STRONA GŁÓWNA

List otwarty 

Wiktora Poliszczuka 

do 

docenta Ryszarda Torzeckiego

czsopismo historyczno-publicystyczne „Na Rubieży” nr 55/2001

/fragmenty/

Panie Docencie,

W numerze 8 „Naszego Słowa" (25 lutego 2001 r.) udzielił Pan wywiadu Ewie Pocztar - Szczerbie, w którym na pytanie: Panie Profesorze, gdy już mówimy o pisaniu bzdur, jak Pan ocenia skalę spustoszeń spowodowanych przez publikacje Edwarda Prusa, Jacka Wilczura i Wiktora Poliszczuka? - odpowiedział Pan: Nie ma sensu mówić o Prusie. To sowiecki agent. Podobnie jak prokurator NKWD Wiktor Poliszczuk. To są ludzie, na temat których nie dyskutuje się.

Za wypowiedziane publicznie słowa ich autor ponosi odpowiedzialność, (wytłuszczenie Red. „NR") rzucone pod moim adresem pomówienie, jeżeli tylko pokonam trudności finansowe, będzie przedmiotem mojego pozwu przeciwko Panu (oraz redakcji „Naszego Słowa"), ale zanim do tego dojdzie jestem zmuszony publicznie ustosunkować się do Pańskiej wypowiedzi.

Oświadczył Pan, że jestem (byłem?) agentem sowieckim oraz prokuratorem NKWD. Nie będę się z tego absurdalnego zarzutu usprawiedliwiać, jednakże powiem o jego autorze, a więc o Panu, kilka zdań, które rzucą światło   na   Pańską   moralność   jako   historyka, chrześcijanina, człowieka. Czytelnik z moich wypowiedzi oceni - jak nisko Pan upadł. Tak nisko, że już niżej nie można, osiągnął Pan dno moralne. Pańskie pomówienie pod moim adresem tłumaczę Pana rozstrojem psychicznym, nie wiem tylko czym spowodowanym: chorobą psychiczną czy też stanem upojenia lub po upojeniu alkoholowym? Mam prawo tak twierdzić, bowiem trzeźwy człowiek, tym bardziej historyk, nie dopuściłby się do takiego upadku moralnego.

Faktycznie, miałem do czynienia z NKWD -bezpośrednio i pośrednio. Bezpośrednio, kiedy nad ranem w dniu 13 kwietnia 1940 roku pracownicy tej instytucji deportowali mnie na Sybir, czternastoletniego chłopca, wraz z Matką i dwiemia siostrami. Gdy nas wieźli ciężarówką do stacji kolejowej w Dubnie, NKWD-zista wyjął z kabury nagan i ostrzegł: Jeśli kto wzdumajet bieżat' - budu sthelat'. Potem enkawudziści „towarzyszyli" nam aż za Ural. Pośrednie zaś moje kontakty z NKWD miały następujący charakter: już 17 września 1939 roku Ojciec mój został przez tę instytucję aresztowany, osadzony w więzieniu w Dubnie, a w kwietniu 1940 roku wywieziony do centralnej lub wschodniej Ukrainy i tam zastrzelony przez funkcjonariuszy NKWD na podstawie decyzji Biura Politycznego WKP(b) - (Stalin, Beria, Woroszyłow, Kaganowicz, Mołotow, Kalinin i inni). Napisałem „zastrzelony", a nie rozstrzelany, bowiem mego Ojca i tysiące innych obywateli polskich - oficerów, podoficerów Wojska Polskiego, policjantów, urzędników państwowych itp., uśmiercali niespodziewanym strzałem w tył głowy -bez przedstawienia zarzutów, bez rozprawy sądowej, bez prawa do obrony.

