Szkic o św. Brunonie Bonifacym z Kwerfurtu
Stanisław Zakrzewski
Fragment książki "Bolesław Chrobry Wielki"
U boku Bolesława, prócz świętego Wojciecha, działa jeden jeszcze wielki święty, Bruno z Kwerfurtu. Trzymając się jego śladów, można stosunkowo najlepiej zorientować się w rozmaitych trudnościach, jakie Chrobry miał do zwalczenia, a było to:
niemożność wykonania programu Ottona III misji wśród Lutyków, oraz niepewność życia cudzoziemców i księży w samej Polsce. Równocześnie działalność Brunona stanowi stosunkowo pewny punkt wyjścia w rozpatrzeniu skomplikowanych stosunków polsko-węgierskich, zwłaszcza do roku 1007, a także polsko-ruskich w latach 1007—1013, to jest nawet po śmierci Brunona w r. 1009. Pozornie rwie się porządek chronologiczny naszego opowiadania, ponieważ charakterystyka związków Polski z Węgrami i Rusią musi objąć zdarzenia wcześniejsze i późniejsze. Dajemy ją jednak na tym miejscu, raz ze względu na osobę Brunona, a nadto ze względu na oddziaływanie wypadków węgierskich i ruskich na przebieg wojen z Niemcami, a to spraw węgierskich na wszystkie trzy wojny, ruskich zaś na drugą i trzecią. Imię Brunona, inaczej Bonifacego, stanowi samo przez się pełen treści manifest. Mówimy o liście Brunona do Henryka II, w którym z perspektywy niezmiernie wysokiej najszczytniejszych kościelnych aspiracji, mało mających wspólnego z codzienną polityką samej kurii rzymskiej, nie pokrywających się z akcją polityczną Henryka II, zbliżających się raczej do doraźnych zamiarów księcia polskiego, odległych jednak od prawdziwych intencji Chrobrego, skreślił Bruno swój idealny program. Miał on polegać na współdziałaniu szczerze katolickim Henryka z Bolesławem na polu misji. Niepoprawny idealizm! wymarzony w ciszy klasztorów na Awentynie i bagnistych eremów pod Rawenną. A jednak list Brunona , hasła listu, postać Brunona i jego towarzyszy ważyły mocno jako atuty Chrobrego, przede wszystkim w walce z Henrykiem II, a również w stosunkach Chrobrego z Lutykami, Węgrami, Rusią, Szwecją i Prusakami, jednym słowem z całą wschodnią Europą. To, co niejasno i mglisto zapoczątkował św. Wojciech, tutaj w losach Brunona rozwija się w całej pełni; uczeń Magdeburga i Rzymu, wielbiciel Ottona III, znalazł się Bruno pod trwałym wpływem ujmującej postaci i rozumu Chrobrego. Przez Brunona i podobnych mu ludzi Chrobry na szalę zapasów z Henrykiem rzuca nie tylko potęgę militarną pierwotnego księcia-zdobywcy i nie tylko moc rozpaczy nadłabskiego, słowiańskiego księcia, wnuka Dobromira, nie tylko rozmach dowódcy-wikinga ukochanego przez swych wojowników. Rzuca więcej nawet od książąt wielko-morawskich, którzy próbowali powołać do pomocy Kościół i cesarstwo bizantyńskie, lecz stanęli bezradni wobec wpływów Kościoła niemieckiego, reprezentowanego przez biskupa Wichinga. Bruno może bezwiednie dał Bolesławowi środki duchowe, pozwalające podważyć źródła potęgi duchowe i kościelne, którymi rozporządzał Henryk II. Dzięki Brunonowi, jego towarzyszom i im podobnym, miał Henryk II w walce z Polską poważną część opinii Kościoła niemieckiego przeciw sobie, a szereg książąt niemieckich, co się łączyli z Bolesławem, miał o tyle ułatwione zadanie. Nie chcemy przeceniać podkreślanego zjawiska. Długie jeszcze wieki miała Polska walczyć o równouprawnienie z Niemcami w podejmowaniu misji i zadań cywilizacyjnych na wschodzie. Walczyła o to wbrew Niemcom i wbrew Rzymowi; jeszcze za Jagiełły, Krzyżacy mieli za sobą opinię Rzymu i zachodniego świata, cóż dopiero za Mieszka I i za Chrobrego! Niemniej przeto szereg konkretnych dowodów stwierdza, że Chrobry z całą świadomością postanowił z Polski uczynić ognisko misji na wschodzie. Powtarzamy: zaczęła się sprawa jeszcze za Mieszka I, gdy jego córka Adelajda szła za starego Gejzę umacniać na Węgrzech chrześcijaństwo; trwała ona dalej po śmierci Brunona, gdy biskup Reinbern umierał w więzieniu na Rusi. Badając ślady św. Brunona, zacznijmy od szkicu jego żywota. W dziejach Polski Chrobrowskiej zasługuje Bruno na rozdział osobny, jego własnej pamięci poświęcony. Ramy tej Polski nawet przerasta: należy bowiem do powszechnej historii Kościoła. Otto łll, umierając, zostawiał jeszcze na lat siedem swą duszę — w osobie krewnego, Niemca, pełnego entuzjazmu w służbie jedynie wówczas czystych i wzniosłych idei, które Brunonowi, jak i Wojciechowi, nie mogły przynieść innej nagrody, jak męczeństwo. Obydwaj święci, Bruno i Wojciech — to typy pokrewne i podobne. Obydwaj w pańskich urodzeni domach, kształcą się w szkole magdeburskiej; obydwaj mają usposobienie mnisze i ascetyczne. Dla obydwóch żelazna dyscyplina wobec Kurii rzymskiej stanowi