POPRZEDNIA STRONA

Kolaboracja i zdrada wewnętrzna.

Fragmenty książki Tadeusza Bednarczyka "Życie codzienne warszawskiego getta" - Warszawa 1995, Wydawnictwo OJCZYZNA (str. 217 - 240).

Wzmiankowani we wstępie liczni żydowscy autorzy "twórczości" antypolskiej działają głównie zagranicą, przeto niemożliwością jest znać w całości ich elukubracje. Z przykrością i ze zdumieniem należy stwierdzić produkcję podobnych antypolskich fałszerstw i wspomnień w kraju. Przykre, że istnieje również i u nas w Polsce szereg opracowań historycznych, które w pewnych fragmentach w nieścisłych swoich sformułowaniach tworzą fałszywe obrazy i fakty niesprawiedliwe w stosunku do naszego narodu i jego ofiarnej pomocy dla Żydów. Na przykład prof. B.Mark, zarazem dyrektor ŻIH, pisał zawsze dużo o szmalcownictwic, nic precyzował jednak nigdy i nic starał się wyjaśnić czytelnikom kim byli ci szmalcownicy, ilu ich było i jak reagowały na ich łotrowską działalność podziemne władze polskie. Na str. 165 wydania z 1958r. Mark pisał (w wydaniu z l963 r. patrz str. 35, 113, 143): Na ulicach Warszawy, (i zwłaszcza w pobliżu getta, roiło się od najrozmaitszych szantażystów, tzw. szmalcowników. donosicieli i rabusiów, którzy czyhali na wychodzących nielegalnie z getta Żydów... Wyrażenie jego ..bandy szmalcowników, albo ... tzw. Szmalcownicy, którzy całymi grupami grasowali wokół płonącego getta czyhając niby hieny i szakale na zbiegów.... sugerują uogólniający obraz, że od szmalcowników roiły się ulice, że były ich duże bandy, i że oni wszyscy byli oczywiście Polakami. Podobnie piszą inni podlegli mii pracownicy ŻIH i historycy żydowscy.

Cóż możc wobec tego pisać Żyd przebywający stale za granicą, nie znający okupacyjnej rzeczywistości. przepojony boleścią martyrologii swojego narodu i doszukujący się winnych tych zbrodni?... No oczywiście tylko to, że ogól Polaków to szmalcownicy. Skoro w kraju pisze się tak prosto w oczy Polakom - a ci nic dementują tego ? Kontynuując to rozumowanie nasuwa się logiczne przypuszczenie, że tam w Polsce, piszący Żydzi na pewno jeszcze pomniejszą ilość szmalcowników. aby oszczędzić sobie przykrości. Za to za granicą można już bezkarnie dodać to, co tam taktycznie odejmują, l lak właśnie zagranicą dodają różni działacze, dziennikarze, powieściopisarze, historycy, filmowcy, tworzą uogólniony obraz Polaka antysemity. Duża ich część mieszkała za okupacji w Polsce i zapomnieli, że tylko Polakom i ich poświęceniu zawdzięczają życie własne i ich rodzin. Bo np. takiemu opluwającemu nas Józefowi Wulfowi polska nauczycielka Kalitowa z Nowego Wiślicza uratowała żonę i dziecko. Polakożerczemu inż. Szymonowi Wiesenthalowi Polacy uratowali żonę na ul. Topiel — Cylę Wiesenthal. która przetrwała tam i Powstanie Warszawskie. Jerzego Kosińskicgo vel Lewinkopfa, przechowali i uratowali polscy chłopi, którzy uratowali mu też oboje rodziców, a po ukończeniu za darmo uniwersytetu w Polsce, odwdzięczył się opluwaniem Polaków w USA. Ojciec Mojżesz Lewinkopf-Kosiński także odpłacił się polskim chłopom: wydając ich NKWD, co skończyło się dziesięcioma latami Sybiru. Mieszkał we Wrocławiu, gdzie zajmował dyrektorskie stanowisko. Tak wygląda u tych ludzi poczucie uczciwości, nie mówiąc już o wdzięczności.

Muszę też podkreślić antypolonizm znanego historyka dr Emanuela Ringelbluma. Robię to z przykrością, gdyż jako organizator Archiwum warszawskicgo getta i główny jego autor, ma on wielkie zasługi w odnotowywaniu i uwiecznianiu zdarzeń okupacyjnych getta. Wprawdzie do tych notatek trzeba podchodzić krytycznie, gdyż Ringelblum notował wszystko co mu doniesionok, zatem i niesprawdzone plotki, fałszywe pogłoski, panikarskie nastroje, nic mające pokrycia w rzeczywistości, które często były niesprawdzalne z racji izolacji getta. Mimo to Podziemne Archiwum Getta jest poważnym dokumentem tamtych czasów. Ale przy tych obiektywnych zasługach dla społeczeństwa żydowskiego, nieuczciwe zajął stanowisko wobec Polaków. Okazał się niewdzięcznikiem za przyjęcie jego rodziny i kilku Żydów do bunkra na posesji ogrodnika Marczaka przy ul. Grójeckiej 84. Sam jako pracownik szopu drzewnego Hallmana wywieziony do Trawnik, został stamtąd wykupiony w lipcu 1943 r. i ukryty na Grójeckiej 84. Ratować chciano człowieka, jak się zdawało wybitnego. Tymczasem okazał się małym moralnie, okazał się fałszerzem historii w duchu wrogim Polakom. Wtedy to zamiast dziękować za pomoc, zaczął tę polską pomoc dla Żydów umniejszać. W pisanych w bunkrze pracach typu historycznego wycofał się z pierwotnie podawanej przez niego liczby 60 000 ukrywanych Żydów do 30 000, a ukrywanych w Warszawie z 30 000 na 20 000. Podczas, gdy ta pomoc w roku 1943 nadal się zwiększała i ilość ukrywanych Żydów była kilkakrotnie  większa. Wtedy też stwierdził on, w tej fałszerskiej pracy, że Polacy ukrywali Żydów tylko za pieniądze i tak długo jak mieli pieniądze. Sam zaś z rodziną ukrywany był za darmo, wykupiony z obozu i przywieziony tylko przez Polaków. Nie wpływało to na jego antypolskie nastawienie, które było starej daty, bo wywodzące się z powiązań ze syjonistyczną warszawską lożą B'nei Brith („Braterstwo") dofinansowującą jego działalność naukową. Ringelblum nic przeżył wojny. Bunkier jego ukrycia został wykryty przez Niemców, on z rodziną zamordowany, a dające mu schronienie rodziny Marczaka i Wolskiego rozstrzelane. Tak Polacy zapłacili głowami na równi z ukrywanym wrogiem żydowskim. 

Gdy tacy nas opluwają co zawdzięczają nam życic, to komu można -wierzyć ?

Dlaczego jednak Cyganie, którzy równie jak Żydzi podlegali masowej eksterminacji rasowej, przebywali i męczeni byli w gettach— tylko w jeszcze gorszych warunkach niż Żydzi (np. patrz Dziennik łódzkiego getta — Żydzi odmówili im pomocy) — dlaczego oni nie obciążają Polaków współwiną w ludobojstwach hitlerowskich, lub nie wymawiąją nam za małych rozmiarów pomocy w przetrwaniu okupacji ?  Cyganie, po prostu rozumieli i rozumieją dzisiaj, ówczesną nadzwyczajną sytuację i warunki. Dlatego nie zgłaszają do nas takich wyimaginowanych i absurdalnych pretensji i dlatego nie stawiają nam takich obrażających, a fałszywych zarzutów.

