STRONA
GŁÓWNA
Żółkiewski na Kremlu
kto pobudził króla do wyprawy?
Wacław Sobieski
"Żółkiewski na Kremlu" - wyd. ANTYK , Komorów 2010
/fragmenty/
Kto pobudził króla do wyprawy?
Z wszystkich panów litewskich najbardziej wtaje-mniczonym w
plany wojenne był Lew Sapieha, kanclerz litewski. Sapiehowie mieli
interes rodowy w wojnie z Mo-skwą. Celem ich bowiem było odzyskać dobra
Opaków i Jelna, pierwotne gniazda rodziny, które utracili
w r. 1513 kiedy to Moskwa oderwała ziemię smoleńską od Litwy. Od tego
czasu" nikt nie nawoływał tak do wojny i odwetu jak oni1). Baczną też
uwagę na wszystko, co się działo w Moskwie po wygaśnięciu
Rurykowiczów, zwracał tak Lew Sapieha, kanclerz litewski, jak
inni mieszkający na pograniczu Smoleńskiej ziemi Sapiehowie jak
Wspomniany Jan Piotr starosta uświacki (brat stryjeczny kanclerza), jak
Andrzej starosta orszański. Wielu przypi-sywało nawet kanclerzowi
udział w rozbudzeniu ruchu Samozwańczego przeciw Borysowi Godunowi,
wielu dorozumiewało się najściślejszego porozumienia między nim a
wyprawiającym się do Samozwańca Janem Piotrem Sapiehą, wielu wreszcie
pomawiało go o wzbudzenie w królu niebywałych nadziei co do
sukcesów w Moskwie i o główną w następnej wojnie
inicjatywę. W istocie, gdy się wyprawa królewska zakończy
zdobyciem Smoleńska, wówczas jak zobaczymy Lew Sapieha odrzuci
przyłbicę i przyzna się do tej inicjatywy. Co prawda, początkowo gdy
cała wyprawa niezbyt po-myślnie się rozwijała i napotykała na
nieprzezwyciężone trudności, wówczas Lew Sapieha umiał zwalać
winę inicjatywy na samego króla i tak pisał do żony,
która na dworze królowej w Wilnie musiała słuchać
narzekań na męża:
»Tam na mnie narzekają, że za moją radą szedł król do
Moskwy. Prawda, że przed sejmem (r. 1609) i na sejmie radziłem, ale po
sejmie kiedym wiedział, że n a sejmie o tem milczano, jam też potem nie
radził. By mi to Król Jmć chciał przyznać! Wszak w Krakowie,
kiedym odjeżdżał, wymawiał mi to tymi słowy: »Czemu mi WMć teraz
nie radzisz na wojnę«. Toć znać, żem mu nie radził i kiedym
widział chęć jego wielką do tej wojny, radziłem mu i prosiłem go, aby
się radził panów senatorów, a bez nich nic nie poczynał,
od-powiedział mi, że się on nie będzie nikogo radził. Radziłem mu potem
w Wilnie, aby sam tam nie jeździł (na wyprawę) ale kogo posłał. I tego
nie pozwolił. Wiem ja, że teraz na mię winę kłaść będą wszystką, aleć
mię sam P. Bóg w niewinności mojej obronić może«
Lew Sapieha obok króla umiał zwalać odpowiedzialność za wyprawę
jeszcze na kogoś innego — na Gosiewskiego. Aleksander Gosiewski,
referendarz litewski tak jak i Sapiehowie mieszkał na rubieżach
graniczących tuż z ziemią smoleńską i z Sapiehami, żył blisko, wkońcu
nawet się z nimi spowinowacił. Jako starosta wieliski rościł pretensje
do kilku wsi, które dawniej należały do wieliskiego powiatu a
wraz z Smoleńskiem odpadły do Moskwy. Nie mógł przytem
zapomnieć, że przed kilku laty pomimo zawartego rozejmu wojsko Borysa
Godunowa przekroczyło granice i kusiło się zdobyć gwałtem zamek
wieliski przezeń strzeżony. Nic dziwnego, że i on wzywał do odwetu i
pobudzał więcej niż ktokolwiek inny do wojny. Korzystając z tego Lew
Sapieha, kiedy uważał za stosowne, usuwał się w cień, i jego ro-bił
głównym twórcą planów wojennych.
