tragedia narodowa
Przemysław Krzemień, Włodzimierz Achmatowicz
Fragmenty książki "Wyprzedaż polskiej ziemi - tragedia narodowa"
Wydawnictwo MARYJA - Toruń 1997.
Polsko, lecz Ciebie błyskotkami łudzą,
pawiem narodów byłaś i papugą,
a teraz jesteś służebnicą cudzą.
J. Słowacki
WSTĘP
Ziemia jest święta. To ziemia wydaje plony i żywi. To ziemia nieustannie tryska wodą ze swych źródeł. To ziemia daje ludziom schronienie i czyste powietrze dzięki drzewom i lasom. Bez ziemi, żyć nie można. Ziemia jest błogosławieństwem, jeśli się o nią dba. Ziemia się jednak nie odnawia. Ziemi jest nawet coraz mniej. Zalewa się ją asfaltem i betonem. Zanieczyszcza się ją. A ludzi, którzy ziemi potrzebują jest coraz więcej.
Kto nie ma dla niej szacunku, ten nie potrafi mieć dla niczego szacunku.
Bez własnej ziemi, człowiek staje się koczownikiem. Nędzarzem. Wędrowcem, który nigdzie nie jest u siebie. Ciągle za czymś tęskni.
Któż nie marzy o posiadaniu ogródka, kawałka działki, pola? Któż nie myśli o przekazaniu go swoim dzieciom, aby chociaż one mogły z tej ziemi korzystać?
Lecz zamiast przypominać nam te prawdy i uświadamiać młode, dojrzewające pokolenia, powtarza się nam, że:
musimy sprzedawać ziemię, aby obcokrajowcy u nas inwestowali, a nam się jutro lepiej wiodło;
musimy sprzedawać ziemię, aby udowodnić światu, że jesteśmy ludźmi postępu;
musimy sprzedawać ziemię, aby raz na zawsze pożegnać się z ciemnogrodem i wejść do jasnego grona mądrych państw, gdzie wszystko bez wyjątku jest lepsze niż u nas;
musimy sprzedawać ziemię, aby wstąpić do UE, NATO, OECD i wszelkich podobnych klubów, które tego od nas zażądają, gdyż jak powszechnie wiadomo, poza tymi klubami, życia nie ma i nie może być;
musimy sprzedawać ziemię, aby udowodnić, że nie jesteśmy ksenofobami i mamy na uwadze dobro obywateli wszystkich państw... poza oczywiście Polską, ale to przecież nie wiąże się z tematem;
musimy sprzedawać ziemię, aby nas Niemcy wreszcie pokochali i wybaczyli nam krzywdy, które od nas i naszych ojców doznali, i aby nam przy okazji - ale to nie najważniejsze, prawda? - użyczyli jeszcze więcej pożyczek i kredytów;
musimy wreszcie pogodzić się z faktem, że Polacy różnią się od obywateli innych państw tym, że upominanie się o prawa „reszty świata" do ziemi, to rzecz normalna, lecz upominanie się Polaków o prawa do ziemi, to faszyzm.
Wśród tego ogromu rzeczy, które w naszym kraju traktowane są w sposób haniebny, jest przede wszystkim sprawa ziemi. Niniejsza książka nosi się z zamiarem zapoznania Polaków z katastrofalnymi skutkami wypływającymi z ustawy zezwalającej cudzoziemcom nabywać nieruchomości w Polsce. Ustawa ta, nowelizowana w marcu 1996 roku, jest tak liberalna, że w ciągu najbliższych lat grozi nam utrata od jednej trzeciej do polowy powierzchni naszego kraju. Trudno będzie Czytelnikowi uwierzyć, jakich rozmiarów osiągnął już w początku 1997 roku proces wywłaszczania Polaków z ziemi. Prawda ta jest gorzka, lecz bez zapoznania się z nią, nie zaistnieje możliwość położenia kresu narodowej tragedii.
Celem naszym jest zachowanie polskiej państwowości, niepodległości i suwerenności, o które od tysiąca lat walczyły wszystkie pokolenia Polaków i które w niczym nie są sprzeczne z zasadami dobrego sąsiedztwa z wszystkimi ościennymi państwami bez wyjątku.
Większości naszych rodaków wydaje się dzisiaj, że najtrudniejszy okres naszej historii minął wraz z upadkiem komunizmu. Nam się natomiast wydaje - i potwierdzaj ą to fakty - że najtrudniejsze czasy nadeszły teraz. Obecny rok 1997 zadecyduje prawdopodobnie ostatecznie o tym, czy Polska będzie jeszcze istniała, czy przepadnie na zawsze. Albo wybory wyślą do Parlamentu większość ludzi uczciwych mających na myśli dobro Polski, albo pogłębi się tragedia, której nie da się odwrócić.
Chcemy przede wszystkim Czytelnikowi udowodnić, że wykup polskiej ziemi przez cudzoziemców, a głównie przez Niemców, ma charakter masowy, jest otwarcie wspierany przez nasze władze i co gorsze, problem ten jest systematycznie przez nie bagatelizowany.
ETAPY ZAPLANOWANEGO ROZBIORU
Cofnijmy się o pięć lat i przypomnijmy sobie, co nam wówczas mówiono.
Stan wykupu ziemi przez obcokrajowców na rok 1991 został podany w „Gazecie Wyborczej" z 17 kwietnia 1992 roku. Były to oficjalne statystyki sporządzone przez MSW. Zakończenie sprawozdania brzmiało: Kupowanie nieruchomości przez cudzoziemców ma niewielki zasięg i nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa Państwa. Przypatrzmy się bliżej tym danym. Spośród 49 polskich województw, wymieniono tylko 12. Te, w których obcokrajowcy wykupili powyżej 10 hektarów. Są to województwa:
gdańskie - 27 ha, gorzowskie - 17 ha, katowickie - 24 ha, koszalińskie - 13 ha, lubelskie - 16 ha, łódzkie - 39 ha, poznańskie - 28 ha, skierniewickie - 36 ha, szczecińskie - 21 ha, warszawskie - 146 ha, włocławskie - 12 ha, wrocławskie - 49 ha.
Łącznie stanowi to 534 ha.
Czytamy dalej: Najwięcej ziemi (265 ha) kupiły spółki, w których więcej niż 50% udziałów mają firmy zagraniczne, 168 ha kupiły firmy ze 100% kapitałem zagranicznym. Resztę kupiły osoby prywatne, w większości Niemcy. (...) Pozwolenia są wydawane liberalnie - według rzecznika MSW - [co jest oczywiste, gdyż wydano 604 zgody na 635 wniosków], a Ministerstwo oczekuje tylko wykazania przez zainteresowanego, że łączą go z Polską związki gospodarcze lub rodzinne. Zwróćmy uwagę na ten drastyczny „warunek", jedyny, zdaje się, warunek, ponieważ: Ministerstwo tylko oczekuje -wykazania... Byłby śmieszny do łez, gdyby nie pociągał za sobą tak groźnych konsekwencji. To w ogóle nie jest warunek. To zwykła formuła, którą posłużyć się może każdy Eskimos czy Chińczyk. Od chwili wykupienia nieruchomości choć za jednego złotego, może obcokrajowiec już argumentować, że ma związki gospodarcze z Polską. Tak się u nas nazywa ścisła kontrola nad sprzedażą nieruchomości obcokrajowcom, która jest w zasadzie niemożliwa, chyba że w bardzo określonych warunkach.
Powróćmy jednak do naszych oficjalnych statystyk, które oczywiście w żadnej mierze nie odpowiadają rzeczywistości. Od razu zauważamy, że nie ujęto w nich dziewięciu województw należących przed wojną do Niemiec. Są to województwa:
elbląskie, jeleniogórskie, legnickie, olsztyńskie, opolskie, pilskie, słupskie, suwalskie, zielonogórskie.
Czy MSW chce nas przekonać, że w żadnym z tych województw Niemcy nie wykupili nawet 10 hektarów?...
Weźmy choć jeden przykład: województwo opolskie. Cała Polska słyszała już o problemach, które tam występują. Już kilka lat temu, kilkanaście gmin o radach zdominowanych przez ludzi deklarujących swoją przynależność do mniejszości niemieckiej, umieściło na tablicach swoje dawne niemieckie nazwy. Miejscami sąsiadują one z nazwami w języku polskim, miejscami je zastępują. Na przykład Dziewkowice przechrzczono na Frauenfeid, Jemielnicę na Himmelwitz. Tak samo stało się z nazwami ulic. Dorfstrasse zamiast ulicy Wiejskiej, itp. Zasługującym na największą uwagę jest fakt, że przykładowo Frauenfeid jest nazwą nadaną tej wiosce dopiero w... 1936 roku przez nazistów. Przedtem, od wieków, gmina nazywała się Schewkowitz, co oczywiście
w czasach hitlerowskich brzmiało za bardzo po słowiańsku. Jak widać, wybór żyjących obecnie w Polsce Niemców - którzy wolą nazwy nadane przez hitlerowców zamiast starych nazw historycznych - jest ponownie świadomie skierowany ku zatarciu słowiańskiej przeszłości tej ziemi.
