Uczniowie 2003
Ewa Polak-Pałkiewicz
Nasz Dziennik z 11 września 2003, Nr 212 (1708)
Polskę obiegły wstrząsające zdjęcia
pokazujące lekcję angielskiego w publicznej szkole. Kilkunastoletni uczniowie
technikum w Toruniu napastują fizycznie swojego nauczyciela i znęcają się
nad nim psychicznie. Wyzwisk, jakie padają w polskiej szkole, nie powstydziliby
się recydywiści w kryminale.
Szokujące jest to, co potrafią wymyślać uczniowie, by podeptać moralnie
swojego nauczyciela. Jeszcze bardziej szokujące - ale i pouczające - jest to,
że ujawniające sprawę media ("Gazeta Wyborcza" i komercyjna TVN)
nie usiłują nawet wyciągnąć żadnych sensownych wniosków, wskazać na
rzeczywiste przyczyny patologii. W ich relacjach zajście sprowadza się do
incydentu, który mógł zaistnieć w specjalnej, lokalnej atmosferze, wskutek
zaniedbań miejscowych nauczycieli. To zupełnie jakby biec za kimś z
okrzykiem: "Złodziej! Złodziej!", podczas gdy samemu ma się
kieszenie pełne kradzionych rzeczy.
Prawda o wydarzeniu w toruńskiej szkole jest bolesna przede wszystkim dla mediów,
bo to one - media liberalne - odpowiadają w największej mierze za niszczenie
świata wartości. Jaka ma być polska młodzież, skoro wbija się jej do głowy,
że jej duchowym przywódcą jest Jerzy Owsiak? Albo że doskonałymi filmami
dla niej są "Urodzeni mordercy" czy "Skandalista Larry Flynt"?
(W gorącą obronę obu obrazów zaangażowała się swego czasu "Gazeta
Wyborcza".) Czy młodzież, którą faszeruje się ideą "praw
ucznia", "praw dziecka" wyrastającą z ducha Pawki Morozowa, może
normalnie zachowywać się w szkole? Szkoły stają się nieuchronnie środowiskami
kryminogennymi, skoro nauczycielom, w instytucjonalny sposób, odbiera się należną
im z definicji rolę autorytetu, sprowadzając do rzekomego "partnera"
ucznia. Takimi samymi "partnerami" mają być ojciec i matka.
Masowa rozrywka nosząca piętno "kultury młodzieżowej" spod znaku
czystego zła nie niepokoiła nigdy ludzi z największej gazety, którzy dziś
epatują nas zdjęciami przemocy w szkole. Kampanie tej gazety przeciwko
duchowieństwu i miejscu Kościoła katolickiego w życiu publicznym były tu -
i są - chlebem codziennym. Skąd więc to oburzenie i zdziwienie, że w końcu
doszło do skandalu na dużą skalę w instytucji, która krok po kroku, zgodnie
z wytycznymi i duchem reformy oświaty, zamienia się w ośrodek ideologicznej
indoktrynacji, wyrzekając się funkcji przekazywania wiedzy, służenia
prawdzie, wychowywania w klimacie tradycyjnych norm moralnych? Tradycyjnych, bo
inne nie istnieją.
Na tę obłudę wskazał swego czasu Pascal Bernardin, autor znakomitej książki
poświęconej reformie oświaty, wyrastającej z kryptokomunistycznego,
globalnego planu zniszczenia szkolnictwa - "Machiavel nauczycielem"
(tytuł II wydania, z 2003 r.: "Unia Europejska - rewolucja w edukacji
powszechnej"), wydanej przez oficynę Antyk. Bernardin wśród wielu
dokumentów organizacji międzynarodowych upominających się o nowy, "postępowy"
kształt oświaty w społeczeństwie globalnym, znalazł taki oto fragment
jednego z materiałów UNESCO: "Wypadnie więc rozróżnić między
wahaniem a obojętnością, między czasem potrzebnym do opanowania procesu
zmian w systemie wartości, a z góry przewidzianym upadkiem moralności i
edukacji moralnej" (S. Rassekh, G. Vaideanu, Les contenus de l'éducation).
