STRONA
GŁÓWNA
Kneblowanie
Ks. Tadeucz Isakowicz–Zaleski
„Nie zapomnij o Kresach” – Kraków 2011
/fragmenty/
Do osób, które starają się wpłynąć na autorów
książek o ludobójstwie, dołączyli Maria Szeptycka oraz
hierarchowie greckokatoliccy, Włodzimierz Juszczak i Jan Martyniak
Maria Szeptycka jest bratanicą abp. Andrzeja Szeptyckiego.
13 grudnia (co za wymowna data!) 2008 r. napisała listskargę do ks.
kard. Stanisława Dziwisza. Kopię wysłała także do greckokatolickiego
zakonnika Ireneusza Kondrowa i prof. Mirosława Murynowicza ze Lwowa. W
liście tym pisze: „Od pewnego czasu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
prowadzi działalność publicystyczno-historyczną. Jego wystąpienia
dotyczą postawy Kościoła wobec Służby Bezpieczeństwa,
ludobójstwa Ormian, a ostatnio konfliktu polsko-ukraińskiego w
czasie II wojny światowej". Tutaj autorka wymienia moją książkę
Przemilczane ludobójstwo na Kresach, publikacje w „Gazecie
Polskiej" i „Rzeczpospolitej" oraz szereg wywiadów
medialnych. Następnie dodaje: „Teksty i wystąpienia ks. Tadeusza
Isakowicza-Zaleskiego są szkodliwe zarówno dla stosunków
polsko-ukraińskich, jak i relacji pomiędzy Kościołami rzymskokatolickim
i greckokatolickim. Są też niesprawiedliwe i krzywdzące dla metropolity
Andrzeja Szeptyckiego". Po postawieniu tych zarzutów zwraca się
do metropolity krakowskiego o to, aby mnie - uwaga! - „przekonał"
do jej racji. Jak takie „przekonywanie" w relacjach przełożony -
podwładny odbywa się, wiadomo powszechnie.
Tutaj trzeba dodać, że Maria Szeptycka, wraz z innymi członkami swojej
rodziny, przeciwstawiała się w 2007 r. ustawieniu w Warszawie pomnika
ku czci ofiar UPA. Akcję tę organizowała Bogumiła Berdychowska, a
wspierali m.in. Seweryn Blumsztajn i Grzegorz Motyka oraz aktywiści
Unii Wolności: Henryk Wujec, Tadeusz Mazowiecki, Janusz Onyszkiewicz,
Bronisław Geremek i Jan Lityński. O tych działaniach z ogromną atencją
wypowiedział się m.in. Kongres Nacjonalistów Ukraińskich,
realizujący ideologię, Slcpana Bandery i Dmytro Doncowa.
Drugą osobą, która także w mojej sprawie pisała do kard.
Stanisława Dziwisza, był greckokatolicki biskup Włodzimierz Juszczak z
Wrocławia.
W lipcu 2008 r. za zgodą autora opublikowałem na swojej stronie
internetowej list dr. hab. Bogusława Pazia z Uniwersytetu Wrocławskiego
skierowany do wspomnianego biskupa: „Przechadzając się przez Plac
Nankiera [we Wrocławiu], moją uwagę zwróciła tablica umieszczona
na ścianie odremontowanego przez polskie społeczeństwo kościoła i
przekazanego parafii grecokatolickiej dekretem śp. Jana Pawła II. Ku
swojemu zaskoczeniu przeczytałem na niej, że dedykowana jest ona
OFIAROM operacji (pozwalam sobie zwrócić uwagę, że była to
«operacja», a nie «akcja») «Wisła».