A jak było naprawdę ze szmalcownikami ? Szmalcownicy byli, ale rekrutowali się nie tylko z Polaków, a przede wszystkim z Volksdeutchów, Ukraińców, i samych Żydów. Nie wolno zapominać, że w Polsce przed wojną był blisko jeden milion Niemców, którzy przeszli masowo na politykę eksterminacyjną w stosunku do Żydów i Polaków: nie mówiąc już o faszyzujących ugrupowaniach Litwinów, Ukraińców i Białorusinów, którzy też w tym uczestniczyli. Wszyscy oni mówili dobrze po polsku. Któż więc widząc np. Volksdeutscha czy Ukraińca w cywilnym ubraniu. mógł go odróżnić od Polaka ? A Niemcy byli przecież przewidujący i przezorni. Już wtedy usiłowali wmówić światu wspólnictwo Polaków w pogromach, filmując sfabrykowane przez nich sceny wystąpień antyżydowskich, podając je jako dokonywane rzekomo przez Polaków (co sam widziałem). Wiadomo powszechnie, że jedynie Polacy nie poszli w całej Europie na absolutnie żadną współpracę z Niemcami, że Polska nie wydala Quislinga. Zaś szmalcówników, mętów kryminalnych czy pojedynczych kolaborantów lub zdrajców, nie można określić mianem narodu polskiego. Elementy kryminalne są w każdym narodzie, dlatego i dziś nic ma państwa bez więzień, ale one nie są dumą tych narodów. Wszak Mojżesz na pustyni, po wyprowadzeniu narodu z niewoli, też zorganizował więzienie. Postawę narodu i jego wartość ocenia się, patrząc na postępowanie jego warstw przodujących. Rozumieli to Niemcy, uderzając przede wszystkim w inteligencję polską. 

W dystrykcie warszawskim, podczas okupacji samych tylko Volksdeutschów było co najmniej 70 tysięcy (dane liczbowe wg Mirosława Cygańskiego —Stolica nr 5/791 z dnia 3 II 1963 r.). Niemcy mogli więc zorganizować każdą hecę pod polskim szyldem, jak np. 24 marca 1940 r. na Nalewkach, o czym wspominałem, filmowanie pogromu sklepów żydowskich przez cywilów niewiadomego pochodzenia. Ta ich V kolumna pomagała wojskom niemieckim w czasie walk, potem pomagała niemieckiej administracji i gestapo. wg opracowanych wykazów, konfiskować towary i majątki żydowskie, aresztować polskich działaczy politycznych. społecznych czy twórców kultury. Jeśli mówimy o szmalcównictwie i szmalcownikach, to trzeba tu podkreślić. że najbardziej niebezpieczni dla ukrywających się Żydów byli szmalcownicy Żydzi a nie Polacy, bo znali dużo adresów Żydów ukrywających się i wymuszali od nich okup na spółkę z kripo, mętami z policji granatowej, czy też na spółkę z Niemcami. Wśród polskich szmalcowników rozróżnić można było zarówno przestępców przypadkowych, jednorazowych, jak też i zawodowych, będących często na służbie wroga. Nie wolno zapominać, że Polska Podziemna surowo karała szmalcownictwo. Sąd Specjalny Delegatury Rządu wydal 80 wyroków, a Wojskowy Sąd Specjalny prawie 300 wyroków na szmalcowników w Okręgu Warszawskim. Wykonanych zostało tylko 80 wyroków. Dlatego tak niewiele, że statystycznie rzecz biorąc za jednego łobuza— szmalcownika, ginął przy ich likwidacji również jeden doborowy żołnierz Armii Krajowej. Trudności przy wykonywaniu wyroków na szmalcownikach, którzy byli zazwyczaj agentami kripo, czy wręcz gestapo, sprawiały, że akcje te nie opłacały się, wobec zbyt wielkich strat. Likwidowani więc byli dla postrachu szmalcownicy najbardziej znani, w ramach prewencji generalnej, zaś wykonanie wyroku na reszcie, odkładano na potem. Autor niniejszego opracowania np. dłuższy czas osobiście i niestety bezskutecznie polował w 1944 roku na znanego zbira z Kripo — Mariana Szweda. Równolegle czynił to również zastępca szefa Kedywu Okręgu Warszawskiego — dr Maciej Rybicki, lecz Szwed zdołał się nam wywinąć i zginął dopiero w sierpniu ł944r.

Przy wyjaśnianiu i stwierdzeniu, że szmalcownicy rekrutowali się nie tylko spośród Polaków i do tego z mętów kryminalnych. ale także z volksdeutschów, z ukraińskich kolaborantów i w równej mierze z żydowskich zdrajców, przy stwierdzeniu, że nie było Polaków zresztą tak bardzo wielu, jak to chcieliby sugerować niektórzy historycy, to zagadnienie tak przedstawione miałoby formę obiektywną ! nie godzącą w nasz honor narodowy, nie poniżającą i nie umniejszającą przez to ogromnego naszego ogólnego wysiłku pomocy Żydom. Wskutek tego w samoobronie my Polacy zmuszeni zostaliśmy do ukazania prawdy tamtych czasów i dwu stron medalu, do pokazania naszych wysiłków i zakresu pomocy (co robimy z zażenowaniem, żeby nie być poczytanymi za samochwalców — bo nie do nas to powinno należeć), oraz pokazania niewłaściwych postaw Żydów, wpływających utrudniająco na niesienie tej pomocy. Należy jeszcze dodać, że szmalcownictwem oprócz ludzi dorosłych, zajmowali się także dorastający chłopcy z mętów społecznych, po prostu dzieci zawodowych kryminalistów. Trzeba jednak zawsze pamiętać o zachowaniu rzeczywistych proporcji i obiektywnych ilości. 

(...)

Było i wśród Polaków trochę elementów skrajnie prawicowych, którzy szczególnie w latach trzydziestych, głosili hasła antysemickie Ale znawcy tych problemów, słusznie nie przeceniają ich roli w naszym społeczeństwie i uważają ich za grupę małą, tylko bardziej hałaśliwą. Wobec pomówień o antysemityzm warto odnotować fakt (za IV tomem cz.2 Judisches Lexicon — Berlin 1930r.) że w r. 1927 studiowało w Polsce 8407 studentów Żydów, stanowiąc 20% ogółu studiujących, procent ten wynosił przykładowo w ZSRR — 15.5, w Austrii — 14.8, na Węgrzech — 8.6, w Rumunii — 4.2, a średni europejski — 10%. w USA — 10%, cyfry te mają jednoznaczną wymowę. Koniecznym jest tu przypomnieć, że antysemilyzm organizowali sami Żydzi dla własnych celów politycznych „jako niezbędny warunek zachowania odrębności narodu żydowskiego" (teza Teodora Hcrzla — prekursora nowoczesnego syjonizmu. Na szeroką skalę posługiwał się nim Ben Gurion (po mowie 15.08.1948 r.) rękami żydowskich agentów, szczególnie na terenie państw arabskich, żeby zmusić tamtejszych Żydów do emigracji do państwa Izrael, celem powiększenia liczby jego ludności, zwiększenia armii i liczby robotników.

Prawdziwe oblicze i stosunek Polaków do Żydów okazały się wtedy, gdy nadszedł czas wielkiej próby — podczas okupacji. Nic było wtedy wypadków jakichś wystąpień antyżydowskich ze strony polskiego społeczeństwa. Nawet wśród skrajnej, antysemicko nastawionej prawicy, zmieniano poglądy i stanowisko wobec Żydów. Najlepszy m tego przykładem może być mec. Rościszewski, Mosdorf, Stypułkowski, ks. prob. Godlewski i wielu innych. Do najpewniejszych lokali, gdzie Żydzi mogli znaleźć bezpieczne schronienie, należały mieszkania dawnych antysemitów. W postawie ogółu Polaków, dominował wtedy duch chrześcijańskiego braterstwa. Zatem na karb polskiego antysemityzmu specjalnie dla tego celu przejaskrawianego, nie można zwalać klęski masowej eksterminacji Żydów. Jechaliśmy z Żydami na jednym wózku do biologicznej zagłady, i nie byli oni w tym bynajmniej pierwsi od nas, bo Oświęcim założono przede wszystkim dla Polaków, a nie dla Żydów. W Treblince i Majdanku, Polacy również, byli pierwszymi więźniami. Niemcy planowali wymordowanie 15 milionów Polaków. Nieco później zmieniła się tylko kolejność pierwszeństwa, a że Żydów było mniej, ponieśli więc procentowo dużo większc straty.