praktyczny wskaźnik działalności kościelnej. Jeden i drugi ulegają urokowi osoby Ottona III i obydwaj, obcy początkowo Polsce, pokochali Polskę, a zwłaszcza Chrobrego. Wojciech i Bruno stanowią razem kamień węgielny pogłębienia i rozszerzenia Kościoła polskiego poza ramy prowincjonalno-narodowe Polski chrześcijańskiej Mieszka I. W osobach tych wyraża się najlepiej różnica między Kościołem Mieszka a Chrobrego. W zmaganiach zaś na polu kościelnym między Niemcami a Polską — istota historii polega na tym, że Chrobry umiał, chciał i mógł zrozumieć i zużytkować wielkich świętych, z których jeden był przez Czechów wygnany, a drugi wyśmiewany przez Henryka II. Są jednak i głębokie różnice w tych tak podobnych postaciach. Bruno jest młodszy od św. Wojciecha i obdarzony bujniejszym temperamentem; w samej hierarchii społecznej pochodzeniem niższy od św. Wojciecha, jest wogóle odeń zdolniejszy, będąc także pisarzem i dyplomatą. W życiu jego nie ma zawodów w spełnianiu obowiązków biskupich, nie ma również katastrof rodzinnych i politycznych, które sprawiły, że św. Wojciech idąc na misję, miał za sobą wspomnienia, rozpaczy, gdy tymczasem Bruno od dwudziestego czwartego roku życia szedł prostą drogą ku męczeństwu. Święty Wojciech zaważył doniośle na stosunkach kościelnych Niemiec, Polski, Węgier i Czech: samodzielność Kościoła polskiego i pojęcie misji polskiej rozwinęły się u jego relikwii, czczonych dotąd jako świętość kościelna i narodowa przez trzy narody. Apostoł misji polskiej na wschodzie, wśród Węgrów, Rusinów, Pieczyngów, Jadźwingów i Litwinów, święty Bruno uległ zapomnieniu, nawet w Polsce. Z pochodzenia był Bruno Niemcem, z rodu grafów w Kwerfurcie, w ziemi Hassago, na zachód od Merseburga. Urodził się około 973—974 roku, a uczył się w Magdeburgu, za arcybiskupa Gizylera pod kierunkiem magistra Geddona. Z biskupom Reinbernem, który także pochodził z Hassago, mógł się znać od młodości; rówieśnikiem jego w szkole magdeburskiej był Dytmar (Thietmar - przyp P.J.) . Szkole tej Bruno wiele zawdzięczał; oprócz wiedzy teologicznej, nabył biegłości w znanej wówczas literaturze starożytnej. Łatwość pióra zdobył znaczną, przewyższając stylem ciężką łacinę Dytmara. Z Magdeburga wyniósł niewątpliwie zainteresowanie misją wśród pogan. Ze Słowianami mógł się stykać jeszcze w domu. Rzecz jednak ciekawa, że nie znał przed r. 1002 mowy słowiańskiej ; rzadki z Niemców misjonarz, zwracał na to uwagę. Nic dziwnego, że najlepsi nawet Niemcy nie mogli trafić do słowiańskiej duszy. Wyprawy Ottona IIl na Słowian lutyckich i obotryckich w latach 992—997, pobyt dworu cesarskiego w Magdeburgu, pojawianie się w tych latach wybitnych osób takich jak św. Wojciech, opat Leon z Awentynu, wreszcie sam Gerbert, późniejszy papież, wywoływały w Magdeburgu wielkie zainteresowanie, co nie mogło pozostać bez głębokiego wpływu na wrażliwy umysł Brunona. W r. 997 dwór cały za przykładem Ottona III uległ psychicznemu wstrząśnieniu z powodu męczeństwa św. Wojciecha. W atmosferze nowego kultu Bruno wstąpił na służbę dworu cesarskiego; został przyjęty do kapeli, to znaczy do kancelarii, co stanowiło zwykłą drogę dla synów możnych rodzin obznajomienia się ze sprawami państwa i pozyskania w przyszłości urzędu biskupiego. Jesienią 997 r. udał się Bruno w orszaku Ottona III do Rzymu; ale już na początku 998 r. znalazł odpowiedniejsze środowisko w ulubionym przez Ottona klasztorze śś. Bonifacego i Aleksego. Przypomniał sobie Bruno, że i on z bierzmowania ma imię Bonifacego i postanowił iść śladami Bonifacego, męczennika. Po rocznym nowicjacie na Awentynie w r. 999 złożył Bruno śluby zakonne. Tutaj w klasztorze i na dworze cesarskim zapoznał się wówczas z bratem świętego Wojciecha Gaudentym, desygnowanym na arcybiskupa w Gnieźnie. Od tego czasu zaczyna się Bruno coraz bardzrej interesować sprawami polskimi; zajęcie się Polską mogło wzrosnąć po pielgrzymce Ottona do Polski. Jest kwestią otwartą, czy Bruno brał w niej udział. Zainteresowanie Polską objawiło się w ogóle w kręgu zwolenników i uczniów Romualda, do których Bruno przyłączył się w końcu roku 1000. Święty Romuald zaczął wywierać ogromny wpływ na Ottona III; wśród jego uczniów znajdował się również książę polski, najprawdopodobniej syn Mieszka i Ody, może Lambert, później znacznie biskup krakowski . Ówczesny dwór Ottona III stał się typowym „palatium-monasterium", pałacem-klasztorem, w którym sprawy świeckie na każdym kroku ocierały się o najsurowszą ascezę, a umysł cesarza chwiał się ustawicznie między zamierzeniami najbardziej świeckimi nieograniczonego autokratyzmu nie tylko nad Rzymem, ale i papieżem, a z