wniosku, iż tacy wykonawcy mogą swą gorliwością ośmieszyć do
reszty nie Custine’a, lecz Rosję, i rzecz nie wyszła poza zakres
patriotycznych zamiarów. Tiutczew ubolewał, iż Rosja,
oczerniona przez Custine’a, znalazła tylko takich
obrońców, którzy z „nadmiaru gorliwości są w stanie
podnieść śpiesznie parasol, aby uchronić od skwaru dziennego szczyt
Montblanc’u“. Sam jednak poszedł ich śladem i
również wydał polemiczną przeciwko Custine’owi
broszurę. Skutek tych wszystkich broszur mógł być tylko
taki, jaki jest zawsze udziałem nieudolnych polemik z wybitnym dziełem:
reklama dla dzieła. Poza tym, obrona Rosji przez ludzi tak ordynarnej
duszy jak Grecz, mogła tylko kompromitować sprawę. Hercen pojął to od
razu:
„Obrona cara przez Grecza przeciwko Custine’owi jest faktem
zdumiewającym, oskarża ona rząd daleko gorzej od Custine’a tokiem
samej apologii, a także tym, co właśnie chwali. Jawne kłamstwo,
zuchwałe powoływanie się na fakty, wszystkim znane, a przedstawiane
zupełnie odmiennie; chamskie poglądy i bezczelna poufałość, afiszowana
w tym celu, aby wysławić naszą zdumiewającą poufałość w stosunkach z
cesarzem. Są strony, uderzające cynizmem niewolnika, który
utracił wszelki szacunek dla godności człowieka. Grecz wystawił na
hańbę sprawę, w imię której podniósł swój głos
nikczemny. Negując fakty wszystkim znane, Grecz w
dwójnasób wzmacnia tylko siłę diatryby.“
Najtrafniej, najsprawiedliwiej z rozumnego stanowiska rosyjskiego
ocenił książkę Custine’a Hercen. „Niewątpliwie jest to
najbardziej interesująca i najrozumniejsza książka, jaką cudzoziemiec
napisał o Rosji. Są błędy, wiele rzeczy powierzchownych, lecz jest tu
prawdziwy talent podróżnika, obserwatora, pogląd głęboki,
umiejący chwytać w lot i z paru fragmentów odgadnąć całość.
Najlepiej uchwycił sztuczność, uderzającą na każdym kroku, i chełpienie
się tymi pierwiastkami życia europejskiego, które istnieją u nas
wyłącznie na pokaz. Są wyrażenia uderzająco trafne.
Tkliwość duszy autora i sumienność jego nadają książce tej
szczególną doniosłość; zupełnie nie jest ona nam wroga,
przeciwnie studiował on nas raczej z miłością i, kochając, nie
mógł nie smagać wielu rzeczy... Ciężkie wrażenie wywiera ta
książka na Rosjaninie, głowa oparta na piersi i ręce się opuszczają; i
ciężko jest, gdyż czujesz straszną prawdę, i przykro, że to obcy
dotknął miejsca chorego, i wiele rzeczy zjednywa cię dla niego, a
przede wszystkim jego miłość do ludu.“ W miesiąc potem, w
listopadzie 1843 roku, Hercen znowu wraca do książki Custine’a:
„Książka ta działa na mnie jak tortura, jak kamień tłoczący
pierś; nie patrzę na usterki, istota poglądu Custine’a jest
trafna; i to straszne społeczeństwo i ten kraj - to Rosja. Jego wzrok
upokarzająco wiele widzi“. W tym bólu zranionego
uczucia narodowego i w tym jednoczesnym przyznaniu racji głębokiemu
analitykowi Rosji maluje się w całej pełni gorąca, prawa dusza
Aleksandra Hercena.
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012