W istocie Gosiewski pisywał często listy do króla, do Lwa
Sapiehy i do podkomorzego Boboli, pobudzając do tej wyprawy
moskiewskiej i zachęcając obu ostatnich, aby króla
podbechtywali.
Tem niemniej Lew Sapieha nie był biernym widzem. Owszem zdaje się, że
role tak były rozdzielone, że kanclerz litewski przebywając przy
królu obrabiał tego samego, podczas gdy Gosiewski pozostając nad
granicą smoleńską przesyłał listy z wieścia-mi takiemi, że one
ułatwiały pracę Sapiehy i pozwalały tem silniej dąć w surmy bojowe. Z
korespondencji tej widać, że Gosiewski (pomimo rozejmu zawartego przez
króla z Szujskim w r. 1608) urządził w lipcu 1609 na własną rękę
próbną wyprawę») w 700 człeka pod Wielkie Łuki dla
zbadania usposobienia mieszkańców. Zdając sprawę z tej wyprawy
naglił, aby korzystać z zamieszania w Moskwie i zagarnąć
»kilkanaście zamków« najbliższych jak Łuki, Toropiec
itp. Tłumaczył, że teraz dlatego tylko nie zajął Wielkich Łuków
bo »miał przed oczyma pisanie« Lwa Sapiehy i biskupa
wileńskiego Wojny, aby »nic a nic z Moskwą do dalszej rezolucji
króla JM. nie zaczynał«. O tę rychłą decyzję upraszał
króla i żalił się, że ma »związane ręce«.
(...)
... Aby stworzyć korzystny precedens, zaczęto pod karą konfiskaty
dóbr namawiać bojarów ziemi okolicznej smoleńskiej ,
przybywających z hołdem do obozu—aby przysięgę wierności składali
tak królewiczowi jakoteż i królowi. Wówczas ci
znowu bronili się układem moskiewskim, za co znów król
nie omieszkał wyrazić nowego zarzutu hetmanowi. Jeśli nie chcieli
poddać się bojarzy ziemi smoleńskiej, to tem więcej sama twierdza
Smoleńsk. Ostatecznie zniecierpliwiony (30 IX) król wysłał do
Smoleńszczan groźną odezwę z wezwaniem, aby poddali się w 3 dni, gdyż w
przeciwnym razie wszystkich ich dobra się skonfiskuje na rzecz
bojarów, którzy przysięgną królowi. Odezwa ta
przebrzmiała jednak bez echa, a i wśród bojarów wybuchło
wzburzenie.W tem namawianiu bojarów okolicznych do przysięgi
królowi, szczególnie czynnym okazał się właśnie Lew
Sapieha. Niedługo też z tego powodu bojarzy pod-nieśli skargi przed
hetmanem, za to, że złamano układ moskiewski. Kiedy w istocie na ich
życzenie hetman [Żółkiewski] następnie zagadnął w
tej sprawie Lwa Sapiehę, ten się wymówił , że
tak mu król kazał, a on wbrew swej woli musiał taki rozkaz
wypełnić
W ten to sposób za pośrednictwem bojarów Samozwańca
posłowie królewscy sięgali swą agitacją i do bojarów w
głębi samej stolicy. Zresztą nie. omieszkali wysłać listów
oficjalnych wprost do Hermogenesa patrjarchy moskiewskiego, a także i
do wszystkich bojarów i miru w stolicy, listów,
których oczywiście car Szujski nie pozwolił im doręczyć ? Car
Szujski postanowił całą tę tak dla niego groźną agitację pokrzyżować i
zdusić przez podniesienie alarmu wyznaniowego. Wprawdzie król
Zygmunt III w listach do patrjarchy i duchowieństwa zapewniał o swej
życzliwości i opiece dla prawosławia i toż wedle instrukcji
królewskich solennie przyrzekali posłowie królewscy, ale
nazbyt był rozsławiony Zygmunt III jako wróg wiary greckiej,
protektor jezuitów i unji brzeskiej, aby
Szujski teraz tego nie wyzyskał. Rozgłaszał więc ten
ostatni po stolicy, że nie chodzi jemu (carowi) o tron, ale że walczy w
obronie cerkwi i monasterów przeciw wrogowi ich wiary .