drugiej strony postanowieniami zrezygnowania z korony po pewnym czasie i udania się na misję do krajów słowiańskich w towarzystwie Brunona i Jego najbliższych przyjaciół eremitów, Benedykta i Jana. W kierunku ściśle ascetycznym działał sam święty Romuald, przeciwstawiając się przewadze w zajęciach eremitów czy to spraw świeckich, czy także i kościelnych, o ile wykraczały poza mury klasztorne. Sam rodzaj jednak działalności naczelnego organizatora eremitów, jego wrodzona ruchliwość i skupienie zakonników znakomitych z pochodzenia i stanowiskiem, skierowywały umysły eremitów w kierunku zagadnień daleko wybiegających poza granice umartwień i rozmyślań na osobności. Żywszym wśród nich umysłom jasno stawała przed oczyma bezpłodność i jałowość życia ascetycznego wśród niezdrowych moczarów pod Wenecją, Rawenną, czy Rzymem. Zresztą sam kult świętego Wojciecha domagał się kategorycznie pójścia jego śladem na misję wśród pogan, której koroną miało być męczeństwo. Zaufanie, jakie zdobył sobie Bruno u Ottona III, dawało mu możność decyzji, w jakim kierunku miała być zużytkowana energia eremitów. On sam jednak pod względem ściśle duchowym ulegał wpływom Romualda, a zwłaszcza Benedykta. Benedykt zaś, wychowany w zasadach żelaznej dyscypliny kościelnej, żądał od Brunona wyjednania pozwolenia papieskiego na misję; nie wystarczał mu zatem rozkaz Ottona III. Co więcej, i co może było trudniejsze, żądał Benedykt, by misjonarz przemawiał do nawracanych ich własnym językiem i upominał w tym celu Brunona, by się wyuczył słowiańskiego języka. Nieokreślone zamiary Ottona i eremitów musiały przybrać kształt realny, gdy Bolesław zaczął się upominać o przysłanie mu zakonników, właśnie eremitów. Tkwiła w tych żądaniach pewna sprzeczność z programem eremitów, którzy przede wszystkim marzyli o misji wśród pogan, a więc po za granicami Kościoła polskiego. W końcu roku 1001 rzecz została załatwiona w ten sposób, że na razie Benedykt z Janem mieli się udać do Polski; tutaj mieli sobie przyswoić język. Bruno miał dopiero przybyć później; zatrzymywał go jeszcze cesarz, brak również było licencji apostolskiej na misję. Nie jest dotąd jasnym, czy Bruno był wówczas zdecydowany na odegranie roli świętego Wojciecha jako misjonarza. Otto III przeznaczał go niewątpliwie na biskupa, jednak nie wiadomo, czy tylko misyjnego. Za prawdopodobniejsze można uważać, że w umyśle Brunona rola, jaką mieli odegrać Benedykt i Jan, stanowiła jeden zaledwie rozdział szerokich zamierzeń, za którymi stał sam Otto III. Przypuszczamy, że Otto III i Bruno w r. 1001 nie wiedzieli dokładnie, jakie stanowisko przeznaczyć dla Brunona i jakim ma być teren zamierzonej misji. Mógł Otto III myśleć o arcybiskupstwie magdeburskiem dla Brunona, po śmierci czy po wyczekiwanej przymusowej rezygnacji arcybiskupa Gizylera; mógł myśleć Otto III razem z Bolesławem o stworzeniu dla Brunona osobnej diecezji czy osobnej prowincji kościelnej w Polsce, na jej pograniczu zachodnim lub wschodnim. Zresztą i sprawy misji węgierskiej, czy w oparciu o Węgry — interesowały już w latach 1000—1001 dwór Ottona III, a zwłaszcza eremitów i samego Brunona. Zakonnicy-Wenecjanie zwracali uwagę świętego Romualda na konieczność zorganizowania misji na Węgrzech; z Wenecji na Węgry udawali się tacy żarliwi działacze jak późniejszy św. Gerhard, który opuścił Wenecję, zdaje się, w tych właśnie latach (1000—1001). Powtarzamy zatem, że dwa lata życia Benedykta i Jana w Polsce (w latach 1002—1003) tworzą pierwszy rozdział działalności samego Brunona. Benedykt i Jan udali się do Polski w towarzystwie jednego czy paru młodszych zakonników, z których później odznaczył się Antoni. Obdarowani byli przez cesarza hojnie, zwłaszcza w księgi święte. Benedykt i Jan uzupełniali się znakomicie. Obydwaj byli znakomitego pochodzenia. Benedykt młodszy wiekiem, rodem z Benewentu był zdecydowanym ascetą, o skłonnościach kontemplacyjnych. Koroną jednak tych marzeń była misja. Jan, Wenecjanin, starszy od Benedykta, ongi towarzysz księcia Piotra I Orseolo, odznaczał się wytrawnością i obrotnością w sprawach doczesnych. Był Jan doradcą i wykonawcą myśli Benedykta. Bolesław przyjął ich gościnnie i osadził w Międzyrzeczu, w diecezji poznańskiej, blisko zarówno Lutyków jak i Pomorzan. Mnisi swobodnie oddali się życiu zakonnemu, ponieważ utrzymania dostarczał sam książę, za pośrednictwem wyznaczonego w tym celu włodarza. Mieścili się eremici w klasztorze bardzo skromnym, przy maleńkim drewnianym kościele, niedaleko wsi. Oprócz Antoniego przebywało w ich towarzystwie dwóch Polaków nowicjuszów, a to dwóch braci, Izaak i Mateusz. Ci ostatni należeli do