POPRZEDNIA STRONA

UPADEK BIZANTYNIZMU I NEOPOGANIZM

Feliks Koneczny 

Fragment książki "Cywilizacja bizantyńska" - wyd. 2, Warszawa 1995. 

Poniższy rozdział  został   ukończony w lipcu 1945 roku.

Straszliwego przykładu dostarczyły Niemcy. Wzmógłszy siły na sprusaczeniu się zupełnym, tj. na zbizantynizowaniu się całkowitym, nagle porzuciły  cywilizację, a nową ideologię zaczerpnęły z cywilizacji żydowskiej, z tej właśnie, którą najbardziej tępiły. Musiała zaś runąć cywilizacja bizantyńska, gdy utraciła jednocześnie i Rosję i Niemcy. Groził rozkład cywilizacji bizantyńkiej, gdyż rozkładem dotknięta była ta  siła, na której głównie opierał się bizantynizm niemiecki, tj. protestantyzm Od Straussa „Leben Jesu" (1835) zaczęła się równia pochyła, której dotychczas (1941) nic nie powstrzymało. Protestanccy teologowie coraz częściej porzucali wiarę w Zbawiciela, musiała więc w końcu przyjść kolej na neopoganizm. Jeszcze za ery ,,bismarckowskiej" pojawiły się tendencje antychrześcijańskie. O ile wiem, pierwszy ubolewał nad tym, że Germanie przyjęli chrześcijaństwo, Juliusz Dahn (prawnik. historyk, powieściopisarz i poeta); od niego datuje się mniemanie, że chrześcijaństwo wypaczyło naturalny rozwój umysłowości germańskiej. Wkrótce Nietzsche wydał swego „Antichrist" (1889), w którym pomieścił nowy zupełnie katechizm: ,,Co jest dobrem? Wszystko, co potęguje poczucie potęgi, wolę do potęgi, samą potęgę człowieka. Co jest złem? Wszystko, co pochodzi ze słabości" ... "Słabi i nieudolni niech zginą, to pierwsze zadanie naszej miłości ludzi. I należy im do tego pomóc. Co jest szkodliwszym, aniżeli jaki bądź występek? Czy nie współcierpienie z wszystkimi nieudolnymi i słabymi — chrześcijaństwo" ... "Potępiam chrześcijaństwo ... Kościół żył z biednych, stwarzał biedy, żeby je uwieczniać ... Np. robak grzechu; to tą potrzebą wzbogacił Kościół ludzkość" itd. Okresowi dziejów niemieckich od wystąpienia Nietzschego do wyczynów w drugiej wojnie powszechnej można by nadać tytuł (nie dający się przetłumaczyć) : vom Uebermenschen zum Unmenschen. On sprawcą najwyraźniejszym tego ,,rozwoju". W tornistrach żołnierzy niemieckich pierwszej wojny powszechnej zastanawiała „nieprawdopodobna ilość egzemplarzy Nietzschego". Równocześnie niemal Paweł de Lagarde (niegdyś Boetscher) słynny orientalista i biblista (+1891) stał się na schyłku życia antychrześcijańskim i ogłosił swoje „Nationale Religion". On pierwszy dostrzegł rozkład protestantyzmu i dobijał go. Odrzuca bóstwo Chrystusa: u niego ,,rabin z Nazaretu jest w najwyższym stopniu nudnym". Jego zaś religia narodowa ma być oparta na jakiejś specjalnej pobożności niemieckiej i służyć wielkości Niemiec. Głównym środkiem dobrze obmyślane wychowanie dzieci. Lagarde uważa Niemców za naród wybrany, któremu Opatrzność porucza rządy nad ludami?. W tym samym czasie powstawały rozmaite sekty, obmyślające religię ,,stosowną" dla nowych czasów, a zwłaszcza dla Niemców. Rzucono się tłumnie w tę dziedzinę „odkryć''. Nie było wybitniejszego Niemca pośród protestantów, któryby czegoś „religijnego" nie wymyślił i nie zgrupował koło siebie choćby setki zwolenników; podobno liczba tych grup dochodziła do tysiąca. Jedna z najliczniejszych „Germanische Glaubensgemeinschaft" uznała za fundament „mit krwi i rasy niemieckiej". Rasizm niemiecki doskonale przygotowany przez antropologię, nabiera od roku 1907 walorów religijnych. Zerwanie z chrześcijaństwem narzucało się się już z nieodpartą konsekwencją. Książka Rudolfa Euckena z roku 1911 nie była; żadną niespodzianką; tysiączne rzesze zadawały sobie już pytanie, które Eucken umieścił jako tytuły książki: „Konnen wir noch Christen sein?." Stając się na nowo poganami, popadli Niemcy w sekciarstwo neopogańskie, w gmatwaninę wymysłów, wiodących co coraz większych nieporozumień. Niektórzy zwracali się do Azji po światło. W drugiej połowie XIX wieku zabrali się Europejczycy do sporządzania nowych karykatur buddyzmu. Trudno! zawsze znajdą się osoby, o których można powiedzieć, że dla nich „sam rozum jest czynnikiem szkodliwym ."!  Starają się więc „unieszkodliwić" go rozmaitymi  intuicjami, introspekcjami i mistycznymi mistyfikacjami. Tak np. rozwinął się kult spirytystyczny (wcale nie spirytualizm) urządzający w Londynie co niedzieli ,,nabożeństwa" z mediami, żeby nawiązać łączność z życiem zagrobowym. Powstało tam także kilkadziesiąt przybytków Buddy. Najpoważniejszym teoretykiem tego ruchu był Francuz Renę Guenon dowodzący, jako kultura zachodnia znajduje się obecnie w czwartym okresie Kall-juga, w stanie zupełnego upadku, z czego jedynym wyjściem zwrot ku Azji. Popularyzował głównie wedantę. W niemieckiej sekcji teozofów, skupiających się około ,,szkoły" w Adyar koło Madras, znalazł się Rudolf Steiner (wydawca przyrodniczych dzieł Goethego) . Przeciwił się tajności ,,wiedzy tajemnej". Głosił coś niebywałego w teozofii. mianowicie, że „bez zdrowego ludzkiego rozsądku wszystkie usiłowania są daremne''. Nie chciał używać metod hinduskich i twierdził, jako odkrył swe własne drogi. Wystąpił energicznie przeciw kultowi Krisznamurtiego, chłopaka 17-letniego, który miał być "Chrystusem w nowym życiu ziemskim", rozszedł się z teozofami a w roku 1913 założył w Berlinie stowarzyszenie, które przez przeciwieństwo do teozofii nazwał antropozoficznym. Uważał się za chrześcijanina, a naukę swoją za ezoteryzm chrześcijański; zapowiadał uchrześcijanienie wszelkiej wiedzy. Stawia wysoko św. Tomasza z Akwinu, po którym drugie miejsce przyznaje Hoene-Wrońsklemu, który jest dla niego „drugi Arystoteles". Kołobłęd w całej Europie sprawiał, że wszędzie szukano „człowieka nowego". Prym brały w tym Niemcy. Rudolf Steiner niósł im obmyśloną całą nową cywilizację sztuczną, zupełnie kompletną. Doktryna jego ma własne budownictwo, rzeźbę, dramat, tańce (eurytmię), astronomię (sic!), medycynę, ekonomię, socjologię, pedagogię, swój własny system społeczny. Antropozofia wywodzi się z zaświatów, z przedwiecznych dziejów planet w epoce przed powstaniem Ziemi a znanych Steinerowi z dokładnością kronikarską. Głosił, że wszystkie tajemnice są mu wiadome (z jasnowidzeń), lecz nie może wszystkiego wyjawić, bo było by to przedwcześnie. (Tak samo mówili Comte i Hoene-Wroński).