W liczbach absolutnych i Polacy i Żydzi stracili w grubym zaokrągleniu po 3 miliony ludzi. Do tego dochodziło około 2 miliony Żydów zagranicznych, zamordowanych na ziemiach polskich. Gdy tylko o tym mowa. zaraz dawały i dają się słyszeć oszczercze zarzuty: dlaczegoście nas nie bronili: nie walczyliście zbrojnie o nas; dlaczego Niemcy mordowali ich właśnie w Polsce, a nie w krajach, gdzie zamieszkiwali ? I zaraz z tych samych ust padają odpowiedzi: bo wy Polacy jesteście antysemitami i Hitler wiedział o tym; był pewny, że nie będziecie nas bronić, w ten sposób pomagaliście Hitlerowi itp. głupoty.

Takie, i tym podobne insynuacje, nie są czymś nowym i nie powstały wcale dopiero po wojnie. Spotykałem się z tym, i za okupacji. Kontrargumenty przeciwko takim zarzutom są jasne i proste. A więc:

1. Polacy nie mogli występować czynnie w latach 1942-1943 do walki z Niemcami na szerszą skalę, bo po prostu nie mieli na to ni sił ni środków. Niemcy byli natomiast bardzo silni. Stali wtedy nad Wołgą i nawet takiej potędze, jak ZSRR opierali się jeszcze do wiosny 1945 r. Z powodu braku broni. pierwsze polskie oddziały partyzanckie zaczęły się organizować na szerszą skalę dopiero w drugiej połowie 1942 r. , gdy większość Żydów w Polsce było już wymordowana. Powstanie Warszawskie, które wybuchło półtora roku później, wyleczyło nas do reszty ze złudzeń co do naszych możliwości, nic mówiąc już o bolesnej lekcji Września 1939 r. Ale czynne wysiąpienie przeciw Niemcom obowiązywało i Żydów jako polskich obywateli. Oni tego też długi czas nie chcieli robić —nie chcieli walczyć, bezwolnie poddali się, pracując tym na swój los. Przecież ŻZW (Żydowski Związek Wojskowy) powstał z inicjatywy polskiej i przy naszej pomocy ale osiągnął szczupłe rozmiary. Sami Żydzi dojrzeli do walki dopiero późną jesienią 1942 r. i to nie wszyscy, tylko część młodzieży.

2. Założywszy, że moglibyśmy w kwietniu 1943 r. uderzyć na Niemców i wyzwolić wszystkich Żydów z getta, to jednak, aby ich wyprowadzić i bezpiecznie ukryć — nie było możliwości, nie było gdzie. Tak jak zresztą nie było i dla więźniów z Oświęcimia, czy Majdanka. Plany takie były, lecz nigdy nie przysiąpiono do ich realizacji, z powodu ich nierealności.

3. Na miejsce rzeczy niemożliwych, Polacy zrobili to, co mogli. Ukrywali podczas okupacji na terenie Generalnej Guberni ca 400 do 500 tysięcy Żydów-, a kilkadziesiąt tysięcy przerzucili do ZSRR. Jak na prześladowane społeczeństwo polskie, to bardzo duży wysiłek. W żadnym innym kraju okupowanej przez Niemców Europy, poza Polską, za ukrywanie i pomoc Żydom, nic groziła śmierć. A mimo to ukrywanie Żydów nigdzie nie miało takich rozmiarów, jak w Polsce. Gdyby więc Polacy byli narodem antysemitów, to czyż Niemcy musieliby stosować aż tak drakońskie sankcje ? A czy ta kara śmierci nie jest uznaniowym skwitowaniem rozmiarów polskiej pomocy Żydom ?

Bohaterstwo jest wartością niewymierną i nawet największy bohater potrzebuje czasem odpocząć od bohaterstwa. Dlatego też ukrywający potrzebowali czasami odpoczynku. Żydzi musieli wtedy zmieniać lokale. Nigdy nie zostawiono ich jednak na ulicy i zawsze byli przekazywani w pewne, pomocne ręce. Przy tym wielu Żydów było niesfornych; kaprysili nie mogli długo usiedzieć spokojnie w ukryciu. Często ich nieostrożne kręcenie się, powodowało wpadki. Złapani, dziwnie byli wrażliwi na krzyki i razy niemieckie i w większości wypadków od razu wskazywali Niemcom miejsce ukrycia, czym automatycznie wydawali na śmierć nie tylko swoich dobroczyńców, ale często i dalszych członków własnej rodziny. Takie wiadomości rozchodziły się szybko. Niemcy zresztą też dbali o rozprzestrzenianie tych wiadomości dla zastraszenia Polaków. Trzeba też podkreślić wielkość wysiłku finansowego, jaki polskie społeczeństwo ponosiło przy przechowywaniu Żydów, których znaczna większość żywiona była darmo przez Polaków ze środków indywidualnych, bądź z dotacji Delegatury Rządu i innych organizacji polskich.

4. Powoływanie się na demonstracyjne wystąpienie w obronie Żydów przez Holendrów (strajk). Duńczyków (król założył  w proteście opaskę, czy przewiezienie przez nich kutrami kilku tysięcy Żydów przez Sund do Szwecji). wypływa z absolutnej ignorancji stosunków zarówno w Generalnej Guberni. jak i w Europie. Cały zachód Europy kolaborował z Niemcami, tylko w różnych formach, wystawił przecież nawet narodowościowe legiony, które walczyły na froncie wschodnim u boku Niemiec (Francuzi, Holendrzy. Duńczycy, Norwedzy...). Cały przemysł tych krajów, pracował na pełnych obrotach dla niemieckich potrzeb wojennych. Niemcy musieli się więc z nimi liczyć. a tym samym zupełnie inaczej traktować. Tam nie było eksterminacji na taką skalę, czy kary śmierci za pomoc Żydom, jak u nas. Dlatego też oszczędzono zachodowi Europy widoku mordowanych Żydów. Zresztą Żyd zachodnioeuropejski. był zupełnie inny niż wschodni. Tam była daleko posunięta asymilacja. „Tygrys" — Clemenceau, miał nawet w swoim gabinecie wojennym 30% ministrów Żydów; podobnie jak Anglicy. Z tych to powodów Hitler nie chciał urazić uczuć zachodu i dlatego wywoził Żydów do obozów śmierci na wschód, pozorując to formą przesiedlenia (w wagonach I klasy). Po wojnie okazało się że np. ta sławiona w pomocy dla Żydów Holandia, procentowo miała podobny ich ubytek jak Polska, bo ocalało ich tam tylko kilkanaście procent, choć mieli lepsze ku temu możliwości niż my, podczas gdy polskich Żydów — łącznie około 20%. Nie trzeba też zapominać o uprzedniej 2.5 letniej pomocy żywnościowej i ekonomicznej dla ogromnej masy Żydów polskich, a nie tylko dla tych ukrywanych. stanowiących w GG 10% ogółu. Inaczej to wyglądało oczywiście w liczbach absolutnych.

5. Dlaczego obozy śmierci powstały na ziemiach polskich ? decydowała tu ekonomia —jak w przemyśle, gdzie duże zakłady koncentruje się na ogół zawsze tam, gdzie znajdują się najtańsze i najbardziej masowe surowce do przerobu. Polacy i Żydzi mieli być tym surowcem dla krematoriów. Zatem fabryki śmierci zostały założone w Polsce, a nie w Niemczech, czy gdzieś na zachodzie. Niepraktycznie byłoby wozić 15 milionów Polaków do Niemiec i 3 miliony Żydów polskich; łatwiej było dowieść do Polski około 2 milionów Żydów europejskich, u Niemców dominowało hasło „Die Rader mtissen fur den Sieg rollen" — transport miał być użyty tylko do walki o zwycięstwo militarne.