Pan, Panie Docencie, twierdząc, że byłem sowieckim agentem i prokuratorem NKWD, mnie, ofiarę systemu sowieckiego i NKWD, którego rodzina straciła dorobek całego życia, który przez sześć lat nie zjadł ani jednego owoca, który głodował i ciężko pracował również w 40-stopniowym mrozie przy budowie kolei Akmolinsk-Kartały, którego Ojca zamordowało NKWD, stawia Pan w jednym rzędzie z wyżej opisanymi oprawcami.

Dlaczego Pan to zrobił? Dlatego, że byłem prokuratorem w PRL-u?
To prawda, że w wykonaniu „nakazu pracy", po ukończeniu studiów prawniczych, przez przypisane trzy lata pełniłem obowiązki asesora, potem referendarza śledczego, wreszcie podprokuratora w Prokuraturze Powiatowej w Jaworze, czego się nie wstydzę, bowiem praca ta polegała na zwalczaniu przestępstw pospolitych - złodziejstwa, grabieży, rozbojów, gwałtów itp., a po upływie nakazanego okresu zwolniłem się z pracy w tej instytucji, potem pracowałem jako radca prawny, wreszcie jako adwokat w tymże Jaworze.

Insynuowanie mi aktywnej współpracy ze służbami specjalnymi ZSRR (agent sowiecki, prokurator NKWD) w kontekście moich „kontaktów" z nimi, jest zwyczajną podłością, czynem, zaliczanym do niskich. Dlaczego Pan tak postąpił, co Pana do tego skłoniło? Takiej potwarzy nie rzuciłby pod moim adresem nawet największy pijaczyna w Jaworze, w którym spędziłem wiele lat swego życia i do którego często wracam po dwudziestu latach pobytu w Kanadzie z podniesionym czołem.

Ostatnie dwadzieścia lat swego życia poświęciłem badaniu fenomenu nacjonalizmu ukraińskiego, co zaowocowało publikacjami kilkunastu moich naukowych i publicystycznych prac.

Właśnie te prace stały się przyczyną ataków na mnie, podejmowanych nie tylko przez obrońców nacjonalizmu ukraińskiego, ale też, niestety, przez podobnych do Pana historyków polskich, nie wspominając ukraińskich nacjonalistycznych historyków. Jako pierwszy, zanim ukazała się moja Gorzka prawda: zbrodniczość OUN-UPA, zaatakował mnie profesor (sic!) Stepan Zabrowarnyj z Uniwersytetu Szczecińskiego, publikując w tymże „Naszym Słowie" artykuł pod znamiennym tytułem: Kim on jest, Wiktor Poliszczuk?, w którym wskazał na mnie, ako na prokuratora PRL-u, a więc na rzekomo takiego, który nie zasługuje na wiarę.

„Argument" Poliszczuka -prokuratora został podjęty przez wielu obrońców struktur OUN - UPA - SS „Galizien", posługiwał się nim prof. (sic!) Wołodymyr Serhijczuk z Kijowskiego Uniwersytetu, prof. (sic!) John Paul Himka z University of Alberta i inni, między innymi profesorowie (sic!) Jarosław Isajewycz z Lwowskiego Uniwersytetu i Roman Szporluk z amerykańskiego Harvardu, a prof. (sic!) Stepan Kozak z Warszawskiego Uniwersytetu, gdy usłyszał, że jestem zaproszony do wygłoszenia na sympozjum naukowym w Krakowskim Oddziale PAN, współorganizatorem
którego był UJ, referatu pt.: Pojęcie integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, zareagował: jak oni mogli dopuścić do zaproszenia Poliszczuka na sympozjum?

A po wygłoszonym przeze mnie referacie zareagował nawet ambasador (sic!) Ukrainy w Polsce, Dmytro Pawłyczko, zgłaszając w sposób przekraczający jego uprawnienia pretensje do Rektora UJ, na skutek jego interwencji nie opublikowano zbioru referatów tego sympozjum, (wytłuszczenia Redakcji „NR")

Rzeczą znamienną jest to, że nikt spośród historyków - ukraińskich nacjonalistycznych czy też polskich, nie podjął merytorycznej dyskusji z formułowanymi przeze mnie tezami z zakresu zasad ideologicznych, założeń programowych, czy też działalności struktur OUN - UPA.