Zanim wybuchła pierwsza wojna powszechna, były już w Niemczech gotowe neopoganizmy, rasizm i tzw. ,,mistyczno-orientalny". To wszystko nie mieściło się już w cywilizacji bizantyńskiej. Natomiast nastąpiło zbliżenie do cywilizacji żydowskiej. W pierwszej wojnie powszechnej przyrzekali Niemcy Żydom Judeopolonię, jak świadczy liczna i wielostronna literatura tej sprawy, Żydostwo i prusactwo pozostawały w ścisłym sojuszu, a Żydzi dochowali Niemcom przyjaźni po wojnie. W niezgodzie z ogólną swą zasadą, zrobili wyjątek i stanęli po stronie pokonanego. Żydom zawdzięczają Niemcy niedokładność i giętkość traktatu wersalskiego a następnie cały szereg dogodzeń, których suma złożyła się na faktyczne obalenie traktatu, na unieważnienie najdokuczliwszych jego warunków. Dzięki Żydom pozostały Niemcy państwem niepodległym w całości, państwem jednoczącym się coraz mocniej i nabierającym nowych sił. Zrobili żydzi wszystko, co tylko mogli, żeby Niemcy były jak najsilniejsze a Polska, jak najsłabsza. Bez przesady można powiedzieć, jako Żydzi stawiali fundamenty pod Trzecią Rzeszę i dopomogli gorliwie do wystawienia nowej armii niemieckiej. Czynili to dla własnego interesu. Prusy (a tym bardziej całe Niemcy sprusaczone) wiodły do wznowienia wiecznego pogotowia wojennego; dla nich pokój był i jest li tylko pauzą pomiędzy wojnami, przerwą celem bezpiecznego i spokojnego przygotowania się do wojny następnej. Skutkiem tego na całym kontynencie europejskim nie ma innego pokoju jak zbrojny; cechą tego okresu historycznego pozostał nadal milltaryzm, gdyż Europa musiała się przystosować do Niemiec. Nie można wyobrazić sobie militaryzmu bez „anonimowego kapitału międzynarodowego'! czyli bez Żydów. Dostawy wojskowe, intendentura, komisje lekarskie przy rekrutacji, fabryki broni, sukna mundurowego itd., itd., wytwarzają najgrubsze interesy, jakie tylko mogą być na świecie a jednak są jeszcze drobnostką wobec interesu pożyczek państwowych. Militaryzm pcha Europę w zadłużenie wręcz absurdalne, a kto jest wierzycielem? Wyrażenie, że Izrael ma Europę w kieszeni, jest nieco trywialne, lecz prawdziwe. A zatem związani byliśmy łańcuchem złożonym z czterech członów: Niemcy, militaryzm, pożyczki państwowe, hcgemonia Izraela. Pomiędzy Niemcami a Żydami zachodziła jak najściślejsza wspólnota interesów: były to dwa końce tego samego ramienia. Upadek państwowy  Niemiec, upadek taki, iżby niemożliwym stawało się wznowienie ich militaryzmu, byłby zarazem końcem kosmopolitycznej potęgi żydowskiej. Zrozumiano to dobrze podczas pierwszej wojny powszechnej i trzymano  przyjaźni żydowskiej w ciągu pierwszych lat po pokoju wersalskim.