Czyż więc możemy my, Polacy ponosić za to jakąkolwiek odpowiedzialność ?

Nonsens ! Z nami się Niemcy absolutnie nie liczyli. Nasze siły konspiracyjne ich wojskowi lekceważyli. chociaż z drugiej strony gestapowcy — zainteresowani wygodnym pobytem, na tyłach — starali się podkreślać rozmiary naszego ruchu oporu, wyolbrzymiali go.

Autor daleki jest od chęci przesadnego gloryfikowania i brązowienia naszej przeszłości okupacyjnej, a wręcz przeciwnie, uważa za konieczne ukazywanie zła i jego piętnowanie, ale nie widzi absolutnie ani potrzeby, ani podstaw do tego, żeby tę przeszłość przedstawiać w sposób daleki od prawdy historycznej. żeby ją poniżać czy opluwać. Z nieznajomości rzeczy i z absurdalnych założeń wynikają te niepotrzebne nikomu nowe nieporozumienia i zadrażnienia. I to między kim ?  Pomiędzy dwoma największymi ofiarami hitleryzmu ! A może jednakie zadrażnienia nadal są komuś potrzebne?

(...)

Po omówieniu postawy Polaków i różnych zarzutów przeciw nim, chciałbym ukazać drugą stronę medalu, którą jest kolaboracja i zdrada wewnętrzna u Żydów. Jak wyglądała postawa Żydów wobec Polaków i spraw państwowości polskiej w pierwszej fazie okupacji, zostało już uwidocznione w jednym z poprzednich rozdziałów. A jaką przybrali postawę niektórzy z nich wobec własnego społeczeństwa, własnych rodaków i współwyznawców? Na ten temat niewielu autorów zabierało glos, a w sposób możliwie szeroki, nie omówił tego zagadnienia dotąd nikt. Wstrzemięźliwość Żydów byłaby zrozumiała. gdyby nie ich równoczesne ataki na nas. Żaden Polak o tym również dotychczas nie pisał. Odnosi się wrażenie, że Polacy pragną opuścić na te przykre sprawy zasłonę zapomnienia, rozumiejąc Wyjątkowość tamtych czasów. jednak dzisiaj dla sprawiedliwości i bilansowej równowagi zagadnienia zarzutów trzeba i o tym mówić. To, że władze nasze nie wyciągnęły większych konsekwencji za kolaborację w stosunku do wielu Żydów — obywateli polskich. wcale nie dowodzi, że jej fakty nie są znane odnośnym czynnikom, dochodzi do tego kolaboracja ze stalinowskim komunizmem.

Kolaboracja i zdrada wśród Żydów osiągnęła w getcie warszawskim duże rozmiary. Były one procentowo znacznie wyższe niż ilość kolaborantów i zdrajców w narodzie polskim może i w innych narodach okupowanych. Od wiosny 1942r. kontaktowałem się bliżej z sekcją wywiadu ŻZW (Żydowski Związek Wojskowy). Stąd moja dobra znajomość tego zagadnienia. Policja żydowska i Zarząd Gminy, zasłużyli sobie na miano zdrajców. Nikt i nic ich nic może obronić ani wytłumaczyć ich postępowania. Istniało ponadto szereg żydowskich placówek gestapowskich, podległych bezpośrednio kierownikowi referatu żydowskiego w gestapo — Karlowi Brandtowi. mieściły się one m.in. przy ul. Leszno nr 13 i Leszno nr 14. Sprawy te były już częściowo omawiane w różnych pracach wydanych przez ŻIH choć np. as „13" i „Żagwi" kpt. Dawid Sternfeld nie doczekał się jeszcze miejsca w pisanej historii. Bardzo mało napisano dotychczas o kierownictwie żydowskim „szopów", czy o kierownikach różnych oddziałów w „szopach" niemieckich. Nikt dotąd prawie nic wspomniał o takim — zdawałoby się — niewiarygodnym fakcie, że działała wewnątrz getta dość duża grupa żydowskich szmalcowników. Czyhali oni na Polaków nielegalnie przedostających się z pomocą do getta, aby wymusić od nich okup. Tymi szmalcownikami byli głównie żydowscy szmuglerzy, wśród których dominowali tragarze, oraz — działający z nimi w zmowie — niektórzy żydówscy policjanci. Obstawiali oni gmach Sądów, mury i różne przejścia do getta. Zdarzały się wypadki wydawania tych Polaków Niemcom, gdy nic mieli się oni czym wykupić. Np. Jan Nowakowski szmuglujący do getta na polecenie ojca prasę PPR, żywność, czasem amunicję, został złapany przez policję żydowską i wydany Niemcom. Było to na początku kwietnia 1943 r. Żandarm niemiecki widząc, że jest to 14 letnie dziecko ulitował się, skrzyczał go i kopniakiem wyrzucił za bramę. Prawie nic nie wiadomo do dziś o „Żagwi", za wyjątkiem tego, że istniała i że kilku zdrajców zastrzelono. Na tych kartach autor ograniczy się jedynie do opisu walki z „Żagwią" i z kolaborantami, prowadzonej przez ŻZW przy udziale oficerów OW-KB. Szczegóły tych wydarzeń są dotychczas nieznane zupełnie (jest hasło w wielkiej encyklopedii).

Kolaboracja i zdrada wśród Żydów, przybrała większe rozmiary z chwilą zamknięcia getta i powołania do życia żydowskiej policji porządkowej. Na o wiele wyższym szczeblu zdrady własnego narodu, stali żydowscy agenci gestapo, jedna ich siedziba znajdowała się przy Leszno 14, gdzie szefami byli Kohn i Heller (zausznicy Karla Brandta) a druga przy ul. Leszno 13. Tą drugą placówką dowodził Gancweich i kpt. Dawid Sternfeld. Leszno 14 zakamuflowane było jako przedsiębiorstwo przemysłowe m.in. ich były tramwaje konne zwane konhellerkami, zaś Leszno 13 jako placówka policji przemysłowej występującej pod różnymi nazwami np. Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją, albo Urząd Kontroli Miar i Wag, Oddział Rzemiosła i Handlu, Biuro Kontroli Plakatów, Oddział Pracy Przymusowej a nawet Pogotowie Ratunkowe i inne. Według naszej obserwacji, specjalnie ożywioną szeroką i szkodliwą działalność prowadziła ta ostatnia, zwana popularnie „trzynastką". Spośród specjalnie dobranego elementu z „trzynastki", i osobistych agentów Brandta, powstała w końcu 1940 r. organizacja pn. „Żagiew". Organizacja ta dostała zadanie penetrowania wszystkich przejawów życia w getcie, z agendami gminy włącznie. Miała obserwować szczególnie akcję zorganizowanego szmuglu, by w ten sposób rozpoznać źródła polskiej pomocy dla getta i tą drogą dojść do organizacji konspiracyjnych, wspierających getto. Autor był bodajże pierwszym. który zwrócił uwagę na działalność Sternfelda i „Żagwi". W wyniku wstępnych obserwacji, zapadła decyzja rozbudowania sieci wywiadowczej ŻZW, ze szczególnym uwzględnieniem okolic ul. Leszno 13. Tak się szczęśliwie złożyło, że był to wtedy zarazem teren referatu wymiarowego Urzędu Skarbowego. w którym pracował piszący te słowa. Fakt ten ułatwiał ogromnie obserwację całej okolicy, a stale kontakty z kupcami i restauratorami żydowskimi, pomogły autorowi w założeniu sieci wywiadowczej. ŻZW obstawił wtedy swoimi agentami (wprowadzonymi przeze mnie w charakterze pracowników) wszystkie okoliczne kawiarnie i restauracje, leżące w pobliżu dróg przerzutowych szmuglu przy murze. I tak informatorzy ŻZW pracowali między innymi w Palaise de Dance (dawniej braci Frontów na Rymarskiej), w kawiarni Fuchsa na Elektoralnej 13 i w sklepie spożywczym ul. Elektoralna 6, w restauracji Formy — Leszno 18, w sławnej restauracji Szulca na Karmelickiej róg Nowolipek. w kawiarni na Grzybowskiej 30, w restauracjach na Grzybowskiej 23 i 31, w Hotelu Brytania na Nowolipiu, następnie w bardzo wytwornej restauracji ..Sztuka" — Leszno 2 i zaraz obok u Sary Trefler w składzie aptecznym, oraz w wielu innych lokalach. Po stronie aryjskiej założono punkt obserwacyjny na Bielańskiej przy Tlomackiem u fotografki p. Haliny Macherskiej i na Elektoralnej 2/4 w Urzędzie Miar i Wag, gdzie znajdowała się równocześnie wytwórnia granatów i broni, kierowana przez dr. Waldemara Leega. który pracował dla OW-KB i następnie dla AL. (Granaty produkowano w warsztatach mechanicznych prowadzonych przez prof. inż. Pełczyńskiego, zaś materiały wybuchowe i chemiczne w filii urzędu w galerii Luxemburga — tym kierował dr Leeg. Pracę tę popierał dyr. Gł. urzędu dr inż. Rauszer. kolega k-nta gł. Orzechowskiego i też członek OW). 