"Dzieło, z którego pochodzi ten cytat, cieszy się autorytetem" -
dodaje P. Bernardin. "Autor przyznaje, że współczesna dekadencja
moralna, która mogłaby mieć swoją przyczynę w 'indyferentyzmie moralnym'
lub w 'przewidzianym z góry upadku moralności', tak naprawdę jest przyczynowo
związana z 'czasem potrzebnym do opanowania procesu zmian w systemie wartości',
a więc z rewolucją psychologiczną. I dalej, że ruina wartości moralnych nie
jest niczym innym, jak rozmyślnie wybranym i świadomie przyjętym następstwem
zamiaru przewartościowania wartości, co się nie może dopełnić w zbyt krótkim
terminie. Tak więc narastanie kryminalnej przestępczości, poczucia zagrożenia,
rozwiązłości, narkomanii, chorób psychicznych, to wszystko, co jest następstwem
zapaści moralnej i rozpadu tkanki społecznej - nie jest niczym innym, jak
konsekwencją świadomej polityki".
Dziś "Gazeta Wyborcza" i telewizja TVN głośno krzyczą o chorobie
szkoły w Toruniu. Pokazują winnych, zastanawiają się, czy kara będzie
skuteczna. Ale także przypominają - "Gazeta Wyborcza" - że opinie
co do kar muszą jeszcze wyrazić reprezentanci uczniów. "Jest ona
konieczna, aby decyzja rady (pedagogicznej - przyp. E.P.P.) była ważna,
inaczej werdykt może być zaskarżony przez ukaranych" - oto, do jakiego
absurdu prowadzą "prawa ucznia". To dziś. A wczoraj? Kto podsumuje
zniszczenia dokonane w sferze moralnych kanonów, w kulturze, kto nazwie po
imieniu nieustanne branie w obronę przestępców przeciw ofiarom, nazywanie
dobrem ewidentnego zła? To trwało lata. Rozpisane na wszystkie dziedziny życia.
Uczniowie i bezradne grono pedagogów z Torunia to właśnie ci, którzy
wyuczyli się na pamięć tej lekcji w szkole relatywizmu i liberalizmu. W
szkole "tolerancji" i "luzu". Wykuli ją na piątkę. I
teraz wytyka się ich palcami na oczach całej Polski.
"Manewr, podjęty dla zmiany systemu wartości - kontynuuje myśl Pascal
Bernardin - można więc tak określić: najpierw zablokować przekaz, zwłaszcza
rodzinny, wartości dawnych. A gdy z tego wyniknie chaos moralny i społeczny,
nawrócić do edukacji etycznej, ale już kontrolowanej przez państwo i
organizacje międzynarodowe, a w żadnym wypadku przez rodzinę - takie będzie
ostateczne rozwiązanie.
Można więc rozmyślnie wywoływać zmianę systemu wartości i zarazem ją
kontrolować. Klasyczny schemat rewolucyjny: teza, antyteza, synteza, co nam
wyjaśnia, dlaczego nadchodzi czas, kiedy rewolucjoniści czynią się obrońcami
ładu moralnego".
Żeby więc dobrze zrozumieć i przyswoić sobie tę lekcję, nie wystarczy
krzyczeć w chórze, piętnując sprawców napastowania nauczyciela i niemych świadków
jego upokorzeń. Trzeba dostrzec ów, przemyślany w najdrobniejszych szczegółach,
system, iście makiaweliczny. Oddzielić przyczynę od skutku. Pokazać
prawdziwych sprawców nieszczęść trapiących szkołę, rodzinę, kulturę.
Zacząć naprawę od mądrych praw, od powrotu na szlak zawsze aktualnych zasad.
I nigdy nie robić tego razem z rewolucjonistami.