Nie przeszkadzał temu sojuszowi dalszy ciąg „mistycyzmu orientalnego". Z nowym systemem teozoficznym wystąpił Keiserling, który był w Indiach jogą. W roku 1920 założył w Darmstadt seminarium naukowe według metod bramińskich, jako „die Schule der Weisheit". Wyłaniały się rozmaite inne zalążki obmyślanych pilnie nowych cywilizacyj, np. system oparty w całej  osnowie na runach. Wysilano się też jednocześnie w kilku ośrodkach na obmyślanie nowej religii. Przez pewien czas odznaczyli się w tych usiłowaniach generalstwo Ludendorff, uważając, że odpowiednia religia „jest nieodzowną ostatecznego zwycięstwa ." Nikt w Niemczech nie uważał traktatu wersalskiego za coś trwałego. Po trzech latach zwycięstw klęska roku 1918 uważana była za coś „niemożliwego", jako jakąś pomyłkę Historii, wręcz niezrozumiałą. Wielce uczony Spengler zaręczał, że Niemcy poniosły klęskę wbrew prawidłom historii a zatem poniżenie ich będzie krótkim epizodem. Wiara w niezwyciężalność była powszechną. Cechę tę spostrzegł już przedtem Chesterton. Opisał był Niemca, który „miał w sobie błąd swoich rodaków pruskich, mianowicie, żeby nie uważać powodzenia za wynik okoliczności, lecz upatrywać w nim cechę charakteru. Siebie samego i swoich uważał zawsze za zwycięzców stałych nad innymi ludźmi, stale zwyciężanymi. Dlatego obcym mu było poczucie zaskoczenia i nie było w nim żadnego przygotowania na wydarzenia, dokonujące się bezpośrednio, które go przerażało i wprawiało w odrętwienie ." Umysłowość niemiecka spruszczyła się do reszty. Niedobitki cywilizacji łacińskiej zachowywały milczenie, żeby prusactwu nie przeszkadzać do ,,ostatecznego zwycięstwa''. Ogół katolików przystał także do pruskiego prądu. Długo katolicy nie polemizowali nawet z głosami wykluczającymi ich niemal z niemieckości. Gotowi byli do wszystkich. ustępstw na rzecz narodu ,,prusko-niemieckiego", mającego odrodzić Rzeszę. Byle rząd nie wtrącał się w sprawy kultu religijnego, katolicy niemieccy nie chcieli wcale odsuwać się od popularnego prądu. Doczekali się, że ich wyproszono. Tymczasem „wysokie finanse" międzynarodowe we Francji, w Anglii, i w Stanach Zjednoczonych dostarczały środków na odbudowę militaryzmu niemieckiego. Anglia zaś zrobiła się natychmiast po zawarciu pokoju przyjaciółką Niemiec a nieprzyjaciółką Francji i rzucała kłody pod rozwój Polski, mieszając się nawet w jej sprawy wewnętrzne. Postępowała tak, jak gdyby najlepszym sposobem impregnowania własnego domu miało być podpalenie domu sąsiada. Zbroiły się więc Niemcy na nowo za pieniądze francuskie i anglosaskie, a pod międzynarodowym protektoratem żydowskim. Wreszcie polscy rządziciele (piłsudczyzna) wyprowadzili Niemcy z politycznego odosobnienia i wrócili im możność szerokiego oddechu politycznego. To wszystko podnoszę tutaj, żeby zwrócić uwagę, że Niemcy podniosły się nie wyłącznie o własnych siłach. Wiele, może najwięcej, zawdzięczały Niemcy Żydom. Nagle przystąpili do podcinania gałęzi, na której siedzieli, oddając się gwałtownemu antysemityzmowi. Było to niewątpliwą już oznaką kołobłędu. Szalę przechyliła książka Rosenberga: „Mythus des XX Jahrhunderts" (1920). Rosenberg dokonał odkrycia, że rasa nordycka (a. zatem Niemcy) wznosi się duchowo do równości z Bogiem (Gottgleichheit). Jest to obowiązkiem pierwszym i największym dbać o rozmnożenie tej cudownej rasy. Rosenberg proponuje wielożeństwo dla mężczyzn, uznanych za najtęższych rasowo; zresztą ma być równość dzieci ślubnych i nieślubnych a nieślubne nie przynoszą ujmy kobiecie. Jakżeż przypisać Niemcom grzeszność ? Samo pojęcie grzechu jest szkodliwe; nowa religia niemiecka obejdzie się bez tego. Utworzyć ją „oto największe zadanie naszego wieku". Chrześcijaństwo nie nadaje się dla niemieckiej duszy, bo mieści w sobie „dużo szkodliwych objawów", choćby np. pacyfizm"). Rosenberg odrzuca zasadniczo Kazanie na Górze. Ideologię tę przyjęło kilka sekt, jak Deutsche Kirche, Geistchristentum i inne. Wymarzona przez Lagarde'a ,,pobożność niemiecka'' poczęła się realizować. Trzeba było dla nich nowej państwowości. Cały szereg uczonych jął się poszukiwań „najlepszego państwa" metodą apriorystyczną. Wybieram dla przykładu jedno dzieło typowe, mianowicie Spanna: „Der wahre Staat" (1922). Kiedy po długich a niemiecko zawiłych (po większej części zbytecznych) wywodach spotykamy nareszcie (pod koniec książki) naganę dla „atomizmu równości" i „centralistycznego pomieszania stanów", budzi się w nas nadzieja i nabieramy otuchy. Lecz cóż za zawód! W części ostatniej, w „obrazie przyszłości", autor głosi monizm prawa publicznego, zapędza się tedy w jakiś arcybizantynizm, jakiego Bizantyńcy z Bizancjum nie znali. Spann wskazuje z triumfem, jako wytwarza się „modernes Lebensrecht", mianowicie „das echte Deutsche Rechtsdenken" ; nie uznaje różnicy prawa prywatnego a publicznego. Od razu widzimy w jakim znajdujemy się świecie. Już nas nie zadziwia jego nowe państwo stanowe, składające się ze zrzeszeń przymusowych, z obowiązkiem zawierania między sobą umów taryfowych a nad nimi „Oberbehorde", bo zawsze musi być „staatliche Oberhoheit". Literalnie tak samo było w Bizancjum. Nie rusza się też biurokracji. W państwie Spanna nie zabraknie „ruhige Beamtenstellungen". Nastąpi „sozialpolitische Gestaltung des Erbrechtes". Sprawy materialne załatwiane będą przez stany, względnie przez ich porozumienie, lecz pod kontrolą władzy państwowej (czy wolno jej się sprzeciwić, o tym nie pisze); sprawy zaś idealne zastrzeżone są dla władzy centralnej, najwyższej. A więc przede wszystkim religia i wychowanie, tudzież polityka i wojsko. Osobny stan będzie tworzyć głowa państwa i kierownicy stanów, a tytuł ich Fuhrer. Drogowskaz ten pochodzi z roku 1922.

