STRONA
GŁÓWNA
Mówisz: Małopolska Wschodnia?
Jesteś polskim szowinistą!
Aleksander Szycht
16 czerwca 2014
Dla niektórych to termin wielce kłopotliwy. Wiąże się z
niechcianą częścią polskiej historii ziem należących obecnie do
Ukrainy. Za jego używanie można dostać łatkę polskiego szowinisty. Może
więc powinniśmy mówić: Zachodnia Ukraina lub Galicja Wschodnia?
Nawet
profesjonalnym historykom zdarza się nazywać trzy przedwojenne
województwa – lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie
– Galicją. To niewątpliwy błąd, ponieważ nazwa ta przyjęła się
jako określenie ziem zaboru austriackiego przyłączanych po 1772 roku,
będących częścią monarchii habsburskiej do 1918 roku.
Nazwa wymyślona sztucznie, przy okazji próby uszycia
historycznego uzasadnienia dla aneksji terenów, które
nigdy do Austrii nie należały. W bardzo pokrętny sposób
próbowano w tym celu nawiązać do węgierskich aspiracji do tych
obszarów, a że Węgry zostały wchłonięte przez Austrię,
która nie była wówczas jeszcze nawet
Austro-Węgrami…
Tak więc dla terenów od Halicza, Rusi Halickiej i Włodzimierza
Wołyńskiego stworzono sztuczną nazwę Galicji i Lodomerii
(Włodzimierii). Nazwa ta nie była w ogóle historyczna i łatwo
było ją pomylić z Galicją w Hiszpanii, czego nie uniknęła część
dyplomatów na konferencji pokojowej w Paryżu po I wojnie
światowej.Aby zilustrować absurdalność austriackich wywodów
można stwierdzić, że już bardziej uzasadnione z racji pierwszych
Piastów mogłyby być pretensje Polski wobec Słowacji lub Czech.
Dziś przeciętny Polak tylko by się na nie uśmiechnął. Również
termin „Galicja“ był przez współczesnych traktowany
z przymrużeniem oka. Paradoksalnie przyjął się jednak w nazewnictwie
historycznym. Obejmował on nie tylko dawne przedrozbiorowe
Województwo Ruskie, ale także Krakowskie – Małopolskę.
Z czasem terytorium to zaczęto dzielić na Galicję Wschodnią i
Zachodnią. Taki podział był korzystny dla nowego ukraińskiego ruchu
narodowego, zaś traktowanie Galicji jako całość (część zachodnia plus
duże skupiska polskie na wschodzie) – dla ruchu polskiego.
Ukraińskie cięcia na mapie omal nie pozostawiały żadnych swoich
mniejszości u Polaków, ucinały natomiast wielkie polskie
skupiska. Galicja Zachodnia była trzykrotnie mniejsza, zaś ludność
polska w obu częściach stanowiła łącznie ponad połowę.
Tak rodził się spór i obustronne argumenty. W okresie
międzywojennym Polacy określali owe terytoria oficjalnie jako
Małopolskę Wschodnią, zaś sowieci i część Ukraińców – jako
Zachodnią Ukrainę. Niemała część Polaków i Ukraińców z
przyzwyczajenia nadal nazywała je Galicją.
Należy jednak podkreślić, termin ten w historii to określenie nie tylko
miejsca, ale i wspomnianego wcześniej austriackiego okresu. II RP była
jedynym krajem nawiązującym do tradycji Rzeczypospolitej. Jeśli
Austriacy mieli prawo nadać swój administracyjny termin, tym
bardziej miała prawo zrobić to polska administracja. Co więcej,
określenie tego terytorium jako Małopolski można też znaleźć na co
najmniej jednej z przedrozbiorowych map w języku – nomen omen
– niemieckim. Podobnie jak Galicja, termin ten określa konkretne
miejsce i czas. Od 1945 roku po czasy współczesne mamy już do
czynienia w sferze faktów administracyjnych z Ukrainą Zachodnią.
To są konkrety pozbawione emocji. A jaka jest dzisiejsza praktyka? Z
dziwnych przyczyn jeden z tych terminów, a mianowicie Małopolska
Wschodnia, jest dziś uznawany jest za przejaw polskiego nacjonalizmu.
Co gorsza, po pół wieku sowieckiego prania Polakom mózgu,
negatywnie postrzega to wyrażenie również część polskich
intelektualistów, a nawet uczonych.