Psuł carowi tę robotę i starał się uspokoić Moskali jeden z
członków poselstwa królewskiego sam, wyznawca greckiej
wiary. Był to Stanisław Domaradzki podstoli lwowski (blisko związany z
Żółkiewskim, znający dokładnie stosunki stolicy moskiewskiej,
gdyż był w niej dawnemi czasy zawierając rozejm moskiewsko-polski w r.
1608 . Ale i na Domaradzkiego znalazł Szujski sposób i potrafił
pokrzyżować jego zabiegi, przedstawiając świadectwa od Rusinów
Rzptej, kim to jest Zygmut III.
Albowiem kiedy »słał pewne szpiegi do stolice Pan Domaradzki,
oznajmując się tym, z którymi, gdy na Moskwie byli, swe
porozumienie miał, — przyniesiono mu to, że kupcy nasi, Ruś
złodziejska, dali znać mirowi i duchowieństwu, że król JMć na
wiarę i cerkwie ich nastąpić zaraz chce, zaczem, aby się nie
przechylali do króla. Jakoż i ten Szujski puścił głos, że nie o
państwo ale o wiarę wojuje, chcąc ich tem ułapić. Posłali jednak
Panowie posłowie (królewscy) drugich szpiegów,
którzyby upewnili (w stolicy) mir, bojary i duchowieństwo w
wierze ich jako najbardziej. Toż i sami (posłowie królewscy)
clandestine, ale pilnie czynią z tymi (bojarami), co w obozie
(Samozwańca) są i na chrzestne całowanie im obiecują, że się na
Królu JM. nie zawiodą« .
Agitacja Szujskiego i Rusi dyzunickiej wywołała jeden skutek.
Budząc obawy o ucisk prawosławia ze strony Zygmunta III i
wywołując przez to awersję do jego osoby, nasunęła bojarom myśl, że
bezpieczniejszym podtym względem byłby królewicz. I podczas gdy
dotychczas bojarzy w obozie Samozwańca mówili z posłami
królewskimi tylko o osobie króla, to rzecz zmienia się
pod koniec pobytu posłów i w chwili gdy przed odjazdem
posłów królewskich »chrest królowi JMci
całowali« to jednak już zastrzegli się, że pragnęliby wi-dzieć
»potomstwo« Zygmunta III na tronie.
I tu jest moment zwrotny. Podczas gdy od początku wyprawy
królewskiej liczono się z kandydaturą samego króla i
zapomniano dotąd o dawniejszych życzeniach bojarów dotyczących
Władysława, to teraz wyraźnie się już zaczyna rozwidlać myśl zajęcia
tronu moskiewskiego przez polskich Wazów na dwie idee: ojcowską
i synowską. Ze w tym drugim »synowskim« pomyśle
bojarów odegrały wybitną rolę względy wyznaniowe i że do jego
genezy przyczyniła się
agitacja
dyzunitów wychodząca z głębi
Rzptej polskiej, wskazał na to później w liście do
papieża marszałek kor. Mikołaj Wolski, który podnosił, że to
wrogowie wiary katolickiej podburzyli Moskali przeciw królowi i
wywołali żądanie królewicza Władysława, chcąc go albo wychować
na schizmatyka albo zamordować...