Na oficjalnej stronie internetowej Dekanatu Diecezji
Wrocławsko-Gdańskiej Kościoła Greckokatolickiego, na której
zbierane są podpisy w związku z operacją Wisła, jest z kolei mowa o
wysiedlonych w wyniku tej operacji. Pozwalam sobie więc zapytać, czy
«ofiary», o których informuje tablica, to tyle samo,
co «wysiedleni»? Pytam z dwóch powodów: po
pierwsze, nie słyszałem nigdy - pomimo komunistycznego terroru po
wojnie -o ofiarach w ludziach wśród wysiedlanych w ramach
«akcji Wisła». Zatem pozwalam sobie zapytać Ekscelencję, o
jakich ofiarach mowa, gdy czytamy treść dwujęzycznej tablicy
umieszczonej na świątyni przy pi. Nankiera? Po drugie, jestem potomkiem
polskich kresowiaków ze strony matki (ojciec, urodzony na
dzisiejszym pograniczu polsko-ukraińskim uniknął śmierci z strony UPA
tylko dlatego, że wcześniej Sowieci zesłali go na tereny dzisiejszej
Mołdawii), którzy z dziada pradziada zamieszkiwali takie
miejscowości, jak: Kołomyja, Stanisławów i Obertyn. Około 2/3 z
nich zostało okrutnie wymordowane przez OUN-UPA.
Jedna z moich prababek, stara już wówczas kobieta, której
nie udało się uciec do lasu, została przez upowców najpierw
nadziana na zaostrzone kije (wbito jej te kije w uszy i kazano
«słuchać, jak do niej Polska idzie»), potem podpalona
benzyną, a na końcu wrzucona do studni i zasypana stosem kamieni. [...]
Dokładnie taki sam los spotkał rodzinę mojej teściowej, Stanisławy
Wiśniewskiej (z domu Janickiej), która pochodziła z
Równego (tam była urodzona). Ukraińcy z OUN-UPA palili tam
żywcem nie tylko tych, którzy nie chcieli opuścić swoich
domów, ale i tych, którzy uciekając z dziećmi, kryli się
w napotkanych stodołach czy łanach zbóż. Ucieczkę z takiego
właśnie podpalonego łanu zboża jako małe dziecko przeżyła moja
teściowa.
Do teraz, kiedy wspomina te wydarzenia, z jej oczu płyną łzy, a ręce
drżą. W mojej rodzinie powta-rzano jednak i to, że byli i zacni
Ukraińcy, którzy często narażając swoje życie, ratowali polskich
sąsiadów. Wielu z nich zginęło z rąk oprawców z UPA.
Historycy oceniają tę liczbą na ok. 5 tysięcy, a niektórzy
podają liczbę na-wet trzykrotnie większą! Jeśli więc los przeszło setki
tysięcy polskich i czeskich ofiar zgładzonych barbarzyńsko z rąk UPA,
Ekscelencję nic nie obchodzi (nb. na Ukrainie zbrodniarzom z UPA
stawiane są pomniki, zaś ulice miast, z których wypędzono
miliony Polaków, noszą imiona ich oprawców), to może
warto by postawić drugą tablicę - tym prawdziwym ukraińskim ofiarom,
ofiarom działalności UPA, którzy w czasie barbarzyństwa dali
najwyższe Świadectwo-Ofiarę (po grecku: martyria) człowieczeństwa i
Chrystusowej Ewangelii?
Ściana chrześcijańskiej świątyni jest chyba stosownym miejscem, aby
właśnie ich głęboko chrześcijańską martyrologię upamiętnić, łącząc przy
tym ludzi ze sobą bez generowania szowinistycznego resentymentu. Braku
tej tablicy dedykowanej właśnie tym'' ludziom nie sposób
zrozumieć. Podobnie trudno zrozumieć intencję umieszczenia obecnej
tablicy. Ekscelencjo, w najbliższą niedzielę przypada 65. rocznica
rzezi wołyńskiej. Czy Ekscelencja zamierza w jakiś sposób uczcić
tę rocznicę? Może tablicą przy wejściu do świątyni przy pl. Nankiera?
Mam nadzieję, że skoro należymy do jednego Kościoła i wierzymy w
jednego Boga, to chyba nie tylko możemy, ale i powinniśmy uznać jedną
prawdę o zbrodni i jej ofiarach".