Nie mogę zaliczyć do krytyki moich prac artykułów takich autorów, jak dr Grzegorz Motyka, który, mimo sformułowania przeze mnie udowodnionych zarzutów, że nie zna podstawowych dokumentów programowych OUN, że bezpodstawnie obciąża złożoną z Polaków policję w służbie niemieckiej w zakresie mordu masowego na Czechach w Malinie Czeskim - skwitował dyskusję ze mną stwierdzeniem, iż zgadza się ze mną co do jednego tylko: że jest młodszy ode mnie. Zaiste unik przynoszący ujmę temu historykowi, który nie potrafi przyznać się do błędu.

Nie podjął też krytyki mojej pracy: Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego dr Tomasz Stryjek, ograniczając się do domysłów, nawet insynuacji z zakresu metodologii jej opracowania.

Nie mogę zaliczyć do krytyków moich prac też prof. W. Serhijczuka, który w swej broszurze zaprezentował dokument propagandowy OUN - UPA, z którego wynika, że UPA nie tylko nie mordowała ludności polskiej, ale wręcz jej pomagała, a pod moim adresem wysunął zarzut, że „nie wiem nawet jak się drzwi do archiwów otwiera", chociaż dysponuję materiałem archiwalnym (w tym zebranym w toku osobistej kwerendy), przekraczającym zbiory, być może, niejednej placówki naukowej.

Na charakter ataków na mnie wskazuje też fakt, iż dr Roman Drozd w swojej publikacji „Ukraińska Powstańcza Armia", wyd. Burchard Edition (czemuś nazwisko „Burchard" kojarzy mi się z pseudo-nimem literackim „Jurij Kłen"), napisał, że dopuściłem się plugawych kłamstw, naturalnie w moich publikacjach, ale nie wskazał chciażby na jedno, natomiast ja, w mojej najnowszej pracy pt. Dowody zbrodni OUN i UPA udowodniłem, że tenże Roman Drozd dopuszcza się publikacji sfałszowanych dokumentów autorstwa struktur OUN.

Jaka jest przyczyna takiej nienawiści pod moim adresem, w tym i nienawiści Pana do mnie? Rozumiem, że jej przyczyną, gdy chodzi o jawnych obrońców nacjona-lizmu ukraińskiego, skupionych wokół Związku Ukraińców w Polsce i jego organu „Nasze Słowo", jest dokonana przeze mnie wiwisekcja tego nacjonalizmu - jego zasad ideologicznych, założeń programowych oraz zbrodniczych działań struktur tego nacjonalizmu. Jako znający język ukraiński (także dialekt halicki), potrafiłem dokonać dogłębnej analizy ideologii oraz założeń programowych integralnego, a więc faszystowskiego typu, nacjonalizmu ukraińskiego, czego przede mną nie dokonał nikt.

Wynikiem mojej pracy badawczej były publikacje, w których „trafiłem w dziesiątkę" - ujawniłem w całej rozciągłości faszystowską istotę integralnego nacjonalizmu ukraińskiego. Tego nie mogą scierpieć obrońcy tego nacjonalizmu, między innymi ukraińscy nacjonalistyczni historycy oraz działacze ZUwP. Stąd też ich ataki na mnie.

Ale dlaczego Pan, posługując się najniższej kategorii metodą walki, usiłuje mnie zdyskredytować? Pan, który napisał trzy poważne prace na temat nacjonalizmu ukraińskiego, szczególnie o jego działalności w okresie międzywojennym oraz usługach UWO - OUN na rzecz Niemiec. Podkreśliłem to w swych pracach, ale nie omieszkałem też wskazać na istotne błędy w Pana pracach, w szczególności na Pańskie bezpodstawne, oparte o wywiad z Mykołą Łebediem, twierdzenie, że na Wołyniu w 1943 roku OUN- UPA wzywała ludność polską do opuszczenia tego terytorium, a gdy Polacy nie podporządkowali się temu wezwaniu, dopiero wtedy OUN - UPA przystąpiła do działań wyniszczających tę ludność.