Tymczasem Rosenberg przystąpił do tworzącego się już od kilku lat stronnictwa ,,narodowo-socjałistycznego''. Nazwa ta nie jest bynajmniej oryginalną, lecz wziętą z czeskiego. Poseł do wiedeńskiego parlamentu, Czech, Klofac, utworzył stronnictwo, które nazwał narodnesocialni stranka, a które rosło bajecznie w liczbę i na którym osobiście zajechał daleko. Ruch narodowo socjalistyczny niemiecki wyszedł z prowincyj południowych i na ogól nie cierpieli Berlina; potem zniesiono nawet państwo pruskie. Chodziło jednak tylko o zmianę firmy. Sprusaczeni byli duchowo na wskroś, lecz zarzucali berlińskim przodownikom brak tężyzny, co pochodziło stąd, że na czele państwa stali ludzie za bardzo uczeni i uduchowieni. Kwestię prusactwa wyjaśnił doskonale (Fr.Hielscher, pisarz narodowo socjalistyczny, tymi słowy: „Prusy nie są plemieniem, lecz pewnym porządkiem rzeczy. Człowiek staje się Prusakiem z wyboru". Rosenberg oświadczył, że upatruje w tym zrzeszeniu „sformułowaną silę myślenia XX wieku celem zabezpieczenia narodu niemieckiego, jego krwi i właściwości ." Znaczy to, że popieranie tego stronnictwa uważa za najpraktyczniejszy środek, żeby Niemcom przywrócić stanowisko mocarstwowe i rozszerzać potem granice „na cztery strony". W innej rozprawie „o drogach na przyszłość" udziela wyjaśnienia co do tej zaborczości: „Trzeba ziemi dla rasy stu-milionowej. Nie w Afryce nam jej zdobywać, lecz w Europie. Oto kwintesencja całej polityki zewnętrznej niemieckiej na najbliższe stulecia." Działały jeszcze siłą bezwładności przeżytki cywilizacji bizantyńskiej w Niemczech, lecz równocześnie wypowiadano się coraz bezwzględniej przeciw Krzyżowi. Odsuwano atoli od siebie najbieglejszego, najbardziej doświadczonego w tej walce wojownika Żyda. Wrogie nastawienie przeciw chrzęścijaństwu łączyło ideowo Rosję bolszewicką, żydostwo i dźwigające się Niemcy. Nastąpiła niespodzianka. Niemcy poróżniły się z Żydami i z Rosją. Skoro się tylko przyjął Rosenberga „mit rasy'' musiało dojść do scysji z żydostwem właśnie w imię rasy. Antysemityzm tkwił w Niemczech zawsze, jak w całym świecie, ale po raz pierwszy w historii nowożytnej wchodził do programu rządowego. Nastał hitleryzm. Hitlera odkryła wyniosła na świecznik generalicja bo potrzebowała dobrego agitatora. Zalecało Hitlera to, że podzielał aprioryczną pewność, że Niemcy zwyciężyć muszą. Tę pewność nazwał on dogmatem swego światopoglądu i dogmatem pedagogii niemieckiej. Chodziło o to, by pozyskać chorążego dla ruchu odwetowego. Nie przewidywał nikt, że z chorążego zrobi się władca a tyran i że generalicja, jego będzie musiała słuchać. W całej Europie, prócz jednej Anglii patrzeć można od początku wieku na widowisko, jak prostym agitatorom daje się piąć w górę, uznaje się ich politykami, robi się ministrami, chociaż nie umieją nic innego, jak tylko rozbudzać fanatyzm na wiecach. Fakt smutny, świadczący również o kołobłędzie. Życie publiczne obniża się w oparach deklamacyjnej gadaniny, a rządy, złożone z krzykaczy zawodowych, prowadzą państwa do ruiny. Hitler był niedouczonym malarzem pokojowym, bez prawa majsterstwa, Próbował szkoły realnej, lecz ani nawet z dwiema niższymi klasami nie mógł dać sobie rady. Wzięty do wojska, ranny w roku 1916, podczas leczenia i ozdrowieństwa zapoznał się ze socjalizmem, który sobie przerobił z kosmopolitycznego na narodowy niemiecki. Był typowym histerykiem. Zarozumiały niezmiernie a posiadający płynną a namiętną swadę, doszedł do wniosku, że rządzi się nie przez wiedzę, lecz przez wymowę. Po wojnie stał się wędrownym agitatorem w Deutsche Arbeitspartei, następnie osiadł w Monachium i został ulubieńcem ludu miejskiego. Ponieważ głosił odwet, stał się miłym sferom wojskowym i zrobiono go „porucznikiem o światowym". Aresztowany w roku 1924, w następnym roku napisał w więzieniu grubą księgę „Mein Kampf", która miała potem nakładem trzechmilionowym przewyższyć dotychczasowy rekord piśmiennictwa niemieckiego, mianowicie Christiana Vulpiusa (1762-1827) „Rinaldo Rinaldinl ." Przystał do pewnej organizacji, którą zamienił na narodowo socjalistyczną a rozwinął ją ogromnie. Opanowany chucią władzy, umiejący robić się popularnym, wyrastał szybko na tyrana ulicy a potem półinteligencji, aż te masy uczyniły go władcą. „Mein Kampf" oparte jest na szowinistycznych tezach „zaborczej nauki". Ale sam Hitler wcale nie był „rasowym'', bo ani długogłowym blondynem, ani nordykiem. Antropolog dr Rudolf chociaż hitlerowiec i eugenista dr Gunther przyznają, że w Niemczech jest „nordyków" zaledwie 4-6%. Gunther twierdził, że Hitler, Goebbels i inni dostojnicy hitleryzmu mają „złą rasę", przy czym robi o twarzy Hitlera taką uwagę: „wahnwitzig erregt" ...  Hitler postanowił poprawie rasę w Niemczech i w roku 1929 zapowiedział ustawodawstwo rasowe „według ideału Sparty". Postanowi się  jaka ma być rasa; nawet w takich sprawach aprioryzm. W „Mein Kampf" peroruje Hitler przeciwko „rządom masy'' w parlamentaryzmie, bo hamują indywidualność wybitnych jednostek. On sam był wybitną indywidualnością, lecz bez personalizmu i możliwym tylko przy gromadności. Wszechwładza państwowa doprowadzona jest w jego księdze do ostateczności, a społeczeństwo jest wprost ubite. Niebawem miał orzec współpracownik Hitlera, przewodniczący „niemieckiego frontu pracy", dr Ley, jako „robotnik jest człowiekiem prywatnym tylko w nocy i to tylko wtedy, gdy śpl ." Nowością jest nałożenie na państwo obowiązku czuwania nad utrzymaniem czystości rasy i przykaz państwowy licznego potomstwa. O godziwości czynów stanowi powodzenie. Należy do hitleryzmu przymuszać. Wszyscy powinni jednakowo myśleć (sic! myśleć!), a ktoby myślał nie po hitlerowsku będzie wyjęty spod prawa. Najskuteczniejszą bronią jest kłamstwo. Etykę i humanitaryzm mieni się czczymi wymysłami. Miłosiernym być tylko względem swoich. Podbitych wolno wywłaszczać, wysiedlać, normować ich potomstwo, proletaryzować i zamienić w motłoch. Potem Goebbels dodał, że przeciwnikowi nie trzeba dotrzymywać układów; okłamując go, należy jednak jemu zarzucać ciągle kłamstwo. Już w roku 1932 przewidywano, że katolicyzm w Niemczech stanie się wkrótce Kościołem męczenników. Sam Hitler zapowiedział na zjeździe w Weimarze: „Gdy dojdę do władzy, Kościół katolicki nie będzie w Niemczech mieć głosu; lecz by cel swój osiągnąć, nie mogę się bez niego obejść". Organizacje katolickie pozamykano już w roku 1933. Protestanckie same dobrowolnie się poddawały.