W związku z publikacją tego listu bp Juszczak wysłał 31 lipca 2008 r.
na mój adres pismo urzędowo, w którym nie tylko domagał
się usunięcia go ze strony internetowej, ale i w ostrych słowach
stwierdził, że jego publikacja „może być odczytana jako zachęta
do ewentualnej agresji na [jego] osobę czy do wszczęcia waśni
narodowych". Kopię swojego listu wysłał do kard. Stanisława Dziwisza,
nuncjusza papieskiego abp. Józefa Kowalczyka i abp. Jana
Martyniaka z Przemyśla, nadając przez to tej sprawie w Episkopacie
Polskim ogromny rozgłos.
Trzecim pismem, które znalazło się na biurku metropolity
krakowskiego, był list abp. Jana Martyniaka, wysłany z Przemyśla 29
września 2008 r., a dotyczący moich publikacji na temat abp. Andrzeja
Szeptyckiego. Pismo - utrzymane w agresywnym tonie, rzadko spotykanym w
dokumentach kościelnych - nie tylko szkalowało moją osobę, ale było
wręcz donosem. Co więcej, jego autor w ostatnim zdaniu sugerował mojemu
przełożonemu, że nie powinienem pełnić „funkcji kapłana w
Kościele katolickim". Na polecenie kurii krakowskiej, która
domagała się ode mnie ustosunkowania się do słów abp.
Martyniaka, odpowiedziałem w liście do ks. kard. Stanisława Dziwisza:
„Z przykrością muszę stwierdzić, że wspomniany powyżej list Jego
Ekscelencji Arcybiskupa Greckokatolickiego zawiera szereg oskarżeń i
sformułowań, które naruszają moje dobre imię. Trudno mi się do
tego typu określeń ustosunkować inaczej, jak tylko wyrażając swoje
oburzenie i swój smutek. Szczególnie przykre jest
ostatnie zdanie listu Jego Ekscelencji, które ma postać pytania
retorycznego, a w rzeczywistości zawiera sugestię, abym został usunięty
z szeregów kapłanów Kościoła katolickiego. Nawiasem
mówiąc, list ten w swojej treści i formie przypomina pisma
ambasadora Turcji, który w 2004 r., ingerując w wewnętrzne
sprawy archidiecezji krakowskiej, starał się nie dopuścić do ustawienia
przy kościele Św. Mikołaja ormiańskiego krzyża-pomnika, dedykowanego
półtora milionowi Ormian, którzy zginęli w czasie
ludobójstwa dokonanego w latach 1915-1917 przez rząd turecki. Co
do innych zarzutów postawionych we wspomnianym liście, to
oświadczam, że podtrzymuję wszystko to, co o ludobójstwie na
Kresach Wschodnich, dokonanym w latach 1939-1947 na Polakach, Żydach i
Ormianach przez zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich
Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej, napisałem lub
powie-działem we wszystkich swoich artykułach, w tym zwłaszcza w
wywiadzie dla dziennika «Polska» oraz w wydanej niedawno
książce Przemilczane ludobójstwo na Kresach. Jeżeli ktokolwiek
uważa, że napisałem lub powiedziałem nieprawdę, to powinien wystąpić do
sądu kościelnego lub cywilnego, aby po powołaniu ekspertów
historycznych można było uzyskać sprawiedliwy i bezstronny osąd.
Jeżeli ktoś jednak nie ma na to odwagi, to nie powinien za pomocą
zakulisowych nacisków «kneblować» autora
niewygodnych dla siebie publikacji. Ze swej strony oświadczam, że
jestem gotów w każdej chwili stawić się na ewentualną rozprawę
sądową i bronić swoich racji. Prawo, a nawet moralny obowiązek, aby
zająć się problematyką wspomnianego ludobójstwa, mam dlatego, że
w rodzinnej wsi mojego śp. Ojca i śp. moich Dziadków, w
Korościatynie k. Monasterzysk w powiecie buczackim na
Tarnopolszczyźnie, bandy UPA w bestialski sposób wymordowały
prawie 170 osób, głównie kobiet, dzieci i starców,
w tym kilku moich krewnych, a akcją ludobój-czą kierował m.in.
jeden z księży greckokatolickich wraz ze swoją córką oraz z
synem innego duchownego".
Opracowanie strony:
© P.Jaroszczak - Przemyśl 2012