Nie trzeba zapominać, że w
obozie Samozwańca śród bojarów
przywódcą i »patrjarchą« był Filaret Romanow, głowa
dynastji później panującej na Kremlu i on to niezawodnie żądanie
królewicza Władysława teraz wysunął, dowodząc, że przez to
zawarowana będzie lepiej niezależność Moskwy i prawosławia. Godził
przez to najdotkliwiej w plany Zygmunta III, który sam chciał
zapanować na Kremlu i w ten sposób związać silniej Moskwę z
katolicyzmem. Filaret jako głowa duchowieństwa prawosławnego w obozie
Samozwańca, z obowiązku swego musiał pilnować, aby w układach
zabezpieczyć panowanie prawosławia, gwarancję tego widział w
niedopuszczeniu ojca, Zygmunta III na tron a w wychowaniu jego syna
— przez prawosławnych duchownych. Nie od razu w obozie
królewskim pod Smoleńskiem dowiedziano się czegoś jaśniejszego o
warunkach boja-rów. Z początku wiedziano tylko, że wygotowują
swoje warunki i że z nimi przybędzie poselstwo pod Smoleńsk, aby się
targować i układać. Wiedziano tylko ogólnikowo, że ci posłowie
mają żądać „królewica za pana, ażeby im wiarę
warowano”.
Kiedy w końcu przybyli posłowie bojarów w obóz smoleński
(28 stycznia) i bliżej się przypatrzono tym warunkom, jakie przywieźli,
dostrzeżono z przerażeniem dokładnie uwydatnione owe najdrażliwsze
punkty wyznaniowe a więc: wyłączność prawosławia, carem ma być
wyłącznie królewicz Władysław, ma przyjąć konie-cznie
prawosławie, koronować go będzie koniecznie patrjarcha moskiewski,
zakaz wszelkiej propagandy katolickiej etc..
Cóż na to miał odpowiedzieć Zygmunt III? Czy miał dawać na
pastwę schizmatykom swoje dziecię, aby odstąpiło swej wiary. Nie!
Wszak polscy Wazowie woleli , stracić dziedziczny tron szwedzki, wszak
Zygmunt III sam dobrze pamiętał, ile przecierpiał, kiedy będąc w
Szwecji jako królewicz upierał się przy katolicyzmie i odpychał
nalegania luteranów. Czyż miał na to samo narażać
królewicza Władysława?
Król dał na wstępie te warunki do rozpatrzenia senatorom. Dla
naradzenia się nad temi propozycjami moskiewskiemi »Ich M.
Panowie senatorowie wszyscy mieli deliberację u p. podkanclerzego
koronnego prywatną« . Padały vota przestrzegające przed
chytrością Moskali. Wskazywali na dzikość Moskali, (a więc
niebezpieczeństwo dla życia królewicza), na ich nienawiść
względem cudzoziemców, na ich zmienność i podejrzliwość. Trzeba
dobrze wszystko rozważyć i postępywać z nimi ostrożnie, bo są chytrzy i
inaczej mówią a inaczej myślą. Łatwo tron dostać, ale trudniej
utrzymać. Moskale teraz kokietują tylko króla, bo chcą zrzucić
tylko w ten sposób Szujskiego. Z drugiej strony nie trzeba ich
próśb odrzucać odrazu, owszem trzeba ich sobie zjednywać bo może
w chwili krytycznej wygaśnięcia Rurykowiczów ulegną cudzoziemcowi.
Naogół warunki elekcji Władysława senatorzy uznali za bardzo
ciężkie i trudne a szczególnie z katolickiego punktu widzenia.
Posłowie bojarów uparli się przy samym królewiczu a tak
samo i przy prawosławiu zacięcie obstawali i przez 15 dni toczył się
spór. Starano się łagodzić ich bankietami i ucztami. Wystawne
uczty dla nich urządzał sam król, sam wręczał im czary, a za
przykładem króla urządzali takie uczty Żółkiewski, Lew
Sapieha, podkanclerzy Kryski. Pomimo to wszystko posłowie
bojarów byli uparci w swoich żądaniach. Chociaż — jak
pisze Żółkiewski »byli ci bojarowie królowi JMci
życzliwi i z królem JMcią wisiały ich nadzieje, przecie jednak,
gdy się umawiali z pany senatorami, przy każdej to schadzce twierdzili,
jeśli na królewicza Władysława chce Król JMć państwa tego
dostawać, że to przyjdzie nie z wielką trudnością, jeśli nasię samego,
że to nie może być bez wielkiej krwie«.
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012