(...)

Sprzeciwiłem się także nieudowodnionemu Pańskiemu twierdzeniu co do prowadzenia przez Niemców i Sowietów na Wołyniu w latach okupacji hitlerowskiej polityki divide et impera wobec ludności polskiej i ukraińskiej, bowiem nie miała ona tam i wtedy miejsca, na ten temat mógłbym Panu wygłosić obszerny wykład. Sprzeciwiłem się Pańskiemu, bez powołania się na dowody, modnemu obecnie twierdzeniu, że akcja „Wisła" została przeprowadzona na polecenie Moskwy. Jako pierwszy w historiografii przedmiotu wykazałem, że zabójstwa ludności polskiej, dokonane przez struktury OUN - UPA, prowadzone były planowo, doktrynalnie, w sposób zorganizowany, w przeciwieństwie do mających miejsce samorzutnych odwetowych zabójstw na ludności ukraińskiej, dokonanych przez struktury polskie, czego Pan nie widzi.

Czy z tego powodu dopuścił się Pan podłości wobec mnie? Jeżeli tak, to zapytam Pana: czy tak postępuje człowiek nauki, inteligent, człowiek honoru? Wreszcie, czy tak postępuje chrześcijanin?

Ja, kiedykolwiek coś twierdzę, opieram się na dowodach. Czy Pan, historyk przecież, natrafił na dowody, wskazujące na to, że byłem (jestem?) agentem sowieckim i prokuratorem NKWD? Jeżeli tak, to proszę je opublikować. Tego jednak Pan nie uczyni, bowiem takie dowody nie istnieją. Na czym więc oparł Pan swoje bluźniercze twierdzenie pod moim adresem?

W imię czego dołączył się Pan do fałszującego melodię chóru nacjonalistów ukraińskich, który, jak w jakimś chorale, powtarza się: „Poliszczuk - prokurator, Poliszczuk -prokurator, Poliszczuk - prokurator". To chyba pod wpływem Pańskiego oświadczenia Paweł Smoleński w „Gazecie Wyborczej" (23-24.03.01) napisał, że byłem „prokuratorem wojskowym", a moje prace naukowe nazywa „broszurkami" (jedna z nich, najnowsza, ma 778 stron, formatu A-4, zawiera ponad 3.000 przypisów źródłowych, publikuje kopie oryginalnych dokumentów OUN - UPA).

A zorkiestrował ten chór Bohdan Osadczuk, mianujący się profesorem, który nigdy nie opublikował żadnej pracy naukowej, twierdząc na łamach „Tygodnika Powszechnego", że w czasie akcji „Wisła" byłem prokuratorem PRL-u, podczas gdy ja w tym czasie byłem uczniem I klasy Liceum Pedagogicznego w Legnicy

(...)

Pan, Panie Docencie, chyba wie, że przed pięciu laty wystąpiłem z propozycją do nacjonalistów ukraińskich w Kanadzie, aby zorganizowali publiczny panel na temat moich prac, w którym udział wzięliby po ich stronie trzej historycy, po jednym od OUN Bandery, OUN Melnyka i OUN-z, a po drugiej stronie ja bym wystąpił. Nie odważyli się na taki panel.

Pan też wie doskonale, że nacjonalizm ukraiński kwalifikuję jako ukraińską odmianę faszyzmu, a działaczy Związku Ukraińców w Polsce nazywam obrońcami tych struktur. Dlaczego oni, w Polsce lub w Kanadzie, gdzie mają wielu „swoich" adwokatów, nie zaskarżą mnie do sądu o zniesławienie? Czy, może, faszym w Polsce nie ma już pejoratywnego zabarwienia? Ale chyba nie z tego powodu nacjonaliści ukraińscy nie chcą się ze mną sądzić, oni obawiają się, że przed sądem miałbym możność publicznego ujawnienia faszystowskiego, zbrodniczego charakteru struktur Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii, batalionów „Nachtigall" i „Roland", dywizji SS „Galizien" i innych.