Hitler nie był bibliofilem; w tej dziedzinie był wybitnie antybizantyński. W oczach Hitlera więcej wart fanatyzm mas, a nawet ,,pchająca je naprzód histeria", niż wiedza. Szkoły zawodowe, fachowość techniczna, owszem, ale nauka teoretyczna, to balast szkodliwy dla rozwoju rasy. Wychowanie i szkolnictwo otrzymało busolę w książce E.Kriecka: „National-politische Erziehung" (uwaga: politische ... Erziehung!), która w ciągu półtora roku rozeszła się w 14 wydaniach. Autor był bardzo dumny z tego, że przyczynił się do rozszerzenia ideologii hitlerowskiej. W nowym wydaniu „Rzeczypospolitej" Platona skreślono wszystkie ustępy o demokracji i rządach tyranów. Zachodziły wątpliwości, czy uznawać wielkości literackie poprzednich pokoleń. Kłopot o Goethego załatwiono jakoś, zrobiwszy z niego przedsłannika ruchu narodowo socjalistycznego. W cala dziedzinę oświaty wtargnęło ,,zbiorowe zaczadzenie". Zgnębienie uniwersytetów i shitleryzowanie katedr było  już dokonane, „dokończone" w roku 1932. W roku 1933 znalazł się taki rektor, który oświadczył, co następuje: ,,Zadaniem naszych uniwersytetów nie jest uczenie obiektywnej wiedzy. Ich zadaniem szerzenie wiedzy heroizmu, boju, ducha wojskowego i walki ." Tegoż roku stwierdzono na wielkim zjeździe oficjalnym, że szkoła akademicka „stała się ze szkoły naukowej szkołą duchowego dopełnienia młodej generacji Fuhrerów ... Wolność nauki będzie możliwą w pewnych granicach, to znaczy, o ile nie staje ona w sprzeczności z państwem". Albowiem „swoboda badania" musi być „zdyscyplinowana'' a wtedy „nie powinna być naruszona ." Na tych zasadach można tworzyć choćby nową filozofię prawa! Istnieje też w Berlinie hitlerowska akademia prawa, uprawiająca „das absolute Recht zum Unrecht. Prezesem tej akademii znany Frank. Od roku 1934 szkoły akademickie są tak dokładnie shitleryzowane, iż w owym roku można było zwołać konferencję rektorów, która ułożyła deklarację, a włożyła do niej następujące zdanie: „Rektorzy ... są głęboko przejęci koniecznością wewnętrznego odnowienia nauki i uniwersytetów na podstawie ideologii narodowego socjalizmu, tak, jak ją przeżywa i urzeczywistnia Fuhrer ludu niemieckiego". Ani w tym nie ma nic nowego, gdyż zupełnie takie same deklaracje ogłaszano przedtem w Bolszewii. Bolszewia i Niemcy wziąwszy uniwersytety w kluby, zmierzają do własnej nauki ,,państwowej". Ideałem uczonego - tow. A. Bogdanowicz, który doszedł do integralnej nauki socjalistycznej. Obwieścił, że nawet nauki przyrodnicze ,,matematyczne" itd., nawet astronomia, muszą być ujęte ideologią kolektywistyczną, jako nauka ,,o metodach ścisłej orientacji pracy ludzkiej w przestrzeni i w czasie'', gdyż fakty astronomiczne muszą być rozważane już nie jako absolutne i w oddzieleniu od społecznej praktyki pracy, lecz w żywym związku z tą praktyką. Tak też mają się rzeczy z każdą inną nauką ." W takim samym kierunku pędził ruch umysłowy hitleryzmu, pomimo wrogiego stanowiska względem socjalizmu.  Najpoważniejszy umysł niemiecki, stwierdziwszy, że hitleryzm jest dokończeniem pruskiego zwycięstwa nad duszą niemiecką, ostrzegał, że Hitler przygotowuje nową wojnę 30-letnią, która zamieni w ruiny całą Europę i że chrześcijaństwo czeka takie samo prześladowanie, jak żydów, a wojenne państwo totalne zabije ostatniego pasterza, który podniesie oczy ku gwieździe betleemsklej. Jeden zaś z nielicznych oponentów wojskowych, pułkownik Sonnenberg, ostrzegał, że nie ma na świecie nic takiego, do czegoby ci ludzie nie byli zdolni. Polski badacz dostrzegł słusznie, że ,,Niemcy dzisiejsze równie dobrze są przygotowane do komunizmu, jak do rasistowskiego nacjonalizmu. Zmiana systemu społeczno-politycznego na komunistyczny byłaby tylko przemalowaniem szyldu, bo ducha nie trzeba tam przekształcać. Następne obserwacje potwierdzały słuszność tego spostrzeżenia.