interesującej rodziny, przesiąkniętej duchem chrześcijaństwa; dwie ich siostry również przyoblekły habit zakonny. Prócz nich. było jeszcze paru księży, wśród nich Polacy i Węgrzy, a nadto kilkoro czeladzi do domowej obsługi. Życie Włochów, którzy u siebie w kraju obracali się w najwyższych kołach świeckich i kościelnych, płynęło niezmiernie cicho. Osadzeni na uboczu, w głębokiej prowincji, trwali w modłach, ucząc się języka i czekając na przybycie Brunona. Upłynął jednak z górą rok i zamiast przybycia Brunona, nadeszła wieść o zgonie Ottona III; przekreślała ona na razie przynajmniej wszystkie zamierzenia, których następstwem była wyprawa eremitów do Polski. Usposobieniem Benedykta owładnął niepokój, gorączkowe po prostu wyczekiwanie Brunona; życie samo stało się dlań ciężarem. W tym oczekiwaniu upłynął rok 1002; z końcem tegoż Benedykt nie mógł już dłużej czekać; wyjechał do Pragi, gdzie wówczas przebywał Bolesław z prośbą o pozwolenie na wyjazd celem szukania Brunona. Spotkał go jednak bolesny zawód; Bolesław nie zgodził się na wyjazd. Powód odmowy nie jest jasny. Bruno w Żywocie Pięciu Braci twierdzi, że Bolesław obawiał się utracić Benedykta, w przypuszczeniu, że nie powróci do Polski. W Żywocie św. Romualda Piotra Damianiego zachowała się o tym inna, niemniej wiarygodna tradycja. Bruno mógł ją łatwo w swym Żywocie pominąć: pisał bowiem w Polsce do użytku zakonników, przebywających w klasztorze, nie mógł przeto w niczym dotknąć kwestii drażliwej dla Bolesława i samych zakonników. Według tej tradycji Bolesław namawiał nawet Benedykta na wyjazd do Włoch, chciał go jednak obarczyć poselstwem o koronę. Tymczasem Benedykt z Janem odmówili twierdząc: „Znajdujemy się w zakonie świętym, nie przystoi nam zupełnie zajmować się sprawami świeckimi". Tradycja Damianiego o kroku Benedykta zgodną jest z duchem panującym wśród eremitów Romualda, zgodną z zasadami, którym dawał wyraz później sam Bruno. Niemniej przeto nie popełni się błędu, przypuszczając, że na Benedykta oddziałały również motywy natury politycznej. Zjechawszy z eremu odciętego od świata do Pragi na dwór Bolesława, przekonał się o powstaniu głębokiego konfliktu między Bolesławem, a nowym królem Henrykiem II. Nie chciał przeto przykładać ręki do kroku, o którym nie wiedział, jak będzie oceniony przez Romualda i Brunona. Doświadczenia zaś dotychczasowe Benedykta, przed przybyciem do Polski głębokie przekonanie o solidarności władzy papieskiej z cesarską, kazały mu raczej zachwiać się w zaufaniu, jakie żywił dotąd do Bolesława. Benedykt zaczął przechodzić jeszcze cięższe chwile rozterki; zaczął żałować, że w ogóle przybył do Polski. Żalom swoim dawał wyraz w rozmowach z towarzyszami; w żalu tym tkwiła i głęboka uraza do samego Bolesława za przymusowe zatrzymanie go w Polsce. Słyszał o tych skargach jeszcze w parę lat później Bruno, gdy pisał Żywot Benedykta. Nic dziwnego, że wśród otoczenia Bolesława mówiono o dziwnym zachowaniu się Benedykta; być może nawet, że wietrzono zdradę i zaczęto w nim upatrywać Henrykowego zausznika. Sam Bruno nie chciał wówczas udawać się do Polski, wolał wyczekać, jaki obrót sprawy przybiorą. Wśród tych okoliczności przyszło do katastrofy, która spotkała Benedykta i czterech jego towarzyszy. Były włodarz, rycerz z dworu księcia, może sam kasztelan międzyrzecki, na którego pieczy spoczywało przedtem utrzymanie zakonników, wiedział, że na podróż do Pragi i Rzymu zakonnicy otrzymali od Bolesława dziesięć funtów srebra. Nie wiedział, że z powodu decyzji Benedykta srebro wróciło do skarbu księcia. I oto 10 listopada 1003 roku w nocy, gdy erem cały był pogrążony we śnie, druźynnik ten, zebrawszy garść zbrojnych, napadł na zakonników, oświadczając Benedyktowi, że Bolesław kazał ich pojmać i związać. Benedykt miał temu żywo zaprzeczyć, poczym zabójca przyznał, że zjawił się, by ich wymordować. Zamordowani zostali Benedykt z Janem, Izaak, Mateusz i chłopiec z obsługi imieniem Krystyn. Mordercy podłożyli ogień, chcąc zatrzeć ślady zbrodni, co się jednak nie udało i erem ocalał. Z przedstawienia rzeczy przez Brunona, w szczególności objawień sennych eremity Andrzeja, wynika, że zakonnicy wstawiali się u Bolesława za zabójcami, prosząc o ich ułaskawienie w tym celu, by ich przeznaczyć na wieczną służbę klasztorowi. Nie ponieśli więc prawdopodobnie mordercy kary śmierci, i zdaje się, że rzeczywiście zostali ułaskawieni, jakkolwiek wbrew życzeniu opata Antoniego. Tak się zakończyły losy Benedykta i Brunona, poczym rozpoczęły się starania o kanonizację, które jednak z powodu przeszkód politycznych uległy zwłoce. Zdaje się zatem, że kanonizowani zostali już