Zauważyliśmy, że „Żagiew" prowadzi również przemyt żywności, a właściwie tylko go udaje, przy przerzucaniu bowiem ich transportów, zawsze widziało się w pobliżu policję granatową lub nawet patrol żandarmerii dla asekuracji, chcieli zatem wobec Żydów grać rolę grupy o charakterze przemytniczo-konspiracyjnym. Pozyskawszy tą drogą zaufanie niektórych naiwnych ludzi, usiłowali montować jakąś organizację rzekomo wojskową. Zdradziły ich jednak kontakty ze Sternfeldem i z jednym z jego oficerów w stopniu podporucznika. Zdołali początkowo wciągnąć do tej organizacji kilkudziesięciu młodych ludzi. Tych nowo zwerbowanych ŻZW uprzedzał o prawdziwych celach ..Żagwi'' i dużo uczciwych — zdołało się z niej wycofać. Ci co pozostali na służbie — pomimo ostrzeżeń — ponieśli zasłużoną karę. A „Żagiew" ilościowo rosła, dawała korzyści materialne.

Pierwsze uderzenie w „Żagiew" odbyło się na przełomie 1940/41 roku. Po zastrzeleniu, bądź zabiciu nożem kilku jej członków, organizacja rozleciała się i przestała przejawiać swą działalność. Drugi rzut „Żagwi", przystąpił jednak do pracy wiosną 1941 r., bowiem Niemcy zbadali istnienia tej organizacji. Po rozpoznaniu ich działalności  ŻZW i kilku oficerów OW-KB przystąpiło w drugiej połowie 1941 roku do ponownego uderzenia, częściowo tylko skutecznego. Pojedynczych gorliwych żagwistów zlikwidowano w międzyczasie. W maju 1942 r. autor otrzymał rozkaz K-ndy Gł. włączenia się do końcowego etapu akcji likwidacyjnej „Żagwi", do pracy wywiadowczej wewnątrz getta. Praca „Żagwi" przybrała wtedy bowiem dość niebezpieczne rozmiary. Wpadło wówczas i zostało aresztowanych kilku szeregowych członków ŻZW. Widać było, że żagwiści węszą coraz skuteczniej. Wpadł w końcu — późną wiosną 1942r. — Kosieradzki, a z nim podręczny magazyn broni.

Ażeby nie demaskować się w oczach getta kontaktami z „trzynastką" lub Befehlstelle Karla Brandta (Żelazna 103), „Żagiew" udoskonaliła metody swej pracy. Agenci „Żagwi" zaczęli przekazywać meldunki i donosy swym mocodawcom nie w getcie, a w kilku punktach rozrzuconych w Warszawie. Znajdowały się one między innymi na Poczcie Głównej, w kawiarni Rival (Pl. na Rozdrożu, w pobliżu Al. Szucha). oraz w sklepie z tekstyliami. mieszczącym się przy ul. Mazowieckiej 7, na I-szym piętrze od frontu. Żydowscy agenci gestapo chodzili do pracy na tzw. placówki i w drodze powrotnej do getta składali tam swoje meldunki. Wielu z nich miało nawet specjalne przepustki, uprawniające do swobodnego poruszania się po terenie całej Generalnej Guberni. gdyż jako fachowcy byli używani do prac także w innych miastach, np. niejaki Meryn z Sosnowca czy Grajer były fryzjer i restaurator z Lublina, znany zausznik Hoflego. ściągnięty przez niego do Warszawy w lipcu 1942 roku. Mieli oni wydane przez gestapo pozwolenia na broń, w okładkach koloru pąsowego oraz pistolety służbowe, co zostało stwierdzone już w końcu 1940 roku, przy likwidacji pierwszego rzutu „Żagwi". Likwidacja drugiego rzutu trwala cały rok i chociaż przynosiła raz większe, raz mniejsze efekty, to jednak me została zakończona. Likwidację trzeciego rzutu przerwała latem 1942r. wielka akcja likwidacyjna Hoflego (22.07. do 13.09.1942 r.).

Za okres likwidacji czwartego rzutu „Żagwi" należy przyjąć czas od września 1942 r. do kwietnia 1943r. Niedobitki „Żagwi" trudniące się szmalcownictwem  były likwidowane przez OW-KB nawet w czasie Powstania Warszawskiego. jak np. Bursztyn-Wiśniewski. dyrektor szopu Hoffmana. Wypada dodać, że w tym okresie około 300 Żagwistów i agentów gestapo mieszkało stale na terenie budynku Gestapo w al. Szucha , skąd wychodzili „do pracy" w Warszawie, bądź na wyjazdy terenowe, gdzie pod szyldem prześladowanych Żydów wślizgiwali się do oddziałów partyzanckich dla ich rozpoznawania i wydawania; specjalizowali się oni w tropieniu Żydów w aryjskiej części Warszawy. Dostęp do nich i ich likwidacja były bardzo trudne. Spośród dzielnych wykonawców wyroków na żagwistach, wymienić należy: Zelwańskiego. który wraz z „Garbatym" brali udział w wykonaniu wyroku na Lejkinie, Ignacego Szmajerowica ps. „Plomba", Stanisława Różewicza, Tadeusza Makowera, "Rudego" — Blum-Binsztoka, „Garbatego", "Jadźkę", Rotblita i Akermana. Wszyscy ci ludzie pracowali w wywiadzie ŻZW.

Wykonywanie wyroków odbywało się na podstawie materiału dowodowego. zebranego przez sekcję śledczą i dostarczanego sądów i ŻZW. Sąd ŻZW składał się z wybitnych prawników. był całkowicie niezawisły i samodzielny w ramach narodowej odrębności. W ten sposób Żydzi samodzielnie, we własnym zakresie walczyli o morale getta i usuwali zło. Jeśli zapadał wyrok śmierci, podlegał on jednak zatwierdzeniu przez komendanta ŻZW i dopiero wówczas mógł być wykonany. Autor uczestniczył w charakterze współorganizatora i obserwatora przy wykonywaniu kilku wyroków. Oto zapamiętane nazwiska zastrzelonych zdrajców:

Blumsztok — za zdradę Kosieradzkiego — czerwiec 1942r. 

Brausztejn — na Elektoralnej — maj 1942r. 

Chaia Blumberg — w czerwcu 1942r. 

na bazarze na Nowolipiu, ppor. policji żydowskiej z ul. Leszno 13. o nieustalonym nazwisku — czerwiec 1942r. — zabity na ul. Orlej, (niski, krępy), 

Dwóch żagwistów — w czerwcu 1942r.

jedenastu żagwistów, w tym trzy kobiety, schwytane latem 1942r. przy ul. Elektoralnej 6/8, przy rzekomym szmuglu żywności,

Blum, Cementowicz i Malewski — w sierpniu 1942r. — którzy przez Erlicha wydali Niemcom tunel przez ul. Okopową.