W głowach niemieckich pomieszały się bez ładu i składu pierwiastki niewspółmierne, z których sklecono nowego Niemca, narodowego socjalistę. Sama nazwa pozbawiona jest sensu. Istny kołobłęd. Sztab generalny pragnął zrazu odzyskać dawny zabór pruski, lecz w krótkim czasie rozszerzył swe plany, ażeby państwo polskie w ogóle przestało istnieć. Generalicję ponosiła już agitacja z zewnątrz, której sami dali początek. Plany najazdu na Polskę były gotowe już od r. 1926. Hindenburg, już 84-letni, przy odsłonięciu pomnika pod Tannenbergiem głosił już jawnie wojnę z Polską. Ks. dr Stark, kapłan katolicki wołał, że „póki istnieje Polska, póty będzie zagrażać Niemcom". Miał słuszność, o ile chodzi o prusactwo, w czym Polska oczywiście jest incompatibilis. Generalicja zdecydowała, że na razie  trzeba, zrzec się odzyskania Alzazcji i Lotaryngii, żeby mieć wolne ręce na Wschodzie, gdzie już od roku 1928 liczono na współpracę z Rosją. Nie chciano dopuścić do przekładów „Mein Kampf" w całości. Kiedy w roku 1933 wyszło francuskie tłumaczenie tej książki według wydania niemieckiego  z tegoż roku, wydawcy niemieccy osiągnęli drogą sądową wstrzymanie publikacji (sporo egzemplarzy rozeszło się już jednak). Tegoż roku w mowie radiowej do prezydenta Daladiera 14 października wyraził się Hitler, że ,,tylko wariat" mógłby wierzyć w możliwość wojny francusko-niemieckiej, a w kilka tygodni potem pojawił się w Matin 22 listopada 1933 r. interwiew Brianona z Hitlerem, w którym Hitler zarzeka się Alzacji i Lotaryngii. W roku 1936 oświadczył sam, że ustępy o Francji w „Mcm Kampf" są przestarzałe, ale sprostuje je ,,w księdze historii"; w interwiewie z Henrykiem de Juvenol z Paris-midi 28 lutego wzywał Francję do przyjaźni. W tydzień potem wojsko niemieckie w dniu 7 marca wkroczyło do Nadrenii a Francja musiała poprzestać na proteście. Tegoż samego dnia zaręczał w Reichstagu, że Czechy nie mają się czego obawiać od Niemiec. Wkrótce wygłosił we Frankfurcie wielką mowę, proponując pakt nieagresji z Francją i Belgią, ewentualnie także z Holandią na 25 lat. Propozycję przyjaźni ponawiał jeszcze we wrześniu 1938 r. już po „Anschlussie". Zamykając kongres partyjny w Norymberdze dnia 12 września 1938 r. powiedział wyraźnie, że Niemcy zrzekły się na zawsze Alzacji i Lotaryngii, „bo chcemy skończyć na zawsze wieczystą kłótnię z Francją". Jeszcze 26 września 1938 roku, okrążając już wojskami Czechy wznawia jak najuroczyściej zapewnienia, że Niemcy zrzekają się Alzacji i Lotaryngii i oświadcza gotowość do współpracownictwa. Rojenia, żeby zdobywać dla Niemiec wszystko, co tylko gdziekolwiek zdobyć się da, zapełniały głowy niemieckie już od Wilhelma II. Np. współpraca ekonomiczna i polityczna z Japonią w południowej Ameryce Istniała od dawna i rozwijała, się doskonale. Hitler mniemał, że można przejść do konkretnych planów a tylko wahał się, czy ruszać z Rosją przeciw Anglii, czy z Anglią przeciw Rosji. W „Mein Kampf" proponował porozumienie z Anglią i Włochami przeciw Rosji i Francji. Potem w roku 1932 znowu dążył do tej kombinacji. W dwa lata potem zagorzały hitlerowiec Ewald Banse w podręczniku „Wehrwissenschaft" wytycza Niemcom granice od Wilii po Somę i grozi Anglii najazdem. Hitler jednakże podpisywał w marcu 1935 roku układ żeglarski z Anglią. Ostatecznie poszło się za tradycją Wilhelma II, który w roku 1917 sprzągł się był z bolszewizmem. Zanim we wrześniu 1939 r. ruszyli na Polskę mieli już Niemcy tajny traktat z Rosją a zatem zdecydowani byli zdobywać Anglię. Wierzyli mocno, że Anglia pozostanie neutralną. Popełnili ten błąd na początku pierwszej wojny powszechnej i powtórzyli go w drugiej. Podobnie w obu wojnach traktowali humorystycznie domniemany udział Ameryki w wojnie. Popadali w te same błędy.

Doczekawszy wojny z Rosją, nie zaniedbywali bynajmniej planów zdobycia Anglii. Wiara w swą niezwyciężalność jakby wzrastała w miarę, jak pogarszały się widoki zwycięstwa. Gdy cały świat już wiedział, że Niemcy przegrać muszą, oni mianowali urzędników do Anglii i zabierali się do bombardowania Stanów Zjednoczonych. Niestałość polityki zewnętrznej, zmiany radykalne, impulsywność świadczyły, do jakiego stopnia to pole, wymagające zimnej krwi, obliczeń, a potem stałości, ciągłości, było doprawdy ,,wahnwitzlg erregt". Niemcy znalazły ale w całkowitym kołobłędzie. Nie oni sami! Piłsudczyzna co do rozumu nie stała wcale wyżej od hitleryzmu i wprowadzała najgorszą turańszczyznę w kraj, który mógł się rozwijać tylko na podstawie cywilizacji łacińskiej. Czechy zachwaściły się też nalotami turańszczyzny „słowiańskiej", obijając się o cywilizacje wręcz sobie przeciwne, nie nabrawszy żadnego kierunku ; wynaleźli w końcu fantastyczny naród „czechosłowacki"; zapraszali podległych sobie Niemców, Madiarów, Polaków, Rusinów i Słowaków do uczestnictwa, w czeskiej „humanitarności". Była to doktryna sławiona przez Masaryka jeszcze za młodych lat. Był to „książę doktrynerów czeskich", lecz osobiście postać jak najczcigodniejsza. Żeby odczepić się od Czechów, przyczepili się Słowacy do Niemców a Chorwaci zrobili to samo, żeby się odczepić od Serbów. I cl, i tamci stall się przeto wrogami niepodległości Polski. Czyż to nie kołobłęd, że Słowak, czy Chorwat miał walczyć o niewolę dla Czech i Polski? Natomiast wysunął się sojusz polityczny polsko-serbskl. Polityka zewnętrzna może być wspólna nawet przy różnicy cywilizacyj, byle się trzymać wzajemnie z daleka od spraw wewnętrznych i byle nie mieć żadnego wspólnego „ciała ustawodawczego''. Gdyby idea narodowa stalą się naczelną u Serbów, zbliżaliby się tym samym do cywilizacji łacińskiej a tym samym można by mieć nadzieję, iż w przyszłości spłynęliby w jeden naród z Chorwatami. Byle tylko nie zajmowały się tym żadne czynniki oficjalne, żadne rządy, ni urzędy. Byle tylko nie narzucać ponownie cudactwa sztucznej Jugosławii!