po śmierci samego Brunona. Natomiast wspomniany Antoni, uczeń i towarzysz Benedykta i Jana, dorósł w zupełności do trudnej roli, jaka przypadła uczniom św. Romualda w Polsce. On jeden poznał się od razu na wielkości Bolesława i nie wahał się wykonywać bez zastrzeżeń jego poleceń. On też został po powrocie z podróży do Rzymu opatem klasztoru, rozwijając energiczną organizacyjną działalność. Jego rola polityczna należy do innego rozdziału, tutaj należy podnieść skupienie przezeń większej ilości zakonników; być może, że sprowadził nowych towarzyszy z Włoch, Wśród jego uczniów znalazł się teraz Andrzej Wszerad, który później wyemigrował na Węgry, osiadając w Skałce pod Trenczynem, jako mnich klasztoru św. Hipolita, na górze Zobor pod Nitrą. Podjął również Antoni budowę nowego obszerniejszego kościoła w Międzyrzeczu. Nie omylimy się przypuszczając, że Antoni oddziałał także i na samego Brunona, gdy ten wreszcie zawitał do Polski i przyczynił się do zjednania dawnego swego mistrza dla osoby polskiego władcy. Tuni zatem odegrał wybitną rolę, nie tylko polityczną ale i kościelną. Koleje życia Brunona dotąd są ciemne, może dlatego, że nauka nie wyjaśniła dokładnie przełomu, jaki się dokonał w życiu jego po śmierci Ottona III. W szczególności nie wiemy, do jakiej roli przeznaczał Otto III Brunona. Jedno jest pewne: rola ta w tym czasie nie leżała na wschód od Polski, lecz raczej na zachodzie. Inaczej nie potrzebowałby Bruno wraz z Janem i Benedyktem myśleć przede wszystkiem o nauczeniu się języka polskiego. Misja wśród Lutyków stanowiła cel misjonarskiej szkoły. Tymczasem Bruno wyrzuca sobie, że kiedy znalazł się na początku r. 1003 w Ratyzbonie, mógł zobaczyć Benedykta, ale nie chciał. Wygląda to tak, jak gdyby Henryk II gotów był wysłać Brunona jako swego posła do Bolesława. Bruno jednak podobnie jak Benedykt nie chciał w tym wypadku mieszać „sacra profanis" i uchylił się od przyjęcia tej propozycji. Nie chciał i nie mógł zresztą widzieć się z Benedyktem; wiedział bowiem, że mowy niema w r. 1003 o podejmowaniu wśród Lutyków misji, której ognisko leżałoby w Polsce. Najwyraźniej zresztą o motywach swego usposobienia na początku r. 1003, mówi sam Bruno: „Nie chciałem go (Benedykta) wówczas widzieć... postanowiłem bowiem w ten sposób oddawać się sprawom duchownym, bym jednak nie pozbawiał się wygód świeckich." Zważmy, że Henryk II miał wówczas dość arcybiskupów do dyspozycji, którzy mogli udzielić Brunonowi sakry biskupiej. Przepis o trzydziestu latach, potrzebnych do otrzymania tej sakry, był zbyt często omijany, by można za pomocą tego przepisu w sposób formalny wyjaśnić trudności interpretacji. Sam zresztą wiek Brunona nie jest ściśle określony. Uderza natomiast nacisk, jaki Bruno kładzie później na jeden rys swego stosunku do Henryka II: mówi mianowicie, że biskupem misyjnym został z namowy właśnie Henryka, który go umocnił w ewangelii, to znaczy w postanowieniu głoszenia ewangelii niewiernym. W literaturze na punkt ten nie zwrócono baczniejszej uwagi. Wiarygodność nie ulega najmniejszej wątpliwości; natomiast chronologia niniejsza mogłaby ulec zakwestionowaniu. Nie można bowiem wykluczyć, że Henryk II , jeszcze jako książę, przebywając we Włoszech z Ottonem III, mógł oddziaływać w odpowiednim duchu na Brunona. Jednak podstawy ostatniego przypuszczenia są kruche. O wiele naturalniejszym jest wnioskowanie, że wpływ Henryka II datuje się dopiero od chwili przybycia Brunona do Ratyzbony, na początku r. 1003, inaczej Henryk II wraz z Brunonem nie wahaliby się przez półtora roku co do stanowczego wyboru drogi dla Brunona. Henryk II nie mógł Brunonowi przyrzec arcybiskupstwa magdeburskiego po śmierci Gizylera; miał bowiem własnego kandydata i to Bawarczyka, w osobie Taginona; nie mógł również zgodzić się na stały wyjazd Brunona do Polski, nie życzył sobie bowiem wzmocnienia stanowiska Bolesława. Zresztą sama misja wśród Lutyków nie wchodziła w plany Henryka II , który już od Wielkanocy 1003 roku był w porozumieniu z Lutykami - poganami, którzy oczywiście za pierwszy warunek przymierza stawiali nie narzucanie im misji. W tych warunkach Henryk II mógł namawiać Brunona, wyzyskując zresztą zręcznie jego skłonności, na udanie się na misję w takie okolice, gdzie Bruno mógł działać w zgodzie z Henrykiem. Kraj ten wówczas znalazł się; właśnie szwagier Henryka, Stefan, rozgromił państwo Gyuli siedmiogrodzkiego. Kraj ten nie był przeto objęty organizacją kościelną, utworzoną w latach 1000—1001 na Węgrzech, i mógł śmiało uchodzić za kraj misyjny, nie podlegający jeszcze kanonicznie ukonstytuowanej diecezji. A więc nie do kraju Achtuma, który