Sporządziliśmy małą listę - wcale nie wyczerpującą - kilkudziesięciu przykładów zmiany nazw miejscowości na obszarze Niemiec lat trzydziestych. Nazwy o ewidentnym charakterze słowiańskim zostały zastąpione nazwami germańskimi. Być może ta lista przekona najmłodsze pokolenia Polaków, że zrozumienie stosunków polsko-niemieckich zasługuje na troszeczkę więcej uwagi i pogłębienia, niż się dzisiaj niektórym wydaje. Brak wiedzy czasami upraszcza życie, lecz z pewnością nie prowadzi do sprawiedliwej oceny sytuacji.
Alt Schalkowitz przechrzczono na Alt Schaikendorf (dziś Stare Siołkowice, k/Opola)
Alt Schliesa na Alt Schlesing (dziś Nowy Śleszów, k/Wrocławia)
Antonischken na Antonshain (k/Ebenrode, Prusy Wschodnie, dziś Staliuponen, Rosja)
Biadacz na Kreutzwalde (dziś Biadacz, k/Opola)
Bialla na Billstein (dziś Biała Olecka, gm. Judziki, k/Olecka)
Bialla na Gehienburg (dziś Biała Piska)
Białygrund na Weissengrund (dziś Mateuszki, k/Szczytna)
Biestrzinnik na Ringwalde (dziś Biestrzynnik, k/Opola)
Bilawen na Bismarckeich (dziś Bielawy gm. Brzostówko, k/Milicza)
Birkowitz na Birkental (dziś Bierkowice, k/Opola)
Bogislawitz na Altmuhigrund (dziś Pakosławsko, k/Milicza)
Bogumillen na Brodau (dziś Bogumiły, k/Pisza)
Bogusiawitz na Schwarzaue (dziś Bogusławice, k/Wrocławia)
Borawsken na Deutscheck (dziś Borawskie, k/Olecka)
Borek na Waldungen (dziś Borek, k/Kluczborka)
Borek na Waldeck (dziś Borek, k/Jemielnicy, Śląsk)
Borek na Waldwinkel (dziś Borek, k/Ściborowic)
Borowian na Kruppamuhle (dziś Krupski Młyn, k/Strzelec Opolskich)
Borreck na Wałdchen (dziś Borki, k/Opola)
Bosemswolka na DreiBighuben (dziś Włóki, k/Dzierżoniowa)
Bronietz na Wehrenfelde (dziś Broniec, k/Olesna, Śląsk)
Bronikowen na Rastgrund (dziś Bronikowo, k/Mrągowa)
Bruschewitz na Mówengrund (dziś Pruszowice, k/Trzebnicy, Śląsk)
Brzezinkę na Schindlersfelde (dziś Brzezinka, k/Namysłowa, Śląsk)
Bubrowko na Biebern (dziś Bobrówko, k/Mrągowa)
Budzisken na Herbsthausen (dziś Budziska, k/Węgorzewa)
Buglowietz na Bugelhauser (dziś Buglowice, gm. Stodoły, k/Raciborza)
Chałupki na Grenzhauser (dziś Chałupki, gm. Marcinków)
Chudoba na Heinrichsort (dziś Chudoba, gm. Wojciechów, k/Olesna, Śląsk)
Chottschewko na Goten (dziś Choczewko, k/Lęborka)
Chottschow na Gotendorf(dziś Choczewo, k/Lęborka)
Chrosczinna na Reisern (dziś Chrościna, k/Opola)
Chrzanowen na Kalkofen (dziś Mielin, k/Wolina)
Czarnen na Scharne (dziś Czarne, k/Goldapi)
Czerwanken na Rotenfelde (dziś Czerwonki, k/Mrągowa)
Czerwonken na Rotbach (dziś Czerwonka, k/Ełku)
Czienskowitz na Schwerfelde (dziś Ciężkowice, gm. Polska Cerekiew)
Czierwienz na Schierwens (dziś Czerwienieć, k/Słupska)
Dambinietz na Eichberge (dziś Dębiniec, k/Opola)
Dembowitz na Eichenau (dziś Dębowiec, k/Nidzicy)
Deutsch Buckow na Bukau (dziś Bukówka, k/Słupska)
Deschowitz na Odertal (dziś Zdieszowice, k/Strzelec Opolskich)
Dobroslawitz na Ehrenhohe (dziś Dobrosławice, k/Koźla)
Dobrowolla na Willenheim (dziś Dobra Wola, k/Ełku)
Dolina na Niederkirch (dziś Dolna, k/Strzelec Opolskich)
Dombrowka na Eichtal (dziś Dąbrówka Górna, k/Opola)
Dombrowka na Steineich (dziś Dąbrówka, k/Gliwic)
Domasiawitz na Lindenhorst (dziś Domasławice, k/Sycowa, Śląsk)
Dworatzken na Herrendorf(dziś Dworackie, k/Olecka
Dziekonstwo na Dechantsdorf (dziś Dziekanstwo, k/Opola)
Gonschiorowitz na Ouellental (dziś Gąsiorowice, k/Strzelec Opolskich)
Jaschkowitz na Johannsdorf(dziś Jaśkowice, k/Opola)
Jaschkowitz na Hirtweiler (dziś Jaśkowice, k/Gliwic)
Jeblonsken na Urbansdorf (dziś Jabłońskie, k/Gołdapi)
Jeschonowitz na Eschendorf(dziś Jasiona, k/Strzelec Opolskich)
Jagiełła na Hirsefeid (dziś Jagieła, gm. Słupsko, k/Gliwic)
Jeziorken na Schontal (dziś Jeziorki Wielkie, k/Gołdapi)
Jeziorowsken na Seedorf (dziś Jeziorowskie, k/Ełku)
Kadłub na Starenheim (dziś Kadłub, k/Strzelec Opolskich)
Kadlubitz na Annatal (dziś Kadłubiec, k/Strzelec Opolskich)
Kamionka na Steinbirn (dziś Kamionka, k/Koźla)
Koloczek na Reiswitz (dziś Kołaczek, ok Kluczborka, Śląsk)
Kopania na Neu Garten (dziś Kopanina, k/Strzelec Opolskich)
Kowalken na Beierswalde (dziś Kowalki, k/Gołdapi)
Kowallik na Mullershof(dziś Kowalik Piski, gm. Nida)
Kowolowka na Schmiedeberg (dziś Kowary, k/Jeleniej Góry)
Koziborek na GeiBfeId (dziś Koziborek, k/Gliwic)
Krassowa na Klein Walden (dziś Krasowa, k/Strzelec Opolskich) Krolowolla na Konigswalde (dziś Królowa Wola, k/Ełku)
Kryschanowitz na Weidebruck (dziś Krzyżanowice, k/Trzebnicy, Śląsk)
Krzywonoggen na KrummfuB (dziś Krzywonoga, k/Szczytna)
Labendzowo na Schwanau (dziś Labędziewo, gm. Leginy, k/Reszla)
Marczinawolla na Martinshagen (dziś Marcinowa Wola, k/Giżycka)
Matzwolla na Balschdorf(dziś Madejowa Wola, k/Węgorzewa)
Mischagora na Am Berge (dziś Mysia Góra, k/Gliwic)
Neu Jablonken na Neufinken (dziś Nowe Jabłonki, k/Ostródy)
Neu Jaromierz na Neu Hauland (dziś Nowy Jaromierz, k/Babimostu)
Neu Kaletka na Hermannsort (dziś Nowa Kaletka, k/Olsztyna)
Nieborowitz na Neubersdorf (dziś Nieborowice, k/Milicza)
Niemietzke na Puttkammerhoff (dziś Podkomorzyce, k/Słupska)
Niekrassen na Krassau (dziś Niekrasy, pow. Ełk)
Obora na Stadtwald (dziś Czarnobór, k/Szczecinka)
Ogrodtken na Kalgendorf (dziś Ogródek, k/Ełku)
Okoniak na Beutnerbaum (dziś Okoniak, gm. Szyldak)
Oleschka na Nieder Erlen (dziś Oleszka, k/Strzelec Opolskich) Oletzko na Treuburg (dziś Olecko)
Olschina na Erlengrund (dziś Olszyna, k/Koźla)
Olschowa na Erlenbusch (dziś Olszowa, k/Strzelec Opolskich)
Orzechowen na NuBberg (dziś Orzechowe, k/Ełku)
Oschietzko na Lichtenrode (dziś Osiecko, k/Olesna)