Narody południowej Słowiańszczyzny wystawione na eksperymentatorstwo zachodniego liberalizmu dostają silnych kurczów od tych eksperymentów. U nich kołobłęd usprawiedliwiony; musiały w końcu utracić świadomość kierunku. W Bułgarii areligijność i radykalizm nie pochodzą wcale z bizantyńskiej cywilizacji. Tam jakby się gwałciło tę cywilizację, toteż cechują Bułgarię ruchy nieopanowane, kołobłędne. Wyjątek wśród Słowian południowych stanowią Slowieńcy. Nie ma u nich wcale kołobłędu, bo niemal cały naród jest katolicki i należy stanowczo do cywilizacji łacińskiej. Od nich mogło by wyjść odrodzenie wszystkich tych narodów. Politycznie bliskie południowej Słowiańszczyzny Włochy, powinny byty stanąć na czele cywilizacji łacińskiej w Europie i tak też rozumiano z początku ruch Mussoliniego; a tymczasem Włochy wspólnie z Niemcami jęły dobijać cywilizację łacińską w Europie. Co za przeraźliwy przykład kołobłędu! Czyż nie byłby osłupiał każdy Włoch, gdyby mu kto przepowiadał, że będzie walczył przeciwko naszej niepodległości? W Hiszpanii do obrony cywilizacji łacińskiej domieszała się niefortunnie centralizacja. Obóz antyrewolucyjny zarzeka się decentralizacji, podobnie jak to czynił Richelieu i jak to robiła Austria. Z pomieszania pojęć łączonych całkiem fałszywie tworzy się fałszywe grupowanie stronnictw tworzących często dziwaczne przygodne kombinacje. Francuscy wyznawcy cywilizacji łacińskiej a zwłaszcza wyznawcy katolicyzmu, szukali schronienia w armii, lecz wkrótce wytropiono ich tam i poddano armię eksperymentom doktrynerskiego radykalizmu. Doszło do tego, że bywanie na mszy św. wpisywano w tajne listy kwalifikacyjne oficerów i takich nie dopuszczano do awansów; w końcu rozszerzono to i na tych, którzy śluby małżeńskie zawierali przy ołtarzu w kościele. Ministrami wojny zostali „politycy" tj. agitatorzy socjalistyczni, umiejący tylko osłabić armię. Robili to z całą świadomością w imię „postępu" i dla „dobra ludzkości". Rari nantes in gurgite vasto odzywały się czasem głosy za przywracaniem „porządku łacińskiego", lecz nie wyrozumowane, bez świadomości rzeczy, oparte na uczuciach patriotycznych, odpychanych przez państwowość, lekceważonych przez coraz znaczniejszą część społeczeństwa francuskiego, a jednak mimo wszystko jakżeż żywotnych! Typem tego kierunku jest znany w całej Europie wszystkim zwolennikom cywilizacji łacińskiej pisarz katolicki, pełen wzniosłości Ernest Psichari, oficer francuskich wojsk kolonialnych w Afryce. Wysławia posłannictwo narodu francuskiego, „boskie piętno" najstarszej córy Kościoła. Nie godzi się „sprowadzać ducha francuskiego do zbyt ludzkich rozmiarów'' ... „Wszyscy każdego dnia dziękujmy Bogu, że nas uczynił Francuzami. Słowa wdzięczności przychodzą nam na usta każdego ranka, i każdego wieczoru. Ale są chwile, gdy wdzięczność przechodzi w szał miłości, w gwałtowne bicie gotowego rozpęknąć serca" ... „My wiemy, że naszym zadaniem na ziemi jest odkupić Francję przez krew", a „węgielnym kamieniem" „Innego porządku" musi być chrześcijaństwo ... „Od nas zawisło zbawienie Francji a zatem zbawienie świata i cywlllzacji ." Od wezbranych uczuć ma się odrodzić duch francuski i w imię uczuć zabrać się następnie do badań wielkiego splotu spraw. Dobrze, że we Francji zaczyna się to odczuwać, ale od odczuwania jakżeż jeszcze daleko do zrozumienia rzeczy a samymi uczuciami nie odnajdzie , się gościńca w górę, nie wzniesie gmachu na szczycie. Na razie cywilizacja łacińska osłabia się we Francji coraz bardziej, pomimo usilnej pracy poważnego odłamu nauki francuskiej i ofiarności francuskiego Kościoła. Nie rzucił nikt hasła takiego,  któreby przekonało i uczonych i prostaczków, że ocalenie Francji może się mieścić tylko w przywróceniu cywilizacji łacińskiej na stanowisko panujące. Na razie stan umysłów olbrzymiej większości Francuzów wyraża Romain Rolland lapidarnie w dedykacji swej książki: „Le jeu de 1'amour et de la mort": „a l'esprlt fidele qui a le patriotisme de l'Europe et la religion de l'amitie a Stefan Zweig..."  (1924). Minęło dwadzieścia lat a ogół Francuzów posunął się w pojmowaniu patriotyzmu i religijności jeszcze bardziej w kierunku cywilizacji żydowskiej. Poszukujący leku nie mają (jak dotychczas) szczęśliwej ręki. Kręcą się również w kółko nie mogąc trafić na kierunek. Odczuwają tylko, a szukają często wyjścia w jakimś rozpaczliwym radykalizmie, jak np. teza Leona Daudet, że ani Instytucja rodziny, ani miłość ojczyzny nie dadzą się pogodzić z demokracją ." Nazbierało się tyle przesądów co do życia zbiorowego, iż wytwarzały się co. raz cudaczniejsze „ideologie" a gdy wynikający z nich program okazał się bańką mydlaną, mniemano, jako błąd tkwi w niedostatecznej konsekwencji aprloryzmu i zaczęło się współzawodnictwo rządzicieli, co by obmyśleć pewniejszego w konsekwencji, tj. radykalniejszego. Wobec tej metody latarnią morską radykałów musiał stać się komunizm, bolszewizm. Konsekwencja zdobyła sobie wejście nawet do Anglii; cóż się dziwić, że skrajne odłamy socjalistyczne panoszyły się we Francji, przeginając przodujący w Europie kraj z coraz większą stanowczością ku cywilizacji żydowskiej?  Nie tylko jednak we Francji obejmowali rządy socjaliści (Briand, Blum, prezydent Millerand); Szwecja, Dania, Hiszpania, Włochy, Bułgaria i Polska znalazły się w dorobku doktryn Marksa; wyzwoliły się Włochy i Hiszpania, lecz czy nie będzie recydywy? Nie ma zaś w Europie kraju, w którym socjalizm nie dobijałby ale do władzy. Zyskuje na tym cywilizacja żydowska. Wszędzie wychodzą na pierwszy plan niewspółmierności, z czego rodzi się powszechna w Europie dezorganizacja. W mieszankach europejskich wszystko skażone. Wytworzyło się istne skażyszcze cywilizacyjne, z którego zieje ku nam istna bezdeń powszechnej nienawiści na tle kołobłędu urojeń. Cywilizacja bizantyńska odgrywa w tym powikłaniu rolę coraz mniejszą. Ograniczona do Rumunii i do Bałkanu, staje się cywilizacją lokalną, a ponowna jej ekspansja na Europę wydaje się nieprawdopodobną. Raczej przypuściło można, że nawet na Bałkanie ponosić będzie stale straty. Coraz większe wzmacnianie się cywilizacji żydowskiej jest dla cywilizacji bizantyńskiej jeszcze groźniejszym, niż dla łacińskiej, dlatego, że bizantyńska nie obejdzie się bez poparcia władz państwowych, tego zaś nie może się spodziewać nigdzie poza Rumunią i Bałkanem. Jeżeli jednak Rumunia chce kontynuować romanizowanie, musi zacząć się kierować ku cywilizacji łacińskiej. Poza Bałkanom pozostają przy starym współzawodnictwie trzy cywilizacje: łacińska, turańska i żydowska. Horoskop prosty. Jeżeli cywilizacja łacińska nie ulegnie sojuszowi turańskiej z żydowską, nastąpi potem zacięta walka z żydowską. 