został pokonany przez Stefana, dopiero w r. 1009, gdzie zresztą działali misjonarze weneccy w obrębie określonych już granic prowincji ostrzyhomskiej, lecz na wschód, do kraju podbitego w latach 1002—1003, udał się Bruno; tutaj mógł najwcześniej zainteresować się Pieczyngami, którym i na Rusi szczególniejszą poświęcił uwagę. Przypuszczamy, że tutaj przebył Bruno rok 1003 i w r. 1004 wrócił na dwór Henryka II wraz ze swym imiennikiem Brunonem, który przebywał także na dworze Stefana, a teraz pogodził się z bratem Henrykiem II. Do powrotu naszego Brunona przyczyniła się niewątpliwie wiadomość o śmierci Gizylera, arcybiskupa, zmarłego 30 stycznia 1004 r. Teraz nadeszła dla Henryka II chwila decyzji. Arcybiskupstwo magdeburskie wbrew woli duchowieństwa magdeburskiego, które popierało proboszcza Waltarda, otrzymał Tagino. Taginonowi obecnie przypadł zaszczyt konsekrowania samego Brunona na arcybiskupa, Henryk zaś wręczył mu paliusz, który sam Bruno, jeszcze z nadania Sylwestra II, przywiózł z Rzymu. Data tej konsekracji nie jest pewną, w końcu jednak r. 1005 Bruno był już arcybiskupem. Chwila tej ceremonii była prawdopodobnie dla nowego biskupa ciężką i przykrą. Zarówno Tagino jak i Henryk byli ludźmi, z którymi Bruno nie mógł się porozumieć. Przypuszczamy, że po pokoju poznańskim udał się Bruno do Polski. Będąc arcybiskupem „gentium", mając za sobą cały orszak duchownych, mógł w Polsce znaleźć szersze pole działania od św. Wojciecha, którego niewątpliwie naśladował. Pozostał w Polsce conajmniej przez rok 1006. Nie może żadną miarą zadowolić panujące w literaturze przekonanie, że Bruno przybył do Polski dopiero na pół roku mniej więcej przed męczeństwem. Charakterystyka Bolesława i stanowisko samego Brunona do osoby polskiego władcy wskazują, że stosunki ich były dłuższe. Przemawiają za tym i inne okoliczności. Bruno w liście do Henryka II mówi, że wierność, jaką żywi wobec Bolesława, nie jest wymierzoną przeciw Henrykowi. Świadczyłoby to o pewnym związku formalnym biskupa z Bolesławem, co się daje wytłumaczyć przypuszczeniem, że przecież uważał się za członka episkopatu polskiego, jakkolwiek stojącego poza obrębem jurysdykcji arcybiskupa gnieźnieńskiego. Towarzysz męczeństwa Brunona, ów ślepiec Wibert, wspomina, że Bruno udając się na misję, opuścił diecezję; wiadomość ta nie jest wprawdzie absolutnie wiarygodną, jednak w związku z całością informacji daje dużo do myślenia. Kościoły, hojnie obdarowywane przez Brunona z darów ofiarowywanych mu przez Bolesława, leżały mu najbliżej na sercu;, mógł on je wznosić dopiero na terenie swej jurysdykcji. Geografia kościelna Polski Chrobrego nie jest znana; obszary na wschód od Wisły mogły nie być objęte granicami prowincji gnieźnieńskiej. Najdawniejsza zaś kronika polska mówi o istnieniu w Polsce za Chrobrego dwóch metropolitów. Za metropolitę zaś mógł być uważany Bruno, który miał prawo wyświęcania biskupów i w ogóle posiadał atrybucje papieskiego legata. To pewne, że bawił w Polsce długo, raz w r. 1006 i część 1007 r., poczym po raz drugi w końcu 1008 r. W. Polsce podczas pierwszego pobytu napisał drugą redakcję Żywotu św. Wojciecha i znakomity Żywot Pięciu Braci Męczenników; ten ostatni zapewne w samym Międzyrzeczu. Działalność pisarska Brunona zasługuje na uwagę z różnych względów. Bruno jest pierwszym znanym osobiście pisarzem, piszącym na ziemi polskiej i o rzeczach polskich. Na drugiego, którego dotąd nie znamy z imienia, trzeba było czekać lat sto. Nie znaczy to, by przed Brunonem i w ogóle w okresie Chrobrego nic w Polsce nie pisano. Owszem, można stwierdzić wcześniejsze fragmenty urywkowego piśmiennictwa. Za takie uznać należy krótkie rocznikarskie wiadomości o przybyciu Dąbrówki i chrzcie Mieszka. Sama wiadomość o śmierci Brunona została zapisana w Krakowie. Po śmierci Brunona kontynuowano dorywczo w Krakowie te zapiski, np. notując zgon Włodzimierza, kijowską wyprawę i śmierć Bolesława Chrobrego. Być może, że notowano więcej, co jednak przepadło. Zapisków tych w ciągu XI w. przybywa więcej, i domyślamy się dzisiaj, że autor ich kryje się w osobie późniejszego biskupa krakowskiego Suli Lamberta. Są to jednak okruchy i nie stanowią świadomej celu działalności literackiej. Są to zaczątki skromnych roczników. Bruno natomiast jest pełnym werwy, prawdziwym literatem; nawet w Żywotach Świętych, Wojciecha i Pięciu Braci, przełamuje on szablonowe formy. Jeszcze przed przyjazdem do Polski napisał on Żywot św. Wojciecha, wyróżniający się dość korzystnie w kilku ustępach od Żywota tzw. Kanaparjusza, większym poczuciem rzeczywistości na przykład , gdy wspomina o swobodnym życiu