Oskarzin na Hischhals (dziś Oskarżyn, gm. Ublik)
Ostronitz na Schneidenburg (dziś Ostrożnica, k/Koźla)
Ostrokollen na Scharfenrade (dziś Ostrykół, k/Ełku)
Ostrowek na Klettenhof(dziś Ostrówek, gm. Chrościce)
Ossowo na Aspenau (dziś Osowo, k/Złotowa)
Paprotsch na Farnkolonie (Paproć, k/Rudy)
Paprodtken na Goldensee (dziś Paprotki, k/Giżycka)
Paremba na Mittenwald (dziś Poręba, k/Milicza)
Pawlowitzke na Gnadenfeid II (dziś Pawłowiczki, k/Koźla)
Piasken na Klein Rauschen (dziś Piaski, k/Ełku)
Pieczisko na Waldofen (dziś Pieczysko, gm. Wiartel)
Pietzonken na Grunau (dziś Pieczonki, k/Giżycka)
Pietrzyken na Wiesenheim (dziś Pietrzyki, k/Pisza)
Pietzarken na Bergensee (dziś Pieczarki, k/Węgorzewa)
Piotrowitz na Alt Petersdorf (dziś Piotrowice, k/Nidzicy)
Podbor na Unterwalden (dziś Podbór, k/Strzelec Opolskich)
Podlesch na Unterwalden (dziś Podlesie, k/Koźla)
Polanowitz na Kornsfelde (dziś Polanowice, k/Kluczborka)
Proboschowitz na Probstfelde (dziś Proboszowice, k/Gliwic)
Popiollen na Albrechtswiesen (dziś Popioły, gm. Węgorzewo)
Prawdzisken na Reiffenrode (dziś Prawdziska, k/Ełku)
Przepiorken na Wachteldorf(dziś Przepiórki, k/Ełku)
Przykopp na Grabenau (dziś Przykop, k/Olsztyna)
Przytullen na Siebenbergen (dziś Przytuły, k/Olecka)
Przywor na Oderfest (dziś Przywory, k/Opola)
Puschkowa na Hubertushof(dziś Dalnie, gm. Oleszka)
Pustki na Grenzhofen (dziś Pustki, k/Gliwic)
Rogallicken na Kleinrosenheide (dziś Rogalik, gm. Różyńsk)
Rosinsko na Rosenheide (dziś Różyńsk, k/Ełku)
Rosochatzken na Albrechtsfelde (dziś Rosochackie, k/Olecka)
Schabojeden na Sprindberg (dziś Żabojady, k/Gołdapi)
Schierakowitz na Graumannsdorf (dziś Sierakowice, k/Gliwic)
Schikorren na Weilheim (dziś Sikory Juskie, k/Ełku)
Schironowitz na Grunheide (dziś Sieroniowice, k/Strzelec Opolskich)
Schiroslawitz na Grenzfelde (dziś Sierosławice, k/Kluczborka)
Sczed na Hitlersee (dziś Szczedrzyk, k/Opola)
Siemianowen na Altensiedel (dziś Szymanowo, k/Mrągowa)
Slawianowo na Steinmark (dziś Sławianowo, k/Złotowa, Ziemia Lubuska)
Skorupken na Schalensee (dziś Skorupki, k/Giżycka)
Skrzidlowitz na Fliigeldorf(dziś Skrzydłowiec, k/Lublińca)
Slawaki na Oderhauser (dziś Sławaki, k/Raciborza)
Sokoiken na Haldorf (dziś Sokółki, k/Olecka)
Sokollen na Hainholz (dziś Sokoły, k/Gołdapi)
Sokolinik na Falknersdorf (dziś Sokolniki, k/Niemodlina)
Stanislewo na Sternsee (dziś Stanclewo, k/Reszla
Stollarzowitz na Stiiiersfeid (dziś Stolarzowice, k/Bytomia)
Strebinow na Berchtoldsdorf(dziś Strzebniów, k/Gogolina)
Strzelzen na Zweischutzen (dziś Strzelce, gm. Wilkaski)
Sucholasken na Rauschenwald (dziś Sucholaski, gm. Giżycko)
Sutzken na Hitlershohe (dziś Suszki, k/Gołdapi)
Tepliwoda na Lauenbrunn (dziś Ciepłowice, gm. Ząbkowice)
Tscheschkowitz na Eichenhag (dziś Cieszkowice, k/Góry Śląskiej)
Tschirnitz na Darnberg (dziś Czernica, k/Jawora)
Tschoplowitz na Gerlachshain (dziś Czepielowice, k/Brzegu)
Ujast na Kreisau (dziś Ujazd, k/Milicza)
Ulonsk na Kleinrehbruch (dziś Ulazki, gm. Piece)
Wembowitz na Friedrichshóh (dziś Wąbnice, k/Milicza)
Wessola na Freude (dziś Wesoła, k/Gliwic)
Wielitzken na Wallenrode (dziś Wieliczki, k/Olecka)
Wielepole na Sandhóh (dziś Wielopole, k/Gliwic)
Wielolanka na Bachwitz (dziś Wieiołęka, k/Namysłowa)
Wieschowa na Randsdorf (dziś Wieszowa, k/Bytomia)
Watkowitz na Wadkeim (dziś Watkowice, k/Sztumu)
Wołka na Spittel (dziś Wólka, gm. Pręgowo, k/Kętrzyna)
Wygoda na Ruhfelde (dziś Wygoda, k/Ostródy)
Wygodda na Wałdruh (dziś Wygoda, k/Olsztyna)
Wisockigrund na Lindengrund (dziś Wysoki Grąd, k/Szczytna)
Wyssoka na Hohenkirch (dziś Wysoka, k/Strzelec Opolskich)
Wyssoka na Lindenhohe (dziś Wysoka, k/Olesna)
Zabinietz na Waldfrieden (dziś Żabiniec, k/Kołobrzegu)
Zabnik na Froschweiler (dziś Żabinka, k/Gliwic)
Zabrodzin na Schóndorf(dziś Zabrodzie, k/Reszla)
Zamoście na Hinterbruck (dziś Zamoście, k/Opola)
Zantoch na Neuscholle (dziś Sątok, k/Oleśnicy)
Zimnawoda na Hirschthal (dziś Zimnawoda, k/Szczytna)
Germanizacja nazewnictwa topograficznego nastąpiła więc bardzo późno. Lecz któż jest dziś tego świadomy? Można natomiast zastanawiać się dlaczego zmieniono te nazwy głównie na Śląsku i w Prusach Wschodnich, w mniejszym zakresie natomiast na innych wschodnich rubieżach III Rzeszy, jak na przykład na Pomorzu? Najprawdopodobniej, poza Śląskiem i Prusami Wschodnimi, Niemcy czuli się już tak pewni siebie, że nie odczuwali potrzeby zacierania śladów polskości. Dlatego na tych terenach pozostawiono na ogół nietknięte słowiańskie nazwy. Przykładowo na Pomorzu:
Hojanke (dziś Chojenka, k/Białogardu)
Janikow (dziś Jankowo, k/Drawska)
Janikow (dziś Janikowo, k/Szczecinka)
Janowe (dziś Janowo, k/Lęborka)
Jassen (dziś Jasień, k/Bytowa)
Jassewo (dziś Jaszewo, k/Bytowa)
Jatzkow (dziś Jackowo, k/Lęborka)
Jersckewitz (dziś Jerzkowice, k/Słupska)
Kontken (dziś Kątki, k/Sztumu)
Kuhnow (dziś Kunowo, k/Białogardu)
Kujan (dziś Kujan, k/Złotowa)
Kujawa (dziś Kujawa, k/Olecka)
Kummerow (dziś Komorowe gm. Bożenice)
Kummerzin (dziś Komorczyn, k/Sławna)
Kurów (nazwa ta występowała b. często i dała po II wojnie: Kurowo koło Lęborka, Kurowo również koło Koszalina, Kurów koło Szczecina)
Lubianken (dziś Łubianka, k/Człuchowa)
Lubiath (dziś Lubiatów, k/Strzelec Krajeńskich)
Lubow (dziś Lubowo, k/Koszalina)
Łukowe (dziś Łukowa, k/Słupska)
Mitschkowken (dziś Mieczówka, k/Węgorzewa)
Sakollnow (dziś Sokolna, k/Złotowa)
Zalessen (dziś Zalesię Przywidzkie, k/Gdańska)
Zawadda (dziś Zawada, k/Człuchowa)
Zechlin (dziś Żychlin, k/Słupska)
Zechow (dziś Czechów, k/Gorzowa Wikp.)