Właśnie naukowo udowodniony przeze mnie zbrodniczy charakter tych struktur doprowadza do wściekłości spadkobierców OUN - UPA - SS .Galizien". Dlatego trzeba mnie zdyskredytować. Mnie, a nie moje prace, bowiem obrońcy nacjonalizmu ukraińskiego nie mają wobec nich kontrargumentów.

Właśnie dlatego kilka lat temu nazwano mnie „Żydem", z Polski wysłano do Dubna, miejsca mego urodzenia, emisariuszkę z zadaniem zbadania mego rodowodu. Dorarła ona do mojej metryki w cerkiewnej księdze metrykalnej, do cmentarza prawosławnego we wsi Lipa (12 km od Dubna), na którym spoczywa kilka pokoleń moich przodków -Ukraińców. A gdy na jednym z uniwersytetów w Polsce któryś z profesorów wystąpił z nieformalnym wnioskiem o nadanie mi doktoratu honoris causa, już następnego dnia rozpowszechniano „informację", że w czasie okupacji byłem aktywnym kolaborantem hitlerowskim, chociaż żywych Niemców w mundurach pierwszy raz w życiu zobaczyłem w 1946 roku, gdy jako jeńców wieziono ich w głąb ZSRR.

Chyba wszystko jest jasne. I rozumiem w jakimś sensie nacjonalistów ukraińskich, oni nie mają innego wyjścia, jak tylko wszelkimi sposobami bronić się przed zarzutem ludobójstwa. A oni w metodach nie przebierają. Nie przypadkowo moja rodzina z Ukrainy, bojąc się o moje życie, przestrzega mnie, abym, będąc w Polsce, nie przyjeżdżał do nich.

Pan jest historykiem, jeżeli w swych pracach, ocenionych bardzo wysoko przez poważnych ludzi nauki polskiej, dopuściłem się błędu, jeżeli powołałem się na wątpliwej wartości dokument, jeżeli wyprowadzam fałszywe wnioski z moich analiz i ustaleń, to czemu, naśladując ukraińskich nacjonalistycznych działaczy, nie podejmuje się Pan krytyki tego, co napisałem?

Zastanawiam się - w czym tkwi pierwoprzyczyna Pańskiej nienawiści do mnie? Może nią jest fakt, że podważyłem Pański autorytet jako znawcy zagadnień nacjonalizmu ukraińskiego? No bo przecież Pan nie zdołał ustalić tego, że z rąk OUN - UPA padło co najmniej 40.000 cywilnej ludności ukraińskiej (nie milicjantów, nie enkawudzistów), podejrzanej tylko o to, że w razie powrotu władzy radzieckiej, może ona powiedzieć prawdę o zbrodniach OUN - UPA, że nie pomagała po wojnie sotniom UPA.

Dysponuję wykazem ponad 9.000 Ukraińców (imiona, nazwiska, daty, miejscowości) zamordowanych przez OUN - UPA w samym tylko obwodzie rówieńskim. Mam prawo pomnożyć tę liczbę przez pięć obwodów Zachodniej Ukrainy (dodatkowo mam wykazy pomordowanych Ukraińców w Iwano-frankowskim obwodzie), co daje podstawę do twierdzenia o 40.000 ukraińskich ofiar OUN - UPA.