Cywilizacja łacińska znajduje się atoli (dzięki mieszankom) w stanie tak smutnym, iż nasuwa się pytanie, gdzie właściwie jest właściwa cywilizacja łacińska? Budzi się przeto wątpliwość, której wielkość urasta w ogrom przeraźliwy, boć tyczy się metody wszystkich i wszelkich działów naszego życia zbiorowego, więc po prostu całego życia i wszystkich jego sposobów. Sama możliwość, że da się. stwierdzić wątpliwość tego rodzaju stanowi dowód, że Europa jest cywilizacyjnie chora. Miejmy odwagę spojrzeć złu w oczy, rozpoznać je i określić, bez tego bowiem nie dotrzemy do wykrycia środków leczniczych. Skoro zaś właściwej cywilizacji łacińskiej pozostało w Europie obecnie niewiele miejsca, sam tok myśli prze nas tym bardziej do zapytania, czy to już nie zmierzch tej cywilizacji, czy są sposoby, żeby ją ocalić od upadku? Cywilizacja łacińska może się bowiem rozkładać i zaniknąć; może nastąpić to, co popularnie zowie się „końcem Europy". Stanowczo jednak jest jeszcze uleczalną a wyleczona z niewłaściwości może się odrodzić do nowego rozkwitu i ocalić narody europejskie. Skoro można być pożytecznie cywilizowanym tylko na jeden sposób, Europa musi nawrócić do cywilizacji łacińskiej. W każdej innej przestałaby być sobą. Albo tedy dokonamy restauracji czystej cywilizacji łacińskiej, albo przestaniemy istnieć jako narody i zmienimy się w masy spadające cywilizacyjnie coraz niżej, aż do poziomu, na którym znajdują się obecnie ludy Azji Centralnej.

Pierwszym warunkiem utrzymania się przy cywilizacji łacińskiej jest powrót do jednolitej etyki tej cywilizacji właściwej. Każda cywilizacja ma swoją etykę i głównie z tego powodu nie może być syntezy cywilizacyjnej; w mieszance panuje harmider etyk, co stanowi wstęp do bezetyczności. Łacińska cywilizacja przyjęła etykę katolicką, której naczelnym punktem totalność etyki, jednakowe jej panowanie w życiu prywatnym i publicznym. Moralność państwowości i polityki stanowi nieustępliwy postulat etyki katolickiej, zachowywany nawet przez niektóre społeczeństwa akatolickie. Komu się wydaje, że moralność w życiu publicznym jest niemożliwa, winien przez konsekwencję godzić się z całkowitym upadkiem cywilizacji łacińskiej. Doświadczenie historyczne wykazuje, jako moralność znika z życia publicznego w miarę wzmacniania centralizmu, utrzymuje się zaś łatwiej przy autonomii. Gdyby we wszystkich państwach powstały silne stronnictwa autonomiczne, powstałby tym samym ogólnoeuropejski obóz cywilizacji łacińskiej. Wystarczyłoby! Reszta „byłaby przydaną". Ale też ta reszta nie należy już do tematu niniejszej książki. Chodziło ml tylko o wskazanie, jako upadek cywlizacji bizantyńskiej nie musi wcale mieścić w sobie ipso facto wzmożenia cywilizacji łacińskiej, bo mogą upaść obie. Rozkład cywilizacji bizantyńskiej mógłby atoli ułatwić wielce cywillzacji  łacińskiej drogę odrodzenia, gdyby się znalazła odpowiednia ilość i jakość takich, którzyby zechcieli poświęcić swe życie wyprowadzenia Europy z dezorganizacji jej kołobłędu. Kończę przytoczeniem słów , w jakich Pius XI odezwał się w 1930 roku do jednej z pielgrzymek ; " Ideałem działalności Kościoła jest jednoczyć , a nie ujednostajniać; łączyć a nie pochłaniać; organizować a nie redukować." Słowa te można by przyjąć jako hasło taktyczne cywilizacji łacińskiej. Pamiętajmyż, że upadek cywilizacji bizantyńskiej nie stanowi wcale odbudowy łacińskiej. Lepiej zadawać sobie pytanie , czy i w łacińskiej nie zanosi się na epilog? Trzeba się bronić!

17 VII 1945 r.