Zernickow (dziś Czerników, k/Myśliborza) Zewitz (dziś Cewice, k/Lęborka)
Na Śląsku niektórych słowiańskich nazw nie tknięto, lecz były to raczej wyjątki. Np.:
Antoschowitz (dziś Antoszowice, k/Raciborza)
Biskupitz na Biskupice (k/Zabrza) Koischkau na Kojszków (k/Legnicy)
Lubowitz (dziś Łubowice, k/Raciborza)
Zedlic (dziś Siedlec, gm. Grodków)
Można wobec powyższego zastanowić się również nad zachodnim zasięgiem słowiańskich nazw topograficznych, a więc i ziem. Przestudiowanie map byłego NRD jest bardzo pouczające. Spotyka się tu nazwy słowiańskie (oczywiście, nie tylko słowiańskie, ale ten fakt świadczy o tym, że Słowianie byli tam pierwsi), aż pod Hamburg i Lubeckę (więc aż pod Łabę): Bolków, Buckow, Daskow, Golzow, Karków, Finów, Koserow, Kruckow, Karbów, Mirów, Raków, Sadelkow, Sa-tow, Samów, Neubukow i Dubrow (od buka i dęba?), Griebenow (od grzybów?)... mamy nawet, trochę na południu od Rostocka... Kraków i Tarnów! Jest jeszcze inny Krackow na wysokości Szczecina, kilka kilometrów od polskiej granicy. Nie brak także nazw na „itz", odpowiednika słowiańskiej końcówki „ice":
Crivitz, Drewitz, Dobritz, Glewitz, Jessenitz, Tschernitz, Zinnowitz... Nawet Berlin - to słowiańska nazwa, a Brandenburg - zniemczenie słowiańskiego Branibor. Nie chcemy przeciągać tej listy, trzeba byłoby na to dziesiątek stron. Chcieliśmy tylko udowodnić Czytelnikowi, że całe wschodnie i centralne Niemcy - to zgermanizowane dawne słowiańskie ziemie. Tym bardziej nasze Ziemie Odzyskane są słowiańskie, pomimo że od tak dawna niemczone. Dlaczego w centralnych Niemczech nie przystąpiono w latach trzydziestych do identycznego przekształcenia nazw słowiańskich na niemieckobrzmiące, podobnie jak miało to miejsce na Śląsku? Z tej samej znowu przyczyny co dla Pomorza: ziemie te znajdowały się tak głęboko wewnątrz granic III Rzeszy, że żadna rewindykacja terytorialna nie byłaby do pomyślenia. Dlaczego podajemy te wszystkie przykłady? Oczywiście nie po to, aby żądać dla Polski byłego NRD! Byłoby to absurdem. Ale takim samym absurdem są roszczenia Niemców o - przykładowo - Poznań czy Łódź. Między tymi dwoma absurdami jest rozsądne wypośrodkowanie: obecna granica na Odrze i Nysie.
Po tej długiej, lecz koniecznej dygresji, powróćmy do naszych śląskich Dziewkowic. Ich sołtys, były sekretarz partii i szef ORMO, pan Wiesiołek - który przy sposobności przekształcił również swoje nazwisko na Wieschollek, bo jak zniemczać, to już wszystko - zapytany o powód wyboru nazwy Frauenfeid zamiast Schewkowitz, odpowiedział: ale to ładniej brzmi. Śmieszne tłumaczenie. Prawdopodobnie - bo jak to sprawdzić? - wiele opolskich gmin jest już w większości wykupionych przez Niemców (dzięki podstawionym Polakom i posiadaczom podwójnego obywatelstwa polsko-niemieckiego), co potwierdzają sami Niemcy, kiedy pragną się trochę pochwalić. Warto przypomnieć, że polskie prawo nie pozwala na dwujęzyczne nazwy topograficzne. 17 czerwca 1991r., w dniu podpisania Traktatu o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec, minister Krzysztof Skubiszewski skierował do federalnego ministra Spraw Zagranicznych Hansa-Dietricha Genschera list, w którym w punkcie czwartym czytamy:
Rząd Rzeczypospolitej Polskiej oświadcza, że nie widzi obecnie żadnej możliwości dopuszczania na tradycyjnych obszarach osiedlenia mniejszości niemieckiej w Rzeczypospolitej Polskiej oficjalnych nazw topograficznych także w języku niemieckim.
Jaki to dowód słabości i zdezorientowania ze strony naszych władz, skoro przeszło 250 km w głąb Polski, w połowie drogi między granicami Niemiec i Ukrainy, nielegalnie wywieszone nazwy niemieckie pozostają nietknięte i... nietykalne. Racja stanu? Prawdopodobnie... ale niemieckiego.
Wyobraźmy sobie teraz, że zgodzimy się na owe podwójne nazewnictwo. Jeżeli wyrazimy taką zgodę na Śląsku, będziemy automatycznie musieli wyrazić ją również na terenie całego byłego zaboru pruskiego. I wtedy, tak samo automatycznie, będziemy musieli zezwolić na używanie nazewnictwa rosyjskiego w byłym zaborze rosyjskim (Modlin i Dęblin zostaną z powrotem nazwane Gieorgjewsk i Iwangorod) oraz na używanie nazewnictwa austriackiego w południowej Polsce. Przy wjeździe do Krakowa będzie stała tablica Krakau, przy wjeździe do Rzeszowa tablica Reichshoff. Nie pozostanie w całej Polsce ani jedna wioska, w której Polak będzie mógł czuć się u siebie. Wszędzie obce nazwy będą przypominały mu, że ktoś może mieć, ni stąd ni zowąd, jakieś pretensje terytorialne. Nigdy już i nigdzie nie będzie Polak żył w spokoju. Na Opolszczyźnie wystawiono już w 1992 roku około 50 pomników ku czci... żołnierzy Wehrmachtu! O tym skandalu pisano swego czasu także poza Polską (mówimy „pisano", gdyż dziś Polska przestała kogokolwiek interesować, zarazem wewnątrz jak i zewnątrz jej granic). Francuski dziennik „L'Humanite" już w 1992r. zamieścił długi artykuł pod tytułem „Germanizacja Śląska", przytaczając napisy widniejące na niektórych z tych pomników, jak np. w Bolesławcu: Ku wiecznej chwale walecznych czynów naszych bohaterów.
Powróćmy jednak do „Gazety Wyborczej":
Niemieckie komitety budują i ustawiają tablice bez uzgodnień wymaganych prawem. Niektóre, jak w Jemielnicy, żywo przypominają monumenty Trzeciej Rzeszy. (...) Niemieccy parlamentarzyści i przywódcy mniejszości niemieckiej wyjaśniają, że to inicjatywa lokalna i nie mogą ingerować. Kto wierzy w tę rzekomą niemożliwość ingerowania? Nikt. Ale co na to polskie władze? Wojewoda opolski stwierdził w „Trybunie Opolskiej": Jeśli potwierdzi się, że osoby, których nazwiska umieszczone są na tablicach byty żołnierzami Wehrmachtu lub członkami ugrupowań hitlerowskich, inwestorzy zostaną wezwani do rozebrania tej czyści pomnika. (...) Jeśli się nie dostosują do tego polecenia, pomnik zostanie zasłonięty parawanem z desek i opieczętowany. Ku przestrodze.