Ta zbrodnia na Ukraińcach miała miejsce z reguły po wojnie, dlatego mało wiedzą o niej polscy historycy. Pan nie dotarł do tych danych, a z nich wynika, że co czwarta ofiara OUN - UPA, nie licząc ofiar żydowskich, była narodowości ukraińskiej. A gdy pewien, mający wątpliwości co do liczby ukraińskich ofiar OUN - UPA, Polak z Kaliforni zadzwonił do Pana, odwołując się do moich twierdzeń, wówczas Pan, jak mówi ten Polak, podejrzewając, że był Pan w stanie nietrzeźwym, „bluznął pod moim adresem stekiem rynsztokowych słów". Znów pytam Pana: dlaczego?

Pan (i nie tylko Pan) nie zgadza się z moim twierdzeniem co do tego, że struktury OUN - UPA nie stanowiły ukraińskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, nie widzi Pan różnicy między dążeniem do powołania do życia totalitarnego państwa, a ruchem narodowo-wyzwoleńczym. OUN - UPA nie miała mandatu od narodu ukraińskiego do działania w kierunku powołania takiego państwa.

Ruch narodowowyzwoleńczy nie dopuszcza się mordowania swoich współziomków, jak to czyniła OUN -UPA, taki ruch zawsze składa się z ochotników, a w UPA ponad 60% jej składu stanowili Ukraińcy wcieleni do niej terrorem SB - OUN. Tego Pan nie wie, a przecież to właśnie decyduje o braku mandatu dla OUN do działania w imieniu narodu ukraińskiego. Pod koniec drugiej wojny światowej zaistniał polski ruch, dążący do powołania do życia polskiego państwa typu komunistycznego (grupa moskiewska: Alfred Lampe, Wanda Wasilewska i in., plus Władysław Gomułka, Gwardia Ludowa). Państwo polskie typu komunistycznego powstało, uznało je prawo międzynarodowe, ale czy wspomniani budowniczowie tego państwa stanowili narodowowyzwoleńczy polski ruch? Czy ten ruch miał od narodu polskiego mandat do działania? Czy naród polski w tym państwie był niepodległy?

Lekkim piórem pisze Pan o wzywaniu przez OUN -UPA ludności polskiej do opuszczenia Wołynia w 1943 roku i nie zauważa Pan, że między GG, a Reichskommissariatem Ukraina istniała mocno strzeżona granica, a więc ludność polska, nawet gdyby była wzywana do opuszczenia Wołynia, nie miała fizycznej możliwości zastosowania się do takiego „nakazu".

Jak już wspomniałem, swoje twierdzenie oparł Pan na wypowiedzi M. Łebedia w toku przeprowadzonej przez Pana z nim rozmowy oraz na wydanej przez tegoż Łebedia w 1946 roku książce. Jeździł Pan na rozmowę z M. Łebediem do Stanów Zjednoczonych, oznacza to, że jednak miał Pan zaufanie ze strony władz PRL, ale nie znał Pan, i z tego co Pan nadal pisze i mówi widać, że również dotychczas nie poznał Pan istoty integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, będącego ukraińską odmianą faszyzmu - nazizmu.

(...)

Nigdy Pan nie miał możliwości poznania celu strategicznego tego nacjonalizmu, a sprowadza się on do zbudowania ukraińskiego państwa typu faszystowskiego na wszystkich, według ocen OUN, „ukraińskich terytoriach etnograficznych", a więc państwa o obszarze ponad 1.000.000 km kw., sięgającego „od Karpat do brzegów Morza Kaspijskiego", to znaczy od Krynicy do Czeczenii, od szczytów Kaukazu na południu, do obwodu kurskiego i 1/3 południowego terytorium Białorusi włącznie, a więc też 19.500 km kw. południowo - wschodnich obszarów obecnej Polski.