Voiksdeutsch o imieniu Stefan — w lutym 1943r. - przy ul. Leszno 

Akcje ekspropriacyjne przeprowadzane w ostatnim półroczu istnienia getta, wymierzane były głównie przeciwko zdrajcom i kolaborantom, którym rekwirowano pieniądze na rzecz ŻZW i ŻOB. W getcie również nie każdego kolaboranta karano śmiercią, dlatego z tych ocenianych jako mniej szkodliwych. wyciskano tylko pieniądze. Kolaboranci i zdrajcy, którzy zajmowali kierownicze stanowiska w „szopach", starali się niejednokrotnie robić sobie dobrą markę przez tworzenie pozorów pomocy niesionej wielu ludziom. Od nich Niemcy żądali przede wszystkim wyciskania resztek sil z Żydów, wydajności, węszenia i wydawania ludzi z ruchu oporu. To ostatnie starali się oni robić bardzo ostrożnie i bez rozgłosu, zaś akty rzekomego miłosierdzia, czy pomocy, miały zawsze odpowiednią reklamę robioną przez zgraję zauszników, walczących w ten sposób w upodleniu o własną głowę i byt. Akcje ekspropriacyjne poza doraźną korzyścią materialną, miały między innymi na celu zwrócenie uwagi społeczeństwa na poszczególnych zdrajców i na piętnowanie ich. Kładły one tamę kolaboracji, budziły sumienia i budziły do czynu. Często stosowana była też kara dotkliwej chłosty.

Chociaż akcje ŻZW i ŻOB mobilizowały ludzi zdrowych moralnie, to jednak nie przełamały otępienia i zastraszenia ogółu społeczności getta. Bazująca na takiej postawie Żydów „Żagiew", nie została — niestety — rozbita doszczętnie. Wszelkiego rodzaju uderzenia ŻZW w tę organizację, miały szczególne nasilenie po akcji styczniowej 1943 r. i trwały aż do samego powstania w getcie. W czasie powstania udało się żołnierzom ŻZW i ŻOB dopaść i zlikwidować jeszcze kilku zdrajców, lecz dużo ich zostało, czego dowodem m.in. były wydane Niemcom bunkry bojowców, w tym i Anielewicza. co potwierdzili mi sami Żydzi. „Praca" ocalałych żagwistów nie zakończyła się z upadkiem powstania. Byli oni Niemcom nadal potrzebni. Tym razem do pomocy w wyłapywaniu Żydów ukrywających się nie tylko w Warszawie, ale i w całej Generalnej Guberni. Żagwiści byli też wykorzystywani przez gestapo. Jako prowokatorzy, wdzierający się podstępnie w szeregi polskich organizacji podziemnych. To właśnie m.in. żagwiści i inni żydowscy szmalcownicy i zdrajcy, byli winni większości śmierci ukrywających się Żydów, a tym samym winni byli śmierci ukrywających ich Polaków. 

Dnia 21 lutego 1943 r.. wykonano na kilku żydowskich gestapowcach wyroki śmierci, na Leonie Skosowskim („Lolek" — został wtedy tylko ranny), Pawle Wlodowskim, Areku Weintraubie, Chaimie Mangelu i Lidii Radziejowskiej. Dnia 28 kwietnia 1943 r. na ul. Warmińskiej zlikwidowano Luftiga — Żyda, agenta gestapo, który pracował jako tłumacz w warsztatach kolejowych na Pradze.

Powszechnie znana afera Hotelu Polskiego (lipiec 1943 r.), też jest dziełem żydowskich zdrajców (główny agent — naganiacz Leon Skosowski i Adam Żurawin — żyje w USA). Wpajali oni w swych współwyznawców przekonanie o specjalnym propagandowym, wypuszczaniu ich do krajów neutralnych. Działali na polecenie gestapo — Hahna i Brandta — ściągnęli około 2000 bogatych Żydów mających za ogromne pieniądze kupić paszporty zagraniczne. Niemcy ich ograbili i pomordowali (część wysłali do obozów), nielicznych wypuścili, w tym kilkudziesięciu swoich agentów dla działań propagandowych na rzecz Niemiec —patrz C. Arch. sygn. 202/XV-2. tom 2. k. 158, przechodzili ci Żydzi przez luksusowy obóz w Bergcn Belsen i Vittel we Francji, oczekując na wymianę za towary z USA, byli internowani, ocaleli (a Rząd polski na emigracji posyłał im pomoc !!).

Ilość Żydów — agentów gestapo była tak duża, że działalność ich zaczęła obejmować nie tyłko dzielnicę aryjską Warszawy, ale i całą Generalną Gubernię. Stali się oni szczególnie niebezpieczni przez perfidne przybieranie maski ludzi prześladowanych i szukających pomocy u Polaków. Zdrajcy ci, szybko zaczęli zapełniać listy zdemaskowanych agentów gestapo, zestawiane przez Armię Krajową i inne organizacje polskie. Wyroki na nich zaczęły się sypać na terenie całej Generalnej Guberni. Wiadomo nam było o działaniu zdrajców we wszystkich skupiskach żydowskich. Np. w Krakowie działali dwaj znani agenci gestapo — Żydzi — Zeligncr i Forster. Forster zdołał nawet zmontować szeroko rozgałęzioną siatkę konfidentów. Po likwidacji getta krakowskiego (13 marca 1943 r.) pojawiły się jesienią 1943 r. w Krakowie, dwie zorganizowane grupy gestapo, rekrutujące się z Żydów. Specjalizowały się one w wykrywaniu ukrywającach się Żydów w tzw. aryjskiej części miasta. Pierwszą taką zbrodniczą grupę stanowili: Diamand, Julek Appel, Natan Weissman i Stefania Brandstatter-Poklewska, a drugą: Forster, Marta Purec-Porzecka, Rosen, Goldberg. Loffler. Kleinbcrger, Kerner, Pacanower, Rosen, Rotkopf, Taubman, Weininger i wielu innych. Większość z nich —jako w końcu bezużytecznych — zlikwidowało gestapo.

W Sosnowcu działał słynny agent gestapo. Żyd o nazwisku Meryn. Podobnie. jak w Warszawie. Żydzi — agenci gestapo działali również w getcie łódzkim. Słynni byli agenci lubelscy Hoflego, którzy jeździli z nim na akcje likwidacyjne w ramach akcji „Reinhard". Wiele też słyszało się o żydowskim zdrajcy, SD-manie Jerzym Ryperze, który działał pod koniec 1943 r. na terenie Lidy. oraz wielu innych. Pamiętnikarze skupisk żydowskich, wzmiankują stale o ich haniebnej działalności, o roli Judenratów i policji żydowskiej (którym Niemcy zawdzięczają ułatwioną formę wywózki Żydów do obozów zagłady).

Wniosek nasuwa się przykry. Żydów — agentów gestapo, zdrajców, szmalcowników i kolaborantów, było dużo. Swoją ilością biją oni proporcje występujące w innych nacjach, okupowanej przez Niemców Europy. Było to następstwem najwyższego bestialstwa i niespotykanej w dziejach świata ekstermnacji,  jaką wobec nich zastosowano. Pchał ich do lego instynkt samozachowawczy. Ale to ich nic usprawiedliwia. Czasem nieopatrznie zrobiony krok, czy złośliwy donos, odcinał ich od społeczeństwa i pchał na drogę zdrady, z której nie było powrotu. I jeśli mieli z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia, to głuszyła je świadomość omalże absolutnej władzy nad ziomkami, władzy, która w dodatku miała dla nich arcyprzyjemne formy i ramy zewnętrzne. Cóż za buta i napuszenie biły z postawy eleganta Sternfelda czy Lejkina... To samo, tylko z dodatkiem wyjątkowej banalności obserwowało się u Szmerlinga i Brzezińskiego — zbirów z Umschlagplatzu. Rozsmakowali się w zdradzie oprawnej w luksusy i zbytek. Wiedzieli, że po ich łotrowskiej robocie, czekają na nich wymyślne rozrywki w Palais de Dance , Sztuce, Hotelu Brytania i restauracji ..Casanova" w towarzystwie prawdziwych, niemieckich gestapowców— Ubermenschów. Dawało im to poczucie zadowolenia, czasowego szczęścia i satysfakcji. Wiedzieli, że będą żyć raczej krótko, bo znali nienawiść do nich ich braci, ale w jakim luksusie.