Słowa wojewody są skandaliczne. Nie dość, że nie potrafi on zabronić stawiania nielegalnych pomników, to grozi, że je otoczymy parawanem z desek. Dopiero po takiej wypowiedzi muszą mieć Niemcy zabawę! Pomniki ku czci tych, którzy nieśli Polsce nienawiść i śmierć, otoczyć parawanami z desek... A może władze boją się, że zgodne z prawem postępowanie polskiej strony mogłoby oburzyć zachodnią opinię publiczną? Że trzeba byłoby się tłumaczyć, dlaczego usuwamy podobne pomniki lub nie zezwalamy na ich stawianie? Może już nie umiemy argumentować, nie umiemy się bronić, nie umiemy mieć racji? Może zapomnieliśmy, że bycie sobą, bycie Polakiem, pociąga za sobą pewne konsekwencje, pewną odpowiedzialność, która nie koniecznie jest haniebna? Niestety, jeżeli brakowało dowodu, że nie mamy władzy, to go tutaj mamy. Jeżeli brakowało dowodu, że przed bogatymi jesteśmy w ostatnich latach zawsze gotowi uniżać się, to go również mamy. Ale państwo, które się tak daje ośmieszać, nie może liczyć na szacunek innych państw, a tym bardziej nie na szacunek tego państwa, które je ośmiesza... I to, co miało stać się, stało się. Nieznani Polacy, którzy dłużej znieść nie mogli aroganckich postępowań Niemców i bezczynności własnych władz, podpalili nocą z 16 na 17 marca 1994r. dwa niemieckie pomniki, w Większycach i Pruszkowie. Przedstawiciel mniejszości niemieckiej Henryk Kroll wystąpił z zapytaniem poselskim do ministra Spraw Wewnętrznych podczas szesnastego posiedzenia Sejmu:
Szereg aktów wandalizmu, oblewanie farbami, skierowanych było przeciwko pomnikom ofiar z I i II wojny światowej. Dwa z tych pomników zniszczono przez obłożenie ich oponami samochodowymi, oblanie benzyną i podpalenie. Wszystko to wzmaga poczucie zagrożenia wśród moich wyborców. (...) Czy policja oraz Urząd Ochrony Państwa podejmują działania operacyjne przeciwko organizacjom i ugrupowaniom stwarzającym te zagrożenia? Czy cele statutowe i działalność organizacji o nazwie Polski Związek Zachodni i Ruch Polskiego Śląska są zgodne z Konstytucją i ustawodawstwem Rzeczypospolitej?
Na te pytania odpowiedział Jerzy Zimowski, podsekretarz stanu w MSW. Wyraził on oburzenie w związku z zaistniałymi aktami wandalizmu, które przybrały postać zniszczenia pomników upamiętniających ofiary, jakie poniosła społeczność niemiecka w czasie I i II wojny światowej i obiecał, że sprawcy zostaną ustaleni.
Po tej odpowiedzi, Henryk Kroll podziękował za wyrażenie słów oburzenia, ale podkreślił, że wolałby więcej czynów ze strony polskich władz. Dodał wreszcie, że nie rozumie, dlaczego organa państwowe akurat nie zajmują się badaniem statutów organizacji o, nazwijmy to, radykalnym czy nacjonalistycznym nastawieniu.
Na tym etapie należy się Czytelnikowi wyjaśnienie: co to za pomniki tej nocy podpalono? Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest list protestacyjny wystosowany 22 lutego 1994r. - czyli miesiąc przed podpaleniem - przez Polski Związek Zachodni (Koło Kędzierzyn-Koźle) do Urzędu Gminy Reńska Wieś, do której należą Większyce. Brzmi on następująco:
Dot.: pomnika chwaty oręża niemieckiego w Większycach. W imieniu członków kędzierzyńsko-kozielskiego Koła Polskiego Związku Zachodniego przekazujemy niniejszym żądanie zlikwidowania pomnika chwaty oręża niemieckiego usytuowanego w pobliżu skrzyżowania głównych dróg w miejscowości Większyce podległej Urzędowi Gminy Reńska Wieś.
Przedmiotem oprotestowania jest napis umieszczony na kamieniu stanowiącym pozostałość po pomniku niemieckim sprzed 1945r. Napis ten brzmi:
1914-1918 1939-1945 GOTT MIT UNS (Bóg z nami)
Fur Volk und Vaterland (dla Narodu i Ojczyzny)
Wykazane na pomniku okresy historyczne upamiętniają I i II wojnę światową. Następne napisy kolejno głoszą, że w I i II wojnie „Bóg był z Niemcami" i że wszystko, czego niemieckie armie w tych wojnach dokonały, było „dla Narodu i Ojczyzny". Napis „Gott mit Uns" żołnierze Wehrmachtu nosili na klamrach wojskowych pasów. Propagandowy slogan „Fur Fuhrer, Volk und Vaterland" był w powszechnym użyciu przez cały okres II wojny światowej. Obydwa te napisy wchodziły w okres symboliki i propagandy hitlerowskich Niemiec i negatywnie utrwaliły się w pamięci podbitych narodów. W żądaniu usunięcia pomnika jest także głos naszych członków, rodowitych Ślązaków, którzy zmuszeni byli służyć i umierać w niemieckim Wehrmachcie, według maksymy „Fur Fuhrer, Volk und Vaterland" i nosić na klamrach pasów bluźniercze hasło „ Gott mit Uns". W całym świecie wiadomym jest, że w latach 1914-1918 i szczególnie w latach 1939-1945 Niemcy prowadzili wojny agresywne i napastnicze. W obydwu wojnach straciły życie miliony ludzi. (...) Negatywna ocena całości niemieckich zbrodniczych dokonań w Europie - w imieniu pokrzywdzonych narodów - zawarta jest w ustaleniach i wyroku procesu norymberskiego z 1946r. Umieszczenie obecnie w publicznym miejscu w Większycach skompromitowanych przez nazizm haseł propagandowych - jest nikczemną prowokacją i urągowiskiem wobec pamięci milionów ludzi, których pozbawiono życia w imię niemieckiej uzurpacji do panowania nad światem. Jest także moralnym nadużyciem wobec demokratycznych zasad współżycia społecznego i stanowi zarazem naruszenie przepisów prawnych o zakazie rozpowszechniania haseł, znaków i symboliki nazistowskiej w Polsce. Naszym niektórym współmieszkańcom na Opolszczyźnie „zamrożonym" zimą 1945 r., a którzy po „odtajaniu" w cieple demokracji, gwałtownie chcą być Niemcami, proponujemy obejrzenie - ku rozwadze - niemieckiego pomnika, w niemieckim mieście Freising, położonym w na pewno niemieckiej Bawarii. Na pomniku ustawionym na rynku starego miasta, z jednej strony jest wykaz nazwisk ok. 70 żołnierzy z Freising poległych w I wojnie światowej. Z drugiej strony jest 160 nazwisk żołnierzy poległych w II wojnie światowej. Z trzeciej strony, niewątpliwie Niemcy - dając dowód, że z historii wyciągnęli wnioski -umieścili napis:
„ Weil die Toten schweigen, beginnt immer wieder alles von vorn"
(„Dlatego, ze umarli milczą, zaczyna się zawsze znowu wszystko od początku")
W mroźnym styczniu 1945r. przed tym samym pomnikiem w Większycach, przyozdobionym wówczas jeszcze swastyką - przewlokły się tysiące wynędzniałych więźniów z Konzentrationslager Auschwitz przez Prudnik do Konzentrationslager Gross-Rosen i innych obozów zagłady na niemieckiej „ nieludzkiej ziemi". Większość z nich zmarła męczeńską śmiercią z głodu, zimna, tyfusu i od kul niemieckiej eskorty. Oni milczą, bo umarli... Obowiązkiem tych, co przeżyli, jest uczynienie wszystkiego, co niezbędne, żeby nazistowska tragedia z lat 1939-1945 nie mogła być powtórzona. Pomnikowe uhonorowanie w Większycach dwóch haseł, bluźnierczo nadużytych przez ludobójczą Trzecią Rzeszę jest groźnym sygnałem, że na ogólnej fali demokratyzacji zaczynają wyrastać siły wykazujące skłonności do „zaczęcia wszystkiego od początku". Siłom tym mówimy zdecydowanie NIE! Żądamy usunięcia pomnika sławiącego okres nazistowskiego rozboju. Zwracamy się z apelem do Braci Ślązaków zasiadających w Radzie Gminnej, którzy nie stracili poczucia przyzwoitości i więzi z polską Opolszczyzną, o działanie zgodne z naszym wnioskiem. Prosimy Urząd Gminy o pisemne udzielenie odpowiedzi na nasz wniosek w terminie przewidzianym w KPA.
Kopią niniejszego pisma wzywamy Urząd Wojewódzki w Opolu do bezwzględnego wyegzekwowania prawa obowiązującego w Polsce w przedmiocie budowania pomników.
Otóż do czego doprowadziła nas bierność polskich władz.