domowym i o miernych zdolnościach ojca św. Wojciecha, lub dość surowo ocenia postać Ottona II, zwłaszcza za zniesienie biskupstwa w Merseburgu. Żywo również maluje Bruno towarzyszy duchownych św. Wojciecha na Awentynie. Sam opis męczeństwa św. Wojciecha w opowieści Brunona jest więcej naturalny niż w Żywocie starszym. Otóż skreśliwszy ów Żywot, prawdopodobnie w Niemczech, podczas pobytu w Polsce poczynił w nim Bruno dodatki, oparte na nowych informacjach, W roku 1006 kreślił Bruno w Polsce Żywot czyli Pasję Benedykta i Jana i ich towarzyszy; jest to utwór, poświęcony głównie pamięci przyjaciela Benedykta. Jak już podnieśliśmy w przedmowie, Żywot ten stanowi pierwszorzędne źródło dla poznania wewnętrznych stosunków Polski Chrobrego; jeden z pierwszych klasztorów Polski jest przeto lepiej znany od szeregu biskupstw i opactw, które przetrwały później; są w Żywocie również pierwszorzędne informacje o stosunku i zamiarach Ottona III wobec Bolesława, a nadto kilka dat ważnych dla biografii samego Brunona. Obydwa te utwory stoją jednak literacko i historycznie niżej od głośnego listu do Henryka II, napisanego również w Polsce, za ostatniego tutaj pobytu Brunona. Jest kwestią otwartą, czy Bruno pisał ten list na życzenie Bolesława czy z własnej inicjatywy. Prawdopodobniejsze jest drugie przypuszczenie. Bruno bowiem łudził się bodaj do końca życia, że przyczyni się do współdziałania Henryka i Bolesława. Bez względu jednak na ten rys, list pozostaje pomnikiem, stwierdzającym siłę oddziaływania Bolesława na współczesnych, o której nawet Dytmar daje wyobrażenie bardzo słabe. List ten jest również pomnikiem działalności samego Brunona na Węgrzech i na Rusi i pośrednio w Szwecji, co skądinąd jest znane jedynie ogólnikowo, albo zupełnie przemilczane. Jednym słowem Bruno w kulturze duchowej Polski Bolesławowskiej zajmuje miejsce najwybitniejsze; żałować niezmiernie należy, że jego pisma najważniejsze pozostały w ukryciu, nie oddziaływując na wiedzę polskiego średniowiecza. W Polsce, prawdopodobnie podczas pierwszego pobytu, zajmował się Bruno także zewnętrzną misją. Z Polski tylko mógł w r. 1007 wysłać misję do Szwecji, korzystając z poparcia Świętosławy, siostry Chrobrego. Misja przebywała w Szwecji czas dłuższy, zanim osiągnęła szereg korzystnych rezultatów, o których pisze Bruno w liście do Henryka. Wybuch wojny polsko-niemieckiej w r. 1007 spowodował nową podróż Brunona na Węgry, niewątpliwie w interesie Bolesława. Trudno przypuszczać, by Bruno mógł namawiać Stefana do przymierza z Bolesławem dla wspólnej wojny z Henrykiem. Jednak mimo to wiadomo, że ta podróż była nie na rękę Henrykowi II. Otóż przypuszczamy, że Bruno albo zabiegał o neutralność Stefana lub — co prawdopodobniejsze — wybrał się z misją na terytorjum księcia Achtuma, w którym widzimy stryjecznego brata Stefana. Misja nie osiągnęła wyników pod względem kościelnym. Jednak, gdy później wybuchła walka Stefana z Achtumem, której początki oglądał jeszcze Bruno, walkę tę potępiał. Działając i nadal w porozumieniu z Bolesławem, po niedługim pobycie na Węgrzech wybrał się Bruno w końcu r. 1007 na dwór Włodzimierza Wielkiego, w Kijowie. Najdawniejszy Latopis ruski wie o przybyciu na Ruś poselstw papieskich celem nakłonienia Włodzimierza do przyjęcia chrześcijaństwa w obrządku łacińskim. Latopis ściąga niewątpliwie w jedno opowiadanie, przed chrztem Rusi, wypadki z wielu lat rządów Włodzimierza. Dwór Włodzimierza nie był celem wyprawy Brunona, przynajmniej on sam pisze w liście do Henryka II, że nowa jego podróż miała na celu kraj Pieczyngów. Niemniej przeto odegrał Bruno na Rusi także i wybitną polityczną rolę. Ułatwioną zaś mogła być ona dzięki temu, że Bolesław z Pieczyngami pozostawał przeważnie na dobrej stopie, Włodzimierz zaś z nimi ustawicznie wojował. Dość, że spędziwszy miesiąc w Kijowie, udał się Brono do Pieczyngów, na południe od Kijowa, jednak, zdaje się, na zachód od Dniepru. Tutaj bowiem po drugiej stronie rzeki Rosi znajdowały się wały umocnione miejscami przez palisady, jako stałe zabezpieczenie granicy od niespodziewanych napadów Pieczyngów. Włodzimierz był przekonany, że Brono idzie na pewną śmierć; tymczasem jednak został nadspodziewanie dobrze przyjęty i zapośredniczył pokój między Pieczyngami a Włodzimierzem. Otóż pokój ten, uwzględniając dobre stosunki Bolesława z Pieczyngami, mógł mieć sens tylko wówczas, jeżeli Bolesławowi samemu zależało na tym, by Kijów nie był przez czas pewien napadany przez Pieczyngów; może spodziewał się Bolesław posiłków Włodzimierza na niemiecką wojnę. Pieczyngowie oświadczyli Brunonowi, że o ile tylko Włodzimierz dochowa