W przeszłości ta ideologia i te cele strategiczne OUN zaowocowały ludobójstwem na ludności polskiej i zabójstwami masowymi na ludności ukraińskiej, w przyszłości zaś struktury OUN, gdy się je nie zdemaskuje do końca, mogą doprowadzić do konfrontacji zbrojnej między Polską, a Ukrainą.
Tylko dzięki akcji „Wisła" nie doszło do wojny domowej w Polsce.
Dotychczas w literaturze przedmiotu jedynie ja (a nie Pan) dokonałem analizy ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, ujawniłem, na podstawie szeregu dowodów, cel strategiczny nacjonalizmu ukraińskiego. Czy nie dlatego Pan atakuje mnie ad personam?

Jak widać, moje tezy są udowodnione tak przyjrzyście, że ani Pan, ani żaden z historyków nie potrafi ich podważyć. Ataki na mnie, do których się Pan przyłączył, łączą się z operacją „Wisła", w następstwie której około 150.000 Ukraińców zostało przesiedlonych (nie wysiedlonych, nie deportowanych, ale właśnie przesiedlonych) na północne i zachodnie ziemie Polski. Ta akcja w sensie historycznym została opracowana dostatecznie, ja jestem autorem formuły prawnej tej akcji, zgodnie z którą została ona (akcja „Wisła") podjęta w stanie wyższej konieczności.

Teraz ta akcja ze sfery historii przeszła do sfery polityki. Właśnie o polityce jestem zmuszony powiedzieć kilka zdań. Polityka nie jest sferą działalności historyka, ale ustalenia historyków lub wyniki analiz politologów, rzutują lub mogą rzutować na politykę. Jestem zdania, że bez wskazania na OUN - UPA jako na sprawcę ludobójstwa, dokonanego przez OUN - UPA na ludności polskiej, nie ma możliwości ułożenia poprawnych stosunków polsko -ukraińskich na płaszczyźnie społeczeństw, bowiem pamięć historyczna ocalałych z pogromów polskich ofiar i ich rodzin żyć będzie setki lat.

Tak jak pamięć o ludobójstwie na Ormianach, dokonanym przez Turków 85 lat temu.   (...)
A co do „akcji”  „Wisła", to nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby uświadomić sobie, że gdyby nie ta akcja, to dziś Polska miałaby swoje „Kosowo", wystarczy przypomnieć parady wojaków UPA w Polsce.

Inaczej mówiąc, nauka historii może, a czasem powinna, wpływać na politykę, ale nigdy odwrotnie. Tymczasem tacy historycy polscy, jak Pan oraz Grzegorz Motyka   i Tomasz Stryjek, a także ukraińscy nacjonalistyczni historycy, tacy jak Jarosław Isajewycz, Jarosław Daszkewycz, Wołodymyr Serhijczuk, Roman Szporiuk, Hryhorij Demian i inni, „ustawiają się" z prądem politycznym, o którym powiem niżej. Ja zaś mówię, że historykowi nie przystoi kierować się względami politycznymi, iść zgodnie z prądem politycznym, bowiem jak powiada ludowe porzekadło, „z prądem nawet g.... łatwo płynie".

Historyk ma badać zaszłości w postaci faktów i wydarzeń, wyciągać z nich wnioski, uwzględniać ich tło historyczne, panujące w czasie wydarzeń warunki prawne, społeczne itp., a nie „potępiać", „usprawiedliwiać" takie lub inne ruchy. Historyk ma obowiązek uwzględniać fakt. zgodnie z którym po drugiej wojnie światowej istniało państwo polskie, chociaż rządzone było ono przez komunistów. Działania przeciwko temu państwu, w szczególności w celu oderwania od niego określonego terytorium, stanowi zbrodnię przeciwko państwu, które ma prawo i obowiązek podejmować kroki w celu jego obrony. Tak należy widzieć działania OUN - UPA po powstaniu państwa polskiego po wojnie i tak należy rozpatrywać operację „Wisła".
(,...)
 Pan, Panie Docencie, tego nie widzi, został Pan ślepym narzędziem w rękach eksponentów zbrodniczych struktur integralnego nacjonalizmu ukraińskiego.
Dlatego Pan, dyskredytując polską naukę historii, której jest Pan przedstawicielem, ucieka się do podłych zachowań, nazywając mnie „sowieckim agentem" i „prokuratorem NKWD"?