Powróćmy teraz do sprawy wykupu ziemi. Czy nasze rodziny, znajomi, którzy na Mazurach, Pomorzu, Ziemi Lubuskiej, Sudetach i Śląsku pokazują nam pola, domy, nawet jeziora i lasy (niestety tak...), wykupione przez Niemców, wszyscy kłamią? Oczywiście, że nie. Choć oni na pewno też znają tylko malutką cząsteczkę prawdy. Ale jeśli oni nie kłamią, to więc MSW - powiedzmy to delikatnie - myli się? Podchodząc do rzeczy logicznie, są właściwie trzy możliwości: Pierwsza możliwość: MSW nie otrzymuje prawdziwych danych z terenu, ponieważ transakcje odbywają się za pomocą podstawionych Polaków lub ponieważ przekupione przez cudzoziemców miejscowe władze nie chcą oczywiście ujawniać swoich kombinacji. Druga możliwość: MSW nie chce dostrzec problemu lub ma rozkaz nie dostrzegać go. Nasuwają się wtedy pytania: kto wydaje takie polecenia? Kto ma w tym interes? Kto komu płaci? Trzecia możliwość: MSW składa się z ludzi zupełnie niekompetentnych. Ta ostatnia możliwość natychmiast odpada. Jak MSW chciało, to zawsze mogło i umiało. Pierwsza możliwość jest natomiast tak oczywista, że nie wymaga żadnego komentarza. Co do drugiej możliwości, pozostawiamy każdemu swobodę zastanowienia się samemu, czy jest godna wzięcia pod uwagę, czy też nie. W każdym razie, skutki są te same i to nas właściwie powinno obchodzić: tracimy naszą ziemię. W „Rzeczypospolitej" z 3 czerwca 1992 roku zamieszczono bardzo ciekawy - gdyż typowy dla naszej nieumiejętności analizowania - artykuł pod tytułem: „Nie damy ziemi?". Autorka, pani Ewa Czaczkowska, przypomina wpierw warunki do spełnienia dla uzyskania zezwolenia na nabycie nieruchomości przez cudzoziemców:
Dla osób fizycznych, polskie pochodzenie, posiadanie rodziny wywodzącej się z Polski lub tu mieszkającej, karty stałego pobytu lub prowadzenie w Polsce działalności gospodarczej. Dla osób prawnych, zarejestrowanie w Polsce spółki lub otwarcie jej oddziału czy przedstawicielstwa.
Jak już wspominaliśmy wyżej, miliony ludzi poza granicą takie warunki spełnia. Natomiast my, Polacy z Polski, nie mamy już na nabycie naszej ziemi żadnej szansy przy jej obecnych cenach. Dalej autorka wspomina, że świadomość istnienia możliwości nabywania nieruchomości przez obcokrajowców bez zezwolenia mają wszyscy, także ministerstwo.. [Tak więc jedyny wniosek, który z tej świadomości wyciągamy, jest taki, że najlepiej każdemu na to pozwolić. Nie będzie wtedy już przestępstw, nie będzie problemów i szczególnie nie będzie tyle pracy dla naszych pracowników z MSW...] ale o dane na temat skali tego zjawiska trudno. Natomiast stan plotek, szczególnie w północno-wschodnich rejonach Polski, osiągnął już psychologicznie niebezpieczny poziom. Jak w ogóle można wypowiadać się w ten sposób?... Jeśli się wie, że istnieje mnóstwo możliwości wykupywania nieruchomości bez pozwolenia, to nie wolno mówić, że to i tak nie groźne albo, że stan plotek osiągnął niebezpieczny poziom! Normalna zasada przyjęta przez każdą odpowiedzialną osobę jest taka, że jeśli nie zna się dokładnie rozmiarów danego zagrożenia czy niebezpieczeństwa, to zakłada się z góry, że jest ono maksymalne. Dlatego, że osoba odpowiedzialna musi zawsze być gotowa na najgorsze, tak jak żołnierz ma być gotowy na najgorsze. I wtedy właśnie, kiedy jest przygotowany na najgorsze, to najgorsze ma najmniej szans się przydarzyć. Nasze władze niestety bagatelizują zagrożenia i dają przy tym przykład całkowitej nieodpowiedzialności. Ta nieodpowiedzialność - tak zaraźliwa, gdyż tak łatwa, nie wymagająca -wyraźniej jeszcze została uwypuklona w artykule, w którym autorka wymienia różne sposoby nabywania nieruchomości: Najprostszą i co ważne, niesprzeczną z ustawą formą przekazania obywatelowi innego państwa nieruchomości jest testament z odpowiednim zapisem. W rejonach atrakcyjnych dla zachodnich przybyszów osoby starsze, niezamożne, często żyjące jedynie z rolniczej renty godzą się na uczynienie spadkobiercą swojego domu i ziemi obcokrajowca w zamian za finansowe wsparcie.
Już ta jedna forma postępowania może nas kosztować utratę całości Ziem Zachodnich. Autorzy znają wioski, gdzie już latem 1992 roku każdy dom był odwiedzany przez zainteresowanych jego kupnem Niemców... Inną aczkolwiek trochę ryzykowną formą jest fikcyjne małżeństwo. Koszt takiej transakcji w Szczecinie oceniany jest na 5000 DM. Wiadomo także o praktyce sporządzania podwójnych aktów notarialnych -jednego w Polsce, drugiego o zmienionej treści za granicą. Ale to nie koniec możliwości. Cudzoziemiec może stać się właścicielem nieruchomości nabywając od ministra Przekształceń Własnościowych większościowy pakiet akcji prywatyzowanego przedsiębiorstwa. Operacja ta nie wymaga zgody MSW. Inną formą jest obrót akcjami, odsprzedawanie ich przez spółki polskie lub z mniejszościowym udziałem kapitału zagranicznego firmom czy osobom fizycznym z zagranicy.
Trochę dalej, autorka wyraźnie pisze, że działalność szefa MSW ogranicza się do spraw marginalnych, a nie obejmuje kontrolą największych transakcji nieruchomościami. Powoli zbliżamy się do prawdy, więc po co te plotki o... plotkach? Dalej czytamy: Poseł Roman Jagieliński z PSL przypomniał, że w Polsce jeden hektar ziemi kosztuje 1000 DM, gdy w Niemczech kosztuje 100.000 DM, i że niejeden z tych, którzy szukają korzeni na terenach Polski przyjedzie, zainwestuje w 100 hektarów i będzie je odłogował. I będzie to przyczółek, a my z historii ten temat znamy. W odpowiedzi Janusz Lewandowski z KLD reprezentujący drugą opcję stwierdził, że „zakupy ziemi i nieruchomości przez cudzoziemców, także Niemców, są śmiesznie niewspółmierne do potrzeb kapitałowych. " Minister Macierewicz dodał, że „wprawdzie Układa stowarzyszeniu Polski nakłada na nasz kraj obowiązek liberalizacji przepisów dotyczących obrotu gruntami". Poseł Zbigniew Frost z KPN utrzymywał, że „ Układ znosi konieczność uzyskania przez obcokrajowców zgody MSW. Artykuł 44 w pkt. l i 2 Układu wyraźnie stanowi, że Polska „ ułatwi podejmowanie działalności na swoim terytorium przedsiębiorstwom i obywatelom Wspólnoty oraz zapewni w odniesieniu do działalności przedsiębiorstw traktowanie nie mniej korzystne niż traktowanie własnych przedsiębiorstw i obywateli. " Przewiduje, że gdyby istniejące przepisy tego nie gwarantowały, to Polska zmieni je i w okresie przejściowym nie ustanowi nowych, dyskryminujących obcokrajowców."
Tak nakazuje Układ o stowarzyszeniu z Unią Europejską. Co dopiero po przystąpieniu do Unii... Jednym słowem: zabraniamy sobie wszystkiego - który Polak będzie w stanie konkurować z obcokrajowcem? - pozwalamy innym na wszystko. Oddajemy się w zupełną niewolę. Czyżby temu miała służyć nasza świeża wolność? Artykuł kończy się ponownym zacytowaniem posła Janusza Lewandowskiego, który stwierdził, że na to, co się dzieje w sferze nieruchomości i ziemi, nie można już patrzeć przez pryzmat „Placówki" Bolesława Prusa czy przekazów historycznych o wozie Drzymały. To już nie ta epoka. Ten oto sposób rozumowania doprowadził pana Janusza Lewandowskiego - już jako ministra Przekształceń Własnościowych - do sprzedania Włochom Huty Warszawa razem z setkami mieszkań robotniczych po... pół dolara za metr kwadratowy (!), zamiast je sprzedać nawet o wiele drożej robotnikom, którzy o to błagali... Nie. Robotnik polski się nie liczy. Tak samo jak i chłop. On już ziemi nie potrzebuje. Lepiej oddać ją obcym. A może pan Janusz Lewandowski dałby nam przykład i sprzedałby któremuś niemieckiemu ministrowi jeden czy dwa pokoje w swoim mieszkaniu?... Gazeta „Tak" z 17 kwietnia 1992 roku, pod tytułem: „Wszystko na sprzedaż", informowała: Tylko w pierwszym kwartale br. do MSW wpłynęło 177 wniosków o nabycie gruntów przez cudzoziemców. W 166 przypadkach resort wyraził zgodą na sprzedaż. Tak jak w ubiegłym roku na liście kupujących dominują obywatele RFN. 177 wniosków, 166 zgód. Faktycznie, ścisła kontrola... „Gazeta Lubuska" z 22 kwietnia 1993 roku donosiła: Na 1992 rok, do MSW wpłynęło 988 wniosków. Pozytywnie rozpatrzono 876. Najwięcej zezwoleń do tej pory otrzymali Niemcy. Ile w tym samym czasie dokonano nieoficjalnych transakcji? Sto razy więcej? Tysiąc razy więcej?