Z kolei Ukraina Zachodnia to termin akceptowany tym bardziej, że
administracyjnie istnieje nadal. Zaś terminem, który wydaje się
sporej części ludzi najbardziej bezpieczny i nie grożący posądzeniem o
nacjonalizm, jest Galicja. Świat stanął więc w Polsce nieco na głowie.
Wspominałem kiedyś, że nawet w Muzeum Powstania Warszawskiego
jeden z napisów określa przeprowadzenie operacji
„Burza“ w „Galicji Wschodniej“. Większość
oprowadzających przyznaje, że jest to błąd, niektórzy bronią
się, że termin ten pojawiał się jeszcze w akowskich dokumentach. I
cóż z tego? Choć od upadku PRL-u minęło już sporo czasu nadal
pokutuje tu i ówdzie termin Święto Zmarłych określający
Wszystkich Świętych. A w 20-leciu międzywojennym mawiano z kolei o
kimś, że jest z „Kongresówki“. Termin „Galicja
Wschodnia“ pojawiał się od czasu do czasu i w wewnętrznopolskich
debatach, a nawet w emigracyjnych dyskusjach o polskiej granicy
wschodniej. To wszystko nie ma jednak najmniejszego znaczenia w
przypadku Małopolski Wschodniej. Niestety, zawsze kiedy do historii
– jak obecnie – wkracza polityka, kończy się to fatalnie.
Niejednokrotnie w zagranicznych programach historycznych terytorium
Małopolski Wschodniej, stanowiące podówczas Polskę
Południowo-Wschodnią (od roku 1918 lub – zależy jak kto datuje
– 1919, 1921, 1923-1939, bądź do 1945) określa się Zachodnią
Ukrainą. W ten oto sposób sowieci oraz ruchy związane z OUN i
Ukraińską Organizacją Wojskową oraz ich ideowi spadkobiercy zadbali o
PR. Nieważne, że jest to sprzeczne z faktami. Dzieje się tak pomimo, że
terytorium to stanowiło część Polski co najmniej w latach 1923-1939.
Czy ktokolwiek widział współczesny program, który by
określał niemieckie terytoria na wschodzie z Wrocławiem, Szczecinem i
Olsztynem przed wojną jako Zachodnią Polskę? Nie. Nawet południowe
Mazury, czy Opolszczyzna, na których większość stanowili Polacy,
nie wyłamują się od tej reguły.
Toteż żadne przewagi etniczne Ukraińców, nawet na Wołyniu i w
Województwie Stanisławowskim, nie tłumaczą i nie
usprawiedliwiają takiego podejścia. Omawiane sprawy trzeba mierzyć
konkretną i jednolitą miarą, stosując w zależności od omawianego okresu
jedną z trzech nazw, która mu odpowiada. Jeśli akceptujemy
rozszerzanie przez Ukraińców terminu Zachodnia Ukraina na lata
inne niż te, w których ta nazwa administracyjnie funkcjonuje, tę
samą metodologię należy przyjąć wobec Polaków. I nie jest to
żaden nacjonalizm. Reguły historyczne muszą być jednolite dla
wszystkich, a nie dostosowywane do konkretnych politycznych potrzeb
jednej strony.
Polacy mają równe z Ukraińcami prawo do stosowania swojego
nazewnictwa współcześnie na poziomie emocjonalnym, czyli de
facto – metahistorycznym. Z drugiej strony potrzeba obiektywnego
stosowania terminów umieszcza każdy z nich we właściwym czasie.
Stosowanie równych standardów to cecha rzetelnego
warsztatu historyka, który z metahistorią powinien mieć jak
najmniej wspólnego. Niektórzy powiedzieliby, że nie
powinien mieć nic wspólnego. Inni stwierdzą, że to się nigdy do
końca nie uda, ale trzeba do tego dążyć. Historiografia musí być
wolna zarówno od megalomanii, jak i kompleksów. Nie może
jej zdominować obawa przed konsekwencją opisania rzeczywistości w
sposób wierny. Chyba nic nie ilustruje lepiej tego postulatu niż
właśnie odpowiednie stosowanie trzech wyżej wymienionych nazw
historycznych. Można powiedzieć, że poruszając się piórem po tym
terytorium historycy chodzą po emocjonalnym polu minowym. Przydałoby
się je oczyścić, a wystrzeganie się nazwy Małopolska Wschodnia wcale w
tym nie pomoże.
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2016