I na zakończenie: czy to przypadek, że właśnie w ostatnim czasie dochodzi do frontalnych ataków na mnie z pozycji ad personam, że została przerwana wobec mnie zmowa milczenia? Czy nie wiąże się to z faktem ujawnienia przeze mnie w najnowszej mojej pracy „Dowody zbrodni OUN-UPA: integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu", faktu strukturalnego doktrynalnego ludobójstwa, dokonanego przez struktury OUN-UPA?

Moje publikacje, naukowe i publicystyczne, oparte są na dowodach, których do dziś nikt nie podważył, moje wnioski są obiektywne, logiczne, pozbawione wszelkich wpływów politycznych. Dziś w Polsce, wzorem Zachodu, wśród większości dziennikarzy, a także części historyków, zapanowała zasada tzw. policical correctness, to znaczy politycznej poprawności. Jest to zasada nie do przyjęcia przez naukę, ja tej zasady nie przestrzegam, a Pan?

Czy potrafi Pan w stanie trzeźwości umysłowej udzielić mi publicznej odpowiedzi na ten list? Tylko proszę, niech Pan używa argumentów właściwych historykowi. Wzywam Pana do sformułowania i ogłoszenia na łamach prasy merytorycznych zarzutów wobec twierdzeń zawartych w moich pracach. Za Pana pośrednictwem wzywam Związek Ukraińców w Polsce, aby zorganizował w Warszawie panel publiczny, na którym Pan, a także profesorowie Stepan Zabrowarnyj, Stepan Kozak, doktorzy Roman Drozd, Grzegorz Motyka i Tomasz Stryjek, ewentualnie też prof. Wołodymyr Serhijczuk z Kijowa, Jarosław Isajewycz ze Lwowa, John Paul Himka z Edmontonu, Roman Szporiuk z Bostonu, powołując się na tytuły moich prac i na odpowiednie ich strony, sformułowali pod moim adresem merytoryczne zarzuty co do braku rzetelności moich twierdzeń


/ Oczywiście to wezwanie Wiktora Poliszczuka  jak i wiele jego innych pozostało bez odpowiedzi.- P.J./  


Wiktor Poliszczuk
„Gorzka prawda- cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa” – 2006 r.

 
/fragmenty/

(...)
Porównanie politycznego kierunku publikacji „Naszego Słowa" z racją stanu Polski dla politologa może być wdzięcznym tematem rozprawy doktorskiej. O warszawskim „Naszym Słowie" powiem tylko, że jego redakcja w sposób perfidny wykorzystała leczonego na „odwykówce" alkoholika doc. Ryszarda Torzeckiego do dyskredytowania mnie.

W wywiadzie ten historyk, który przed chorobą alkoholową napisał dobrą pracę "Kwestia ukraińska w polityce III Rzeszy", na pytanie, co sądzi o moich pracach, odpowiedział: „O Poliszczuku nie ma co mówić, to agent KGB". Mam prawo domyślać się, że redaktorka „Naszego Słowa" sprowokowała taką odpowiedź. R. Torzecki w tym czasie był człowiekiem wręcz ubogim, odżegnała się od niego rodzina, jemu potrzebna była każda złotówka (np. honorarium za wywiad).  Z wdzięczności za obronę OUN-UPA „Nasze Słowo" zorganizowało nawet Torzeckiemu pogrzeb w obrządku greckokatolickim, chociaż nie mam informacji, czy (a jeżeli tak, to kiedy?) R. Torzecki zmienił wyznanie na grecko-katolickie. Z pewnością Ryszard Torzecki musiał się dobrze zasłużyć nacjonalistom ukraińskim w Polsce, skoro zorganizowali mu pogrzeb. O tym pomówieniu mnie i o innych sprawach jeszcze piszę dalej   (...)


Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012