OSTATNIA USTAWA
Na nic jednak wszystkie przestrogi ludzi, którzy mają oczy żeby widzieć i rozum żeby myśleć. Na nic artykuły „Zielonego Sztandaru" w kilku numerach lata 1995 roku o dążeniach Philippa von Bismarcka do wykupu posiadłości rodzinnych na Pomorzu (powrócimy dalej do niego). Na nic ostrzeżenia UOP-u - co prawda chłodne - o wykupywaniu terenów na Mazurach przez Niemców. MSW postanowiło robić dniej po swojemu (niektórzy złośliwie mówią: po cudzemu), gdyż planuje ułatwić jeszcze zakup nieruchomości przez cudzoziemców. Jak cytuje „Gazeta Prawna" z 5 listopada 1994r., zdaniem przedstawicieli resortu - MSW - można dokonać pewnych zmian łagodzących rygory - [!!!...] - ustawy. Przede wszystkim wyłączyć z obowiązku uzyskania zezwolenia osoby zamieszkujące w Polsce od przeszło 5 lat, (...) oraz w przypadku nabywania nieruchomości do 0,2 ha.
Czyli praktycznie można byłoby kupować bez najmniejszego pozwolenia domy z ogrodami do 20 arów. Lecz w naszym permanentnym t łażeniu do usatysfakcjonowania sąsiadów i rozkazodawców, posunęliśmy się o wiele dalej...Nowelizacja ustawy o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców z marca 1996r. wynikać miała, jak powszechnie głoszono, z konieczności dostosowania polskiego prawa do norm europejskich. Projekt ustawy przedstawiono Parlamentowi w trybie pilnym (aby nie dać parlamentarzystom czasu na rozmyślenie), co premier Józef Oleksy uzasadniał w ten sposób: Na forum komitetów OECD odbędzie się drugi przegląd problematyki dot. między innymi nabywania nieruchomości przez cudzoziemców w Polsce. (...) Wśród kluczowych zagadnień znajdują się posunięcia li-beralizacyjne, w tym nabywanie nieruchomości przez cudzoziemców. Zdaniem OECD, pozytywna ostateczna rekomendacja (...) w sprawie członkostwa Polski w OECD uwarunkowana będzie akceptacją zmiany przesianego projektu ustawy przez Parlament. Dotrzymanie terminów negocjacji (...) wymaga więc rozpatrzenia projektu ustawy w trybie pilnym. W przeciwnym razie może to zablokować wejście naszego kraju do OECD nawet na kilkanaście miesięcy (...)
Straszna rzecz. Aby wejść do jakiegoś kolejnego klubu narodów natychmiast, zamiast za parę miesięcy, wolimy uchwalić byle jaką ustawę...
Czy nie lepiej byłoby stracić kilkunastomiesięczną kolejką do OECD, niż przyjmować pochopnie dokument, którego uchwalenie uznać można za zdradę narodową? - argumentowała senator Jadwiga Stokarska z „S". Nasza klasa polityczna jedzie po wskazówki do Berlina i Brukseli, oburza się nie zrzeszony senator Józef Fraczek. Szybkie przyjęcie ustawy jest warunkiem naszego przyjęcia do OECD. Ale jaki ma sens wstąpienie do OECD, jeżeli po paru latach przestaniemy istnieć? Jest to kolejny dowód na to, że kierujemy się wyłącznie hasłami. Czy znalazł się choć jeden taki mądry, który wytłumaczyłby ludziom z OECD, że mamy sytuację specyficzną, że mamy bogatych sąsiadów pragnących zawładnąć naszą ziemią i że nic innego nie pozostanie dla naszych dzieci, jak tylko plącz za głupotę ojców? A jeżeli OECD nie jest w stanie zrozumieć takich argumentów, to niestety nic nie potrzebujemy mieć wspólnego z tą organizacją. Czytaliśmy wówczas w „Zielonym Sztandarze" , że rząd najpierw zaprezentował swój projekt przedstawicielom OECD twierdząc, że odzwierciedla on stanowisko strony polskiej, a potem, w trakcie debaty sejmowej tłumaczył się, że nie można wycofać się z zaproponowanych rozwiązań dlatego, że zostały one zaklepane i partnerzy się pogniewają. „Słowo" - Dziennik katolicki z 28 marca 1996 roku obszernie przedstawił wątpliwości niektórych posłów z PSL, dla których „dane Ministerstwa, to wierzchołek góry lodowej". Niemcy kupują przez podstawionych ludzi i czekają na nasze wejście do UE, aby zalegalizować transakcje. Informacje te potwierdza nawet profesor J. Szachulowicz z UW - ekspert senackiej komisji. Twierdzi, że w Dusseldorfie i innych miastach RFN działają firmy, które organizują Niemcom zakup ziemi w Polsce przez podstawione osoby. Zdaniem profesora, praktyka ta jest powszechna.
Najgorliwszymi zwolennikami nowelizacji ustawy ukazali się oczywiście członkowie SLD i Unii Wolności, zawsze sprzymierzeni wtedy, kiedy nadarza się okazja rozprzedawania Polski na rzecz finansowej międzynarodówki czy organizacji ponadpaństwowych i antypaństwowych. Argumentowali oni, że polskie ustawodawstwo jest szalenie restrykcyjne i anachroniczne. Bez jego nowelizacji, Zachód odwróci się do nas plecami i przestanie inwestować, a bezrobocie wzrośnie na tle ogólnego chaosu. W taki oto sposób straszyli biedą i zacofaniem panowie Balcerowicz i Lewandowski. W obronie projektu ustawy wystąpił także wiceminister Spraw Wewnętrznych Jerzy Zimowski (ten sam, co tak pocieszał Krolla w sprawie podpalenia niemieckich pomników na Śląsku, patrz str. 24) przedstawiając następującą argumentację: Padają tu wielkie słowa - [i chwała Bogu, że wreszcie padają wielkie słowa, których w Polsce tak brak] - które nie przystają do sytuacji, są strzelaniem z armaty do muchy. Chodzi przecież o prostą grę ekonomiczną - [wiceminister najwidoczniej nie rozróżnia gry od wojny] - a właścicielem ziemi jest zawsze ten, kto rządzi w danym kraju. Właśnie, panie ministrze, kto rządzi w Polsce? Na to pytanie odpowiedzieć można: ludzie kierujący się interesem cudzym, ale na pewno nie polskim, nie społecznym. A gdyby nawet rządzili Polską ludzie naprawdę oddani Jej, czy pan minister do tego stopnia kpi sobie z prawa międzynarodowego, aby powiedzieć np. Niemcowi, który w Polsce wykupił ziemię, że to nie on, Niemiec, jest jej właścicielem, gdyż „właścicielem jest ten, kto rządzi w kraju?" No, niech pan Zimowski spróbuje... Ale to nie koniec jego utalentowanego przemówienia. Powiedział dalej: Nie grozi nam sytuacja, ze będziemy odpierać ochotników na kupno gruntów czy nieruchomości. Przeciwnie, takich ludzi trzeba zachęcać. Te słowa są prawdziwym policzkiem dla zdrowego rozsądku oraz całkowitym zaprzeczeniem rzeczywistości. „Rzeczpospolita" w artykule pod tytułem: „Ziemia dla cudzoziemca" przytoczyła inny fragment wypowiedzi wiceministra: Nie należy demonizować groźby wykupywania ziemi przez cudzoziemców w Polsce, bo zjawisko to ma obecnie zupełnie marginalny charakter. Zaproponowane przez rząd zmiany są niezbędnym warunkiem dopływu do Polski zagranicznych kapitałów.