Podaję nazwiska najbardziej znanych policjantów żydowskich i agentów gestapo: Komendantem był ppłk policji polskiej Szeryński, jego z-cami Michał Czapliński i adw. Jakub Lejkin — który w lipcu 1942r. został k-ntem z dodanym mu z-cą Józefem Erlichem. Marian Hendel był inspektorem policji, oficerowie Flirstenberg i First (zastrzeleni z wyroku podziemia w 1943 r.), dr Sierota syn znanego kantora zaufany Gancwcicha. kier. tzw. żydowskiego pogotowia ratunkowego przy ..13", Sachsenhaus ojciec i syn, bracia Zachariasz. as agentów dr Alfred Nossig, Adier, Nuss, Orlean, Lesselbaum, Halber, Langier, Zelman, Bachrier, Anders, szef Umschlagplatzu krwawy Szmerling, Regina Just, Szpunt, Szajer, Hurwicz, Hcring, Beharier, Gurman, Milek Tine, Świeca, Estorowicz, Konerstein, Warszawiak, Blumsztajn, adw. Gleichweksler, adw. Bramerson, adw. Zajdłer, adw. Nowogródzki, adw. Palatyński, adw. Ćwiejko-Załęski i inni adwokaci, którzy mieli stopnie oficerskie w policji, kpt. Fleischman, Luftig, Chaim Mangel, Gumplowicz, Markowicz, Supp, Ulla Regina, Herc, Lutcnberg vel Laturski, Toffel Zofia, Turkas Doba, Żurawin, Skosowski, Wlodawski, Weinraub, Radziejowska i wielu innych. W końcu sami Niemcy mieli ich dosyć i 24 V 1942 r. urządzili nocną rzeź kierownictwu „13". Szefowie Gancweich i Sternfeid uratowali się ucieczką, ale zabici zostali ich najbliżsi współpracownicy Lewin, Mendel, Gurwicz, kuzyn Gancweicha Szymonowicz. Po tym sprawa przycichła i policja żydowska nadal pełniła zdrajczą służbę. Dotarcie do takich z wyrokiem było b.trudne, dlatego przeważnie dożyli do 1943 r. Mniej ważni zdrajcy szybciej doczekiwali się kary. Np. b. bokserski mistrz Polski Rotholc — popularny „Szapsio" tak dokuczył ludziom swoją pałką policjanta, że na prośbę samych Żydów dostał karę ciężkiej chłosty, którą egzekwował na nim członek mojego oddziału Teodor Niewiadomski. W zestawieniu z nim, biedacy idący podczas akcji Hoflego dobrowolnie na śmierć, też dla mirażu chwilowego szczęścia, tylko w postaci bochenka chleba i kilograma marmolady, stanowili razem obraz z najkoszmarniejszych snów.

Zdrada i wydawanie Żydów przez samych Żydów miała nieraz akcent rozpaczy i złości za nieprzyjęcie ich do ukrywającej się grupy. Jako tego przykład podaję fakt wydania w samym lipcu 1944 r. około 20 Żydów ukrywających się na ul. Nowowiniarskiej 14 u Marczaka. Mieli oni luksusowe schowanie z łazienką, z telefonem, w piwnicy, pod mieszkaniem Marczaka. wejście do piwnicy było przez szafę. Jakaś Żydówka z 7-letnią dziewczynką przez zemstę za odmowę przyjęcia jej do wspólnoty wydala całą grupę. Niemcy wywieźli ich i pomordowali. Marczak dostał się w ich ręce następnego dnia i zginął. Powyższe dane potwierdziła mi po wojnie mieszkanka tego domu Danuta Wróblewska.

Pora na wstępne zbilansowanie ilości zdrajców z getta warszawskiego.

Było ich ca 10 000 osób. Z tego w policji było (rotacyjnie) ca 2 500. Specjalnych agentów Gestapo i „Żagwi" było ponad 1 000 osób. W kolaboracyjnej Gminie Żydowskiej było ponad 6 000 osób; z tego za szczególnie zdrajczych. biorących udział w specjalnym wyzysku i ekonomicznym wyniszczaniu narodu, w wyniszczaniu przesiedleńców i skazywaniu ich na śmierć głodową uważano co najmniej 2 500 osób. Te 10 000 stanowiło w 1941/42 r. ca 2% ogółu społeczności getta; zaś w skali krajowej dochodziło do tego dziesiątki tysięcy ludzi, gdyż byli oni w każdym getcie. Wywodzili się oni ze sfer zamożnych, plutokracji, inteligencji, dużo pracowników policji. Im mniejsze getto tym procent zdrajców był większy. Nie ma możności ustalenia ich liczby, skoro sami Żydzi i ŻIH ich ukrywają, skoro Kneset w 1950 r. uchwalił nie pociąganie ich do odpowiedzialności karnej. To jest niemoralne !

Im więcej lat upływa po wojnie, tym bardziej łagodnieją oceny przestępstw okupacyjnych i coraz mniej się o nich mówi. Ludzie odstępują stopniowo od ścigania nawet winnych przelewu bratniej krwi a nawet i krwi rodzinnej, znam takie wypadki. Wielu żydowskich zdrajców wojnę przeżyło. Wielu z nich zdołało szybko wyjechać z Polski wraz z nagrabionymi majątkami, jak np. dr Michał Weichert prezes Żydowskiej Samopomocy Społecznej z wyrokiem śmierci ŻOB, dziś żyjący w Izraelu; jak węgierski Żyd — dr Izrael Kastner. Nikt dziś już nie dochodzi ich przestępstw, bo zbyt mało pozostało świadków. Wielu sprawców w ogóle nie zostało do dziś zdemaskowanych, z uwagi na tajny charakter ich przestępczej służby. Jak trudno ich znaleźć, świadczą mozolne, długotrwale poszukiwania głównych inicjatorów przestępstw wojennych. Klasycznym tego przykładem była sprawa Eichmana. Niektórych zbrodniarzy i siewców nienawiści między ludźmi, ściga się jednak dalej dla celów wychowawczych, tak dla całych narodów, jak i dla niektórych polityków, którzy lubią wojenkę. Ale jak trudno to idzie, jak nikły ich procent staje przed tendencyjnie liberalnymi sądami w RFN czy Austrii, ilu wbrew  obciążającym dowodom zwolniono od win i kary, bądź ograniczono im karę do fikcji. Tym niemniej trzeba o tym mówić i pisać, żeby złu zamykać drogę na przyszłość. Tu dużą rolę gra biuro Szymona Wiesenthala- choć żydowskich kolaboracjonistów chroni, nie ściga, będąc sam o to posądzony i oskarżony !

Odnośnie zasięgu kolaboracji wśród Żydów i akcji wykonywania wyroków na terenach południowych GG, przytoczę z wykazu zastrzelonych w okresie lipiec —październik 1943 r. wg danych „Drapacza", następujące nazwiska o żydowskim brzmieniu: 

Hirsch i Szapule — Częstochowa— 8 sierpnia: Nauman — rejon Piotrkowa — 23 sierpnia; Bother — Białobrzegi — 7 września; Józefa Kalan. Józef, Zygmunt i Władysław Geno, Józef Próchnik — Zemborzyce — 11 września; Sebze — Monesten — 10 sierpnia Krupę — Ciche k/Nowego Targu — 28 sierpnia; Sewinger — Błogie k/Sulejowa — 23 września; Fulner z rodziną —Chanowice koło Rozwadowa — 13 października; Piotr Hilger — Łęck — 18 września; Goldfield — Łososina Dolna— 17 września; Roman Hintz — Piotrków — 5 października.