pokoju, chętnie nawrócą się na chrześcijaństwo. Włodzimierz sam pragnął pokoju, czego dowodem danie Pieczyngom własnego syna w charakterze zakładnika. Bruno zaś wyświęcił jednego z towarzyszy na biskupa i zostawił go wraz z synem książęcym w kraju Pieczyngów. Po pięciomiesięcznym pobycie wśród Pieczyngów wrócił wreszcie Bruno do Polski, przynosząc ze sobą zapewne nieznane poselstwo od Włodzimierza do Bolesława. Jeżeli owym synem Włodzimierza był Świętopełk, na co wskazują późniejsze przyjazne stosunki Świętopełka z Pieczyngami, Bruno byłby także tym, który pierwszy nawiązał bliższe stosunki między Świętopełkiem a Bolesławem, co doprowadziło do małżeństwa Świętopełka z córką Bolesława. Można więc przypuszczać, że Bruno z Rusi przywoził Bolesławowi wiadomości pomyślne, tym pomyślniejsze, iż wojna z Henrykiem wrzała w całej pełni. Podczas tego drugiego pobytu Brunona w Polsce (od lipca 1008 roku do początku 1009 r.) wróciło poselstwo polskie ze Szwecji i również przywiozło Brunonowi radosne wieści o postępie misji. Spodziewał się Bruno dalszych jeszcze wiadomości, które obiecywał-przesłać królowi — co jest wskazówką, że myślał o powrocie z misji, na którą z kolei się wybierał, której jednak sądzone było być ostatnią. Nazywa on ją misją pruską, Jakkolwiek ściśle pruską nie była, a można ją nazwać jadźwińską, a nawet rusko-jadźwińską. Wyekwipował tę misję oczywiście Bolesław; jechało z Brunonem osiemnastu towarzyszy bliższych, z których co najmniej pięciu księży, nie licząc orszaku służby. Była to zatem cała wyprawa, na którą Bolesław wyłożył niemałe koszta. Towarzyszami misji Brunona byli księża, czy zakonnicy Niemcy, może i Włosi, a więc Wibert, Thiemicus, Aicus, Hezichus, Apichus. Początek wyprawy mógł wypaść na styczeń 1009 r. Bruno skierował swe kroki ku granicy wschodniej, w okolice między właściwymi Prusami, Litwą i Rusią. Były to okolice Jadźwingów, a szukaćby ich należało na przestrzeni od Drohiczyna do Brześcia nad Bugiem. Brunonowi udało się nawrócić tutejszego starszego księcia Nethimera, którego dwaj młodsi bracia stawili zaciekły opór. Jeden z tych braci miał imię Zebeden. Obydwa te imiona, zwłaszcza Nethimer (Niedamir), mają brzmienie słowiańskie. Dnia 9 marca 1009 r. w wieku lat trzydziestu pięciu został Bruno zamordowany z rozkazu jednego z tych książąt, wraz z nim zaś padli czterej wymienieni księża; Wibert tylko oślepiony. Bruno został pochowany na miejscu, prawdopodobnie przez Nethimera. Na miejscu męczeństwa i pochowania zwłok został podobno wzniesiony klasztor. Ta ostatnia misja Brunona pozyskałaby zatem kraj ten dla chrześcijaństwa. W rozdzielę o stosunkach polsko-ruskich wskazujemy, że Brześć nad Bugiem należy w latach 1017—1022 do Chrobrego. Śmierć Brunona, ośmieszanego i wyśmiewanego przez Henryka II, nie mogła wywrzeć w Niemczech i w świecie katolickim tego wrażenia, jakie wywarło męczeństwo św. Wojciecha. Henryk II odetchnął na myśl, że nie żyje człowiek-tak oddany Bolesławowi i tak wpływowy wśród eremitów i wśród duchowieństwa magdeburskiego, mający niewątpliwie licznych przyjaciół na Węgrzech. Kult św. Brunona w Niemczech nosi bardziej charakter lokalny pamięci biskupa, pana na Kwerfurcie i fundatora tamtejszej kolegiaty. Ale i w pamięci polskiego dworu, Bruno zostawił ślad bardzo niewyraźny. Z dworskiej tradycji zapisał śmierć Brunona Rocznik Kapitulny Krakowski; pośrednio domyślać się można wzmianki o Brunonie jako drugim metropolicie w Polsce w opowiadaniach, które wcielił do swej kroniki tak zwany Gallus. Żadna katedra biskupia w Polsce nie została poświęcona męczennikowi, który był wiernym wyznawcą myśli politycznej Chrobrego i pierwszy otworzył przed Polską szerokie tereny misji na całym wschodzie Europy. W rzędzie patronów kościoła polskiego i twórców systemu oparcia polityki polskiej wschodniej o Kościół Bruno powinien zajmować miejsce pierwszorzędne. Za kontynuatora planów Brunona na Rusi uważamy Reinberna; w Polsce zaś działał jego uczeń, eremita i dyplomata Tuni (Antoni -P.J.) Wiadomo, natomiast, że męczeństwo Brunona wstrząsnęło starym jego mistrzem Romualdem, który sam wówczas zapragnął męczeństwa i zorganizował wyprawę misyjną na Węgry. Misja ta nie przyniosła owoców i Romuald powrócił z drogi. Eremici włoscy jednak w ciągu XI wieku zachowali kult św. Brunona, o czym świadczy Żywot św. Romualda, pisany przez Piotra Damianiego. Za pośrednictwem pracy tego rodzaju ludzi, oddziaływał Bruno na politykę Kościoła w duchu swych zasad, w których tyle miejsca zajmowała Polska.Źródło tekstu:
1. S.Zakrzewski - "Bolesław Chrobry Wielki" - Lwów 1925
Opracowanie strony: © P.Jaroszczak - Przemyśl 2000