Przyjęta ustawa wygląda następująco:
w miastach, cudzoziemcy będą mogli kupować bez zezwolenia mieszkania, lokale i grunty do 0,4 ha (powierzchnia ta uważana jest przez zwolenników nowelizacji i proeuropejczyków za malutką powierzchnię. Ciekawe, ile Polaków stać byłoby na to, aby sobie taką malutką powierzchnię zafundować?...). Gorsze: na podstawie ustępu 2 w art. 8, rząd zastrzega sobie prawo rozszerzenia możliwości nabywania gruntów bez zezwolenia aż trzykrotnie! Bez zgody Parlamentu, bez zgody Narodu. Wystarczy zwykłe rozporządzenie. Zadajmy sobie teraz pytanie: kiedy rząd skorzysta z tej możliwości? Ponownie, rozumujmy logicznie. Rząd może zezwolić na trzykrotnie większy obszar ziemi nabywanej bez pozwolenia: albo z własnej inicjatywy - na przykład, aby bardziej przypodobać się jakiemuś obcemu narodowi, któremu szalenie będzie na tym zależało; albo na prośbę - lub żądanie? -jakiegoś obcego narodu, bądź jakiejś kategorii cudzoziemców. Kolejne pytanie brzmi teraz: jaki może to być naród? Jaka może to być kategoria cudzoziemców tak bardzo zakochana w naszej ziemi? Zapewne nie będzie tutaj chodziło o portugalski związek zawodowy fryzjerów czy irlandzkich miłośników koników polnych. Jest rzeczą oczywistą, że z ustępu 2 art. 8 korzystać będą w pierwszej kolejności Niemcy, nasz najlepszy adwokat, nasz najlepszy orędownik, sojusznik, przyjaciel, jak przy każdej okazji przypominają to nam SLD i UW... Oznacza to, że praktycznie, Niemiec będzie mógł, gdziekolwiek w Polsce, wykupić 1,2 ha gruntu na terenie miasta bez niczyjej zgody (nie wliczając w to lokali i mieszkań). Następnego dnia pójdzie sobie do drugiego notariusza i kupi kolejne 1,2 ha. I tak dalej... Przepisowo, ten l ,2 ha powinien stanowić łączną powierzchnię nabytych nieruchomości w całym kraju. I mówi nam rząd: będzie kontrola. Drzyjcie, spekulanci, Niemcy i inni cudzoziemcy: powstać ma bowiem rejestr nieruchomości nabytych bez zezwolenia, i prowadzić go będzie najszlachetniejsze polskie ministerstwo: Ministerstwo Sprawiedliwości. Strach człowieka ogarnia na samą myśl, że rejestr będzie tak sumiennie i dokładnie prowadzony, jak dotychczasowe statystyki o nabywaniu gruntów... Czytelnik dopiero się o tym przekona, jak zapozna się dalej z różnymi przykładami masowej wyprzedaży nieruchomości obcokrajowcom. Tymczasem, MSW corocznie informuje nas, że cudzoziemcy wykupili malutkie ilości ziemi, góra kilka tysięcy hektarów. A tymczasem, szczecińska policja - chyba przez karygodną nieuwagę - podała w sierpniu 1996r., że tylko na Pomorzu Zachodnim, szacuje się powierzchnię w posiadaniu Niemców na 20 tys. hektarów!... Prostokąt o rozmiarach 20 km na 10...
Nabycie natomiast nieruchomości rolnej wymagać będzie zezwolenia Ministerstwa Rolnictwa (należy zwrócić uwagę na to, że projekt rządowy nie przewidywał potrzeby uzyskania zezwolenia dla nieruchomości poniżej jednego hektara. Poprawkę wniosło PSL). Jakże żałośnie wyglądało przegłosowanie ustawy w Parlamencie! Projekt, odrzucony przez Senat, wrócił do Sejmu celem ostatecznego głosowania. Zwarte szeregi SLD, UP i UW poparły go z entuzjazmem, jakim po nich spodziewać się było można. Ogromna większość posłów KPN i BBWR - zajętych wewnątrzpartyjnymi rozgrywkami - i część znaczących PSL-owców (z ministrem Rolnictwa Romanem Jagielińskim na czele) okryła się wstydem nie biorąc udziału w głosowaniu, pomimo że była rzekomo przeciwna nowelizacji. Ustawa więc przeszła, dla naszego największego nieszczęścia. Przeróżni spekulanci zacierają ręce, Niemcy masowo przystępują do wykupu nieruchomości i z pewnością niejeden nasz polityk, w podziękowaniu za odniesione „zwycięstwo", zbiera owoce z rąk odpowiednich osób fizycznych i prawnych...Zaledwie ustawa została znowelizowana, dał się słyszeć głos profesora Belki, wówczas doradcy ekonomicznego Aleksandra Kwaśniewskiego: Z gospodarczego punktu widzenia, liberalizacja obrotu ziemią - idąca o wiele dalej niż wprowadzona ostatnio - byłaby bardzo korzystna dla właścicieli, którzy przy wzroście popyta mogliby uzyskiwać znacznie wyższe ceny. Sama gazeta „Wprost"" podkreśliła - lecz z zachwytu, nie z oburzenia - te skandaliczne słowa. Doradca prezydenta sugeruje więc całkowicie wolny obrót ziemią, który stuprocentowo zamieniłby Polskę na kolonię niemiecką w ciągu najbliższych paru lat. Ponownie, żadnej troski o człowieka, tylko „ekonomia". I jaka bzdura! Co uzyska polski chłop sprzedający ziemię? Pieniądze na samochód? Jak wspominaliśmy już na samym początku, samochód po kilku latach rozsypie się i nic chłopu nie pozostanie. Obcy będzie natomiast posiadał ziemię. Obcy kolonizator, spekulant, lecz prawdopodobnie mało uczciwy inwestor.
SZWAJCARIA
Szwajcarzy rozumują bardzo prosto i konkretnie. Ich kraj, tak strzegący swojej niepodległości, wzbudza podziw. Obcokrajowiec nie ma tu prawa nabywać ziemi, domu lub przedsiębiorstwa związanego z rolnictwem, chociaż Szwajcaria nie ma tak tragicznej historii, jak Polska. Nie ma tych samych doświadczeń. I ten kraj daje nam przykład! A czy ktoś uważa Szwajcarów za ciemnych, zacofanych, ksenofobów dlatego, że nie chcą ani sprzedawać swojej ziemi, ani wejść do takiej Europy, gdzie cała ich własna tożsamość zostałaby stracona na zawsze? To są po prostu mądrzy ludzie. Obcokrajowcy mogą u nich kupować mieszkania w blokach, a liczba zezwoleń jest dokładnie co roku z góry ustalana przez władze federalne (czyli „państwowe"). Władze kantonalne (czyli „wojewódzkie") mogą w każdej chwili zawiesić zezwolenia przewidziane przez władze federalne lub zaostrzyć warunki na zgodę, ale nie mogą ich złagodzić. Artykuł pierwszy ustawy o nabywaniu nieruchomości przez obcokrajowców w Szwajcarii jest zresztą zupełnie jednoznaczny: niniejsza ustawa ogranicza wykup nieruchomości przez obcokrajowców w celu zapobieżenia obcym wpływom na ziemi szwajcarskiej. Przykładowo, na rok 1991 w kantonie Uri było dopuszczonych do sprzedaży 20 mieszkań, a w kantonie Solothurn - tylko 5.
NORWEGIA
Jesienią 1994 r., Norwegia odmówiła wstąpienia do Unii Europejskiej. Przeciwko głosowali przede wszystkim rolnicy, rybacy i ludzie młodzi. Komentarze francuskich dziennikarzy były napełnione naiwnością. Niestety, Norwedzy przestraszyli się braku demokracji w Unii Europejskiej, powiedział z żalem w głosie dziennikarz telewizji francuskiej wieczorem 29 listopada 1994r. Jakże można żałować, że ktoś przestraszył się braku demokracji??... Na kanale drugim, inny jego kolega wypowiedział się jeszcze lepiej: Norwedzy nie wskoczyli do pociągu europejskiego. Szkoda. Wikingowie woleli zachować swoją duszę. Ile jest prawdy w tych zdaniach! I jaka rozpacz; więc inteligentni niby ludzie potrafią żałować, że ktoś zechciał zachować swoją duszę! Norwedzy zrozumieli, że można być przyjacielem wszystkich, nie będąc niczyim poddanym. Daniel Heradsveit, profesor stosunków międzynarodowych w Oslo, doskonale podsumowuje uczucia Norwegów: Kiedy podróżuję po całym świecie, czuję się głęboko Europejczykiem. Ale kiedy spędzam parę dni na naszym zachodnim wybrzeżu, staję się z powrotem jak wszyscy Norwedzy. Boję się, że nasze domki, fiordy, góry, wykupią Niemcy i inni obcokrajowcy.