Poza podaną już za Archiwum WIH — teczka Nr ill-43/6. listą osób likwidowanych za kolaborację w okresie VII-XII 1943 r. podaję drugą listę — dot. okręgu krakowskiego. Lista ta była w archiwum pik. Ludwika Muzyczki — Sulkowskiego. Szefa Oddziału VIII Sztabu Gl. K-ndy gł. AK. a obecnie będącej u jego córki dr Danuty Hoffman. Jest to sprawozdanie ..Stożka'' z dnia 30.1.1944r.. podające drugą listę konfidentów (lub podejrzanych) Okręgu krakowskiego. Zaczyna się od uzupełnienia I listy konfidentów z dnia 28 XII 1943 r. dół. Okręgu krakowskiego, o 3 osoby: 

Marta Panecka vel Puretz Marta, Ż.Kr.Taubman, Ignacy, Żyd Kr, Wiesner N.Ż.-N. Sącz. Na tych listach są podani Żydzi i to w znaczny cli ilościach, co wskazuje na wagę problemu i na ich ..zawodowy" charakter kolaboracji i szpiegostwa na rzecz Niemców, biorąc pod uwagę rok uchwycenia ich działalności 1943-44.

Oto druga lista: „Mieczysław Bielawski, Żyd, Kraków, Artek Bloch Żyd, Kr, Blodek. N., Żyd, Kr, Bochner L., Kr, Fertel N. Ż, Kr, były policjant gettowy, Filister. N.Ż.Kr, Forlig N.. Ż.. Kr, Aleksy Forster, Ż. Kr, Wilhelm Giemski, Ż.Kr., Grodman N. Ż. Kr, Anna Himlet, Ż.Kr, Immergluk N.Ż, Kr, Julian Korczyński vel Julek Appel, Ż, Kr, Herman Neigier. Ż, Kr, Obruch N.. Ż., Kr, działał na terenie fabryki obuwia „Sfinks", Józef Pacanower, Ż, Kr, Peer, Ż, Kr, Pelcówna N, Lańcut, Romer vel Dobrowolski N, Ż, Kr, Schleifer N. Ż, Kr — Wola Duchacka, Seelingcr N., Ż, Kr, Szymon Spitz, Ż, Kr, Ludwik Stabryła, Ż, Kr, Ungeheuer N, Ż, Kr, Weininger N., Ż, Kr, Nie pisano Żyd tam, gdzie nie było 100% pewności, choć likwidowano Żyda.

Na zakończenic tej smutnej listy zdrajców i kolaborantów, szerzej poruszę dane życiorysowe wzmiankowanego już dr. Alfreda Nossiga. najstarszego wiekiem i stażem zdrady. Dane te czerpałem z „Judisches Lexicon" tom IV/1, szpalta 524. wydanie Berlińskie 1930 r., oraz z przedmowy Dawida Erdtrachta do książki Nossiga pt. „Polen und Juden", Wydawnictwo „Renaissance" 1921 r.. Wiedeń-Berlin- -Warszawa-Londyn-N.York.

Alfred Nossig urodził się w 1864r. we Lwowie, mieszkał głównie w Berlinie. Napisał wiele dramatów, m.in. o Giordano Bruno (1885r.), o „Królu Syjonu" (1887. o Bar-Kochbie (l 901 r.). Był też malarzem i rzeźbiarzem figuralny m. cykl pt. Wieczny Żyd (Ewige Jude). król Salomon. Mechabeusze. Był również pisarzem naukowo-politycznym, zajmował się socjalizmem. Filozofował o „Rewizjonizmie socjalizmu" (1900r.) Zajmował się pisaniem o sprawach agrarnych, o światowym pokoju. Działalność publicystyczną na temat problemu żydowskiego rozpoczął w 1887r.. rozważając sprawy syjonizmu, realizmu polityki żydowskiej, sprawę Palestyny i jej kolonizacji, wiązały się z tym rozważania statystyczne. Założył w Berlinie w r. 1908/09 Żydowską Organizację Kolonizacvjną. Brał udział w ruchu syjonistycznym, i to dłuższy czas, choć stal w opozycji do Teodora Herzla. Po I wojnie św. poświęcił się propagowaniu światowego pokoju i w 1928r. założył Oddział „związku przyjaźni różnych religii". Tyle „J.Lexicon".

Dawid Erdtracht rozpływa się nad jego znawstwem problemu żydowskiego. nad znawstwem duszy polskiej i miłością ziemi polskiej. Uważa Nossiga za powołanego do przeprowadzenia porozumienia polsko-żydowskiego. Przy okazji podkreśla prześladowania Żydów w Polsce, podkreśla światowe protesty przeciw „pogromom Żydów" i organizowane z zewnątrz akty pomocy. Przy czym działalność taką Polaków uważa za pozbawioną sensu, gdyż Polska nie ma stanu kupieckiego poza żydowskim, istniejącym od wieków, i nie ma go kim zastąpić. A nowo powstałe państwo potrzebuje zdrowej gospodarki miejskiej i doświadczonego stanu kupieckiego. Dalej dywaguje Erdtracht. że „Polska powinna sobie brać za wzór Litwę, która pierwsza z państw nowo powstałych dała Żydom najrzetelnicj pełne prawa polityczne, za co żydówscy politycy w godzinie niebezpieczeństwa żadnej polityki nie prowadzili, jak tylko litewską, ba nawet stanęli na czele litewskiej polityki państwowej, a zagranicą szukali i znaleźli sympatię nie dla jakiejś specyficznie żydowskiej sprawy. a dla litewskiego państwa..." (Skoro było tak dobrze, to dlaczego w czasie II wojny św. Litwini wystąpili przeciw Żydom, ich wyzyskowi — uwaga T.B.). No i oczywiście stąd wniosek, że gdyby Polacy po I wojnie św. zaczęli budować zgodę polsko-żydowską, to „mieliby sympatie całego kulturalnego świata, całego światowego żydostwa, a w pierwszej linii entuzjazm i zdolność ofiar dla polskich spraw wśród polskiego żydostwa..." (A tak — to musiało i było odwrotnie — T.B.). No. gdyby misja porozumiewawcza Nossiga udała się, wtedy obok naszych. napłynęłoby miliony Żydów do Polski, gdyż miałyby tu wg Erdtrachta „zabezpieczone, pewne i spokojne bytowanie na Wschodzie, Polacy pełną nadzieję, wspaniałą przyszłość, świat przedmurze porządku i kultury"! (No i powinszować!!). Ale tak ładnie i teatralnie akcje Nossigowi nie przebiegły. Jako płatny agent rządu niemieckiego, chciał spędzać Żydów z Niemiec (zatem oczyszczać z nich) na „Wschód" — do Polski. Szczęśliwie Polacy mieli na ten temat coś do powiedzenia i nie dali się uszczęśliwić tą masówką (choć dali obywatelstwo 600 000 Żydów rosyjskich). W tym duchu Nossig jeździł kilka razy do Turcji, pisał wywiady z wezyrami, z jednej strony jako agent germańskiego imperializmu, a z drugiej — jako agent syjonizmu i Herzla, by zdobyć Palestynę dla Żydów. Nikt nic nie wzmiankował o tego rodzaju jego roli, tajnego politycznego agenta, a także współpracownika policji, „przespali" to historycy żydowscy w PRL. W roli agenta policji niemieckiej błysnął w pełnym blasku gwiazdy pierwszej wielkości w czasie II wojny św. w Polsce i w Warszawie, budując pomnik swej niesławy.